sobota, 24 czerwca 2017

ROZDZIAŁ IX

   Czuła, że lada chwila zaniesie się śmiechem. Przyjemny okrzyk zwycięstwa przetnie powietrze i wymiesza się z nim.
   Nic na nią nie mieli, zupełnie nic. Podejrzewali ją jedynie ze względu na podobieństwo. I co z tego, że była podobna do Kamili? Wariatkę mógł porwać każdy.
   Porozmawia z dziewczynami z klasy. Uda zmartwioną porwaniem Kamili. Powie, że dziewczyna mogłaby być jej zaginioną siostrą. Sióstr nie zostawia się na łaskę losu. Będzie grała zdeterminowaną do poznania prawdy. Poinformuje, że ktoś celowo ukrył przed nią Kamilę. Przekaże, że jeśli pozna imię oraz nazwisko zbrodniarza, wymaże go z kart istnienia. W ten sposób udowodni, że jest zdolna nawet do zabójstwa, jeśli w grę wchodzi życie kogoś z nią spokrewnionego, co – paradoksalnie – ściągnie z niej zarzuty. Prawdziwi zabójcy nie chodzą od drzwi do drzwi i nie wymieniają nazwisk kolejnych ofiar. Co więcej, gdyby przypadkiem twarz Noelii ozdobiła kwaśna mina, inni doszliby do wniosku, że dziewczyna przeżywa załamanie nerwowe. Jeżeli ktokolwiek będzie kogokolwiek podejrzewał, tym podejrzanym zostanie Katarzyna – albo najlepiej Karolina Pałka. Profesor mogła się do czegoś przydać. Gdyby Noelii udało się przeciągnąć szatynkę na swoją stronę, ta pomogłaby w wielu sprawach. Może nawet wymyśliłaby, jak niezauważalnie pozbyć się Kombinatora. Taka akcja wymagałaby jednak czasu – czasu, który kończył się tak szybko jak piasek przeciekający przez palce.
   Postanowione. Publicznie obarczy podejrzeniami Pałkę. Przyczepi się do każdego, kto choć słowem odezwie się przeciwko Profesor. Bez wiedzy nastolatki pozostawi ślady wskazujące na jej winę. Ludzie zaczną się odsuwać od dziewczyny, aż w końcu ta zaufa jedynie Noelii. Wtedy zacznie się subtelny szantaż.
   Tylko kto nagrał filmik i umieścił go w internecie? Czyżby Noelia posiadała ochroniarza śledzącego każdy jej krok, pilnującego, aby cennemu skarbowi nie stała się krzywda? Kimkolwiek był ten człowiek, musiała się dowiedzieć. Wątpiła, by był nim Kombinator czy jego kumple. Chłopak prędzej próbowałby przedstawić ją w negatywnym świetle, aniżeli pomóc ryzykując nakrycie. Ale jak przekazać wiadomość komuś, kogo się nie zna? Przecież nie napisze kredą na wszystkich tablicach w szkole: „jeśli mi pomagasz, spotkajmy się na boisku o osiemnastej, N.”. Nie zdobędzie też numeru telefonu każdego ucznia.
   Nie, teraz nie jest pora na zajmowanie się takimi rzeczami. Istnieje coś takiego jak priorytety. Najpierw wyciągnie od Maćka te kilka nazwisk kumpli Kombinatora. Potem zacznie ich buntować przeciwko niemu. Dopiero później dokładnie przeanalizuje, jakie kroki najbardziej się opłacają.
   Oparła plecy o siatkę kojca.
   Uniosła głowę. Światła nie zapaliły się w żadnym z pokoi.
   Nagranie pokazywało szczupłą postać w czerni z brązowym plecakiem przerzuconym przez lewe ramię. Z prawego boku plecaka wystawała całkiem spora butelka z wodą, z lewego jej nieco mniejsza wersja. Postać włożyła kominiarkę na twarz, o czym nieustannie przypominała oglądaniem się za siebie. Współpracowała z nią osoba sprawiająca wrażenie dużo młodszej wiekiem, również uzbrojona w kominiarkę. Miała na sobie jasnoniebieskie spodnie ledwo sięgające do kostek, czarno-zielone buty oraz szarą bluzę z naszytym z tyłu ogromnym żółtym motylem.
   Palce młodszej osoby wczepiły się w szaroniebieską bluzę ofiary w brutalny sposób.
   Plecy sprawców zdecydowanie zbyt często przysłaniały ofiarę, przez co Noelia nie mogła się jej dokładnie przyjrzeć. To musiał być celowy zabieg. Widzowie mogli raczyć się wyłącznie falującymi jasnymi włosami dziewczyny oraz niewyraźnym kawałkiem twarzy. Schwytana szamotała się, ciągnięta po nierównym podłożu pokrytym trawą i chwastami. Porywacze nie ustępowali – uparcie trzymali ją za bluzę i nadgarstki.
