wtorek, 2 maja 2017

ROZDZIAŁ III

   Przenikliwy krzyk rozdzierał ciszę. Ciął ją na kawałki tak jak nożyczki rozcinały stare prześcieradło na szmatki. Rozsadzał bębenki. Sprawiał, że krew tryskała strumieniami z uszu – popychając udręczonego człowieka ku wstrząsowi hipowolemicznemu i wtłaczając w umysł świadomość nieuchronnej zagłady. Taki człowiek łapał się za głowę. Błagał Boga o odcięcie od rzeczywistości, w której ból był jedyną rzeczą, jaka istniała. Bóg nie chciał wysłuchać modlitw, a gnębiony katuszami człowiek patrzył na stale rozszerzającą się pod stopami kałużę. Kałuża pełzała powoli, niestrudzenie wsiąkała w biały dywan.
   To Noelia okazała się tym człowiekiem. Dziewczyna nie miała pojęcia, co robić. Mimo że nie chciała umrzeć, widziała jedynie  drzwi – chowające się we krwi, z każdą sekundą nabierające wyraźniejszych konturów. Na progu drzwi stała Śmierć. Wyciągała ku Noelii ramiona. Z jakiegoś powodu bała się podejść bliżej. Nie posiadała twarzy – jej miejsce zajmowała czarna plama.
   Po chwili Noelia zorientowała się, że krzyk należy do niej. Nagle wszystko ustało. Nawet krew przestała wypływać z uszu.
   Nastolatka podniosła nóż, spoczywający nieopodal na podłodze. Lśnił, skąpany w czerwieni. Gdy jednak Noelia zaczęła się mu uważnie przypatrywać, obraz uległ zmianie. Krew ulotniła się na dobre – tak samo jak niemal wszystko inne – pozostawiając po sobie pokój oświetlony słabym światłem odbitego śniegu. Jedyną rzeczą, której nie wymazała niewidzialna siła, był nóż.
   Czy ja nadal śnię? – zapytała samą siebie Noelia. Schowała przedmiot pod łóżko. Kciukiem i palcem wskazującym złapała kawałek skóry znajdującej się przy łokciu. Ścisnęła. Zabolało.
   – Cholera jasna – zaklęła po cichu.
   Wyczołgała się z łóżka i poczłapała w stronę biurka. Nie bała się, że narobi hałasu przypadkowym zrzuceniem czegokolwiek na podłogę. Widziała prawie wszystko; śnieg odbijał zbyt wiele światła.
   Chwila – pomyślała. – Śnieg? Spadł w nocy? Nie zanosiło się.
   Odnalazłwszy smartfon, przycisnęła klawisz znajdujący się pod ekranem. Dziewczynę powitał wielki jasnobrązowy napis głoszący „4:11” oraz tapeta – właściwie był to gif – z zajmującym centralne miejsce ciemnozielonym okiem. Oko litrami wyrzucało z siebie łzy. Tworzyły one bezkresny wodospad. Na powiece usadowiły się drzewa – im bliżej krańców powieki się mieściły, tym mniejszy był ich rozmiar. Choć stabilnie wsadzone tu, w ziemię, zdawały się wyrywać ku pokrytemu białymi chmurami niebu, dziwnie się wraz z nimi bujając – jakby nieustannie odbijała je tafla wody. W górze krążyła grupka smolistych ptaków nieznanego gatunku. Można było odnieść wrażenie, że wznoszą się coraz wyżej. Widok odbijający się w oku przywodził na myśl morze rozpaczy z czyhającym w samym centrum dnem – źrenicą przypominającą Noelii o Śmierci z koszmaru. Może właśnie z tego powodu gif po raz pierwszy zaczął napawać blondynkę strachem. Przypominał, co ją czeka, jeśli przegra. Przestrzegał przed tym, kim może się stać, jeśli wygra. Czy po zasmakowaniu nowych emocji będzie chciała się od nich uwolnić? Czy po spróbowaniu zakazanego owocu będzie w stanie zaprzestać jego spożywania czy łaknienie nowego uczucia przetrwa?    Stwierdziwszy, że nie zaśnie, zabrała smartfon do łóżka. Zajrzała na pocztę. Nie spodziewała się żadnych wiadomości – co najwyżej powiadomień z You Tube o nowo dodanych filmikach. Zdumiała się więc, kiedy zobaczyła nieodczytaną wiadomość od Wiktorii. Noelia przewidywała, że internetowa znajoma odpisze dopiero po kilku dniach. Blondynka zamrugała kilka razy. Nie przywidziało jej się. Może Wiktoria też nie mogła zasnąć i nie miała pojęcia, co ze sobą zrobić?
   Tak, wiadomość została wysłana o trzeciej czterdzieści – zauważyła jasnowłosa. Dotknęła palcem wskazującym imię „Wiktoria”.

Cześć ponownie, Kamila!
Nie spodziewałam się od Ciebie tego rodzaju wiadomości. Coś się stało?
Tak, miałam kiedyś wrażenie, że kogoś znam, ale wiedziałam, że tej osoby nie znam. Kiedy po raz pierwszy szłam do liceum, zobaczyłam dziewczynę, która wyglądała podobnie do mojej znajomej z gimnazjum, ale nią na pewno nie była. Zresztą, dużo jest blondynek, które wyglądają podobnie na pierwszy rzut oka.
Jakiś facet, którego nie znasz (!) powiedział Ci, że chce Cię uratować? A przed czym? To jasne, że próbował Cię nastraszyć!
Nie zdążyłaś się mu przyjrzeć? Licho. Ja bym to na wszelki wypadek zgłosiła policji. Wiesz, że grasuje jeden taki na wolności, co zabił dwie młode dziewczyny, a na dodatek jeszcze narkotykami handluje. Wiem, co mówili w telewizji – że niewinny, inne duperele – ale ja skurwielowi nie wierzę. Ktoś mu pomógł. Skąd możesz wiedzieć, że to nie był ten sam skurwysyn i skąd możesz wiedzieć, czy przypadkiem nie chce Ciebie w jakieś miejsce zaprowadzić już Ty wiesz, po co?!
Trochę uzbieraliśmy, ale trochę to wciąż za mało. Słuchaj, wiem, że chcesz pomóc, ale poza przeznaczaniem na Alanka pieniędzy nic nie jesteś w stanie zrobić – a przynajmniej nie wiem, co mogłabyś zrobić. Byłabym wdzięczna, gdybyś przestała pytać mnie cały czas, jak to wszystko idzie, bo tylko się gorzej czuję. Mam nadzieję, że rozumiesz.
Dlaczego uważasz, że mogłaś sobie tego mężczyznę zmyślić? Zdarzały się podobne sytuacje?
Nie przepraszaj. Sama powiedziałaś, że opowiadanie negatywnych przeżyć innym ma działanie terapeutyczne.

