Tego dnia Noelię obudził
utwór „O Fortuna” – poemat ze zbioru „Carmina Burana”, do którego Carl
Orff napisał muzykę.
Ze zdziwieniem odkryła, że
się wyspała, jednak nie za sprawą aplikacji Nightly. Nastolatka zrezygnowała
ze sprawdzenia jej użyteczności. Nawet jeśli aplikacja faktycznie pomagała
ludziom, czyniła to powoli. Noelia przekonała siebie, że po wielu nieprzespanych dniach i nocach, w końcu zaśnie na stojąco i odeśpi ten czas. Zmusiła siebie również do uwierzenia, że z czasem
przyzwyczai się do nowej sytuacji i wtedy sen wróci do normy. Organizm
przecież kiedyś musi się zbuntować. Nie spodziewała się jednak, że wszystko
zacznie wracać do normy tak szybko. Kiedy położyła się do snu, nie była aż tak
wykończona, by nie móc normalnie funkcjonować. Zmiany zatem należało upatrywać
się w stanie umysłu. Przez chwilę próbowała odszukać jej przyczynę, wygrzebując
na wierzch najstarsze zdarzenia i starannie je analizując, jednak mózg działał
zbyt opornie. Nie podsunął jakiegokolwiek rozwiązania zagadki. Na nieszczęście,
znalazł coś innego – coś, co dziewczyna wolałaby przetransportować na bezludną
wyspę i zakopać raz na zawsze. Coś, przed czym nie było ucieczki.
Czuła oddech ojca. Otaczał
jej ciało ze wszystkich stron. Powtarzał, że przed genami nie ma ucieczki – że
zejdzie na złą drogę. Czuła małe, błękitne oczy, unoszące się w przestrzeni tuż
przed oknem, wwiercające się w jej własne z oślim uporem. Nie mrugały, jak
przystało na byty pochodzące z zaświatów. Patrzyły niestrudzenie w jeden punkt.
Nie odczuwały zmęczenia. Noelia nie była pewna, czy naprawdę chcą ją
przestraszyć, czy jedynie zapewnić, że ucieczka przed samym sobą nie istnieje.
Owszem, ktoś powiedziałby, że można powziąć drastyczne środki. Poprzez
samobójstwo przepowiednia się nie wypełni. Ale to nie byłaby ucieczka.
Samobójcy przed niczym nie uciekają. Nie da się uciekać, skoro się nie
żyje.
Teoretycznie ucieczka istnieje – zgodziła się po jakimś czasie nastolatka. – Gdyby nie przeszkadzało mi stanie się takimi jak oni. Ale dlaczego właściwie mi to grozi? Nie piję, w przeciwieństwie do ojca, co znaczy, że nie mogę zginąć podczas jazdy samochodem, przynajmniej nie z powodu pijaństwa. Ja nawet nie chcę pić, absolutnie mnie do tego nie ciągnie. O matce zaś nic nie wiem i nic mnie ona nie obchodzi. Może powinna, nie mam pojęcia. Może wiedząc, kim się stała i dlaczego tak młodo umarła, byłabym w stanie uniknąć tego samego losu. A co, jeśli już jest za późno? Jeśli zainteresowałam się czymś, czym nie powinnam – czym ona się zainteresowała. Jestem młoda. Mogę nie widzieć konsekwencji. To zainteresowanie nawet nie musi być jakieś straszne i nielegalne. Wystarczy coś zwykłego. Ludzie zaczynają małymi kroczkami, a potem przekonują siebie, że jeśli przekroczą granicę, nic się nie stanie. Postępują tak z każdą inną granicą, posuwając się coraz bliżej w stronę dezintegracji. Ciągle wmawiają sobie, że to nic, na pewno nikomu nie zaszkodzą... aż w końcu bum!
Teoretycznie ucieczka istnieje – zgodziła się po jakimś czasie nastolatka. – Gdyby nie przeszkadzało mi stanie się takimi jak oni. Ale dlaczego właściwie mi to grozi? Nie piję, w przeciwieństwie do ojca, co znaczy, że nie mogę zginąć podczas jazdy samochodem, przynajmniej nie z powodu pijaństwa. Ja nawet nie chcę pić, absolutnie mnie do tego nie ciągnie. O matce zaś nic nie wiem i nic mnie ona nie obchodzi. Może powinna, nie mam pojęcia. Może wiedząc, kim się stała i dlaczego tak młodo umarła, byłabym w stanie uniknąć tego samego losu. A co, jeśli już jest za późno? Jeśli zainteresowałam się czymś, czym nie powinnam – czym ona się zainteresowała. Jestem młoda. Mogę nie widzieć konsekwencji. To zainteresowanie nawet nie musi być jakieś straszne i nielegalne. Wystarczy coś zwykłego. Ludzie zaczynają małymi kroczkami, a potem przekonują siebie, że jeśli przekroczą granicę, nic się nie stanie. Postępują tak z każdą inną granicą, posuwając się coraz bliżej w stronę dezintegracji. Ciągle wmawiają sobie, że to nic, na pewno nikomu nie zaszkodzą... aż w końcu bum!
Sięgnęła po smartfon.
Poniedziałek, godzina szósta. Cholera. Musiała iść do szkoły.
Nie, nie mogła iść do szkoły. Może nie czuła się inaczej niż w zwykłe poranki, ale nie cieszyło jej spotkanie na nowo tych wszystkich ludzi. Zachowywaliby się jak zawsze. Drażniliby swoją przeciętnością i niezdolnością do prowadzenia sensownych rozmów. Dopytywaliby się, czy wszystko w porządku, gdyby zobaczyli choć najmniejszą różnicę w zachowaniu, a ignorowali rzeczy poważniejsze. Ludzie zawsze tak robią. Kiedy widzą, że coś jest nie tak, ale tylko trochę nie tak, oferują pomoc, jednak gdy dostrzegają, że to coś poważniejszego, usuwają się w cień. W sumie dobry sposób sprawdzenia, czy ktokolwiek mnie podejrzewa – stwierdziła Noelia. – Jeśli zaczną pytać, to znaczy, że powinnam lepiej maskować swoje emocje. Jeśli nikt nie zwróci uwagi, cóż, albo jestem najlepszym aktorem... albo najgorszym.