   W tle majaczył zarys drobnego budynku, który równie dobrze mógł dopiero co zostać wybudowany albo opuszczony. W niczym nie przypominał jednak więzienia Kamili – „starego domu”. Jaskrawoniebieski kolor tynku oraz nadnaturalnie duże drzwi, najprawdopodobniej czarne, przyciągnęłyby uwagę chyba każdego. W jego pobliżu leżało drzewo, brązowa smuga pokryta nieregularnymi kropkami zieleni. Być może przewróciła je wichura bądź przegryzły bobry. Nie trzeba było się wysilać, by w oddali dostrzec maleńkie barwne punkciki, tworzące ogromne kolonie – domy innych mieszkańców.
   Obraz zaczął się kołysać. Krótko potem do wrzasków dołączyło sapanie. Ekran zalała czerń.
   To także zamierzony efekt – pomyślała Noelia. – W rzeczywistości nikt nikogo nie gonił, chociaż dyskutowanie na temat tego, co się wydarzyło, może wstrząsnąć internetem w przeciągu najbliższych dni. Jestem bezpieczna, tak czy owak. Wątpię, by odkryli, kto za tym wszystkim stoi, a gdyby nawet im się to udało, oskarżenia nie zostaną postawione mnie, co znaczy, że według prawa jestem niewinna. A jeśli wypaplaliby, że chcieli mi pomóc, brzmiałoby to mało wiarygodnie. Prędzej ktoś by pomyślał, że chcieli mnie wrobić. Poza tym, nikt prócz Maćka nie wie, że mam powiązania z Kombinatorem, więc nikt nie da rady odszyfrować, gdzie umieściłam Kamilę.

*

   Kiedy ujrzała znajome szare bloki, żołądek omal nie podszedł jej do gardła. Miała plan i nie chciała niczego zepsuć. Co, jeśli Maciek przejrzy jej zamiary i ujawni je przyjacielowi? Kombinator na pewno nie pozwoli na urzeczywistnienie żadnego planu. Chyba że Noelia nakłoni go do zmiany decyzji. Skoro uwięziona nic dla niego nie znaczyła, dlaczego miała tkwić w świecie żywych? Jeżeli bał się, że ktoś uzna go za winnego, blondynka zaproponuje inne, w żaden sposób z nim niepowiązane, miejsce morderstwa. Chłopak nie będzie robić nic, tylko patrzeć. Ona o wszystko zadba.
   Stanęła przed ciemnobrązowymi drzwiami z przyczepionym na środku wielkim numerem 11. Zapewne przymocowano go niedawno. Próżno było szukać rys czy śladów odpadającej farby.
   Nacisnęła dzwonek. Po upływie zaledwie kilkunastu sekund przyjaciel był gotów do wyjścia.
   Chłopak włożył zwykłe ciemnoniebieskie dżinsy, buty w kolorze zgniłej zieleni oraz czarną bluzkę z długimi rękawami i jaskrawopomarańczowym napisem «VOLLEYBALL IS AWESOME!». Srebrny zegarek z białą tarczą pobłyskiwał złośliwie. Z granatowym plecakiem i książką do historii w ręku, nastolatek nie wyglądał jak wagarowicz.
   Maciek – pomimo skojarzeń, jakie budziło to imię – wcale nie miał nadwagi. Każdy, komu nadarzała się okazja porozmawiania z nim po raz pierwszy, mówił, że chłopak powinien coś jak najprędzej zjeść, jeśli nie chce skończyć w trumnie. Jeszcze kilka lat temu niektórzy ostentacyjnie oznajmiali wszystkim naokoło, że tak szybkie tempo wzrostu jest nienormalne, chyba że faszeruje się hormonem wzrostu. Ci bardziej złośliwi śmiali się, że chłopak chodem przypomina pająka uczącego się poruszać na szczudłach. Czekali, aż się wywróci. Jakby tego było mało, w dzieciństwie Maćkowi  bardzo dokuczał chłopiec o ksywce Majtek. Majtek nie szczędził negatywnych komentarzy odnośnie do piegowatej twarzy, rudych włosów, nawet ubrań. Era wyśmiewania dobiegła końca, kiedy zajęła się nim Noelia.
   – To teraz udajemy, że uczymy się historii? – zagaiła jasnowłosa.
   – Skąd wiedziałaś, że starych nie będzie w domu? – przyjaciel odpowiedział pytaniem na pytanie.
   Usta Noelii rozjaśnił szeroki uśmiech.