   Po przeczytaniu porady Wiktorii oraz dalszej części wiadomości, Noelia niemal się uśmiechnęła. Znajoma najpierw za najlepsze rozwiązanie uznała zgłoszenie sprawy na policję, a potem utrzymywała, że ktoś pomógł mordercy – na domiar złego zamieszanego w narkotyki – uniknąć sprawiedliwości. Najprawdopodobniej ta porada została napisana z powodu braku chęci Wiktorii do dzielenia się myślami o policji: dziewczyna nie miała bladego pojęcia, kto siedzi po drugiej stronie. Przecież zamiast z rówieśniczką, mogła korespondować z kimś o wiele starszym, a ta osoba mogła udawać młodszą nawet nie mając złych zamiarów. Być może tak jak Noelia pragnęła uciec od swojej własnej tożsamości, tylko w bardziej ekstremalny sposób.

Tak, podobnych blondynek jest mnóstwo, zwłaszcza gdy ma się problem z zapamiętywaniem twarzy...
Ciekawe, jak mam zgłosić cokolwiek policji. Musiałabym tego człowieka opisać! Poza tym, pomyśleliby pewnie, że to sprawa niewielkiej wagi i nie zawracaliby sobie głowy tego typu zgłoszeniem.
Zauważyłaś, że mówisz sprzeczne rzeczy? Jakby co, gliną nie jestem, zatem o swoim stosunku do niebieskich kłamać nie musisz, chociaż pewnie samo to zdanie sprowokuje Cię do dalszego kłamania.
Rozumiem. To nie jest przyjemne, kiedy się człowiekowi nieustannie przypomina o czymś, o czym ten chce zapomnieć. Możesz chociaż powiedzieć, gdzie stoicie z tymi pieniędzmi?
Nie, ale to wszystko jest zbyt dziwne i nierealne. Przecież nie muszę mieć problemów psychicznych, żeby coś sobie zmyślić.

   Być może nie okazała wystarczającego współczucia dla wirtualnej znajomej, lecz teraz miała dosyć udawania, że jej zależy. Zresztą, Wiktoria dała jasno do zrozumienia, że Noelia ma się przestać interesować losem jej brata.

*


   Według Jolanty to, kim stanie się człowiek, zależało w głównej mierze od genów. Jeśli dziecko urodziło się w rodzinie, w której królowały wódka i papierosy, w dorosłym życiu miało skłonności do podążania takimi samymi śladami – nawet jeśli nigdy nie dowiedziało się o nałogach rodziców. Jeśli rodzice wyżywali się na innych, dziecko znęcało się nad rówieśnikami, a w dorosłości nad swoimi dziećmi.
   Jolanta utrzymywała, że przygarnięcie obcego dziecka to zły pomysł i tylko cudem za namowami Krzysztofa zgodziła się na zabranie Noelii pod swój dach. Cudem także jej nie oddała. Dziewczyna wcale by się o tym nie dowiedziała, gdyby nie przypadkiem podsłuchana rozmowa w kuchni, z której i tak niewiele rozumiała. Mimo że prowadzono ją szeptem, atmosfera była bardziej napięta, niż gdyby rozmówcy wydzierali się na siebie. Przybranej matce mało brakowało wtedy do zmienienia się w syczący czajnik. Z zawrotną prędkością wyrzucała z siebie coś o jeździe po pijanemu i zabójcach, nie pozwalając mężowi dojść do słowa.
   Wydawałoby się, że Jolanta była zimną, pozbawioną uczuć osobą. To pozory. W rzeczywistości Jolanta pełniła rolę kochającej matki lepiej od wielu kobiet opiekujących się własnymi dziećmi, niemniej jednak posiadała swoje poglądy i twardo się ich trzymała.
   Noelia szanowała takich ludzi. Z uporem osła tkwili przy swoim, nawet jeśli cały świat obracał się przeciwko nim. Zmienienie ich sposobu myślenia uchodziło za coś niewykonalnego, chyba że sami uznaliby zmianę za słuszną. Tacy ludzie rozpętywali wojny. Tacy ludzie wygrywali wojny.
   Włosy przybranej matki – krótko przystrzyżone i płomiennorude – przypominały szalejący pożar. Ogień zgładzi wszystko. Z nim za kompana ludzkość nie byłaby w stanie kwitnąć. Twarz kobiety ukazywała  również niezwyciężoność. Surowo wyglądający nos i blade policzki posiadały w sobie coś nieustępliwego, a nawet szalonego, natomiast zielone, kocie oczy, dodawały nieco tak potrzebnej w dzisiejszym świecie chytrości. Jedynie dołek w brodzie oraz kilka zmarszczek powodowały, że kobieta, gdy chciała, potrafiła sprawiać wrażenie łagodnej.
   Noelia zastanawiała się, jak powiadomić Jolantę o swojej wycieczce, jednocześnie nie zdradzając swojego stanu emocjonalnego. Czy przed podaniem właściwej informacji powinna wymyślić jakąś historyjkę, która wytłumaczyłaby spocone dłonie oraz nienaturalnie zaróżowione policzki? A może po prostu należało napomknąć coś o zbyt wysokiej temperaturze w domu, a następnie płynnie przejść do informowania o umówionym spotkaniu?
   – Ale gorąco w tym domu – zdecydowała się na to drugie.
   – W nocy spadł śnieg. – Druga matka wskazała głową widok za oknem. – Krzysiu podkręcił ogrzewanie i najwyraźniej przesadził po tym, jak rano narzekałam, że w tym domu nie da się żyć.
   – Ty narzekasz? – udała zdziwienie Noelia. – Od kiedy?
   – Czasami zdrowo ponarzekać.
   – Kiedy można kogoś zmanipulować...?
   Na progu drzwi prowadzących do salonu pojawił się Krzysztof. Jolanta w porę zdążyła obrócić głowę.
   – Byłem w sklepie – oznajmił mężczyzna uśmiechając się lekko.
   – Co kupiłeś? – zapytała automatycznie Noelia.
   – Wszystko.
   No jasne, kolejny z jego żartów.
    – A konkretnie?
   – Taki papier szeleszczący – odpowiedział Krzysztof, zmierzając w kierunku jednej z waniliowych kanap, tej znajdującej się niedaleko okna. Rozsiadł się w niej wygodnie jak król, z zamiarem sięgnięcia po pilot od telewizora.
   – Pieniądze? – zapytała Noelia z powątpiewaniem. – Faktycznie, wszystko. Szkoda tylko, że pieniędzy się nie kupuje – najlepiej tych samych po niższej cenie.
   – Ano szkoda – przyznał drugi ojciec uśmiechając się szeroko. – Zaharowaliby się z produkcją.
   – Zamierzamy dzisiaj dokądś jechać?
   – A niby dokąd?
   – Dokądkolwiek – odparła Noelia, palcami prawej dłoni malując falę w powietrzu. – Pytam, bo chciałam wpaść do Agi, a nie wiem, czy rano nie wpadliście na jakiś genialny plan odwiedzenia Krakowa, na przykład.
   – To ta twoja koleżanka, która nie przepada za nauką?
   Czy ty zawsze musisz wszystko pamiętać? No nic, i tak mnie nie nakryje, bo nie ma powodu, a po drugie raczej nie wspominałam przy nim jej nazwiska, więc z książki telefonicznej nie skorzysta.
   – Tak, ona. Ale bez obaw! Ona tylko nie przepada za nauką. Nie jest jakąś menelką czy czymkolwiek, co przyszło ci teraz na myśl. To porządny człowiek.
   O ile plotkarę można uznać za porządnego człowieka...
   – W porządku, idź – zgodziła się Jolanta. – I tak oglądamy dzisiaj maraton „Autościemy”. Żadnych wielkich planów nie mamy.
   Ufff. Noelia nie musiała ponownie dzwonić do Maćka, by ten uzgodnił z Kombinatorem inną datę spotkania.
   – Chociaż gdy o tym wspominasz, Noel... – Krzysztof podrapał się po podbródku. – Po ostatniej naszej rozmowie w kuchni stwierdziłem, że przejażdżka do planetarium w Chorzowie byłaby dobrym pomysłem.
   – Możemy też pojechać do Częstochowy – dodała Jolanta z zainteresowaniem.