Nie, nie mogła iść do szkoły. Może nie czuła się inaczej niż w zwykłe poranki, ale nie cieszyło jej spotkanie na nowo tych wszystkich ludzi. Zachowywaliby się jak zawsze. Drażniliby swoją przeciętnością i niezdolnością do prowadzenia sensownych rozmów. Dopytywaliby się, czy wszystko w porządku, gdyby zobaczyli choć najmniejszą różnicę w zachowaniu, a ignorowali rzeczy poważniejsze. Ludzie zawsze tak robią. Kiedy widzą, że coś jest nie tak, ale tylko trochę nie tak, oferują pomoc, jednak gdy dostrzegają, że to coś poważniejszego, usuwają się w cień. W sumie dobry sposób sprawdzenia, czy ktokolwiek mnie podejrzewa – stwierdziła Noelia. – Jeśli zaczną pytać, to znaczy, że powinnam lepiej maskować swoje emocje. Jeśli nikt nie zwróci uwagi, cóż, albo jestem najlepszym aktorem... albo najgorszym.
Jednak nie mogła skończyć
rozważania decydującego o całym jej dalszym życiu na tych myślach. Podejmowanie
pochopnych decyzji to błąd. To od nich w wypadkach giną ludzie i to od nich
rodzą się dziwne, szkodzące pozostałym, nawyki. W jakim przypadku spadłoby na
nią największe podejrzenie? Gdyby pojawiła się w szkole czy gdyby się w niej
nie pojawiła? Noelia nie należała do osób, którym zależało na frekwencji,
rezultatem czego było dość sporo opuszczonych godzin – na szczęście
mieszczących się w normie, więc nikt się nie czepiał. W przeciwnym razie musiałaby
zostać straszona połowa szkoły stosująca zasadę „nie umiesz na sprawdzian, nie
idź – pouczysz się w domu i napiszesz w drugim terminie”.
Dziewczyna długo szukała w
pamięci informacji o sprawdzianach i niestety, nie poszczęściło jej się
– najbliższy wypadał dopiero w czwartek. To i tak nie oznaczało, że nie mogła nie
iść do szkoły. Czasami opuszczało się godziny z innych powodów. Jeżeli ktoś
miał dostrzec najmniejszą zmianę w zachowaniu nastolatki, byłoby to dzisiaj.
Później przystosowałaby się do rzeczywistości i nic nie byłoby nowe i
niezwykłe. Nikt nie odróżniłby jej od starej siebie. Wychodziło więc na to, że
lepiej nie poznać odpowiedzi na to, czy jest się dobrym/słabym, czy przeciętnym
aktorem. Ale jeśli później zostałaby obarczona podejrzeniem, pobyt w domu
zadziałałby na jej niekorzyść. W końcu nikt nie oczekiwałby od dziewczyny,
która kogoś uprowadziła, przesiadywania w szkole kolejnego dnia. No ale
dlaczego miałaby być w ogóle podejrzana? Po kilku dniach nikt by nie zauważył,
że w jej zachowaniu jest coś nie tak.
Czy aby na pewno?
Czy aby na pewno?
Dobra, pójdę do tej szkoły. Niech
się dzieje, co chce.
*
– Jakoś udało mi się wcisnąć
Ząbka do grafiku – usłyszała głos przybranej matki dochodzący z kuchni.
No tak, Jolanta i Krzysztof
już wstali. Powodem była praca. Krzysztof musiał jechać do szkoły uczyć
geografii, zaś Jolanta do swojego gabinetu leczyć ludziom zęby.
– Pan Ząbek? – Krzysztof
zaśmiał się. – A nie przypadkiem Dziąsło?
Noelia dobrze znała tę
historię. Niedawno do gabinetu przyszedł ktoś inny na miejsce umówionego
mężczyzny, a jej przybrana matka, jak zawsze, chciała się upewnić, czy
przyjmuje człowieka o właściwym nazwisku. Zapytała więc, czy ma do czynienia z
panem Ząbkiem, na co pacjent zażartował, że z Dziąsłem.
– Na pewno byłby zachwycony z
takiej zmiany nazwiska – stwierdziła z zadowoleniem Jolanta.
Powietrze w korytarzu zostało
zaatakowane przez apetyczny zapach jajecznicy.
– A ja sądzę, że gwóźdź
programu lepiej na nim leży – zażartował Krzysztof. – Albo ząbek, jeśli jeszcze
planuje wycieczki do „Mam talent”... i wykorzystać wyrwane zęby, rzecz jasna.
– Oj, Krzysiu, Krzysiu... aż
taką sadystką to ja nie jestem.
Noelia, usłyszawszy brzdęk
rozkładanych na stole talerzy, miała ochotę się uśmiechnąć, lecz tego dnia ta
prosta czynność okazała się zdumiewająco trudna. Z jednej strony dziewczyna cieszyła się
szczęściem przybranych rodziców, z drugiej zaś czuła, że nie pasuje do tej całej
radosnej atmosfery oraz nie chciała jej zepsuć.
– Gdyby miał zęby mleczne, to
co innego – usłyszała przybranego ojca.
Dentysta sadysta wyrywa
mleczaki – pomyślała Noelia wywracając oczami. – Jakie to
stare.
– Wiesz może, co się dzieje z
Noelią? – zapytała nagle Jolanta. Nastolatka zatrzymała się niedaleko wejścia
do kuchni. – To niepodobne do niej znikać na tyle czasu. Podobny przypadek
zdarzył się tylko raz i to niedługo po tym, jak ją przygarnęliśmy, ale wtedy i
tak po jakimś czasie chociaż zadzwoniła.
– Nie przejmowałbym się tym
zbytnio. Pewnie ma przejściowe kłopoty z rówieśnikami. Tego typu rzeczy się
zdarzają.
Przejściowe kłopoty z
rówieśnikami? Noelia nieomal prychnęła. Nie
należała do osób przejmujących się wypowiedziami większości ludzi – zwłaszcza
tych, za którymi nie przepadała.
– A co, jeśli to nie
przejściowe kłopoty? – martwiła się Jolanta. – Wiesz, jacy potrafią być
nastolatkowie. Skąd możesz wiedzieć, że nie miała kłopotów od początku, tylko
szczelnie wszystko maskowała?
– Noelia nie sprawia wrażenia
osoby, która długo ukrywa to, co czuje.
A więc łatwo mnie
przejrzeć – pomyślała Noelia z rozczarowaniem.
– Może nigdy jej tak naprawdę
nie znaliśmy – zasugerowała przybrana matka.
– Wątpię. Słuchaj, nie
będziemy jej naciskać, bo wtedy niczego się nie dowiemy. Niech sama nam powie,
co ją trapi.
Akurat. Chociaż w sumie to
mogę wymyślić sobie problem – i to taki, żeby się nie kapnęli.