   Teraz, kiedy miała plan, uśmiechanie się przychodziło znacznie łatwiej.
   – Przecież mają pracę. Poza tym, nie kazałeś mi czekać przed szkołą, tak że założyłam, że chcesz spotkać się przed domem.
   – Gdzie ty tu widzisz dom, pojęcia brak – mruknął Maciek.
   Jako pierwszy ruszył w dół po szarych schodach.
   – Podobno damy mają pierwszeństwo – przypomniała Noelia.
   A może wcale nie potrzebowała imion znajomych Kombinatora. Może mogłaby zabrać dokądś chłopaka podstępem, a tam rozprawić się z nim na zawsze. Potem wróciłaby po Kamilę. Nikt nie przeszkodziłby jej w pozbyciu się zagrożenia.
   – Ej, co to za tajemnica, o której Kombi nie piśnie słówkiem, a reszta towarzystwa dziwi się, że w ogóle jest o cokolwiek pytana?
   No tak, kumple Kombinatora. Kombinator najprawdopodobniej coś im naopowiadał na temat Noelii, a nawet jeśli nie, dzięki chłopakowi blondynka wiedziała, że znają położenie starego domu. Musiała przyznać, że to sprytne posunięcie. Kombinator mógł kłamać, jednakże niewiedza Noelii podarowała mu trochę czasu. Jeśli dowie się, że nastolatka dotarła do kogoś z jego znajomych, poczyni kolejne kroki gwarantujące mu bezpieczeństwo, zaś ona bardzo kiepsko na tym wyjdzie. Był jeszcze Maciek. Wystarczyło się upewnić, że wie o istnieniu rudery. Jeśli nie, inni też nie wiedzieli.
   – Jestem zdziwiona, że o niczym ci nie powiedział – rzekła Noelia. – Myślałam, że nie bierze mojej prośby na serio. Przecież wcześniej się nie znaliśmy.
   – Jeśli go poprosiłaś, to nie ma powodów do dziwów – stwierdził Maciek. – Może na takiego nie wygląda, ale dotrzymuje obietnic.
   – Inaczej by nie zasłużył na twoją przyjaźń.
   Szli w milczeniu. Noelia wsłuchiwała się w odgłos wywoływany nieregularnym stykaniem się betonu z butami. Zastanawiała się, czy Maciek wróci do tematu na świeżym powietrzu.
   Granatowe drzwi otwarte na oścież, za którymi tkwił wysoki klon, uświadomiły Noelii, że zbliżała się do wyjścia. Powietrze również się zmieniło – stało się jakby czystsze.
   Wyszli na zewnątrz.
   – Ciekawe, ilu nałogowych palaczy mieszka w tym bloku – napomknęła, szukając wzrokiem Maćka.
   Chłopak nie zaszedł daleko. Jego but dotknął właśnie przedostatniego stopnia miniaturowych schodów mieszczących się po lewej stronie budynku. Nie różniły się niczym prócz liczby stopni oraz znaku malującego w wyobraźni bujny obraz rozjeżdżanego przez rolki banana. Klatki schodowe w bloku, choć stare, były przynajmniej czyste.
   – I nałogowych zżeraczy bananów? – zażartował. Przyglądając się śladowi pozostawionemu przez owoc, usiadł na przedostatnim stopniu od dołu. – Jedna chata by ich nie pomieściła. Wszyscy wyciekliby przez okna z wrzaskiem, że tu nie da się żyć.
   – Przynajmniej człowiek miałby wtedy spokój. Nie wiem, jak to jest ostatnio, że gdziekolwiek, gdzie pójdę, wszędzie widzę chlew, nawet na przebrzydłych przystankach autobusowych.
   Rudowłosy obrócił twarz, ukazując proste, a przy tym niebywale białe zęby. Przykułyby uwagę Jolanty.
   – To jasne jak skowronki, że na przystankach zawsze najgorzej. Siadaj obok. Żaden banan nie rozpłaszczy ci się na czterech literach. Obaw brak. Chyba że przyniosłaś swojego banana? Coś jeść musisz, cholerka.
   Noelia pokiwała głową z powątpiewaniem.
   Jeśli trochę się z Maćkiem podroczy, zniechęci go to do wznowienia niewygodnego tematu. Co więcej, łatwiej będzie od chłopaka wydobyć informacje dotyczące kumpli Kombinatora.
   – Dzięki za przypomnienie, ale jeśli nadejdzie apokalipsa, banany zdadzą się na nic. Banan to akurat ostatnia rzecz, jaką wpakowałabym do torby, chyba że miałabym przemienić się w małpę... czy coś.