*

   Czekolada rozpływała się na języku, pozostawiając po sobie smak wyjątkowości. Mleczna, idealna na każdą okazję – kiedy siedziało się wygodnie przed telewizorem i kiedy planowało się zawiesić życie na cienkiej nici, która mogła w każdej chwili pęknąć. Kawałek po kawałku czekolada znikała w ustach, dając ukojenie nerwom.
   Dziewczyna szła chodnikiem, depcząc drobne chwasty oraz pozostałości śniegu. Co chwilę oglądała się przez ramię. Zwracała uwagę również na domy, a zwłaszcza numery, jakimi je opatrzono. Znała dobrze te drogi. Zbyt długo studiowała ich wygląd przy pomocy Google Street View.
   To tu – odnotowała, gdy jej oczom ukazał się prostokątny żółty budynek z dwiema małymi wieżyczkami po obu stronach. Niestety, domownicy wybrali kolor najpopularniejszy z możliwych. Tynk sprawiał wrażenie nieco brudnego, pewnie ze względu na swoje lata. Najbardziej zwracał na siebie uwagę okazały balkon z balustradą o barwie obsydianu, usytuowany na ostatnim piętrze po prawej stronie domu. Kończył się wielkimi, przypominającymi okno, drzwiami. Lewą część posesji ogradzał wysoki żywopłot.
   Blondynka odnalazła domofon, po czym nacisnęła odpowiedni przycisk.
   Ciemnobrązowe drzwi wejściowe – wcześniej nieruchome niczym skała – nareszcie się poruszyły, odsłaniając figurę wysokiego i szczupłego chłopaka. Chłopak włożył zwisające w kroku granatowe dżinsy, czarne buty przypominające gumowce oraz fioletową kurtkę. Przez zakrywającą twarz kominiarkę nie było widać nic prócz oczu.
   – To ty jesteś tą Noelią, o której wspominał Żyrafa? – zapytał podniesionym głosem nieznajomy.
   Było to idiotyczne zachowanie. Chłopak doskonale wiedział, że nie odwiedził go niespodziewany gość.
   – Nie, smerfem – odrzekła Noelia, przypomniawszy sobie jedną z nazw policji, którą używał przybrany ojciec.
   Może nie powinna okazywać aż tak wielkiej odwagi, lecz cały lęk gdzieś zniknął – jakby za machnięciem czarodziejskiej różdżki. Okazywanie strachu to również fatalny pomysł. Fatalny – to słowo zawsze kojarzyło się Noelii z angielskim wyrazem „fatal”, czyli „śmiertelny”.
   – Nie powinieneś tak wychodzić na dwór – dorzuciła jasnowłosa jak gdyby nigdy nic. – Ktoś pomyśli, że byłeś w coś zamieszany. Jest biały dzień. Sąsiedzi mogą cię zauważyć.
   – Coś ty – mruknął chłopak otwierając rdzawoczerwoną furtkę. – Nie kombinujemy nic poza tym, co zazwyczaj robię z kolegami... Chyba? Żyrafa nie podał mi szczegółów.
   Robił to, co zazwyczaj i do tych zajęć potrzebował kominiarki? To wydawało się Noelii nieco podejrzane, ale skoro twierdził, że sąsiedzi wiedzą o wkładaniu przez niego dziwnych ciuchów i konfliktów z prawem przez to nie było...
   – A co ostatnio nabroiliście?
   – Bawiliśmy się w Wardęgę – odpowiedział wymijająco Kombinator.
   – Cokolwiek to oznacza... ale i tak w sumie, jak pomyśleć... tak, Wardęga i kominiarka to wiarygodna mieszanka. Ciekawe, kogo próbowaliście przestraszyć.
   – Głównie to Misia i Klajstra z ósemki, ale załapało się jeszcze z dziesięciu gadów z bloków, których oczywiście nie znamy.
   Gadów? Sposób wysławiania się chłopaka przypominał nieco  ten Maćka. Nic dziwnego. W końcu on i Kombinator przyjaźnili się ze sobą. Z kim przystajesz, takim się stajesz.
   – A tak... ty chyba o nich nie słyszałaś – w głosie nieznajomego pobrzmiewał entuzjazm. – Miś i Klajster to bracia, którym uwielbiamy robić psikusy. Głównie im, bo ci goście nie odpuszczają. Niedawno wróciliśmy przez nich uciorani tak, że Drzewołazy, kumple z miasteczka obok, by nas nie poznały, a matka to już w ogóle kosmos i gagatki. Raz nawet mnie porównała do Gargamela. Nawet nie wiem, skąd jej to porównanie przyszło do głowy. Przypomniało mi się, kiedy gadałaś coś o smerfach.
   – Miałeś jakikolwiek konflikt z policją?
   – Aha, czyli coś, co zamierzamy zrobić, jest w pewien sposób połączone z łamaniem prawa.
   Noelia wywróciła oczami.
   – Masz coś przeciwko temu? – spytała.
   – Sądziłem, że coś jest na rzeczy, ale nie aż tak. Chodź, usiądziemy na schodach i pogadamy. Chyba nie zamierzasz tu stać całą wieczność...?
   – Jasne, że nie – burknęła blondynka.
   Ruszyli w kierunku  ciemnobrązowych schodów, składających się z zaledwie czterech stopni. Z daleka sprawiały wrażenie czystych i eleganckich, jednak im bliżej podchodziła Noelia, tym bardziej przykuwały jej uwagę wałęsające się gdzieniegdzie drobinki piasku.
