środa, 24 maja 2017

ROZDZIAŁ VI

   Tego dnia Noelię obudził utwór „O Fortuna” – poemat ze zbioru „Carmina Burana”, do którego Carl Orff napisał muzykę.
   Ze zdziwieniem odkryła, że się wyspała, jednak nie za sprawą aplikacji Nightly. Nastolatka zrezygnowała ze sprawdzenia jej użyteczności. Nawet jeśli aplikacja faktycznie pomagała ludziom, czyniła to powoli. Noelia przekonała siebie, że po wielu nieprzespanych dniach i nocach, w końcu zaśnie na stojąco i odeśpi ten czas. Zmusiła siebie również do uwierzenia, że z czasem przyzwyczai się do nowej sytuacji i wtedy sen wróci do normy. Organizm przecież kiedyś musi się zbuntować. Nie spodziewała się jednak, że wszystko zacznie wracać do normy tak szybko. Kiedy położyła się do snu, nie była aż tak wykończona, by nie móc normalnie funkcjonować. Zmiany zatem należało upatrywać się w stanie umysłu. Przez chwilę próbowała odszukać jej przyczynę, wygrzebując na wierzch najstarsze zdarzenia i starannie je analizując, jednak mózg działał zbyt opornie. Nie podsunął jakiegokolwiek rozwiązania zagadki. Na nieszczęście, znalazł coś innego – coś, co dziewczyna wolałaby przetransportować na bezludną wyspę i zakopać raz na zawsze. Coś, przed czym nie było ucieczki.
   Czuła oddech ojca. Otaczał jej ciało ze wszystkich stron. Powtarzał, że przed genami nie ma ucieczki – że zejdzie na złą drogę. Czuła małe, błękitne oczy, unoszące się w przestrzeni tuż przed oknem, wwiercające się w jej własne z oślim uporem. Nie mrugały, jak przystało na byty pochodzące z zaświatów. Patrzyły niestrudzenie w jeden punkt. Nie odczuwały zmęczenia. Noelia nie była pewna, czy naprawdę chcą ją przestraszyć, czy jedynie zapewnić, że ucieczka przed samym sobą nie istnieje. Owszem, ktoś powiedziałby, że można powziąć drastyczne środki. Poprzez samobójstwo przepowiednia się nie wypełni. Ale to nie byłaby ucieczka. Samobójcy przed niczym nie uciekają. Nie da się uciekać, skoro się nie żyje.
   Teoretycznie ucieczka istnieje – zgodziła się po jakimś czasie nastolatka. – Gdyby nie przeszkadzało mi stanie się takimi jak oni. Ale dlaczego właściwie mi to grozi? Nie piję, w przeciwieństwie do ojca, co znaczy, że nie mogę zginąć podczas jazdy samochodem, przynajmniej nie z powodu pijaństwa. Ja nawet nie chcę pić, absolutnie mnie do tego nie ciągnie. O matce zaś nic nie wiem i nic mnie ona nie obchodzi. Może powinna, nie mam pojęcia. Może wiedząc, kim się stała i dlaczego tak młodo umarła, byłabym w stanie uniknąć tego samego losu. A co, jeśli już jest za późno? Jeśli zainteresowałam się czymś, czym nie powinnam – czym ona się zainteresowała. Jestem młoda. Mogę nie widzieć konsekwencji. To zainteresowanie nawet nie musi być jakieś straszne i nielegalne. Wystarczy coś zwykłego. Ludzie zaczynają małymi kroczkami, a potem przekonują siebie, że jeśli przekroczą granicę, nic się nie stanie. Postępują tak z każdą inną granicą, posuwając się coraz bliżej w stronę dezintegracji. Ciągle wmawiają sobie, że to nic, na pewno nikomu nie zaszkodzą... aż w końcu bum!
   Sięgnęła po smartfon. Poniedziałek, godzina szósta. Cholera. Musiała iść do szkoły.
   Nie, nie mogła iść do szkoły. Może nie czuła się inaczej niż w zwykłe poranki, ale nie cieszyło jej spotkanie na nowo tych wszystkich ludzi. Zachowywaliby się jak zawsze. Drażniliby swoją przeciętnością i niezdolnością do prowadzenia sensownych rozmów. Dopytywaliby się, czy wszystko w porządku, gdyby zobaczyli choć najmniejszą różnicę w zachowaniu, a ignorowali rzeczy poważniejsze. Ludzie zawsze tak robią. Kiedy widzą, że coś jest nie tak, ale tylko trochę nie tak, oferują pomoc, jednak gdy dostrzegają, że to coś poważniejszego, usuwają się w cień. W sumie dobry sposób sprawdzenia, czy ktokolwiek mnie podejrzewa – stwierdziła Noelia. – Jeśli zaczną pytać, to znaczy, że powinnam lepiej maskować swoje emocje. Jeśli nikt nie zwróci uwagi, cóż, albo jestem najlepszym aktorem... albo najgorszym.
   Jednak nie mogła skończyć rozważania decydującego o całym jej dalszym życiu na tych myślach. Podejmowanie pochopnych decyzji to błąd. To od nich w wypadkach giną ludzie i to od nich rodzą się dziwne, szkodzące pozostałym, nawyki. W jakim przypadku spadłoby na nią największe podejrzenie? Gdyby pojawiła się w szkole czy gdyby się w niej nie pojawiła? Noelia nie należała do osób, którym zależało na frekwencji, rezultatem czego było dość sporo opuszczonych godzin – na szczęście mieszczących się w normie, więc nikt się nie czepiał. W przeciwnym razie musiałaby zostać straszona połowa szkoły stosująca zasadę „nie umiesz na sprawdzian, nie idź – pouczysz się w domu i napiszesz w drugim terminie”.
   Dziewczyna długo szukała w pamięci informacji o sprawdzianach i niestety, nie poszczęściło jej się – najbliższy wypadał dopiero w czwartek. To i tak nie oznaczało, że nie mogła nie iść do szkoły. Czasami opuszczało się godziny z innych powodów. Jeżeli ktoś miał dostrzec najmniejszą zmianę w zachowaniu nastolatki, byłoby to dzisiaj. Później przystosowałaby się do rzeczywistości i nic nie byłoby nowe i niezwykłe. Nikt nie odróżniłby jej od starej siebie. Wychodziło więc na to, że lepiej nie poznać odpowiedzi na to, czy jest się dobrym/słabym, czy przeciętnym aktorem. Ale jeśli później zostałaby obarczona podejrzeniem, pobyt w domu zadziałałby na jej niekorzyść. W końcu nikt nie oczekiwałby od dziewczyny, która kogoś uprowadziła, przesiadywania w szkole kolejnego dnia. No ale dlaczego miałaby być w ogóle podejrzana? Po kilku dniach nikt by nie zauważył, że w jej zachowaniu jest coś nie tak.
   Czy aby na pewno?
   Dobra, pójdę do tej szkoły. Niech się dzieje, co chce.