– A co, jeśli nie zechce nam
tego powiedzieć?
– Cierpliwość opłaca się
zawsze – uspokajał Krzysztof. – Nie zamierzam popełniać tego błędu, co wielu
rodziców innych dzieci i wypytywać każdego wokół, czy zauważyli jakąś zmianę.
– Więc zamierzasz po prostu
nic nie robić, nawet wówczas, gdy potrzebne okażą się inne środki? –
zdenerwowała się Jolanta.
– Nie wiem, co będzie później
– mąż kobiety rzekł z opanowaniem – ale sądzę, że jedno z nas powinno powiedzieć Noelii,
że nie będzie żadnych konsekwencji z tej eskapady i jeśli chce porozmawiać o
jej przyczynach, nie będziemy jej oceniać, tylko doradzimy, jak poradzić sobie
z problemami... O, widzę, że już wstała.
Blondynka dostrzegła znajome, puszczone luzem, sięgające kilka centymetrów za ramiona, włosy. Ich właścicielka schodziła właśnie po schodach prowadzących na pierwsze piętro.
*
Blondynka dostrzegła znajome, puszczone luzem, sięgające kilka centymetrów za ramiona, włosy. Ich właścicielka schodziła właśnie po schodach prowadzących na pierwsze piętro.
– Kacha! – wrzasnęła Noelia.
Szatynka najwyraźniej nie usłyszała wołania, a jeśli tak, przyszłość Noelii jawiła się w czarnych barwach. Dziewczyna przyspieszyła, przeskakując dwa stopnie naraz.
Szatynka najwyraźniej nie usłyszała wołania, a jeśli tak, przyszłość Noelii jawiła się w czarnych barwach. Dziewczyna przyspieszyła, przeskakując dwa stopnie naraz.
– Ej, Profesor! – jasnowłosa
podjęła drugą próbę, puszczając się biegiem za uczennicą.
Ksywkę podarowali
dziewczynie Kuba i Sebastian po pierwszym dniu spędzonym w liceum. Podobno
wyniki procentowe z egzaminu gimnazjalnego utwierdziły ich w przekonaniu, że to
kujonka. Noelia wątpiła, czy w istocie je od niej wyciągnęli, ale nawet jeśli zostały wyssane z palca, musiały niewiele się różnić od prawdy – uczennica zdobywała prawie same czwórki i piątki.
Wezwana zatrzymała się na
przedostatnim stopniu schodów.
– Tak? – odezwała się.
– Ej, kiedy mamy następny
sprawdzian?
Noelię nie interesowała
odpowiedź na to pytanie, lecz jakoś musiała rozpocząć rozmowę.
Katarzyna zmarszczyła brwi.
– Czy wyście się dzisiaj na
mnie uwzięli czy jak? Już trzy osoby – dla uwypuklenia zwinęła prawą dłoń w
pięść, trzy palce pozostawiając wyprostowane – mnie o to pytały. Ty jesteś
czwarta.
– To wcale nie pechowy numer – przedstawiła swój punkt widzenia blondynka. – Gorzej, gdyby to była... no nie wiem... trzynastka.
– Po pierwsze, najbliższy
sprawdzian wypada w czwartek – z matematyki, która prawie nigdy nie zakochuje
się z wzajemnością. Po drugie, tyle razy jednego dnia to by nikt nie został
zapytany, a po trzecie... wierzysz w takie bzdury?
– Oczywiście, że nie.
Żartowałam.
Profesor pokręciła głową z
powątpiewaniem.
– Nie wyglądałaś, jakbyś
żartowała.
Noelia uznała, że długo nie
wytrzyma, jeżeli cały dzisiejszy dzień będzie tak przebiegać. Ledwo wdała się w
rozmowę, a ta już żeglowała ku niebezpiecznym wodom.
– Mam dzisiaj kiepski dzień –
powiedziała.
Tym razem szatynka pokiwała
głową w zrozumieniu.
– Kłótnia ze starymi?
– Co? – wyrwało się Noelii.
Miała szczęście, że nie
zareagowała gwałtowniej. W przeciwnym wypadku wplątałaby się w niezły bajzel.
Nikt nie mógł się dowiedzieć, gdzie wczoraj była, ani że większość
czasu spędziła poza domem. To by ją od razu wskazało jako winną zaginięcia dziewczyny,
której fotografię pokażą w wiadomościach – których nie obejrzy.
Naprawdę od razu? Przecież wiele osób spędziło czas poza domem w tym samym
czasie, co ona, a przybrani rodzice nie każą jej pójść na policję – w końcu dla nich nigdy nie była w Trzebnicy, zatem nawet nie będą jej
podejrzewać.
– Przepraszam – rzekła
Katarzyna. Noelia widziała, że nastolatce w ogóle nie było przykro. Nie, żeby
ją to jakoś szczególnie obchodziło. Ludzie tacy byli. – Myślałam, że oficjalnie już nazywasz ich mamą i tatą.
– Nie pamiętam, bym
kiedykolwiek nazywała ich w twoim towarzystwie mamą i tatą – blondynka zbliżyła
się do ściany, by przepuścić grupkę mijających ich uczniów zmierzających na
drugie piętro – czy Krzysztofem i Jolantą, więc nie mam pojęcia, o co ci chodzi
z tym „już”.
– Nie czepiaj się słówek –
powiedziała z lekkim wyrzutem szatynka. – Nie miałam na myśli nic złego... –
Obejrzała się dookoła, żeby sprawdzić, czy nikt ich nie podsłuchuje. – To czemu
dzisiaj jesteś nie w sosie?
Jakby specjalnie na złość, na
schody wysypała się kolejna grupka uczniów – najprawdopodobniej trzecioklasiści – składająca się z czterech dziewczyn o ciemnych włosach.
Rówieśnice żywo o czymś ze sobą dyskutowały.
Katarzyna spojrzała w górę z
poirytowaniem.
Zabójcy raczej nie
żartują następnego dnia w szkole – pomyślała Noelia. Wygięła usta w wymuszonym uśmiechu.
– Przepraszam bardzo, czy ja
stanowię tak nieidealny kąsek, żeby nie chcieć umieścić mnie w sosie?
Trzy członkinie grupy
zachichotały. Czwarta dziewczyna najwidoczniej nie dosłyszała –
szturchnęła jedną z towarzyszek w ramię, a następnie obróciła głowę w jej
stronę.
– Chyba wiem, co one oglądały
dzisiaj po nocach zamiast się uczyć – odezwała się półszeptem Profesor, po czym
dodała głośniej: – Do matury się uczyć, a nie mi tu kanibali oglądać!