   – To o co łazi? – Nie patrząc w stronę towarzyszki, Kombinator usadowił się na drugim schodku. Wyciągnął wygodnie nogi i położył dłonie na kolanach. – Wolałbym, żebyś zaczęła od początku i opowiedziała jak najwięcej szczegółów.
   Ta nonszalancja irytowała Noelię. Nastolatek zachowywał się tak, jakby właśnie omawiali plan jakiegoś psikusa. Nie powinna go winić. Nie powiedziała przyjacielowi praktycznie nic, tylko nawijała coś o zemście na jakiejś tam dziewczynie, o której chłopak wcześniej nie słyszał ani słowa. Skąd Kombinator miał wiedzieć, że dzisiejsza sprawa dotyczyła zupełnie czegoś innego niż zwykły kawał? Skąd miał też wiedzieć, że Noelia musiała się wysilić, aby przypadkiem nie wyjawić za dużo?
   – No? – zagadnął Kombinator, kiedy Noelia nie odpowiadała już przez kilkanaście sekund. – Mów, co ci przyłazi do łepetyny, nawet jeżeli plan nie jest kompletny. Razem coś wykombinujemy.
   – Racja. – Dziewczyna zmusiła się do uśmiechu. – W końcu kombinator z ciebie... No więc tak... jest taka wariatka w Miliczu...
   – Aż w Miliczu? – wtrącił się Kombinator. – I ty się chcesz na niej zemścić? Kto to jest? Twoja siostra czy coś?
   – Nie – niemal krzyknęła Noelia.
   Myśl, że Kamila mogłaby być jej siostrą, była zbyt przerażająca, aby okazała się prawdziwą. Siostry nie próbują pozabijać siebie nawzajem. Siostry, gdyby zostały odseparowane, za wszelką cenę starałyby się odnaleźć. Wykorzystałyby każdy skrawek informacji, by odszukać drugą osobę przechodzącą w życiu podobne doświadczenia – osobę będącą w stanie zrozumieć to, co spotkało tą pierwszą. Były w końcu siostrami – istotami rozumiejącymi się najlepiej na świecie. Przyjaciel Maćka najwidoczniej nigdy nie zastanawiał się, co to znaczy mieć rodzeństwo. To wyjaśniłoby, dlaczego przychodziły mu do głowy tak głupie założenia. Gdyby Noelia miała siostrę, zemszczenie się na niej byłoby jej ostatnim życzeniem.
   – Luzik. – Niebieskie oczy chłopaka, widoczne w kominiarce, wydawały się uśmiechać. – Rozumiem, że nie jest z tobą spokrewniona, ale nie wydzieraj się, bo wtedy naprawdę sąsiedzi coś zauważą.
   Noelia poczuła ogromną chęć uderzenia siedzącego po prawej stronie nieznajomego. Oszacowała, że najlepiej byłoby wycelować pięścią w jego nos. Nastolatek zostałby zmuszony do ściągnięcia tej durnej kominiarki, żeby móc na nowo oddychać. Niestety, jakkolwiek bardzo było to kuszące, nie mogła wyrządzić Kombinatorowi krzywdy. Szanse na zabicie Kamili ległyby w gruzach. Szanse na zabicie...? Noelię przerażała nieco myśl, że te trzy słowa zagościły w jej głowie tak po prostu, bez zbędnych uczuć – jakby nie miała na nie czasu, jakby były jedynie drzazgami w palcu, które należy usunąć. Cóż, ostatnimi czasy myślała zbyt wiele. Kiedy człowieka ogarnia zmęczenie, umysł się wyłącza. Nie powinna zatem się martwić.
   – Przyszło mi do głowy pewne pytanie – odezwała się ni stąd, ni zowąd. – Co zrobiłby realista planujący morderstwo?
   – Zastanawiałby się, jakie ma szanse na zabicie kogoś i ulotnienie się tak, żeby nie przypisali mu winy. – Kombinator wzruszył ramionami. – Dziwne pytanie.
   – Załóżmy, że podchodzi do ciebie nieznajomy mężczyzna. Mówi ci, że chce uratować cię od śmierci i że ktoś chce cię zabić. Kim jest ten człowiek? Myślałam o tym i doszłam do wniosku, że optymista uwierzyłby w każde jego słowo, a pesymista pomyślałby, że jest w tym jakiś podstęp prowadzący najpewniej do jego śmierci... wiesz, pesymisty... z rąk tego mężczyzny.
   – Zakładając, że coś takiego naprawdę się tobie przydarzyło i nic ciekawego się w twoim życiu nie dzieje, pomyślałbym, że chce ci pomóc. Zakładając, że to przytrafiło się mi, pomyślałbym, że Drzewołazy lub Miś i Klajster namówili jakiegoś starszego kolesia, żeby robić sobie ze mnie polewkę i wyżerkę.
   Z dotychczasowych obserwacji Noelii wynikało, że taki ktoś jak Kombinator zasługiwał na miano optymisty, niemniej jednak wyrazy opuszczające usta chłopaka brzmiały dziwnie nieprzekonująco. Miała uwierzyć, że w rzeczywistości uważał mężczyznę z brodą za kogoś starającego się pomóc? W dodatku druga interpretacja nie pasowała ani trochę do pierwszej, dokładnie jak wiadomość Wiktorii. Internetowa znajoma poleciła blondynce zgłosić sprawę na policję, żeby zaraz potem nawijać o winie uniewinnionego człowieka.