*

   – Jakoś udało mi się wcisnąć Ząbka do grafiku – usłyszała głos przybranej matki dochodzący z kuchni.
   No tak, Jolanta i Krzysztof już wstali. Powodem była praca. Krzysztof musiał jechać do szkoły uczyć geografii, zaś Jolanta do swojego gabinetu leczyć ludziom zęby.
   – Pan Ząbek? – Krzysztof zaśmiał się. – A nie przypadkiem Dziąsło?
   Noelia dobrze znała tę historię. Niedawno do gabinetu przyszedł ktoś inny na miejsce umówionego mężczyzny, a jej przybrana matka, jak zawsze, chciała się upewnić, czy przyjmuje człowieka o właściwym nazwisku. Zapytała więc, czy ma do czynienia z panem Ząbkiem, na co pacjent zażartował, że z Dziąsłem.
   – Na pewno byłby zachwycony z takiej zmiany nazwiska – stwierdziła z zadowoleniem Jolanta.
   Powietrze w korytarzu zostało zaatakowane przez apetyczny zapach jajecznicy.
   – A ja sądzę, że gwóźdź programu lepiej na nim leży – zażartował Krzysztof. – Albo ząbek, jeśli jeszcze planuje wycieczki do „Mam talent”... i wykorzystać wyrwane zęby, rzecz jasna.
   – Oj, Krzysiu, Krzysiu... aż taką sadystką to ja nie jestem.
   Noelia, usłyszawszy brzdęk rozkładanych na stole talerzy, miała ochotę się uśmiechnąć, lecz tego dnia ta prosta czynność okazała się zdumiewająco trudna. Z jednej strony dziewczyna cieszyła się szczęściem przybranych rodziców, z drugiej zaś czuła, że nie pasuje do tej całej radosnej atmosfery oraz nie chciała jej zepsuć.
   – Gdyby miał zęby mleczne, to co innego – usłyszała przybranego ojca.
   Dentysta sadysta wyrywa mleczaki – pomyślała Noelia wywracając oczami. – Jakie to stare.
   – Wiesz może, co się dzieje z Noelią? – zapytała nagle Jolanta. Nastolatka zatrzymała się niedaleko wejścia do kuchni. – To niepodobne do niej znikać na tyle czasu. Podobny przypadek zdarzył się tylko raz i to niedługo po tym, jak ją przygarnęliśmy, ale wtedy i tak po jakimś czasie chociaż zadzwoniła.
   – Nie przejmowałbym się tym zbytnio. Pewnie ma przejściowe kłopoty z rówieśnikami. Tego typu rzeczy się zdarzają.
   Przejściowe kłopoty z rówieśnikami? Noelia nieomal prychnęła. Nie należała do osób przejmujących się wypowiedziami większości ludzi – zwłaszcza tych, za którymi nie przepadała.
   – A co, jeśli to nie przejściowe kłopoty? – martwiła się Jolanta. – Wiesz, jacy potrafią być nastolatkowie. Skąd możesz wiedzieć, że nie miała kłopotów od początku, tylko szczelnie wszystko maskowała?
   – Noelia nie sprawia wrażenia osoby, która długo ukrywa to, co czuje.
   A więc łatwo mnie przejrzeć – pomyślała Noelia z rozczarowaniem.
   – Może nigdy jej tak naprawdę nie znaliśmy – zasugerowała przybrana matka.
   – Wątpię. Słuchaj, nie będziemy jej naciskać, bo wtedy niczego się nie dowiemy. Niech sama nam powie, co ją trapi.
   Akurat. Chociaż w sumie to mogę wymyślić sobie problem – i to taki, żeby się nie kapnęli.
   – A co, jeśli nie zechce nam tego powiedzieć?
   – Cierpliwość opłaca się zawsze – uspokajał Krzysztof. – Nie zamierzam popełniać tego błędu, co wielu rodziców innych dzieci i wypytywać każdego wokół, czy zauważyli jakąś zmianę.
   – Więc zamierzasz po prostu nic nie robić, nawet wówczas, gdy potrzebne okażą się inne środki? – zdenerwowała się Jolanta.
   – Nie wiem, co będzie później – mąż kobiety rzekł z opanowaniem – ale sądzę, że jedno z nas powinno powiedzieć Noelii, że nie będzie żadnych konsekwencji z tej eskapady i jeśli chce porozmawiać o jej przyczynach, nie będziemy jej oceniać, tylko doradzimy, jak poradzić sobie z problemami... O, widzę, że już wstała.


*

   Blondynka dostrzegła znajome, puszczone luzem, sięgające kilka centymetrów za ramiona, włosy. Ich właścicielka schodziła właśnie po schodach prowadzących na pierwsze piętro.
   – Kacha! – wrzasnęła Noelia.
   Szatynka najwyraźniej nie usłyszała wołania, a jeśli tak, przyszłość Noelii jawiła się w czarnych barwach. Dziewczyna przyspieszyła, przeskakując dwa stopnie naraz.
   – Ej, Profesor! – jasnowłosa podjęła drugą próbę, puszczając się biegiem za uczennicą.
   Ksywkę podarowali dziewczynie Kuba i Sebastian po pierwszym dniu spędzonym w liceum. Podobno wyniki procentowe z egzaminu gimnazjalnego utwierdziły ich w przekonaniu, że to kujonka. Noelia wątpiła, czy w istocie je od niej wyciągnęli, ale nawet jeśli zostały wyssane z palca, musiały niewiele się różnić od prawdy – uczennica zdobywała prawie same czwórki i piątki.
   Wezwana zatrzymała się na przedostatnim stopniu schodów.
   – Tak? – odezwała się.
   – Ej, kiedy mamy następny sprawdzian?
   Noelię nie interesowała odpowiedź na to pytanie, lecz jakoś musiała rozpocząć rozmowę.
   Katarzyna zmarszczyła brwi.
   – Czy wyście się dzisiaj na mnie uwzięli czy jak? Już trzy osoby – dla uwypuklenia zwinęła prawą dłoń w pięść, trzy palce pozostawiając wyprostowane – mnie o to pytały. Ty jesteś czwarta.
   – To wcale nie pechowy numer – przedstawiła swój punkt widzenia blondynka. – Gorzej, gdyby to była... no nie wiem... trzynastka.
   – Po pierwsze, najbliższy sprawdzian wypada w czwartek – z matematyki, która prawie nigdy nie zakochuje się z wzajemnością. Po drugie, tyle razy jednego dnia to by nikt nie został zapytany, a po trzecie... wierzysz w takie bzdury?
   – Oczywiście, że nie. Żartowałam.
   Profesor pokręciła głową z powątpiewaniem.
   – Nie wyglądałaś, jakbyś żartowała.
   Noelia uznała, że długo nie wytrzyma, jeżeli cały dzisiejszy dzień będzie tak przebiegać. Ledwo wdała się w rozmowę, a ta już żeglowała ku niebezpiecznym wodom.
   – Mam dzisiaj kiepski dzień – powiedziała.
   Tym razem szatynka pokiwała głową w zrozumieniu.
   – Kłótnia ze starymi?
   – Co? – wyrwało się Noelii.
   Miała szczęście, że nie zareagowała gwałtowniej. W przeciwnym wypadku wplątałaby się w niezły bajzel. Nikt nie mógł się dowiedzieć, gdzie wczoraj była, ani że większość czasu spędziła poza domem. To by ją od razu wskazało jako winną zaginięcia dziewczyny, której fotografię pokażą w wiadomościach – których nie obejrzy. Naprawdę od razu? Przecież wiele osób spędziło czas poza domem w tym samym czasie, co ona, a przybrani rodzice nie każą jej pójść na policję – w końcu dla nich nigdy nie była w Trzebnicy, zatem nawet nie będą jej podejrzewać.
   – Przepraszam – rzekła Katarzyna. Noelia widziała, że nastolatce w ogóle nie było przykro. Nie, żeby ją to jakoś szczególnie obchodziło. Ludzie tacy byli. – Myślałam, że oficjalnie już nazywasz ich mamą i tatą.
   – Nie pamiętam, bym kiedykolwiek nazywała ich w twoim towarzystwie mamą i tatą – blondynka zbliżyła się do ściany, by przepuścić grupkę mijających ich uczniów zmierzających na drugie piętro – czy Krzysztofem i Jolantą, więc nie mam pojęcia, o co ci chodzi z tym „już”.
   – Nie czepiaj się słówek – powiedziała z lekkim wyrzutem szatynka. – Nie miałam na myśli nic złego... – Obejrzała się dookoła, żeby sprawdzić, czy nikt ich nie podsłuchuje. – To czemu dzisiaj jesteś nie w sosie?
   Jakby specjalnie na złość, na schody wysypała się kolejna grupka uczniów – najprawdopodobniej trzecioklasiści – składająca się z czterech dziewczyn o ciemnych włosach. Rówieśnice żywo o czymś ze sobą dyskutowały.
   Katarzyna spojrzała w górę z poirytowaniem.
   Zabójcy raczej nie żartują następnego dnia w szkole – pomyślała Noelia. Wygięła usta w wymuszonym uśmiechu.
   – Przepraszam bardzo, czy ja stanowię tak nieidealny kąsek, żeby nie chcieć umieścić mnie w sosie?
   Trzy członkinie grupy zachichotały. Czwarta  dziewczyna najwidoczniej nie dosłyszała – szturchnęła jedną z towarzyszek w ramię, a następnie obróciła głowę w jej stronę.
   – Chyba wiem, co one oglądały dzisiaj po nocach zamiast się uczyć – odezwała się półszeptem Profesor, po czym dodała głośniej: – Do matury się uczyć, a nie mi tu kanibali oglądać!
   Słowa te wywołały u grupy salwę śmiechu.
   – Profesor, rezerwujesz miejsca na wykładach? – zagaiła najniższa z dziewczyn. Na czubku jej głowy siedział ogromny kok.
   – Ona rezerwuje wszystkim, a później i tak nie ma gdzie usiąść, bo tym wszystkim nie starcza – skomentowała Noelia nieco zbyt poważnym tonem.
   Grupa ponownie wybuchnęła śmiechem. Noelię aż zemdliło. Im wszystkim towarzyszył nader dobry nastrój. Dobrze mieli – żyli nieskażeni smutkiem ani trwogą.
   – Widzę, że humor ci dzisiaj dopisuje, Noel – wygłosiła śpiewnie dziewczyna z kokiem.
   Resztę godzin lekcyjnych Noelia spędziła podobnie – na udawaniu, że wszystko gra, raz z lepszym, raz z gorszym efektem.