Słowa te wywołały u grupy salwę śmiechu.
– Profesor, rezerwujesz
miejsca na wykładach? – zagaiła najniższa z dziewczyn. Na czubku jej głowy siedział ogromny kok.
– Ona rezerwuje wszystkim, a
później i tak nie ma gdzie usiąść, bo tym wszystkim nie starcza – skomentowała
Noelia nieco zbyt poważnym tonem.
Grupa ponownie wybuchnęła
śmiechem. Noelię aż zemdliło. Im wszystkim towarzyszył nader dobry nastrój.
Dobrze mieli – żyli nieskażeni smutkiem ani trwogą.
– Widzę, że humor ci dzisiaj
dopisuje, Noel – wygłosiła śpiewnie dziewczyna z kokiem.
Resztę godzin lekcyjnych
Noelia spędziła podobnie – na udawaniu, że wszystko gra, raz z lepszym, raz z
gorszym efektem.
*
Powietrze przenikał
intensywny zapach dymu zmieszanego ze spalinami. Zajmował każdą przestrzeń. Zachowywał się niczym potwór, który – żeby przetrwać – musi
karmić się niezliczoną ilością pokarmu, istnieniami innych. Wszyscy powtarzają, że go nie potrzebują, co jest nieprawdą. Tego potwora ludzie potrzebują – bardziej, niż się do tego przyznają. Większość nie umiałaby dalej żyć, gdyby odebrano im samochody. Niektórzy nie obyliby się bez śmiercionośnych
papierosów.
Zatrważająca mieszanka zdawała się osiadać na siedzeniach wąskiej, jasnobrązowej ławki, a nawet na ciałach przebywających w pobliżu ludzi. Przystanek autobusowy to miejsce
najgorsze z możliwych: tu zjawiało się mnóstwo osób. Byli tacy, którzy chcieli jedynie dotrzeć do celu. Byli też tacy, którzy obawiając się długiego oczekiwania na autobus, przynosili ze sobą paczki papierosów czy kanapki owinięte folią. To
wszystko sprawiało, że przystanek przypominał chlew. Blondynka nie chciała
obrażać świń – natura nie obdarzyła ich zdolnością myślenia, w przeciwieństwie do istot ludzkich – lecz próżno było szukać innych porównań.
Po niebieskiej kostce, jaką wyłożono chodnik, pałętało się kilka paczek Marlboro, zdecydowanie zbyt wiele ulotek oraz pozostałości po spożywanych produktach. Na trzech przezroczystych plastikowych ścianach widniały reklamy. Po rozkładzie jazdy autobusów ślamazarnie spływały podejrzanie wyglądające plamy. Krążyła plotka, że zaledwie pół godziny temu jakiemuś dziecku tak doskwierała nuda, że zabawiło się w malarza, do wyrażenia swej artystycznej duszy wykorzystując keczup.
Po niebieskiej kostce, jaką wyłożono chodnik, pałętało się kilka paczek Marlboro, zdecydowanie zbyt wiele ulotek oraz pozostałości po spożywanych produktach. Na trzech przezroczystych plastikowych ścianach widniały reklamy. Po rozkładzie jazdy autobusów ślamazarnie spływały podejrzanie wyglądające plamy. Krążyła plotka, że zaledwie pół godziny temu jakiemuś dziecku tak doskwierała nuda, że zabawiło się w malarza, do wyrażenia swej artystycznej duszy wykorzystując keczup.
Co ja tu robię? To, że tym
razem się wyspałam, nie daje gwarancji, że zobaczę wariatkę taką, jaką jest w
rzeczywistości. Mój mózg wciąż może wyjechać na urlop. Czy
będę w stanie ponownie znieść jego oszustwa? A może ta wizyta u wariatki doszczętnie mnie zniszczy? Może będę tęskniła za siedzeniem na tym
piekielnym przystanku?
Obok – z lewej strony Noelii – dosiadł
się kolejny osobnik, który nie miał nic przeciwko tworzeniu chlewu: otyły mężczyzna po pięćdziesiątce z łysiną na czubku głowy. Jego małe oczka obserwowały biedną ofiarę, zamkniętą w
okrągłym niebieskim plastikowym pudełeczku. Sumiaste wąsy poruszały
się w niemym zachwycie za każdym razem, kiedy wkładał między wargi drobną,
zdecydowanie niepasującą do masywnych dłoni, błękitną łyżeczkę.
Nie trochę za
zimno na lody na dworze?
Sprawdziła godzinę. No to
ładnie. Musiała poczekać jeszcze piętnaście minut, co podobało jej się tak
bardzo, jak ponowna konwersacja z wariatką.
– Tartufo? – zagaiła. Połówka gałki była jasna w środku. Od strony zewnętrznej otulała ją czekolada udekorowana orzechami włoskimi.
Noelia nie bardzo wiedziała, co ze
sobą zrobić. Nie będzie przecież zastanawiać się nad sensem egzystencji świń, nad tym, kto świnią jest, kto nie, a kto jest od niej gorszy. To prowadziło donikąd. Czas należało zużyć produktywnie – i kto wie, może facet
oglądał wiadomości i był w stanie przekazać cenne informacje dotyczące zaginięcia Kamili.
Nieznajomy wytarł usta
chusteczką, nieco zaskoczony.
– Słucham? – zapytał
odwracając głowę w kierunku blondynki.
– Tak się nazywa pewien deser
lodowy – odpowiedziała Noelia, zmuszając się do lekkiego tonu. – Jadłam go
kiedyś i bardzo mi posmakował. O ile pamięć mnie nie zawodzi, to właśnie ten
deser.
Mężczyzna uśmiechnął się
przyjaźnie.
– Tak, to ten deser – potwierdził. – Córka tyle razy mi go polecała, a ja zawsze zapominałem nazwę.
Pamięć już nie ta.
– W tak młodym wieku? – okazała zdziwienie blondynka. – Albo pan był zajęty i nie chciał tej nazwy
zapamiętać, albo był pan zajęty i myślał o innych rzeczach, niż zjadanie lodów.
Akurat. W jego przypadku
zjadanie lodów wygląda na priorytet. Albo i nie... od samych lodów tak się nie
tyje.
– Możliwe – zgodził się
mężczyzna. – Jakieś pięć minut stąd jest budka z lodami. Może jeszcze zdążysz,
zależnie od tego, o której masz autobus. Tartufo jest przepyszne, jak sama
zresztą stwierdziłaś.