   – Coś dużo masz tych kumpli – skwitowała Noelia, nie wiedząc, co innego powiedzieć.
   – Ano dużo – zgodził się niebieskooki. Głos  nastolatka sprawiał wrażenie zamyślonego. – Chwila! Ta dziewczyna, która chce się na tobie odegrać... to ta sama dziewczyna, przed którą ostrzegał cię tamten gostek? I Żyrafa wspominał coś o dręczących cię koszmarach po tym, jak zobaczyłaś jakiegoś faceta podobnego do twojego nieżyjącego ojca...
   Noelia była pod wrażeniem. Słyszała wprawdzie nieco o inteligencji chłopaka, jednak przekonanie się o tym na własnej skórze wywoływało u niej dziwne uczucie. Kiedy ktoś opowiadał o kimś, kogo się nie znało, nie czuło się emocjonalnej więzi z tym człowiekiem. Był on jedynie zlepkiem czyjejś obserwacji i nie wyglądał na bardziej rzeczywistego od ludzi opisywanych w książkach. Ale dlaczego, u licha, Maciek uważał wyjawienie Kombinatorowi tego, czego dotyczyły koszmary Noelii, za właściwe? Takie rzeczy powinny pozostać sekretami!
   – Tak – przyznała nieśmiało blondynka, dochodząc do wniosku, że nie zostało jej już nic innego.
   – I ty co? – Kombinator nie krył złości w głosie. – Masz jakiś plan zabójstwa? Z tym do mnie przylazłaś?
   – Wiedziałam, że się wściekniesz – skomentowała Noelia ze słyszalnym zawiedzeniem.
   Co powinna teraz zrobić? Chłopak mógł ją zgłosić na policję. Podano mu na tacy wszystko, czego potrzebował. Wiedział, jak wygląda, znał jej imię, zapewne również nazwisko oraz miejsce zamieszkania. Ponadto, Noelia była przyjaciółką Maćka, a Kombinator nie widział dziewczyny przedtem na oczy. Mimo że Kombinator także uważał się za przyjaciela Maćka, po spotkaniu go na żywo coś podpowiadało Noelii, że to nie miało znaczenia. Był otoczony chmarą kumpli. Nie zauważyłby utraty jednego z nich. Nie zauważyłby utraty nawet przyjaciela. Zresztą, czy Kombinator w ogóle używał takiego określenia w stosunku do kogokolwiek? Może dla niego wszyscy byli coś warci jedynie wówczas, gdy zgadzali się z nim żartować z przechodniów i innych znajomych lub pozwalali na wykręcanie sobie kawałów?
   – Nie wydam cię władzom, jeśli właśnie rozmyślasz nad tym, czy wszystkiemu zaprzeczyć – odezwał się po chwili Kombinator. Palcami prawej dłoni dotknął ukrytego pod kominiarką fragmentu skóry na czubku głowy i się w niego podrapał. – I jeśli faktycznie nad tym rozmyślasz, popełniłaś błąd, moja droga. Przecież każdy wie, że milczenie jest twierdzeniem... czy zgodą, jakkolwiek ludziska to teraz nazywają.
   – Nie wydasz mnie...? – zaczęła Noelia, zbyt zaskoczona wyznaniem rozmówcy, by dotarł do niej sens wypowiadanych wyrazów. – Dlaczego?
   – Nie wydam, ale jest jeden warunek.
   Gdy tylko Noelia usłyszała słowo „warunek” wymykające się z ust przyjaciela Maćka, zdała sobie sprawę, że wpadła w ogromne tarapaty – porównywalne do umieszczenia zwykłego śmiertelnika w stromym wgłębieniu o głębokości kilku kilometrów. Kazano mu się stamtąd wydostać o własnych siłach. To oczywiste, że nie dałby rady. Blondynka jednak potrafiła myśleć sensownie na tyle, by zrozumieć, że musi przystać na propozycję Kombinatora, czymkolwiek by ona nie była. Musiała także wypytać Maćka o pewne szczegóły z życia chłopaka – jeżeli Kombinator miał czym zastraszyć Noelię, ona też musiała mieć czym go zastraszyć.
   – Jaki? – zapytała. Odwróciła głowę, żeby ukryć emocje.
   – Nie zabijesz tej dziewczyny.
   Te cztery słowa uderzyły niczym pocisk, burząc ściany w umyśle Noelii. Dziewczyna patrzyła, jak przeistaczają się w gruz, nie do końca świadoma tragedii odgrywającej się na jej oczach.
   – I to ma być ten warunek? – Rzuciła Kombinatorowi wypełnione gniewem spojrzenie.
   – Nie powiedziałem jeszcze wszystkiego – powiedział cicho Kombinator.
   – Pewnie, że nie – wymamrotała Noelia.
   Wstała, kierując się ku wyjściu z posesji. W tej chwili nie zamierzała wysłuchiwać niczego, co Kombinator miał do powiedzenia. Wiedziała, że to głupie i musi wrócić.
   Kombinator nie czekał na zaproszenie. Ruszył za nastolatką, utrzymując jednak dwumetrowy dystans. Grunt pod butami podobnymi do gumowców chrupał niemiłosiernie. Przywodził na myśl psa gryzącego kość. Dziwne. Wcześniej Noelia nawet nie zauważyła, że jej buty wydają jakikolwiek dźwięk – tak samo jak nie zauważyła właśnie przebytej ścieżki. Ścieżka była wysypana grubym żwirem i prowadziła do schodów.