   – Przemiana w małpoludów nam nie grozi, nawet jeśli nasze gęby wchłoną tony bananów i staniemy się bananową nacją. Jak ty w ogóle w tej swojej torbie mieścisz książki? Co z jedzeniem?
   – Myślisz, że dlaczego namówiłam cię na wagary?
   Chłopak głośno westchnął, jakby na jego plecach usiadł ciężar większy od plecaka – którego jakimś cudem jeszcze nie zdjął.
   – Te wagary – zaczął, przewracając stronę książki od historii trzymanej na kolanach – mają coś wspólnego z twoim ojcem, prawda?
   W przeciągu pierwszych dwóch sekund Noelia zastygła w bezruchu, sparaliżowana. Zastanawiała się, dlaczego Maciek poruszył kwestię jej ojca, skoro nie chciała rozmawiać na jego temat. Nie marnowała nawet myśli na bezużyteczną kupę złomu. Dopiero potem przypomniało jej się, jaki kit wcisnęła podczas jednej z przeprowadzonych ostatnio rozmów.
   – Tak – skłamała.
   Chłopak nieznacznie pokręcił głową, wpatrzony w książkę, jakby była filmem motywacyjnym.
   – Czy ty aby nie przeginasz, Noel? – zaczął nieco podenerwowanym tonem. – Bo jak dla mnie to przeginka na całego, na fula. Rozumiem, widziałaś faceta, który przypomina twojego ojca – czy powinienem mówić... Dawida? Chyba tak się nazywał, chociaż nie jestem przekonany, czy to dobry pomysł. Zachęca cię do ucieczki przed myślami, z którymi trzeba się zmierzyć, jeśli chce się dalej walczyć.
   Noelia zeszła po schodkach. Stanęła naprzeciw Maćka. Chłopak o krótkich, rudych włosach prawie natychmiast zamknął książkę, po czym położył ją na powrót na kolanach.
   – Do czego zmierzasz? – zapytała Noelia, wpatrując się w szare, bardzo podobne do swoich, oczy.
   Chłopak zerwał kontakt wzrokowy.
   – A jak sądzisz? Rodziców gówno obchodził twój los. Ludzie są do siebie podobni. I co z tego, że kurde, widziałaś faceta przypominającego twojego ojca? – Poderwał się ze schodów, ożywiony. Wyglądał, jakby przygotowywał się do uderzenia najbliżej położonego obiektu. Na szczęście, w porę się opamiętał i zajął miejsce na przedostatnim stopniu. – Nie powinno cię to gówno obchodzić. On nie jest twoim ojcem. Twój ojciec nie żyje, umarł, ukatrupił się, zdechł jak pies...
   – Zabił się prowadząc samochód po pijaku.
   – Kurde, człowieku – towarzysz dziewczyny schował głowę w dłoniach – to nie jest istotne. Zniknął z tego świata i nigdy nie powróci. Teraz żyje tylko w twojej głowie. Kurka wodna, pozbądź się tego sukinkota.
   I w głowach innych, którzy go znali – dodała w myślach Noelia. – I na zdjęciach, które wypadałoby spalić. Jolanta i Krzysztof nie dostrzegliby ubytku kilku zdjęć, nie?
   – A jak mam się go pozbyć? Wyobrazić sobie, że jest rozrywany przez dwa konie, a ostatnie słowa, które słyszy, brzmią: „to za to, że mnie zostawiłeś na pastwę losu”?
   – Ta, jeśli pomoże, czemu nie. Może pomoże w odpędzeniu koszmarów.
   – Biorąc pod uwagę, że to słowo kojarzy mi się z końmi... czy klaczami raczej i obrazem Fuseliego.
   – Wyobrażaj sobie, co chcesz. Po to istnieje wyobraźnia.
   – Ale jeśli wyobrażam sobie coś takiego, nie znaczy to, że jestem złym człowiekiem?
   Po cholerę ja o to zapytałam? Teraz będzie mieć jeszcze jakieś podejrzenia. Nie zmienia to jednak faktu, że ciekawi mnie odpowiedź.
   Zajęła miejsce na przedostatnim stopniu małych schodów, tak daleko od przyjaciela, na ile to było możliwe.
   – Aleś ty teraz wymyśliła – zadrwił Maciek. – Owacje na stojąco i pokłony się należą. Najpierw sobie odpowiedz na pytanie. Czy pisarze opisujący brutalne sceny to sadyści?
   No tak, oczywiście, że nie.
   – Raczej nie, chyba że dobrze się maskują – próbowała bronić wygłoszonej opinii. Nie była pewna, po co.
   – Sadyści się maskują? – powtórzył Maciek, nie ukrywając niedowierzania. – Jasna cholera, bo zacznę kląć, posłuchaj siebie!