*

   Powietrze przenikał intensywny zapach dymu zmieszanego ze spalinami. Zajmował każdą przestrzeń. Zachowywał się niczym potwór, który – żeby przetrwać – musi karmić się niezliczoną ilością pokarmu, istnieniami innych. Wszyscy powtarzają, że go nie potrzebują, co jest nieprawdą. Tego potwora ludzie potrzebują – bardziej, niż się do tego przyznają. Większość nie umiałaby dalej żyć, gdyby odebrano im samochody. Niektórzy nie obyliby się bez śmiercionośnych papierosów.
   Zatrważająca mieszanka zdawała się osiadać na siedzeniach wąskiej, jasnobrązowej ławki, a nawet na ciałach przebywających w pobliżu ludzi. Przystanek autobusowy to miejsce najgorsze z możliwych: tu zjawiało się mnóstwo osób. Byli tacy, którzy chcieli jedynie dotrzeć do celu. Byli też tacy, którzy obawiając się długiego oczekiwania na autobus, przynosili ze sobą paczki papierosów czy kanapki owinięte folią. To wszystko sprawiało, że przystanek przypominał chlew. Blondynka nie chciała obrażać świń – natura nie obdarzyła ich zdolnością myślenia, w przeciwieństwie do istot ludzkich – lecz próżno było szukać innych porównań.
   Po niebieskiej kostce, jaką wyłożono chodnik, pałętało się kilka paczek Marlboro, zdecydowanie zbyt wiele ulotek oraz pozostałości po spożywanych produktach. Na trzech przezroczystych plastikowych ścianach widniały reklamy. Po rozkładzie jazdy autobusów ślamazarnie spływały podejrzanie wyglądające plamy. Krążyła plotka, że zaledwie pół godziny temu jakiemuś dziecku tak doskwierała nuda, że zabawiło się w malarza, do wyrażenia swej artystycznej duszy wykorzystując keczup.
   Co ja tu robię? To, że tym razem się wyspałam, nie daje gwarancji, że zobaczę wariatkę taką, jaką jest w rzeczywistości. Mój mózg wciąż może wyjechać na urlop. Czy będę w stanie ponownie znieść jego oszustwa? A może ta wizyta u wariatki doszczętnie mnie zniszczy? Może będę tęskniła za siedzeniem na tym piekielnym przystanku?
   Obok – z lewej strony Noelii – dosiadł się kolejny osobnik, który nie miał nic przeciwko tworzeniu chlewu: otyły mężczyzna po pięćdziesiątce z łysiną na czubku głowy. Jego małe oczka obserwowały biedną ofiarę, zamkniętą w okrągłym niebieskim plastikowym pudełeczku. Sumiaste wąsy poruszały się w niemym zachwycie za każdym razem, kiedy wkładał między wargi drobną, zdecydowanie niepasującą do masywnych dłoni, błękitną łyżeczkę.
   Nie trochę za zimno na lody na dworze?
   Sprawdziła godzinę. No to ładnie. Musiała poczekać jeszcze piętnaście minut, co podobało jej się tak bardzo, jak ponowna konwersacja z wariatką.
   – Tartufo? – zagaiła. Połówka gałki była jasna w środku. Od strony zewnętrznej otulała ją czekolada udekorowana orzechami włoskimi.
   Noelia nie bardzo wiedziała, co ze sobą zrobić. Nie będzie przecież zastanawiać się nad sensem egzystencji świń, nad tym, kto świnią jest, kto nie, a kto jest od niej gorszy. To prowadziło donikąd. Czas należało zużyć produktywnie – i kto wie, może facet oglądał wiadomości i był w stanie przekazać cenne informacje dotyczące zaginięcia Kamili.
   Nieznajomy wytarł usta chusteczką, nieco zaskoczony.
   – Słucham? – zapytał odwracając głowę w kierunku blondynki.
   – Tak się nazywa pewien deser lodowy – odpowiedziała Noelia, zmuszając się do lekkiego tonu. – Jadłam go kiedyś i bardzo mi posmakował. O ile pamięć mnie nie zawodzi, to właśnie ten deser.
   Mężczyzna uśmiechnął się przyjaźnie.
   – Tak, to ten deser – potwierdził. – Córka tyle razy mi go polecała, a ja zawsze zapominałem nazwę. Pamięć już nie ta.
   – W tak młodym wieku? – okazała zdziwienie blondynka. – Albo pan był zajęty i nie chciał tej nazwy zapamiętać, albo był pan zajęty i myślał o innych rzeczach, niż zjadanie lodów.
   Akurat. W jego przypadku zjadanie lodów wygląda na priorytet. Albo i nie... od samych lodów tak się nie tyje.
   – Możliwe – zgodził się mężczyzna. – Jakieś pięć minut stąd jest budka z lodami. Może jeszcze zdążysz, zależnie od tego, o której masz autobus. Tartufo jest przepyszne, jak sama zresztą stwierdziłaś.
   Noelię zdziwiło tak szybkie przejście na ,,ty”. Prędko jednak doszła do wniosku, że mogła być rówieśniczką córki mężczyzny, a ten czułby się niezręcznie mówiąc jej koleżankom na „pani”. Doceniała to.
   – Po powrocie. Sądzę, że nie wyrobię się z jedzeniem, a to żadna przyjemność jeść w autobusie. Chyba będzie jeszcze otwarte, kiedy wrócę...?
   Ukłuło ją poczucie nostalgii. Oczywiście, że sklep będzie zamknięty, gdy wróci. Nawet gdyby wciąż stał otwarty, nie wstąpi do niego – bez względu na to, jak bardzo tęskniła za delektowaniem się lodami.
   – Nie wyglądasz, jakbyś miała odbyć długą podróż. – Rozmówca zerknął na małą czarną torbę z ćwiekami zbitymi w ciasne kółka. – Raczej będzie jeszcze otwarte.
   – To dobrze – przytaknęła jasnowłosa. – A nawet bardzo dobrze. Stęskniłam się za smakiem. A ma pan jakieś ulubione potrawy?
   Pytaj o te wiadomości. Ile zamierzasz się jeszcze ociągać?
   Nieznajomy na dłużej wsadził plastikową łyżeczkę do ust, zastanawiając się nad odpowiedzią.
   – Bardzo trudno odpowiedzieć na to pytanie – wyrzucił z siebie w końcu. – Za dużo dobrego jest na tym świecie.
   – Zna się pan na kuchni?
   No dalej, zmień temat. Nie bądź tchórzem. Nie domyśli się, że to ty stoisz za porwaniem wariatki. Chyba nie chcesz zmarnować tych dziesięciu minut, czy ile tam jeszcze zostało, na dyskusję o jedzeniu?
   – Nie. – Mężczyzna posłał jej przepraszający uśmiech. – Ale od czego są restauracje? Trzeba wszakże zapłacić, ale jedzenie iście wyborne. I naprawdę, nie musisz mnie ciągle nazywać panem. To sprawia, że czuję się stary.
   A więc o to chodziło.
   Teraz.
   – Oglądał pan... oglądałeś może dzisiaj wiadomości?
   Pokręcił głową.
   – Nie – rzekł. – Nie miałem czasu. Interesują cię wiadomości? Zazwyczaj młodzież nie ciekawią tego typu rzeczy.
   – Nie da się tego po prostu ot tak stwierdzić, jeśli się nie przeprowadzało wywiadu z większą częścią młodzieży – nie zgodziła się Noelia.