Noelię zdziwiło tak szybkie
przejście na ,,ty”. Prędko jednak doszła do wniosku, że mogła być rówieśniczką
córki mężczyzny, a ten czułby się niezręcznie mówiąc jej koleżankom na „pani”.
Doceniała to.
– Po powrocie. Sądzę, że nie
wyrobię się z jedzeniem, a to żadna przyjemność jeść w autobusie. Chyba będzie
jeszcze otwarte, kiedy wrócę...?
Ukłuło ją poczucie nostalgii.
Oczywiście, że sklep będzie zamknięty, gdy wróci. Nawet gdyby wciąż stał otwarty, nie wstąpi do niego – bez względu na to, jak bardzo
tęskniła za delektowaniem się lodami.
– Nie wyglądasz, jakbyś miała
odbyć długą podróż. – Rozmówca zerknął na małą czarną torbę z ćwiekami zbitymi w ciasne
kółka. – Raczej będzie jeszcze otwarte.
– To dobrze – przytaknęła
jasnowłosa. – A nawet bardzo dobrze. Stęskniłam się za smakiem. A ma pan jakieś
ulubione potrawy?
Pytaj o te wiadomości. Ile
zamierzasz się jeszcze ociągać?
Nieznajomy na dłużej wsadził
plastikową łyżeczkę do ust, zastanawiając się nad odpowiedzią.
– Bardzo trudno odpowiedzieć
na to pytanie – wyrzucił z siebie w końcu. – Za dużo dobrego jest na tym
świecie.
– Zna się pan na kuchni?
No dalej, zmień temat. Nie
bądź tchórzem. Nie domyśli się, że to ty stoisz za porwaniem wariatki. Chyba
nie chcesz zmarnować tych dziesięciu minut, czy ile tam jeszcze zostało, na
dyskusję o jedzeniu?
– Nie. – Mężczyzna posłał jej przepraszający uśmiech. – Ale od czego są restauracje? Trzeba wszakże zapłacić, ale jedzenie iście wyborne. I naprawdę, nie musisz mnie
ciągle nazywać panem. To sprawia, że czuję się stary.
A więc o to chodziło.
Teraz.
– Oglądał pan... oglądałeś
może dzisiaj wiadomości?
Pokręcił głową.
– Nie – rzekł. – Nie miałem
czasu. Interesują cię wiadomości? Zazwyczaj młodzież nie ciekawią tego typu
rzeczy.
– Nie da się tego po prostu
ot tak stwierdzić, jeśli się nie przeprowadzało wywiadu z większą częścią młodzieży – nie zgodziła się Noelia.
*
W oszołomieniu przypatrywała
się przypominającym fale włosom dziewczyny: wyszczerbionej na środku kępce,
niezwykle krótkim, równym kosmykom nad znajdującą się po prawej stronie brwią
oraz zachodzącym na lewe oko pasmu kończącemu grzywkę. Kropla krwi nie zniknęła. Siedziała uparcie w centrum, jakby trzymała znak z napisem „to twoja wina i
nie pozwolę ci o niej zapomnieć”. Rzecz jasna, była błahostką, lecz czasami
takie błahostki wywoływały u istot ludzkich najwięcej emocji. Boli przecież
bardziej, gdy człowiek uzmysłowi sobie, że to on zostawił krew. Wtedy pojawiało
się uczucie realizmu – było się tam, zrobiło się coś strasznego, za co czekała
odpowiedzialność. Nie można było dłużej się oszukiwać, że to wszystko to
jedynie błąd umysłu – kaprys, jaki postanowiła wyświetlić wyobraźnia. A jednak,
Noelia czuła, że to kaprys. Wyobraźnia ewidentnie postanowiła zagrać w grę. Żeby wygrać, należało
zmienić osobowość, zainteresowania – ogółem porzucić wszystko, kim się było,
tak jak wąż pozbywa się starej skóry. Czy nastolatka byłaby w stanie to
zrobić? Nie, a nawet gdyby, jej stare myśli by pozostały. Wpłynęłyby na
rzeczywistość, do pewnego stopnia ją odtwarzając. Kamila nadal przypominałaby Noelii jej prawdziwego ojca, nadal przypominałaby
jej drugą wersję siebie.
– Skończyłaś już? – odezwała
się uwięziona głosem wyzutym z emocji. Nic się nie zmieniło. Błękitne,
przeszywające na wskroś, oczy tak samo jak przedtem obserwowały jeden punkt z
niemą fascynacją. – Patrzysz na mnie tak,
jakbym miała zostać twoim największym dziełem sztuki.
– Nie maluję – odrzekła
krótko Noelia.
– Nie musisz potrafić malować – stwierdziła Kamila. – A w zasadzie nie musisz wcale malować. Możesz stworzyć
dzieło sztuki we własnej głowie.
To jedna z najbardziej
absurdalnych rzeczy, jaką kiedykolwiek usłyszała Noelia. Zaśmiałaby się, gdyby
nie to, że tkwiła w jednym pomieszczeniu z wariatką próbującą ją wystrychnąć na
dudka, by osiągnąć jakiś zawiły, niezrozumiały dla normalnych ludzi, cel.
– Tak? I co bym z tego miała?
Na pewno nie satysfakcję?
Niedoszła zabójczyni wzruszyła ramionami.
– A czy w życiu chodzi tylko
o satysfakcję? – zaczęła po chwili z rozmarzeniem powodującym ciarki na plecach. – Zresztą, nie chciałabyś się wyżyć na
prawdziwym obrazie. Byłby dla ciebie zbyt piękny. Byłby czymś, co wolałabyś
dumnie pokazać światu, niż zniszczyć rzucając się na niego z pięściami
czy nożem. Mentalny obraz ma to do siebie, że zawsze może powrócić
do swojego poprzedniego stanu – bez względu na to, co zrobisz.
Nie masz też wyrzutów sumienia, kiedy go drzesz, palisz, wycierasz nim psa,
cokolwiek. Niszczenie go nic cię nie kosztuje, a najlepsze, że nikt by o nim
nie wiedział.
Noelia nie mogła przyznać
niedoszłej zabójczyni racji – tym nie wygrywa się gry, nie z taką osobą.
– Ty byś wiedziała.
– Ja? – zagrała zdumioną
Kamila. – Owszem, chyba że byś stwierdziła, że wyżywanie się na mentalnych
obrazach nie ma sensu.
Oczywiście, że nie miało
sensu, najmniejszego. W ten sposób nie dało się poczuć krzywdy wyrządzonej
drugiemu człowiekowi, nie dało się ujrzeć jego cierpienia, napawać się nim.