   – Zgoda, może sadystami nie są, ale sadystyczne myśli na pewno mają, chociaż myśli nikomu w sumie nie zaszkodzą, dopóki nie zostaną spisane w niewłaściwy sposób i nie tworzą podstaw do powstania nowej religii. Hmm... może pomoże mi wymyślenie historii, w której zamiast tej kobiety na łóżku znajduje się ojciec, a ta klacz i to coś go atakują. Mogłabym to spisać.
   Wyobraziła sobie leżącego na łóżku prawie łysego mężczyznę w średnim wieku. Jego dłonie z długimi palcami przypominającymi kikuty, blade w świetle Księżyca, spoczywały obok siebie na płaskim brzuchu nakrytym kocem. Koc, zielony z ogromnymi niebieskimi i białymi storczykami, sięgał prawie do pach. Odsłaniał ociupinę białej koszuli nocnej. Małe, błękitne oczy, widoczne w ciągu dnia na tle pociągłej twarzy, szczelnie zakryły powieki. Ochraniały patrzącego przed nieprzyjemnym błyskiem. Naprzeciwko łóżka niepostrzeżenie otwarło się okno. Istota nie chciała zostać zauważona zbyt wcześnie. Spojrzała w stronę obiektu przypominającego białą kulę, odbijającego światło słoneczne, następnie za siebie, jakby wątpiła w to, że wybrała najodpowiedniejszą porę. W końcu ruszyła naprzód, ostrożnie stawiając kopyta na nieznanej nawierzchni. W ciemności klacz była prawie niewidoczna – tak niewidoczna, że człowiek byłby w stanie uwierzyć, że dręczą go omamy. To dlatego czekała. Nie mogła ryzykować ujawnienia więcej prócz połyskujących bielą oczu. Z mroku wyłoniło się niewielkie stworzenie przypominające zdeformowanego człowieka. Dzięki wykrzywionym ustom oraz nienaturalnie wybałuszonym oczom sprawiało wrażenie wygłodniałego. Zręcznymi ruchami wdrapało się na klatkę piersiową śpiącego. Zerwało z niego koc, aby podduszanie było bardziej efektywne.
   – Oczywiście – przyjaciel przywrócił blondynkę do rzeczywistości. – Pisanie też pomaga. Jeszcze drudzy starzy cię wesprą i pisarką zostaniesz.
   – Co do tego mam wątpliwości. Poza tym, z pisania trudno wyżyć.
   Maciek pokiwał głową.
   Klacz o czarnym umaszczeniu powoli zbliżała się do śpiącego mężczyzny po linii prostej, jak gdyby przeczuwała, że ojciec Noelii lada chwila się ocknie. Chciała zaserwować mu porządną dawkę strachu. Już niewiele brakowało, ojciec albo się obudzi albo przepadnie na wieki. Nastolatka stała przed dwoma wyborami. To od niej zależało, któremu pozwoli sczeznąć pod stertą gruzu.
   Klacz zaatakowała śpiącego mężczyznę. Uderzała kopytami w każdą część ciała. Oczy zwiększyły swoją jasność, jakby szykowały się do oddania resztek skradzionego światła w gargantuicznej eksplozji. Zmutowane zwierzę przywodzące na myśl maleńkiego człowieka kontynuowało duszenie. Ojciec szarpał się, nie potrafiąc zrobić nic innego. Bez ustanku odpływał w czeluście głębi połykającej wody oceanu.
   – Ej, a co z tamtą dziewczyną, co się na tobie chciała zemścić? Tak przez telefon nawijałaś, że w końcu nie zaczaiłem, o co łazi. Dopiero tera se przypomniałem. Przepraszam. Pewnie dla ciebie to coś ważnego, a ja zapomniałem.
   Ty serio o niczym nie wiesz? Ale nie myśl, że nie wyciągnę od Kombinatora, co dokładnie ci powiedział.
   – Aa, tamta dziewczyna – odparła jasnowłosa po kilku sekundach milczenia. – Chyba wiem... Masz na myśli Wiktorię?
   Najbezpieczniej było tymczasowo nadać Kamili takie samo imię, jakie nosiła wirtualna znajoma. Łatwiej zapamiętać. Ponadto, Noelia zawsze mogła skłamać, że Wiktoria z internetu i Kamila, to jedna i ta sama osoba. Pogodziły się i teraz wszystko jest w jak najlepszym porządku.
   – Nie przypominam sobie, byś kiedykolwiek mówiła mi, jak się nazywa – wytknął rudowłosy.