*

   W oszołomieniu przypatrywała się przypominającym fale włosom dziewczyny: wyszczerbionej na środku kępce, niezwykle krótkim, równym kosmykom nad znajdującą się po prawej stronie brwią oraz zachodzącym na lewe oko pasmu kończącemu grzywkę. Kropla krwi nie zniknęła. Siedziała uparcie w centrum, jakby trzymała znak z napisem „to twoja wina i nie pozwolę ci o niej zapomnieć”. Rzecz jasna, była błahostką, lecz czasami takie błahostki wywoływały u istot ludzkich najwięcej emocji. Boli przecież bardziej, gdy człowiek uzmysłowi sobie, że to on zostawił krew. Wtedy pojawiało się uczucie realizmu – było się tam, zrobiło się coś strasznego, za co czekała odpowiedzialność. Nie można było dłużej się oszukiwać, że to wszystko to jedynie błąd umysłu – kaprys, jaki postanowiła wyświetlić wyobraźnia. A jednak, Noelia czuła, że to kaprys. Wyobraźnia ewidentnie postanowiła zagrać w grę. Żeby wygrać, należało zmienić osobowość, zainteresowania – ogółem porzucić wszystko, kim się było, tak jak wąż pozbywa się starej skóry. Czy nastolatka byłaby w stanie to zrobić? Nie, a nawet gdyby, jej stare myśli by pozostały. Wpłynęłyby na rzeczywistość, do pewnego stopnia ją odtwarzając. Kamila nadal przypominałaby Noelii jej prawdziwego ojca, nadal przypominałaby jej drugą wersję siebie.
   – Skończyłaś już? – odezwała się uwięziona głosem wyzutym z emocji. Nic się nie zmieniło. Błękitne, przeszywające na wskroś, oczy tak samo jak przedtem obserwowały jeden punkt z niemą fascynacją. – Patrzysz na mnie tak, jakbym miała zostać twoim największym dziełem sztuki.
   – Nie maluję – odrzekła krótko Noelia.
   – Nie musisz potrafić malować – stwierdziła Kamila. – A w zasadzie nie musisz wcale malować. Możesz stworzyć dzieło sztuki we własnej głowie.
   To jedna z najbardziej absurdalnych rzeczy, jaką kiedykolwiek usłyszała Noelia. Zaśmiałaby się, gdyby nie to, że tkwiła w jednym pomieszczeniu z wariatką próbującą ją wystrychnąć na dudka, by osiągnąć jakiś zawiły, niezrozumiały dla normalnych ludzi, cel.
   – Tak? I co bym z tego miała? Na pewno nie satysfakcję?
   Niedoszła zabójczyni wzruszyła ramionami.
   – A czy w życiu chodzi tylko o satysfakcję? – zaczęła po chwili z rozmarzeniem powodującym ciarki na plecach. – Zresztą, nie chciałabyś się wyżyć na prawdziwym obrazie. Byłby dla ciebie zbyt piękny. Byłby czymś, co wolałabyś dumnie pokazać światu, niż zniszczyć rzucając się na niego z pięściami czy nożem. Mentalny obraz ma to do siebie, że zawsze może powrócić do swojego poprzedniego stanu – bez względu na to, co zrobisz. Nie masz też wyrzutów sumienia, kiedy go drzesz, palisz, wycierasz nim psa, cokolwiek. Niszczenie go nic cię nie kosztuje, a najlepsze, że nikt by o nim nie wiedział.
   Noelia nie mogła przyznać niedoszłej zabójczyni racji – tym nie wygrywa się gry, nie z taką osobą.
   – Ty byś wiedziała.
   – Ja? – zagrała zdumioną Kamila. – Owszem, chyba że byś stwierdziła, że wyżywanie się na mentalnych obrazach nie ma sensu.
   Oczywiście, że nie miało sensu, najmniejszego. W ten sposób nie dało się poczuć krzywdy wyrządzonej drugiemu człowiekowi, nie dało się ujrzeć jego cierpienia, napawać się nim. Człowiekowi pozostawały jedynie piętrzące się emocje beż możliwości ujścia.
   Noelia przełknęła ślinę.
   – A wtedy byś mi uwierzyła?
   To pytanie wywołało drobny uśmiech na ustach wroga. Zniknął on jednak tak prędko, jak się pojawił.
   – Jasne, że nie, ale czy by to zmieniło cokolwiek? Nadal nic bym nie wiedziała.
   Czy ta wariatka rozmawiała z nią tylko po to, by wytrącić ją z równowagi, czy kryło się za tym coś jeszcze? Czy mogła być zaintrygowana Noelią, tak jak Noelia była zaintrygowana nią? Nie – odpowiedziała sama sobie jasnowłosa. Nie jest aż tak trudno poznać ciekawą osobę, jeżeli bywa się na odpowiednich forach. Tam ludzie z przekonaniem wypowiadają się na interesujące tematy. Nie wątpią w prawdę swoich założeń. Wierzą, że ich poglądy mogą wpłynąć na pozostałych użytkowników. Nie boją się odmienności, bo nikt ich nie zna. Właśnie, nie zna. Dlaczego więc, jeśli wariatka szukałaby kogoś interesującego, nie zaczęłaby z innej strony?
   – Znowu nad czymś rozmyślasz? – do uszu Noelii przebił się głos niedoszłej morderczyni. Tym razem brak było w nim rozmarzenia, a dało się wyczuć odrobinę chęci współpracy. – Opowiedz mi o tym.
   Noelia rzuciła dziewczynie piorunujące spojrzenie.
   – Po co miałabym ci mówić, o czym myślę? Żebyś mogła to do czegoś wykorzystać?
   – A niby do czego miałabym wykorzystać informacje o tobie? Jesteśmy tu same i na razie to ty masz nade mną przewagę.
   Przewagę, jasne.
   Wszystko mogło się jeszcze obrócić przeciwko Noelii. Nikt nie wiedział, jakie widoki zaprezentuje przyszłość – czy okażą się obrazami przyjemnymi, takimi, które pragnie się uchronić przed zniszczeniem za wszelką cenę i które będą budzić podziw aż do końca dni, czy okrutnymi, takimi, które drze się na strzępy, niechętnie pozwalając pozostać smrodowi farb, zastanawiając się, w jakim celu w ogóle powstały.
   – Czasami dobrze się wygadać – dorzuciła po chwili uwięziona. – Ma to działanie terapeutyczne.
   – A więc sądzisz, że możesz bawić się w psychologa? – zapytała z rozbawieniem Noelia, choć było jej bliżej do kolejnego napadu szału niż śmiechu. – Myślisz, że jeśli powiem, co mnie trapi, to mi w czymś pomoże? A może planujesz wyciągnąć moje brudy po to, żeby się na mnie wyżywać?
   Nastolatka milczała przez kilka sekund, jakby nie miała pojęcia, jak zareagować.
   – Nie potrzebuję wyciągać twoich brudów, by się na tobie powyżywać. Znam metody, które działają na każdego.
   – Nie słyszałaś powiedzenia, że jeśli coś jest do wszystkiego, to jest do dupy?
   – Rozumiem, że dupa według tego rozumowania to nic? – Niedoszła zabójczyni uniosła brwi. – Ale przecież dupa nie jest niczym.
   Noelia pokręciła głową z niedowierzaniem. Na twarzy zakwitł grymas niezadowolenia połączony z obrzydzeniem.
   – I tak oto dotarłyśmy do filozofii życia – zakpiła. – Dupa jest czymś.
   – A nie? Jest potrzebna, bez niej...
   Naprawdę musiała się wdawać w takie bzdurne dyskusje? Do tego służył internet. Głupota rozmnażała się w nim jak króliki.
   – Jeśli – wtrąciła Noelia – to twój przepis na wyżywanie się na każdym, nie chcę go słuchać.
   Kamila przymknęła na moment oczy, przyjmując pozę osoby, której właśnie podano jedno z najwykwintniejszych dań. Wciągnęła nosem wyimaginowany zapach, uśmiechnęła się nieznacznie, po czym skostniała, jak gdyby nic nie nastąpiło.
   – Przepis musi być doskonały – wygłosiła z upiornym rozmarzeniem, które to tak napawało Noelię trwogą. – Trudno w tym czymś upatrywać się porównań do przepisu.
   – To, że nie przyniosłam ci dzisiaj jedzenia, nie oznacza, że musisz pokazywać mi, co sobie wyobrażasz.
   – Przecież ja ci nic nie pokazałam – celnie zauważyła nastolatka o włosach nieco ciemniejszych od tych Noelii. – Chyba nie zabronisz mi wdychania powietrza, kiedy jeszcze żyję.
   I wtedy Noelia zdała sobie sprawę z błędu. Przed zaledwie chwilą otwarcie przyznała, że nie zamierza zabić wariatki. Opętał ją gniew – skierowany zarówno ku sobie, jak i uwięzionej.
   A co, jeśli wbrew Kombinatorowi jednak ją zabiję? Jestem na przegranej pozycji tak czy owak. Nie mam siły się z nią męczyć, grać w jej gierki, a na dodatek zachowywać się wśród rówieśników tak, jakby nic się nie stało. W końcu ktoś coś zauważy. I tak będą mnie winić za śmierć wariatki, więc dlaczego nie udowodnić im, że się nie mylą? Tak czy inaczej, czeka mnie taki sam los, a tylko ode mnie zależy, czy na wolności będzie poruszać się zabójca. Przecież ona jest chora psychicznie. Gdyby nie padło na mnie, padłoby na kogoś innego.