Człowiekowi pozostawały jedynie piętrzące się emocje beż możliwości ujścia.
Noelia przełknęła ślinę.
– A wtedy byś mi uwierzyła?
To pytanie wywołało drobny
uśmiech na ustach wroga. Zniknął on jednak tak prędko, jak się pojawił.
– Jasne, że nie, ale czy by
to zmieniło cokolwiek? Nadal nic bym nie wiedziała.
Czy ta wariatka rozmawiała z
nią tylko po to, by wytrącić ją z równowagi, czy kryło się za tym coś jeszcze?
Czy mogła być zaintrygowana Noelią, tak jak Noelia była zaintrygowana
nią? Nie – odpowiedziała sama sobie jasnowłosa. Nie jest aż
tak trudno poznać ciekawą osobę, jeżeli bywa się na odpowiednich forach. Tam
ludzie z przekonaniem wypowiadają się na interesujące tematy. Nie wątpią w
prawdę swoich założeń. Wierzą, że ich poglądy mogą wpłynąć na pozostałych
użytkowników. Nie boją się odmienności, bo nikt ich nie zna. Właśnie, nie zna.
Dlaczego więc, jeśli wariatka szukałaby kogoś interesującego, nie zaczęłaby z
innej strony?
– Znowu nad czymś rozmyślasz? – do uszu Noelii przebił się głos niedoszłej morderczyni. Tym razem brak było w
nim rozmarzenia, a dało się wyczuć odrobinę chęci współpracy. – Opowiedz mi o
tym.
Noelia rzuciła dziewczynie
piorunujące spojrzenie.
– Po co miałabym ci mówić, o
czym myślę? Żebyś mogła to do czegoś wykorzystać?
– A niby do czego miałabym
wykorzystać informacje o tobie? Jesteśmy tu same i na razie to ty masz nade mną
przewagę.
Przewagę, jasne.
Wszystko mogło się jeszcze obrócić przeciwko Noelii. Nikt nie wiedział, jakie widoki zaprezentuje przyszłość – czy okażą się obrazami przyjemnymi, takimi, które pragnie się uchronić przed zniszczeniem za wszelką cenę i które będą budzić podziw aż do końca dni, czy okrutnymi, takimi, które drze się na strzępy, niechętnie pozwalając pozostać smrodowi farb, zastanawiając się, w jakim celu w ogóle powstały.
Wszystko mogło się jeszcze obrócić przeciwko Noelii. Nikt nie wiedział, jakie widoki zaprezentuje przyszłość – czy okażą się obrazami przyjemnymi, takimi, które pragnie się uchronić przed zniszczeniem za wszelką cenę i które będą budzić podziw aż do końca dni, czy okrutnymi, takimi, które drze się na strzępy, niechętnie pozwalając pozostać smrodowi farb, zastanawiając się, w jakim celu w ogóle powstały.
– Czasami dobrze się wygadać – dorzuciła po chwili uwięziona. – Ma to działanie terapeutyczne.
– A więc sądzisz, że możesz
bawić się w psychologa? – zapytała z rozbawieniem Noelia, choć było jej bliżej
do kolejnego napadu szału niż śmiechu. – Myślisz, że jeśli powiem, co mnie
trapi, to mi w czymś pomoże? A może planujesz wyciągnąć moje brudy po to, żeby
się na mnie wyżywać?
Nastolatka milczała przez
kilka sekund, jakby nie miała pojęcia, jak zareagować.
– Nie potrzebuję wyciągać
twoich brudów, by się na tobie powyżywać. Znam metody, które działają na
każdego.
– Nie słyszałaś powiedzenia,
że jeśli coś jest do wszystkiego, to jest do dupy?
– Rozumiem, że dupa według
tego rozumowania to nic? – Niedoszła zabójczyni uniosła brwi. – Ale przecież
dupa nie jest niczym.
Noelia pokręciła głową z
niedowierzaniem. Na twarzy zakwitł grymas niezadowolenia połączony z
obrzydzeniem.
– I tak oto dotarłyśmy do
filozofii życia – zakpiła. – Dupa jest czymś.
– A nie? Jest potrzebna, bez
niej...
Naprawdę musiała się wdawać w
takie bzdurne dyskusje? Do tego służył internet. Głupota rozmnażała się w nim
jak króliki.
– Jeśli – wtrąciła Noelia – to twój przepis na wyżywanie się na każdym, nie chcę go słuchać.
Kamila przymknęła na moment
oczy, przyjmując pozę osoby, której właśnie podano jedno z najwykwintniejszych
dań. Wciągnęła nosem wyimaginowany zapach, uśmiechnęła się nieznacznie, po czym
skostniała, jak gdyby nic nie nastąpiło.
– Przepis musi być doskonały – wygłosiła z upiornym rozmarzeniem, które to tak napawało Noelię trwogą. – Trudno w tym czymś upatrywać się porównań do przepisu.
– To, że nie przyniosłam ci
dzisiaj jedzenia, nie oznacza, że musisz pokazywać mi, co sobie
wyobrażasz.
– Przecież ja ci nic nie
pokazałam – celnie zauważyła nastolatka o włosach nieco ciemniejszych od tych
Noelii. – Chyba nie zabronisz mi wdychania powietrza, kiedy jeszcze żyję.
I wtedy Noelia zdała sobie
sprawę z błędu. Przed zaledwie chwilą otwarcie przyznała, że nie zamierza zabić
wariatki. Opętał ją gniew – skierowany zarówno ku sobie, jak i uwięzionej.
A co, jeśli wbrew Kombinatorowi jednak ją zabiję? Jestem na przegranej pozycji tak czy owak. Nie mam siły się z nią męczyć, grać w jej gierki, a na dodatek zachowywać się wśród rówieśników tak, jakby nic się nie stało. W końcu ktoś coś zauważy. I tak będą mnie winić za śmierć wariatki, więc dlaczego nie udowodnić im, że się nie mylą? Tak czy inaczej, czeka mnie taki sam los, a tylko ode mnie zależy, czy na wolności będzie poruszać się zabójca. Przecież ona jest chora psychicznie. Gdyby nie padło na mnie, padłoby na kogoś innego.