Jeśli wydawało się komuś, że gdzieś widział tapetę, którą Noelia ma na smartfonie, nie wydawało Ci się. Opis ten został oparty na prawdziwym gifie, a oto on:



Mam nadzieję, że wystarczająco dokładnie go opisałam.
A skoro o gifach mowa,



hahaahhaehaha!!!! To jest jeden z najlepszych, jakie widziałam – mimo że jest, niestety, słabej jakości.

Facet: Chcesz się całować?
*akcja*
Drugi, pominięty wąż: Jego całujesssz, a mnie nie chcessssz? Zdradzasssssz mnie?
*atak*
Facet: Cholera, a myślałem, że nie zauważy!

Czy tylko według mnie te węże wyglądają trochę jak kobry? O.o!
Komu przyszedł do głowy Krzyk Edvarda Muncha po przeczytaniu początku rozdziału, ten niech się zgłosi! Przyznam się, że mi dopiero po napisaniu tej sceny. ;D
I wiecie, co było dobre? Obejrzałam jeden ze skeczy formacji Chatelet – ten o uchodźcach – w którym to wspomniana została miejscowość Milicz. Brzmi jak milcz i dlatego, ale to jednak było zabawne, jako że Milicz wytrzasnęłam po prostu z mapy. Ot tak, gapiłam się na mapę i stwierdziłam: niech Kamila mieszka w Miliczu, bo gdzieś niedoszła morderczyni mieszkać musi przecież...
Nie zmaterializuje się.
Do następnego razu!

20 komentarzy:

  1. Hejka :)
    No i jestem.
    Wiesz, ten początek tak realistycznie napisałaś, że już myślałam, iż Kamila dorwała Noelię. Wręcz się przestraszylam, krótko mówiąc i wiesz co? Genialnie rozpisujesz - wiem, że się powtarzam.
    Wczoraj oglądałam Krzyk 4, więc skojarzył mi się ten krzyk z filmem ;P
    Brrr i ta kostucha ...
    I ten nóż ... no ja rozumiem, że czuje się bezpieczniej, gdy ma narzędzie do obrony, no ale przecież mogła podczas snu zrobić sobie gorszą krzywdę.
    Jolanta, to jej mama - ta nieprawdziwa ... trochę mnie zaniepokoiłaś tym opisem o niej. Czy faktycznie nie chciała Noelii? Tak to zrozumiałam, i to jak rozmawiała z Krzysztofem po cichu, by ona tego nie słyszała... sama jestem ciekawa co dokładnie rozmawiają. A Noelia jest ciekawa ale widać po niej że ostrożnie podchodzi do pewnych spraw, nawet z rodzicami. Ale przyznać moge że dobrze sie dogadują.
    I spotkanie z Kombinatorem (dobrze mówię?). Bardzo dziwne ... i Noelia tak po prostu mówi o swoich zamiarach i o tym co ją spotkało i to, że Kamila jest wariatką ... i myśli, że on kolega Maćka jej pomoże? A jeśli nie jest godny zaufania? I po co mu kominiarka na twarzy xD
    Cóż, jestem ciekawa co z tego wyniknie, ale racja- lepiej nie zabijać Kamili. To nie jest dobre wyjście.
    I nie wspomniałam o Weronice ... hmmm... drażni ją to że Noelia wypytuje o jej brata? Troche chamskie z jej strony, że nie życzy sobie, ale każdy ma prawo wiedzieć, jakie jest postępowanie w sprawie zbierania pieniędzy i czy już widać rezultaty...
    Cóż ... przyznam, że dobrze się czytało :) chyba musze popracować nad swoimi opisami, ale juz wspominałam, że po ukończeniu pisania opowiadania bede poprawiala, bo jezeli poprawialabym w trakcie to mogłaby mi uciec wena na dalsze pisanie ...

    Pozdrawiam...

    aaaa i gifyyyy
    genialne z tą wanną i gadami xD ja bym na to sie nie odważyła. Nigdy.
    Ciekawie to wszystko wygląda z gifami, taki dodatek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A co do zamawiania szablonu - nie wiem, ale chyba musisz wstawić link/odnośnik do szabloniarni, w której składałaś zamówienie :)

      Usuń
    2. Wreszcie odpisuję. (: U mnie to się czasami trzeba naczekać.
      Czyli nadawałabym się do pisania horrorów, haha, chociaż jak tak spojrzeć, to niekoniecznie, oczywiście tych typowych, w których nie ma relacji interpersonalnych.
      Nawet nie wiedziałam, że wtedy był. o.o Ja nie żyję. ;D
      Ano mogła sobie krzywdę zrobić niezłą, ale przecież z tym nożem nie spała. Sen się zlał z jawą.
      Tak, Jolanta nie chciała kiedyś Noelii, ale nie dlatego, że była Noelią, a nie kimś innym. Po prostu ma uprzedzenia do dzieci, które zostały oddane do domu dziecka, bo to, że zostały oddane może świadczyć o rodzicach, a niektórzy nie chcą przygarniać kogoś, kto będzie sprawiał same kłopoty.
      Jeśli chodzi o odmianę, to tak, bo wątpię, byś miała problem z zapamiętaniem jego ksywki. Zbyt oryginalna. (:
      Noelia nie powiedziała wszystkiemu Kombinatorowi tak po prostu - część powiedziała Maćkowi, który mu ją przekazał. Dziewczyna również ma pewnego rodzaju myśli i dziwne pytania, które mogą pomóc w ułożeniu układanki, jeśli ktoś już coś wie. Kombinator sporo także wywnioskował.
      Po co mu kominiarka? Sądzę, że po przeczytaniu kolejnego rozdziału będziesz już miała teorię. (:
      Wiktoria! Serio, Wiktoria i Weronika to podobne imiona?... 0.0
      Czy ja wiem, czy chamskie... Sama nie lubię, gdy ktoś pyta mnie o rzeczy, o które nie chcę być pytana. Mogę też wybuchnąć. ;D Ale spoko, supernowej ze mnie nie będzie. Będziesz żyć. ;P
      E tam zaraz by Ci żyła uciekła. Rozdział poprawia się zaraz po jego napisaniu, a także w trakcie i tak dalej. Co do scen, można je w skrócie zapisać i dopiero później je napisać. Zapewne wpadną Ci do głowy jeszcze ciekawe dodatki.
      A myślisz, że ja bym się odważyła...? Nie z takimi wielkimi wężami przynajmniej.
      To znaczy? Mia powinna wkrótce się odezwać. Zresztą, długo nie wstawiała nic nowego. Jeśli nie da rady wykonać szablonu w miarę szybko albo czegoś brakuje, sądzę, że coś napisze na ten temat.