   Odwróciła się plecami do niedoszłej morderczyni, nie potrafiąc zdzierżyć jej widoku. Do tej pory jakoś wytrzymywała oczy przebijające jej ciało niczym sztylety – w zasadzie tego dnia radziła sobie z nimi zaskakująco dobrze – lecz teraz czuła, że zwariuje, jeśli tylko prześwietlanie utrzyma się pięć sekund dłużej.
   – Boisz się swoich urodzin? – usłyszała za sobą lodowaty, przeszywający na wskroś głos, w którym, jak na złość, usadowiła się nutka ciekawości.
   – To jedno z tych durnych pytań, na które mam nie wiedzieć, jak odpowiedzieć?
   – Nie – oziębły ton przeciął powietrze, pozostawiając za sobą sznur lodu. – To jedno z pytań, na które chcę poznać odpowiedź.
   – Nie, jak każdy.
   – Jak każdy? – Kamila zacmokała z niezadowoleniem. – Znowu generalizujesz, nie bierzesz pod uwagę poglądów innych ludzi. Myślisz, że inni myślą to samo, co ty. Dziewięćdziesięcioletnia staruszka będzie miała co innego do powiedzenia na temat najbliższych urodzin niż dziesięcioletnie dziecko.
   Noelia westchnęła, rozprostowując palce. Nawet nie wiedziała, że wbija je w skórę, dopóki nie poczuła szczypania.
   – Już wiem, do czego pijesz. Im starszy człowiek, tym bardziej narażony na śmierć w dniu swoich urodzin i... okolicach, że się tak wyrażę. Nie wiem, po co od nowa poruszamy temat strachu przed śmiercią.
   – To trochę ironiczne, nie uważasz? – niedoszła morderczyni nadal nie zamierzała się zamknąć, ale to już powoli przestawało drażnić Noelię. – Pojawiasz się w tym samym dniu i znikasz w tym samym dniu.
   – Ale taki jest cykl życia – dokończyła bezwiednie szarooka. – Ktoś, lub coś, musi umrzeć, żeby mógł żyć ktoś. – Wbiła wzrok w białą ścianę. – Dlatego niektórzy ludzie zgadzają się na oddanie swoich narządów po śmierci. Malują obraz na nowo.
   Te słowa brzmiały dziwnie obco – jakby nie należały do niej, a do jakiegoś bliżej nieokreślonego bytu pomieszkującego w ścianie.
   – Nie wszyscy ludzie jednak są twórcami pięknych obrazów – kontynuowała Noelia. – Niektórzy pozostawiają te zdeformowane i niegodne podziwiania.
   – Brzmiało to tak, jakby było ci smutno, że tacy ludzie istnieją.
   Dlaczego ona ze mną w ogóle rozmawia? Znajomych ze szkoły nie obchodziłyby takie „duperele”.
   – A nie powinno?
   – Absolutnie nie – Kamila przyjęła łagodny ton głosu, który pasował do niej tak, jak zaróżowione policzki do nieboszczyka. Noelia zacisnęła dłonie w pięści. – Ty za nich nie odpowiadasz, nie masz na nich wpływu. Nie powinno ci być przykro z powodu czegoś, czego nie możesz zmienić.
   Może i miała rację, może i nawet wiedziała, że ma rację – albo oszukiwała samą siebie, przy okazji oszukując Noelię.
   – A jacy ludzie są twórcami pięknych obrazów? – spytała niespodziewanie uwięziona.
   – Malowanych podczas życia czy po śmierci?
   Kamila przełknęła głośno ślinę.
   – Podczas życia – odparła.
   – Ci, którzy zgadzają się na oddanie swoich organów po śmierci...?
   – Kiedy wspominałaś o pięknych obrazach, nie miałaś na myśli tylko tych ludzi.
   Noelia odważyła się spojrzeć w dół, na swoje dłonie. Na prawej, w pobliżu kciuka, na czerwono zapalił się półksiężyc, zaś obok niego wykwitł drugi – biały – z zawstydzeniem uciekający przed jej wzrokiem.
   Powinna odpowiedzieć?
   – Twórcami pięknych obrazów są ludzie, na których nie ma skazy. – Podniosła zranioną dłoń, by z bliska przyjrzeć się wyciekającej z półksiężyca krwi. To ta sama krew, która skalała grzywkę przeciwniczki, pochodząca wprawdzie z tego samego ciała, a jednak inna. – Którzy nigdy nie bali się o własne życie, którzy z uporem nie kazali śmierci przyjść po nich innym razem. – Otarła czerwoną ciecz palcem wskazującym lewej dłoni, a następnie obserwowała, jak z rany wypływają kolejne kropelki. Nieźle się załatwiła. – Którzy mają pieniądze i pławią się w luksusach, są inteligentni i spełniają marzenia jedno po drugim. Których warto naśladować, bo bezinteresownie pomagają innym.
   Bezinteresownie pomagają innym – właśnie skłamała. Tacy ludzie nie istnieją. Istoty ludzkie zawsze robią coś, by zyskać coś w zamian, mimo że się do tego nie przyznają – choćby miało to być uznanie przyjaciół i znajomych.
   – Ale to kiedy pierwszy obraz jest nieregularny i brzydki, potem może powstać coś pięknego – powiedziała Kamila. Do głosu dziewczyny zawitała odrobina dumy. Cóż, to lepsze niż udawana łagodność i takie samo fałszywe przyjazne nastawienie. – Tacy ludzie chcą tworzyć, mimo że początkowo nie wiedzą, jak. Zdobywają jednak doświadczenie i wzbijają się na wyżyny. Ludzie, którzy przeszli wiele w życiu, rozumieją, jak wielkie znaczenie ma ludzkie życie, a ci, którzy mają wszystko... cóż, choćby mieli zostać następnym Picasso, nie przyjdzie im to do głowy. W ich świecie nie ma nawet czasu na podziwianie sztuki.
   Noelia stale wpatrywała się w kropelki krwi wyrywające się z jej skóry. Przypominały jej spłoszone ptaki, lecące w stronę świeżo umytego okna jedynie po to, żeby rozbić się o szybę i wylądować na balkonie. Ponura wizja.
   – Mówisz – przemówiła jak w transie – że to ja generalizuję, gdy sama robisz dokładnie to samo. I na dodatek jeszcze mówisz wszystko tak, jakbyś miała rację, kiedy jej wcale nie masz.
   – Tu nie chodzi o to, kto ma, a kto nie ma racji. Poglądów jest wiele i wyznając je, każdy ma rację we własnej głowie – i każda ta racja różni się od drugiej, nie uznawanej przez innego człowieka. Gdyby tak nie było, wszyscy myślelibyśmy tak samo. Prawdziwa racja mogłaby wtedy być tylko jedna.
   Noelia napięła mięśnie pleców, gotowa wygłosić część ze swoich myśli. Wtem do głowy blondynki wpadło coś innego – coś, o co warto było zapytać.
   – Czy ty właśnie powiedziałaś, że wszyscy uważamy nieprawdę za prawdę? – wykrztusiła. Dziewczynie zaschło w gardle.
   – Nie – zaprzeczyła Kamila – ale na pewno w pewnym sensie to, co widzimy, jest nieprawdą, iluzją stworzoną przez nasz umysł. Nigdy nie widzimy świata takim, jakim naprawdę jest. Jeden człowiek, na przykład, po zobaczeniu twarzy jakiejś osoby pomyśli, że jest smutna, a drugi, że zła, może nawet wściekła.
   Gdzieś już to słyszała – i bynajmniej nie z ust niedoszłej zabójczyni. Czy naprawdę nie śniła? Może Noelii tylko się wydawało, że się dzisiaj wyspała, a mózg płatał figle. Może zapamiętał tamtą konwersację i wsadził wyrwane wypowiedzi w usta przeciwnika? Skoro tak, nie należało się niczego obawiać.
   Jasnowłosa obróciła się, z nową odwagą patrząc w oczy wroga. Nadal prześwietlały, jednak teraz, kiedy nie spuszczała z nich wzroku choćby na sekundę, odnosiła wrażenie, że zaszły mgłą. Wyobraziła sobie, jak pękają pod naciskiem palców – jej palców – jak lepka maź opada na beton, pozostawiając puste, ziejące czernią, oczodoły przypominające stan niebytu.
   – Złość i smutek wcale nie znajdują się tak daleko od siebie – spostrzegła.
   Lodowate tęczówki zdawały się uśmiechać.
   – Oczywiście – złowieszcze, odpowiedzialne za wydawanie tego infernalnego głosu, usta poruszyły się – że nie. Kto wie, może kiedyś zrozumiesz, co to znaczy.
   – Teraz to próbujesz popisywać się swoją inteligencją, nic więcej – powiedziała chłodno Noelia.
   – Być może. – Niedoszła morderczyni pokiwała głową w zrozumieniu. Spojrzała w dół z lekceważeniem. – Jednak nie dodawałabym tego „nic więcej”. Zastanawia mnie, czy znalazłaś odpowiedź na to, dlaczego nikt by ci nie uwierzył, gdybyś powiedziała, że nie da się poprawić pamięci za pomocą metody zwanej rzymskim pokojem na tyle szybko, aby pamięć początkujących nie była słaba. Więc?