   – Głupia sytuacja. – Noelia posłała przyjacielowi wymuszony uśmiech. – Myślała, że zabrałam jej chłopaka, bo Aga rozpowiedziała jakieś bzdury, które źle na dodatek zrozumiała. Dzięki Adze i niektórym w szkole u nas panuje coś w rodzaju głuchego telefonu, wiesz... – Maciek pokiwał głową. – W każdym razie, wszystko już w porządku, chociaż Kombinator sprezentował jej niezłego psikusa.
   – Ale z jakiegoś powodu nie chce o tym gadać?
   Noelia nieomal zaklęła.
   – Bo to było trochę nie ten... chodziło o pewne zdjęcia. Wiktoria powiedziała, że jeśli ktokolwiek się o nich dowie, będzie miał ostro przerąbane, a z nią lepiej nie zadzierać, serio. Potrafi nieźle udupić. I tak tu jeszcze nie widzieliśmy wszystkiego, do czego jest zdolna.
   Sądziła, że ciekawość rudowłosego niebawem zostanie zaspokojona. Ten jednak wciąż zadawał pytania, na które nie miała siły udzielać odpowiedzi. Żałowała, że nie włączyła dyktafonu, żeby na wszelki wypadek nagrać rozmowę. Nauczyłaby się własnych wypowiedzi na pamięć i nikt nie miałby prawa oskarżyć ją o konfabulowanie.
   – Co takiego było na tych zdjęciach? – spytał w końcu zamyślonym głosem kompan.
   – Praktycznie nic, oprócz tego, że była cała w kremie i serkach. Wiesz, czyja to sprawka.
   – Kombi – stwierdził Maciek, a na jego usta zabłądził blady uśmiech. – Jemu nieźle odbija, ostrzegałem. W sumie to fotografowanie innych ludzi poprzednio obrzuconych produktami o wątpliwym pochodzeniu to jego hobby, jedno z wielu. Wiedziałaś o tym? Dlatego zadzwoniłaś?
   Naprawdę Kombinator trudnił się takimi rzeczami? Czy Maciek z jakiegoś powodu skłamał? A może to Kombinator nakłamał Maćkowi? O wszystkim, czym się zajmował, przyjacielowi chyba nie opowiadał.
   – Tak szczerze nie wiedziałam, ale dobrze trafiłam. Nie żałuję.
   – Wiesz, czym kiedyś obrzucił Śliwę?
   – Mogę się tylko domyślać. Śliwkami?
   Maciek zachichotał. Uniósł prawą rękę z zamiarem przybicia Noelii piątki.
   – Tak, to saharowo jasne – rzekł, gdy dziewczyna załapała, o co chodzi, a jej dłoń wystrzeliła ku niemu jak z procy. – Jego ksywa sama się w końcu prosiła, nie?
   Nastolatka pokręciła głową. Pocierała dłoń o spodnie, aby nieco zminimalizować nieprzyjemne uczucie po wyjątkowo mocnej piątce.
   – Były chociaż zgniłe?
   – No właśnie o to chodzi, że były. Dobrze, że osy żadnej nie było w pobliżu. Jeszcze gdzie by się gniazdo dorzuciło do zabawy.
   – Aż mi się przypomniało, jak Aga groziła Ewelinie turkuciami podjadkami.
   Noelii do tej pory nie mieściło się w głowie, jaka głupia musiała być Agnieszka, aby wpaść na pomysł straszenia Eweliny turkuciami podjadkami. Nie pojmowała również, dlaczego plotkara obwieszczała każdemu, co dziewczynie powie. Oczywiście, to plotkara, ale i tak większość wiedziała, że to puste słowa. Agnieszka boi się owadów. Aż dziwne, że Ewelina się nabrała. Noelia sądziła, że fobia plotkary jest dość znana.
   – Pamiętam, jak mi o tym opowiadałaś. Ewelina miała odlotowy atak paniki.
   – Odlotowy? – powtórzyła Noelia. – Nie pamiętam, aby gdziekolwiek poleciała. Może dostatecznie jej nie napompowano. Szkoda, że Pottera nie było w pobliżu.
   –  Nie wiem, czy napompowanie jak ciotki Marge jest takim zaje pomysłem. Mogliby jej nie ściągnąć.
   – I spaliłaby się w atmosferze – uzupełniła Noelia, wysuwając z pięści lewej dłoni palec wskazujący. Skierowała go na wąski nos Maćka, jakby był pistoletem, z którego zamierzała strzelić.
   – Nie no, uzbroilibyśmy ją w zaklęcia ochronne. Tyłek zostałby uratowany.
   – Tej części ciała akurat wolałabym nie ratować.