      Usuń
    3. Oczywiście, że śmiało moglabyś pisać horrory, albo thrillery, choć nie kryję, że tu też wyjdzie coś na "podobę", skoro mowa o niedoszłej morderczyni, która i tak może zrobić co swoje. Nic ngdy nie wiadomo, prawda?
      Wiesz, że ja nawet rozumiem Jolantę? Sama mam jakieś uprzedzenia, no, ale to już pominę ...
      Cóż, każdy się boi - wewnętrznie - czy adoptowane dziecko nie bedzie w przyszłości sprawiało problemów. Choć Noelia wydaje się całkiem dobrym dzieckiem.
      Pomyliłam imiona? Wybacz, ostatnio targają mną emocje, mam przestój w pisaniu. Wiesz, chcę jak najszybciej się uwinąć z napisaniem Frozen by później na spokojnie betować to opowiadanie na poważnie ...
      Mia na pewno się odezwie, a jak nie, to prędzej czy później doda nowy post z grafiką i tam możesz spróbować raz jeszcze z zamówieniem :)

      Usuń
    4. Ja wiem. Ej, weźcie mi każcie pisać coś bez dawki horroru, a się popłaczę. ;D Przecież nawet w romansach nie da się horroru nie wpleść! Chociaż ja i pisanie romansów... aaa, człowiek się nie nadaje. Najlepiej jeszcze, jakby do scen seksu doszło, haha, a gdy mi się Twoje przypomną... maaaaatko! W sensie... śmieszne to było.
      Dziękuję za nazwanie Noelii dobrym dzieckiem. ;D Chociaż ona faktycznie jest dobrym dzieckiem. A złymmm? Gdzie tam? Ona tylko chce zabić kogoś, kto chce zabić ją. Nic wielkiego. Hahahaha.
      Mia odrzuciła zamówienie i w sumie dobrze, bo wpadł mi do głowy jeszcze lepszy pomysł i założyłam zamówienie u Lydii, również z Land of Grafic. Przyjęła. (:

      Usuń
    5. I sama nie wiem, czy poprawiać czas na blogu... Takie śmieszne godzinki wyskakują. ;D

      Usuń
  2. Siema, siema, przybywam wreszcie ;-)
    Bardzo mi się spodobał ten rozdział i bardzo mnie zaciekawił. Początek świetny!
    Zdziwiłam się, ze Noelia tak z mańki powiedziała o swoich zamiarach zupełnie obcemu człowiekowi... do tego ten cały Kombinator wydaje się, jakby chciał wszystko robić po swojemu... szczerze pisząc, interesująca postać ;-) na początek stwierdzam, że nawet go lubię, choć jest trochę dziwny... ;-) i ciekawa jestem, co oni razem wymyślą...
    Gify też fajne, to oko bardzo mi się podoba ;-) co do węży to już mniej... nie lubię i na samą myśl mam ciarki... ble ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lecę na razie pisać swoje, bo nawet mi się chce ;-)

      Usuń
    2. Siema z Krainy Malin! (Piszę i podjadam. ;D)
      A miała inny wybór? Poza tym, Maciek, czyli przyjaciel Noelii, zna Kombinatora, zatem to nie tak zupełnie obcy człowiek... chociaż jest obcy, bo nigdy osobiście go nie poznała. (:
      Nie wiesz, do czego zmierzają dokładnie czy po prostu nie pamiętasz, co się działo w poprzednich rozdziałach? Nie zdziwiłabym się, gdybyś nie pamiętała. W końcu ogromna przerwa była, nie?
      Ja tam uwielbiam węże.
      Jak patrzysz na mój awatar też masz ciarki? ;D
      Ciekawe, skąd nagły przypływ weny. ;p

      Usuń
    3. o nie miał, ale myślałam, ze będzie tak nie wiem... hmm... no nie powie tego tak w prost ;-)
      Właśnie tak sobie pomyślałam, że muszę sobie ogarnąć trochę czasu i przeczytać jeszcze raz wszystko od samego początku... :-/ i robić zdecydowanie mniejsze przerwy ;-)
      Widzę właśnie, ze masz, ale takie małe to nie (w sensie małe obrazki, szczerze pisząc, na pierwszy rzut oka nawet nie pomyślałam, że to wąż jest...), chodzi mi o duże zdjęcia, gdzie widać wszystko wyraźnie, albo właśnie, jak są na gifach, czy w filmach, zawsze mam ciary, a na żywo, to już w ogóle nie wytrzymuję... nie żebym się bała, po prostu mnie obrzydzają... bez względu, czy są malutkie, czy ogromne ;-)
      Mój nagły przypływ weny wziął się z tego, że goni mnie pierwsza część, bo już właśnie ją skończyłam publikować (tak w ogóle, to zapraszam do mnie na epilog) i chciałabym mieć potem więcej do publikowania drugiej części, żeby mieć czas na pisanie kontynuacji, a nie ścigać się z terminem ;-) poza tym, jak już się zmusiłam do pisania, to jakoś mnie to wciągnęło i coś tam naskrobałam ;-)

      Usuń
    4. Nie spiesz się. ,,Więzień niewinności” nie rozpłynie się nagle w powietrzu, co najwyżej dobędzie mu parę rozdziałów. (; Zatem jeśli zaczniesz czytać od początku nawet i za trzy miesiące, nic się nie stanie. Ziemia wciąż będzie obiegać Słońce. ;D
      A ten wąż jest taki widoczny, że nie da się go nie widzieć, no chyba że ktoś nie chce go widzieć, więc jest oszukiwany przez mózg. Człowiek naturalnie, nie wąż, haha.
      Ja mam taki ,,problem”, że mnie nic nie obrzydza *raczej, może nie spotkałam się z czymś naprawdę obrzydliwym*, a naprawdę szkoda, że nie miałam żadnego węża na rękach, bo lubię te gady, jak wspominałam.
      Od kiedy to gonitwa sprzyja wenie? 0.0 0.0
      Jaka kolejka na Kasprowy! W telewizji widziałam. Czekałam kiedyś w podobnej kolejce - i też był upał. :( A za drugim razem nie było, na szczęście.