Ten żart z sosem... wybaczycie mi chyba, no nie? ;D Moja imaginacja po prostu już nie mogła wytrzymać i musiała go dodać.
Może przegięłam trochę z tymi truflami, tyle że tu mamy do czynienia z deserem lodowym, który niedawno zresztą jadłam... i który to deser skosztowałam po raz pierwszy – w sensie... mój pierwszy deser lodowy. Wiem, że niektórzy pamiętający drobne serialowe szczegóły zaraz sobie przypomną (już właściwie sobie przypomnieli) tartufi bianchi, czyli trufle białe. Ale ten deser lodowy nie ma nic wspólnego z tymi grzybami! Haha, nawet są cukierki Trufle, które są pycha, przy okazji. (:
Co do śmierci w urodziny, proponuję przeczytać to: http://zdrowie.dziennik.pl/senior/artykuly/394319,dzien-urodzin-to-dla-wielu-rowniez-dzien-smierci.html Są jeszcze inne tego typu artykuły. Ciekawe też, że Wodecki urodził się 6 maja, natomiast umarł 22 maja. Moje urodziny wkrótce, ale mi śmierć w tak młodym wieku akurat nie grozi – co mi przypomina... zapomniałam o Wielkanocy! Jak może już zauważyliście, akcja rozdziałów dzieje się wtedy, kiedy akurat wypadła Wielkanoc. Niestety, choć to święto ruchome, nie mogę zmienić roku tak, by ta Wielkanoc była w domyśle na końcu marca.
Mieliście kiedyś tak, że Was zatrzymali przy wyjściu od Media Markt z powodu pikania, a to z tego powodu, że sprzedawczyni zapomniała zdjąć zabezpieczenie z metki w innym sklepie (w którym jakoś nic nie pikało)?
Ostatnia rzecz. Jakie ciekawe nowe słowa poznaliście? Ja dwa. Pierwszym z nich jest to debride (czyli usunąć *np. martwą, uszkodzoną, czy zainfekowaną tkankę* z rany – dla zainteresowanych: https://en.wikipedia.org/wiki/Debridement). Ten wyraz jest zabawny, jeśli się wie, że bride to panna młoda, a z tym de- na początku, wygląda jak czasownik znaczący pozbawić panny młodej. Drugi wyraz to kilwater, który podarowali nam Holendrzy i jeśli nie wiecie, oznacza ślad na wodzie pozostawiony po statku. Kill this water! (Czyli: Zabij tę wodę!) ;D Tak, takie mam skojarzenia.