   Oboje wybuchnęli śmiechem, jednak nie było to wyłącznie zasługą dziwnej wymiany zdań. Minęła ich wysoka kobieta z ciemnymi włosami związanymi w niedbałą kitkę oraz kolczykiem w nosie i nieprzeciętnie dużym biustem. Najwidoczniej myślała, że jest obgadywana – przystanęła na chwilę, chowając tajemniczy, przypominający miniaturowe lusterko obiekt do kieszeni obcisłych czarnych spodni, aby zlustrować Maćka i Noelię spojrzeniem, a następnie ruszyła dalej żwawym krokiem.
   Noelia jeszcze przez chwilę obserwowała nieznajomą. Ustaliła, że to, co młoda kobieta ukryła w kieszeni, faktycznie było lusterkiem.
   – Jak w ogóle Śliwa ma na imię? – spytała po upływie kilku minut. Nie odwiedziła Maćka w końcu po to, by odjechać z niczym. – Nie poznałabym żadnego ze znajomków Kombinatora, nawet gdyby chodzili ze mną do szkoły i przedstawiali się każdej napotkanej osobie.
   – No tak, w szkole mają inne pseudonimy – wyznał Maciek, ledwo powstrzymując się od śmiechu. – Ja i Kombi nadaliśmy im inne.
   Gdyby nie to, że rudowłosemu groził napad śmiechu, Noelia uznałaby, że mówi to specjalnie po to, by wytrącić ją z równowagi i zmusić do przyznania się do winy.
   – Ktoś mógłby pomyśleć, że to specjalnie.
   – Żeby uniknąć kłopotów budowych? – zdziwił się nastolatek. – Akuracik. A po co ci teraz imię Śliwy? Czyżbyś chciała się z nim spotkać?
   – Możliwe – powiedziała Noelia.
   Uniosła prawą dłoń. Dopiero teraz spostrzegła brązowy ślad w kształcie półksiężyca umiejscowiony blisko kciuka, zostawiony przez paznokcie tamtego feralnego dnia. Nic dziwnego, że przybicie piątki tak bolało. Tylko dlaczego w takim razie Maciek nie cofnął ręki? Jakimś cudem nie zauważył zakrytej strupem rany? Czy sądził, że jej dłoń delikatnie dotknie jego dłoni, tymczasem ona wystrzeliła jak pocisk? Nie, nie będzie go o to pytała.
   – Śliwki znane są z łączenia ludzi – dodała.
   Rudowłosy uśmiechnął się, jak oczekiwała.
   – Masz na myśli te pod okiem?
   – Ej, tak tragicznie to nie będzie. Miej we mnie trochę wiary.
   Noelia odniosła wrażenie, że przyjaciel próbuje unieść brew, nie wyszło mu to jednak. Twarz ozdobił dziwny grymas.
   – Ostatnim razem, kiedy ją komuś dałem, wyciekła na szczudłach – wydusił z siebie, usiłując utrzymać poważny ton głosu.
   – Niezła myśl – odparła jasnowłosa, cudem powstrzymując się od klaskania. – Wiara jest bardzo podobna do cieczy, chociaż do przesypującego się piasku w klepsydrze też. To jak on się w końcu nazywa?
   – Damian.
   – Nazwisko?
   – Orzechowski – odrzekł rozmówca, zaskoczony, że ktoś pyta go o takie szczegóły jak nazwisko.
   – Szkoda, że nie Sowizdrzał... Miałam nic nie mówić, ale tobie powiem. Tylko nie mów nic nikomu, zwłaszcza Kombinatorowi, bo chcę zrobić mu niespodziankę – za to, że tak mi pomógł.
   To był plan idealny. Kombinator się nie obejrzy, a będzie miał przed sobą hordę wrogo nastawionych do niego rówieśników. A potem Noelia może przestać przejmować się tym, że Maciek się dowie – Maciek i tak się o wszystkim dowie. Szkopuł w tym, żeby nie dowiedział się o wszystkim zbyt wcześnie, nie uprzedził Kombinatora, i nie „zamknął dostępu” do kumpli przyjaciela.
   Rudowłosy znowu próbował unieść brew.
   – I do tego potrzebujesz akurat Śliwy?
   – Tak naprawdę to kogokolwiek z jego znajomych.
   – Jak rozumiem, mnie też?
   – Ciebie akurat nie – oznajmiła Noelia. Zmusiła się do szerokiego uśmiechu, by dorzucić zagadkowo: – O niektórych rzeczach się nawet filozofom nie śniło.

*

   Otrzymawszy nową wiadomość od Wiktorii, odetchnęła z ulgą. Przynajmniej miała pewność, że wirtualna znajoma nie była Kamilą. Wiedziała, że dziewczyna nie powtarzała zaadoptowanego przez Noelię imienia jedynie po to, żeby ją rozdrażnić.


Alo, Kamila!