      Usuń
    5. Haha, w porządku, bardzo się cieszę, że dalej tu będzie ;-)
      Ja ogólnie jestem ślepym człowiekiem, więc mogę nie dowidzieć szczegółów :-P
      To był właściwie wymuszony przypływ weny... zmusiłam się do pisania i potem nawet zaczęło mi coś ciekawego do głowy przychodzić ;-)
      Ja nigdy nie byłam na Kasprowym, ale moja siostra wystała się tam w kolejce nie jeden raz ;-)
      No tak, z kolejkami to jest równie, mi też się zdarzało, że czekałam godzinami w kolejce, a jak następnym razem przyszłam dożo, dużo wcześniej, żeby sobie miejsce zająć, to nagle się okazało, że tym razem nie ma żadnej kolejki... :-/

      Usuń
    6. Gdybym zamierzała skasować opowiadanie, myślisz, że zaszłabym tak daleko w jego pisaniu? (;
      A, czyli też potrzebujesz okularów. Lub szkieł kontaktowych.
      Czasami jest taka blokada, ale czasami zmuszanie się czyni więcej zła niż dobra. Czasami jestem w stanie napisać na jednym posiedzeniu tysiąc słów, a kiedy indziej męczę się, by napisać czterysta. Teraz już lepiej poznaję te momenty. To dziwne, ale tak samo jest przy pisaniu komentarzy. Bywa, że chcesz skończyć odpowiadać komuś na wiadomość jak najszybciej, bo po prostu nie masz mu nic do powiedzenia, co jest związane z wcześniejszym wypaleniem będącym skutkiem zbyt długiego myślenia lub tworzenia. Czasami mam podobnie nawet z rozmawianiem. Muszę podłączyć wtedy mózg do ładowarki, a ładowarkę do kontaktu. ;P
      Nie wiem, czy w te wakacje jeszcze nie pojedziemy do Zakopanego. Lubimy góry, więc... czemu nie? Póki co, jedziemy nad morze. (:
      Trzeba kupić bilet, to nie będziesz stała w kolejce, ale możesz siedzieć w kolejce lub włóczyć się po okolicach, co na pewno zrobisz. Dowiedziałam się za drugim razem, że można zamówić sobie bilet, tak w ostatniej chwili, i dość sporo musieliśmy zapłacić, lecz chociaż nie staliśmy w tym słońcu nie wiadomo, ile.
      Nie wiem, jak to jest z Kasprowym, ale gdybym nie zobaczyła żadnej kolejki, moje oczy opuściłyby swe orbity ze zdziwienia pomieszanego z przerażeniem. Czy wydarzyła się jakaś tragedia, że oni wszyscy pouciekali? (Chociaż wtedy pełno ludzi pewnie spacerowałoby w pobliżu.) Albo czy idzie gigantyczna burza?

      Usuń
    7. Ja jak się zmuszam do pisania, to zazwyczaj coś mi z tego wychodzi nawet fajnie, ale jak mi zaczyna iść coraz gorzej, to od razu rezygnuję... ;-)
      Racja, z pisaniem komentarzy mam całkiem podobnie, co do rozmów... chyba nie...
      Cóż, okulary już mam, ale najwyraźniej dla mnie to za mało... albo po prostu są za słabe (ostatnio byłam u okulisty jakieś 3 lata temu, jeśli dobrze pamiętam i chyba czas najwyższy na kolejną wizytę).
      Ja też lubię góry, kocham wręcz, są cudowne, ale chyba jednak mimo tego, bardziej przekonuje mnie morze ;-) i to nie dlatego, że nie lubię się wspinać po stokach, czy coś w tym rodzaju... może po prostu uwielbiam szum morza, jest w tym coś niesamowicie uspokajającego, a u mnie w życiu zdecydowanie za dużo jest hałasu...
      Tak jak pisałam wcześniej, na Kasprowym nigdy nie byłam, więc nie wiem, czy zdziwiłabym, gdybym tam poszła i zobaczyła pustki, raczej zdziwiłabym się widząc tłumy ludzi... ;-)

      Usuń
    8. A może po prostu nie zauważyłaś. Mnie się czasem nie chce rozmawiać.
      Nad morzem to hałasu zdecydowanie za dużo. Ciągle ludzie gadają, coś grają i robią wszystko, żeby zagłuszyć mój spokój. Mam podzielność uwagi, owszem, niemniej jednak niezmiernie trudno jest cokolwiek przeczytać, kiedy wokół słyszysz ,,umpa-pumpa” nieprzerwanie.
      W górach tłumy ludzi jeden przy drugim - takie, że nie ma gdzie ich pomieścić raczej nie napotkasz, ale kolejki bywają naprawdę ogromne. W górach się to towarzystwo rozproszy, no i nie wszystkich od razu kolejka zabierze.

      Usuń
    9. Przeraża mnie to, że tak rzadko odpisuję.
      Zastanawiam się, co by to było, gdybym na dodatek miała Facebooka... Wywołałabym trzęsienie całej Ziemi?

      Usuń
  3. Po pierwsze: porównanie cięcia do robienia szmatek - świetne. Strasznie obrazotwórcze, jak dla mnie, a to genialny zabieg. Nawiązując jeszcze do tego fragmentu - gdy przeczytałam pod rozdziałem o "Krzyku" aż uśmiechnęłam się pod nosem. Dopiero wtedy dotarło do mnie, że tak jest :D
    Po drugie: lubię Kombinatora. Jest troszkę szalony, a ja uwielbiam szaleńców :D I te jego powiedzonka: miód i orzeszki!
    Po trzecie: opis gifa 10/10. Swoją drogą bardzo podobna grafika została wykorzystana do trylogii "Dotyk Julii" :D

    Pozdrawiam i jeszcze tu wrócę!
    Buhahahhahahhah!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niezmiernie miło przeczytać Twój komentarz po drzemce. Zwykle nie śpię w środku dnia, ale dzisiaj taki wyjątek. (:
      Nie spodziewałam się tak pozytywnej opinii. Dziękuję!
      Hahhahhaha, mam się bać? Gadaj, co ze mną zrobisz?! ;D

      Usuń
  4. Ten rozdział dał mi sporo do myślenia. Widzę, jak w głównej bohaterce narasta irracjonalny strach, sprawiając, że sprawy zaczynają wymykać się spod kontroli... W gruncie rzeczy całe przeświadczenie o Kamili chcącej ją zabić może być zarówno nawracającym koszmarem, zwykłym stresem (mam koszmary, kiedy się nie wyśpię przez kilka dni), choć nie wiem na pewno, bo może i to "6 zmysł". Zaczynam trochę wczuwać się w skórę Noel.

    Na dziś niestety koniec lekturki, śmigam na piwko ze znajomymi. Jutro na pewno znów zajrzę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem, dlaczego to, co się dzieje w życiu Noelii, może do tej pory przypominać urojenia. Cieszy mnie to, że opowieść nie jest taka jasna i oczywista. Sama lubię tajemniczość. (:
      Widzę, że główka pracuje – wzięłaś szósty zmysł w cudzysłów. (;
      No to udanego wypadu, jeśli mogę Ci czegoś takiego życzyć! ;D

      Usuń

Template by Elmo