12 komentarzy:

  1. Hej, jestem :)
    Wybacz, że to długo szło, ale nie miałam czasu, a przez najbliższy weekend również nie będę miała ;/ pewne sprawy ;/
    Ok ... więc czytam i komentuję, aby nic mi nie umknęło. W sumie to spory rozdział, ja bym go na pół wzięła, tzn. opublikowała :) Takie moje zdanie, nie musisz tego brać do serca xD
    Ja tak się dziwię, że Noelia może jeszcze spać - w miarę normalnie - gdy porwała Kamilę i gdy ma niecodzienne problemy.
    I jeszcze te myśli o genach, o ojcu ... przecież nie musi iść w tę samą stronę, co jej biologiczni rodzice, prawda? Poza tym Noelia nie pasuje mi do upijającej się, czy coś. Alkohol jej jakoś za specjalnie nie pasuje.
    Moim zdaniem, gdyby Noelia nie przyszła do szkoły mogłaby wzbudzić jakieś podejrzenia, chociaż dlaczego ktoś miałby od razu ją podejrzewać o np. porwanie czy zamordowanie?
    Heh, w sumie zdaje mi się, że Noelia za specjalnie nie okazuje swoich emocji ...
    Hahaha, Pan Ząbek xD dobre, dobre :)
    Ogólnie taka luźna atmosfera jest z jej rodzicami :)
    Oooo, i rozmawiali o Noelii ... jednak coś podejrzewają, że coś ją trapi. To w sumie dobrze, że rodzice się nią interesują, co jest plusem, ale dla samej Noelii nie. I ciekawi mnie, co ona wymyśli.
    I to czy ktoś zgłosi zaginięcie Kamili, co byłoby ciekawe.
    Na razie przeczytałam połowę, może mniejszą, może większą, resztę przeczytam wieczorem.
    W sumie to powoli wprowadzasz w ten świat Noelii, co jest dobre, bo można poznawać nie tylko ją, ale i w pewnym sensie otoczenie.

    Wracam jeszcze dziś :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja również nie będę miała czasu, ale na pisanie, haha, głównie jutro, bo moje urodziny. (; A za tydzień siostra przyjeżdża, bo w tę niedzielę nie może niestety.
      Nie biorę go sobie do serca, bo ja wiem, dlaczego rozdział jest taki długi, zaś Ty nie. Bez sensu byłoby dzielić to na dwie części, kiedy rozdział ma taką kulminację. Poza tym, druga część rozdziału jest lepsza, haha, ale wiadomo, że w każdej książce muszą się też znaleźć nudniejsze rzeczy, no i też chcę uchwycić, co się dzieje z psychiką Noelii. Haha, kiedy zaczniesz czytać drugą połowę, możesz mieć wrażenie, że o czymś zapomniałam. Nie zapomniałam - chyba że mnie ubiegłaś i myślisz o Wielkanocy.
      Jej emocje się trochę uspokoiły, pewnie dlatego, że Kamila nie jest już na wolności, więc odczuwa ulgę, tyle że to poczucie ulgi może się szybko zmyć.
      A pamiętasz występ Gwoździa Programu? ;D
      Dziękuję za pozytywną opinię. (:

      Usuń
    2. Aaaa Twoje urodziny ... no to WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO Z TEJŻE OKAZJI. CÓŻ MOGĘ CI ŻYCZYĆ? NA PEWNO DUŻO WENY DO PISANIA TEGO, JAK I INNYCH OPOWIADAŃ. NIE WĄTPIĘ,ŻE BĘDZIESZ PISAŁA KOLEJNE, GDY TO UKOŃCZYSZ. DUŻO ZDROWIA, SZCZĘŚCIA I PRAWDZIWYCH/SZCZERYCH OD SERCA PRZYJACIÓŁ ;** wybacz, że dużymi literami, ale chciałam jakoś wyróżnić :)
      Wiem, że może i bez sensu - zaraz będę czytała dalej - ale zwykle ja dzieliłam, Ty nie musisz, proste :) Twój blog, nie mój, ja tam sie nie mieszam xDDD
      Co do psychiki Noelii już nawet w pierwszej połowie idzie wyczuć. Może pozorny spokój - za sprawą uwięzienia niedoszłej zabójczyni - spowodować, że Kamila zaatakuje, w jakiś sposób. Bądź, ktoś ją znajdzie itp.

      Usuń
    3. Dziękuję bardzo za życzenia!
      Trzeba było napisać pogrubioną czcionką, aby się wyróżnić. Ludzie zbyt często używają wielkich liter. ;p
      Czasami to nawet przyjemnie jak się ktoś miesza. Widać, że mu zależy na drugiej osobie. (:
      Co do tego, mam pewne plany, ale wszystko w swoim czasie. Na te dobre czasy trzeba będzie poczekać.