A co, jeśli wbrew Kombinatorowi jednak ją zabiję? Jestem na przegranej pozycji tak czy owak. Nie mam siły się z nią męczyć, grać w jej gierki, a na dodatek zachowywać się wśród rówieśników tak, jakby nic się nie stało. W końcu ktoś coś zauważy. I tak będą mnie winić za śmierć wariatki, więc dlaczego nie udowodnić im, że się nie mylą? Tak czy inaczej, czeka mnie taki sam los, a tylko ode mnie zależy, czy na wolności będzie poruszać się zabójca. Przecież ona jest chora psychicznie. Gdyby nie padło na mnie, padłoby na kogoś innego.
Odwróciła się plecami do
niedoszłej morderczyni, nie potrafiąc zdzierżyć jej widoku. Do tej pory jakoś
wytrzymywała oczy przebijające jej ciało niczym sztylety – w zasadzie tego dnia
radziła sobie z nimi zaskakująco dobrze – lecz teraz czuła, że zwariuje, jeśli
tylko prześwietlanie utrzyma się pięć sekund dłużej.
– Boisz się swoich urodzin? – usłyszała za sobą lodowaty, przeszywający na wskroś głos, w którym, jak na
złość, usadowiła się nutka ciekawości.
– To jedno z tych durnych
pytań, na które mam nie wiedzieć, jak odpowiedzieć?
– Nie – oziębły ton przeciął powietrze, pozostawiając za sobą sznur lodu. – To
jedno z pytań, na które chcę poznać odpowiedź.
– Nie, jak każdy.
– Jak każdy? – Kamila
zacmokała z niezadowoleniem. – Znowu generalizujesz, nie bierzesz pod uwagę
poglądów innych ludzi. Myślisz, że inni myślą to samo, co ty.
Dziewięćdziesięcioletnia staruszka będzie miała co innego do powiedzenia na
temat najbliższych urodzin niż dziesięcioletnie dziecko.
Noelia westchnęła,
rozprostowując palce. Nawet nie wiedziała, że wbija je w skórę, dopóki nie
poczuła szczypania.
– Już wiem, do czego pijesz.
Im starszy człowiek, tym bardziej narażony na śmierć w dniu swoich urodzin i...
okolicach, że się tak wyrażę. Nie wiem, po co od nowa poruszamy temat
strachu przed śmiercią.
– To trochę ironiczne, nie
uważasz? – niedoszła morderczyni nadal nie zamierzała się zamknąć, ale to już
powoli przestawało drażnić Noelię. – Pojawiasz się w tym samym dniu i znikasz w
tym samym dniu.
– Ale taki jest cykl życia – dokończyła
bezwiednie szarooka. – Ktoś, lub coś, musi umrzeć, żeby mógł żyć ktoś. – Wbiła
wzrok w białą ścianę. – Dlatego niektórzy ludzie zgadzają się na
oddanie swoich narządów po śmierci. Malują obraz na nowo.
Te słowa brzmiały dziwnie
obco – jakby nie należały do niej, a do jakiegoś bliżej nieokreślonego bytu
pomieszkującego w ścianie.
– Nie wszyscy ludzie jednak są
twórcami pięknych obrazów – kontynuowała Noelia. – Niektórzy pozostawiają te
zdeformowane i niegodne podziwiania.
– Brzmiało to tak, jakby było
ci smutno, że tacy ludzie istnieją.
Dlaczego ona ze mną w
ogóle rozmawia? Znajomych ze szkoły nie obchodziłyby takie „duperele”.
– A nie powinno?
– Absolutnie nie – Kamila
przyjęła łagodny ton głosu, który pasował do niej tak, jak zaróżowione policzki
do nieboszczyka. Noelia zacisnęła dłonie w pięści. – Ty za nich nie odpowiadasz, nie masz na nich
wpływu. Nie powinno ci być przykro z powodu czegoś, czego nie możesz zmienić.
Może i miała rację, może i
nawet wiedziała, że ma rację – albo oszukiwała samą siebie, przy okazji
oszukując Noelię.
– A jacy ludzie są twórcami
pięknych obrazów? – spytała niespodziewanie uwięziona.
– Malowanych podczas życia
czy po śmierci?
Kamila przełknęła głośno
ślinę.
– Podczas życia – odparła.
– Ci, którzy zgadzają się na
oddanie swoich organów po śmierci...?
– Kiedy wspominałaś o
pięknych obrazach, nie miałaś na myśli tylko tych ludzi.
Noelia odważyła się spojrzeć
w dół, na swoje dłonie. Na prawej, w pobliżu kciuka, na czerwono zapalił się
półksiężyc, zaś obok niego wykwitł drugi – biały – z zawstydzeniem uciekający
przed jej wzrokiem.
Powinna odpowiedzieć?
– Twórcami pięknych obrazów
są ludzie, na których nie ma skazy. – Podniosła zranioną dłoń, by z bliska
przyjrzeć się wyciekającej z półksiężyca krwi. To ta sama krew, która skalała
grzywkę przeciwniczki, pochodząca wprawdzie z tego samego ciała, a jednak inna. – Którzy nigdy nie bali się o własne życie, którzy z uporem nie kazali śmierci
przyjść po nich innym razem. – Otarła czerwoną ciecz palcem wskazującym lewej
dłoni, a następnie obserwowała, jak z rany wypływają kolejne kropelki. Nieźle
się załatwiła. – Którzy mają pieniądze i pławią się w luksusach, są
inteligentni i spełniają marzenia jedno po drugim. Których warto naśladować, bo
bezinteresownie pomagają innym.
Bezinteresownie pomagają
innym – właśnie skłamała. Tacy ludzie nie istnieją. Istoty ludzkie zawsze robią
coś, by zyskać coś w zamian, mimo że się do tego nie przyznają – choćby miało
to być uznanie przyjaciół i znajomych.
– Ale to kiedy pierwszy obraz
jest nieregularny i brzydki, potem może powstać coś pięknego – powiedziała
Kamila. Do głosu dziewczyny zawitała odrobina dumy. Cóż, to lepsze niż
udawana łagodność i takie samo fałszywe przyjazne nastawienie. – Tacy ludzie
chcą tworzyć, mimo że początkowo nie wiedzą, jak. Zdobywają jednak
doświadczenie i wzbijają się na wyżyny. Ludzie, którzy przeszli wiele w
życiu, rozumieją, jak wielkie znaczenie ma ludzkie życie, a ci, którzy mają
wszystko... cóż, choćby mieli zostać następnym Picasso, nie przyjdzie im to do
głowy. W ich świecie nie ma nawet czasu na podziwianie sztuki.
Noelia stale wpatrywała się w
kropelki krwi wyrywające się z jej skóry. Przypominały jej spłoszone ptaki,
lecące w stronę świeżo umytego okna jedynie po to, żeby rozbić się o szybę i
wylądować na balkonie. Ponura wizja.