      Usuń
    4. Proszę bardzo :) Chyba wcześniej nie zdradzałaś kiedy masz urodziny :)
      No raczej nie wiem jak się pogrubioną czcionką pisze w komentarzu - wiem, że kody są jakieś, ale już nie chciało mi się ich szukać.
      Prezczytałam resztę wczoraj, ale dziś komentuję, nie wiem czemu tak zrobiłam, bo zazwyczaj od razu przystępuję do komentowania.
      Nie kryję, że Noelia jak i Kamila sa podobne do siebie. Obie ambitne, na pewno nie głupie. Każda coś ukrywa, kombinuje itp. W ogóle ich rozmowa jest dość ciekawa, intrygująca, ale również zastanawiająca, bo miejscami mam wrażenie, że się przepychają słówkami ... a tak naprawdę kamuflują się, by jedna drugą nie rozszyfrowała.
      Co do bramek w marketach - nie miałam takiej akcji, ale za to ktoś z mojej rodziny. Rzecz całkiem z innego marketu o dziwo zadziałał w bramce w zupełnie innym markecie ... cuda niewidy.

      Usuń
    5. To jest nawet bardziej niż prawdopodobne, że nie zdradzałam. Nie przywiązuję wagi do takich rzeczy jak urodziny.
      Ja kiedyś napisałam u Ciebie coś w komentarzu pogrubioną. ;D Albo we wiadomości. Już dokładnie nie pamiętam, ale wiem, że w żadne kody w HTML się nie bawiłam, a w zwykłe kopiuj wklej.
      Może nie miałaś siły? Może zobaczyłaś coś w telewizji i postanowiłaś obejrzeć? Albo pomyślałaś, że zasługuję na czekanie na komentarz. ;D
      Dobrze, że mi dobrze wychodzi kreowanie postaci, które nie są głupie. (;
      Dziękuję za komentarz.

      Usuń
    6. Wiesz, podoba mi się ten styl rozmów między Noelią, a Kamilą. Obie dobrze grają, ale sama wiesz, że jestem ciekawa, czy ktoś zainteresuje się tym opuszczonym budynkiem. Nasunął mi się Adrian :)
      Ja też staram się jak najmniej o sobie mówić ...
      Nie pamiętam kiedy pisałaś pogrubioną, ale chyba nie na Pokoju, co? Może na Łzach Eleny xD
      A i mam post na 1408 - zajrzyj w wolnej chwili ;P

      Usuń
    7. Jezu Chryste, ile tu trzeba przewijać w wersji mobilnej, aby się dopchać do tego komentarza. Czuję się, jakbym została wysłana w kosmos z misją na Europę. Tia, jeszcze by kiedyś przyszli ludzie zobaczyli moje pozostałości gdzieś na Europie i się na śmierć przerazili, hahhahahhahahha.
      Dobrze, że Ci się podobają te rozmowy. Inaczej byłabym spłukana. (Nie to, że mam multum kasy, bo nie mam.)
      Adrian? A nie sądzisz, że to trochę za wcześnie? Poza tym, zastanawiam się, czy nie lepiej zmienić mu imię...
      O co chodzi z tym mówieniem jak najmniej o sobie? Ja nic takiego nie powiedziałam.
      Na Pokoju raczej nie. Zresztą, Ty prędzej byś to pamiętała niż ja.

      Usuń
  2. Witam Cię serdecznie, udało mi się znalezc twojego terażniejszego bloga i bardzo mnie to cieszy! :D Przyznam się że jeszcze nic nie czytałam ale to nadrobię, najpierw musiałam zostawić jakiś ślad po sobie, bo fajnie by było jakiś znowu kontakt nawiązać, a i zapomniałabym z tej strony twoja stara kumpela kiedyś pod pseudonimem Shiro z dawno zapomnianego bloga http://zwierzakishiro.blogspot.pl/ :> Gorąco pozdrawiam (:
    PS. to mój drugi komentarz bo pierwszy nie dodał się nie wiem z jakiego powodu -_-

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jaka niespodzianka! Myślałam, że Cię na wieki straciłam, a tu nagle mi się pokazujesz - i to w dzień moich urodzin. Niezły prezent urodzinowy, nie ma co. ;D
      Chciałam z Tobą utrzymać kontakt. Nigdy nie jestem osobą, która pierwsza znika, ale rozumiem, że Ty miałaś jakiś powód. Nie musisz mi mówić, jaki był to powód, jeśli nie chcesz.
      Pamiętam Cię, po samym nicku nawet. Ja pamiętam wszystkie nazwy, haha, no... prawie. Nie jest trudno zgadnąć, jak mnie znalazłaś. ;D
      Przyznam się, że na początku myślałam, że to komentarz od innej mojej internetowej znajomej, która była ,,niedysponowana” z powodu matur, jednak imię coś nie pasowało.
      Nie wiem, z jakiego powodu komentarz się nie dodał, ale wiem, że to nie byłam ja, haha.

      Usuń
  3. Ugh, xnow zjadlo komentarz. To w skrócie: jak dla mnie Kamila nie istnieje. Kimbinator też. Jest Noelia i jej głowa.
    Dlaczego?
    Noelia uwięziła z Kombinatorem Kamilę jednego dbia2. Poszła do szkoły następnego, pojechała do uwiezionej szacunkowo po południu. Czyli mamy coś koło 12 h minimum. Kamila nie narzeka na głód, niewygodę, pełny pęcherz czy już opóźniony.
    Po drugie: Noelia uważa Kamilę za podobną do siebie, Kimbinator ma całkiem inne zdanie.
    Podobał mi się żarcik w szkole oraz ten z łysym grubaskiem xD i czemu Noelia nie googlowała wiadomości smartfonem?

    Jak mni się uda, kolejny jeszcze dziś smignę rozdział, bo mnie korci xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawa teoria. Wiadomo, że Maciek i Noelia znają się od dzieciństwa i że Maciek mieszka teraz gdzieś indziej, daleko od niej, gdzie pewnie zapoznał Kombinatora. Nie są już w sierocińcu, zatem to naturalne, że mieszkają daleko. Noelia musiałaby długo jechać, aby odwiedzić Maćka, dlatego tego nie robi. Długo to mogą być dla niej dwie godziny. Noelia nie prowadzi pojazdu, jest zależna od przybranych rodziców. Dziewczyna nie była w szkole tego dnia, w którym zaplanowała uwięzienie Kamili, Kombinator też nie, a więc mogło im się udać. Skoro nie wiadomo, gdzie dokładnie mieszka Noelia, w tym rozdziale mogła odwiedzić ją po szkole i wrócić wieczorem. Większość czasu zajęłaby podróż.
      Oczywiście niczego nie sugeruję. ;D
      A co do wiadomości, pewnie sądziła, że jest na celowniku i lepiej, żeby nie wpisywała w internet niektórych fraz, bo wtedy na pewno ją znajdą, chociaż to wątpliwe, aby ktoś ją śledził w ten sposób. Mogła też nie pomyśleć. W końcu taka sprawa to duży bagaż emocjonalny.

      Usuń

Template by Elmo