– Mówisz – przemówiła jak w
transie – że to ja generalizuję, gdy sama robisz dokładnie to samo. I na
dodatek jeszcze mówisz wszystko tak, jakbyś miała rację, kiedy jej wcale nie
masz.
– Tu nie chodzi o to, kto ma,
a kto nie ma racji. Poglądów jest wiele i wyznając je, każdy ma rację we
własnej głowie – i każda ta racja różni się od drugiej, nie uznawanej przez innego
człowieka. Gdyby tak nie było, wszyscy myślelibyśmy tak samo. Prawdziwa
racja mogłaby wtedy być tylko jedna.
Noelia napięła mięśnie
pleców, gotowa wygłosić część ze swoich myśli. Wtem do głowy blondynki wpadło coś innego – coś, o co warto było zapytać.
– Czy ty właśnie
powiedziałaś, że wszyscy uważamy nieprawdę za prawdę? – wykrztusiła. Dziewczynie zaschło w gardle.
– Nie – zaprzeczyła Kamila – ale na pewno w pewnym sensie to, co widzimy, jest nieprawdą, iluzją
stworzoną przez nasz umysł. Nigdy nie widzimy świata takim, jakim naprawdę jest.
Jeden człowiek, na przykład, po zobaczeniu twarzy jakiejś osoby pomyśli, że
jest smutna, a drugi, że zła, może nawet wściekła.
Gdzieś już to słyszała – i
bynajmniej nie z ust niedoszłej zabójczyni. Czy naprawdę nie śniła? Może Noelii
tylko się wydawało, że się dzisiaj wyspała, a mózg płatał figle. Może zapamiętał
tamtą konwersację i wsadził wyrwane wypowiedzi w usta przeciwnika? Skoro tak, nie należało się niczego obawiać.
Jasnowłosa obróciła się, z
nową odwagą patrząc w oczy wroga. Nadal prześwietlały, jednak teraz, kiedy nie
spuszczała z nich wzroku choćby na sekundę, odnosiła wrażenie, że
zaszły mgłą. Wyobraziła sobie, jak pękają pod naciskiem palców – jej palców – jak lepka
maź opada na beton, pozostawiając puste, ziejące czernią, oczodoły przypominające stan niebytu.
– Złość i smutek wcale nie
znajdują się tak daleko od siebie – spostrzegła.
Lodowate tęczówki zdawały się
uśmiechać.
– Oczywiście – złowieszcze,
odpowiedzialne za wydawanie tego infernalnego głosu, usta poruszyły się – że
nie. Kto wie, może kiedyś zrozumiesz, co to znaczy.
– Teraz to próbujesz
popisywać się swoją inteligencją, nic więcej – powiedziała chłodno Noelia.
– Być może. – Niedoszła
morderczyni pokiwała głową w zrozumieniu. Spojrzała w dół z
lekceważeniem. – Jednak nie dodawałabym tego „nic więcej”. Zastanawia mnie,
czy znalazłaś odpowiedź na to, dlaczego nikt by ci nie uwierzył, gdybyś powiedziała, że nie da się poprawić pamięci za pomocą
metody zwanej rzymskim pokojem na tyle szybko, aby pamięć początkujących nie była słaba. Więc?
Ten żart z
sosem... wybaczycie mi chyba, no nie? ;D Moja imaginacja po prostu już nie
mogła wytrzymać i musiała go dodać.
Może
przegięłam trochę z tymi truflami, tyle że tu
mamy do czynienia z deserem lodowym, który niedawno zresztą jadłam...
i który to deser skosztowałam po raz pierwszy – w sensie... mój
pierwszy deser lodowy. Wiem, że niektórzy pamiętający
drobne serialowe szczegóły zaraz sobie przypomną (już właściwie
sobie przypomnieli) tartufi bianchi, czyli trufle białe. Ale ten deser
lodowy nie ma nic wspólnego z tymi grzybami! Haha, nawet są cukierki
Trufle, które są pycha, przy okazji. (:
Co do śmierci
w urodziny, proponuję przeczytać to:
http://zdrowie.dziennik.pl/senior/artykuly/394319,dzien-urodzin-to-dla-wielu-rowniez-dzien-smierci.html
Są jeszcze
inne tego typu artykuły. Ciekawe też, że
Wodecki urodził się 6 maja, natomiast umarł 22 maja. Moje urodziny wkrótce,
ale mi śmierć w tak młodym wieku akurat nie grozi – co mi przypomina...
zapomniałam o Wielkanocy! Jak może już zauważyliście, akcja rozdziałów dzieje
się wtedy, kiedy akurat wypadła Wielkanoc. Niestety, choć to święto ruchome,
nie mogę zmienić roku tak, by ta Wielkanoc była w domyśle na końcu marca.
Mieliście
kiedyś tak, że Was zatrzymali przy wyjściu
od Media Markt z powodu pikania, a to z tego powodu, że
sprzedawczyni zapomniała zdjąć zabezpieczenie z metki
w innym sklepie (w którym jakoś nic nie pikało)?
Ostatnia rzecz. Jakie ciekawe nowe słowa poznaliście? Ja dwa. Pierwszym z nich jest to debride (czyli usunąć *np. martwą, uszkodzoną, czy zainfekowaną tkankę* z rany – dla zainteresowanych: https://en.wikipedia.org/wiki/Debridement). Ten wyraz jest zabawny, jeśli się wie, że bride to panna młoda, a z tym de- na początku, wygląda jak czasownik znaczący pozbawić panny młodej. Drugi wyraz to kilwater, który podarowali nam Holendrzy i jeśli nie wiecie, oznacza ślad na wodzie pozostawiony po statku. Kill this water! (Czyli: Zabij tę wodę!) ;D Tak, takie mam skojarzenia.
Ostatnia rzecz. Jakie ciekawe nowe słowa poznaliście? Ja dwa. Pierwszym z nich jest to debride (czyli usunąć *np. martwą, uszkodzoną, czy zainfekowaną tkankę* z rany – dla zainteresowanych: https://en.wikipedia.org/wiki/Debridement). Ten wyraz jest zabawny, jeśli się wie, że bride to panna młoda, a z tym de- na początku, wygląda jak czasownik znaczący pozbawić panny młodej. Drugi wyraz to kilwater, który podarowali nam Holendrzy i jeśli nie wiecie, oznacza ślad na wodzie pozostawiony po statku. Kill this water! (Czyli: Zabij tę wodę!) ;D Tak, takie mam skojarzenia.