Myślałaś, że o Tobie zapomniałam? Coś Ty! Mam w głowie zapisaną listę, komu w jakiej kolejności odpowiedzieć. ;D
Pewnie zastanawiasz się, skąd się nagle wziął u mnie ten przypływ humoru. Bardzo dużo ludzi wysłało już pieniądze. Jak na razie uzbierała się spora suma. Patrząc na prędkość obiegu informacji, dostaniemy ich więcej – i to w bardzo krótkim czasie. Jestem dobrej myśli. :-)
Z ciekawości zarejestrowałam się na interpals.net, żeby przekonać innych ludzi z Polski do odwiedzenia mojego bloga. Pisałam także do tych, którzy uczą się naszego pięknego języka. Wiem, co powiesz, Kamila. Spamem nie nakłonię ich do wejścia na bloga. Mylisz się. Istnieje coś takiego jak sprytny spam. Wymyślasz kilka kreatywnych dość długich wypowiedzi, ale oczywiście nie za długich, bo nie chcesz nikogo na początek odstraszyć. Nie zapomnij zadać nietypowych pytań w tym swoim „monologu internetowym”. Potem patrzysz, kto odpisał, a w miarę inteligentni ludzie powinni odpisać. Nikt nie napisze tylko parę zdań, zatem jesteś w stanie ocenić, jaką ktoś mniej więcej posiada mentalność. Rzecz jasna, zależy to od tego, co napisałaś. Jeśli jest to monolog dotyczący kotów, raczej wiele nie osiągniesz, chociaż sądzę, że właściciele zwierząt są bardziej podatni na przejmowanie się krzywdą innych. Następnie odpisujesz tym ludziom, którzy odpisali, wspominasz swojego bloga i tak dalej. Tylko nie nachalnie. Wiadomo, że nie musisz konstruować każdej wypowiedzi od początku, czy od jajka, jak mawiali Rzymianie. Skoro najpierw wysłałaś im takie same wiadomości, małe jest ryzyko, że ich odpowiedzi będą się znacznie różnić. Różnią się tylko trochę, dzięki czemu łatwo można zmodyfikować gotową wiadomość. Pewnie się domyśliłaś, dlaczego Ci to wszystko mówię i masz rację. Wiesz, że jestem wystarczająco inteligentnym człowiekiem, by obrać podobną taktykę. Powiedziałam Ci to dlatego, żebyś nie pomyślała, że Tobą manipuluję, chociaż sam fakt, że wspominam o manipulacji czyni mnie podejrzaną. Poza tym, człowiek musi się wycwanić, aby pomóc bratu. Manipulacja służąca szlachetnym celom to dobra manipulacja, prawda?
Wybacz, że ja tak o sobie nawijam (aż wyjdzie z tego encyklopedia!), ale nie mogłam wytrzymać. Musiałam podzielić się z Tobą swoimi myślami, żebyśmy były kwita. Nie mówiąc już o tym, że tylko z Tobą tak dobrze mi się pisze! ;) Wyglądasz na inteligentną formę życia. ;d Zgoda, nie wyglądasz – nie widziałam Cię na żywo. Może więc jesteś robotem stworzonym przez szalonego naukowca do dyspozycji ludzi takich jak ja, a ja Cię oszukuję, że jesteś człowiekiem i poznałyśmy się przez przypadek w internecie, haha.
Rzymskie pokoje, mmm... ta wymiana zdań musiała być interesująca! Być może udzielił mi się Wasz duch i dlatego mówię  „od jajka”. :d
Jesteś pewna, że użyłaś słowa „chyba”? Z Tobą da się wytrzymać, Kama, ale jak się ktoś wkurzy, to wiadomo, jakie słowa mogą polecieć. Nie będę gadać bzdur typu „nie bierz sobie tego do serca”. Jesteś wystarczająco inteligentna, żeby dojść do takich wniosków samodzielnie, więc jeśli zaczynasz się martwić, coś musi być na rzeczy. Możesz mi powiedzieć coś więcej na temat tej znajomej? Wątpię, by była kimś toksycznym. Pewnie grałyście w grę i tyle – z której wynika, że niepotrzebnie użyłaś słowa „chyba”. Ono pokazuje, że Twoja opinia jest słaba i łatwo ją „przekonwertować” na inną. Oczywiście, sama niepotrzebnie Ci to tłumaczę. Twoja znajoma na pewno wyjaśniła Ci, o co chodziło. Albo doszłaś do znaczenia sama.
Wcale nie byłoby lepiej. Chcesz szczerej opinii? „Pięćdziesiąt twarzy Greya” nie jest papierem do podcierania. Mnie tam sprawia przyjemność czytanie takich rzeczy. ;D
Nie musisz się tłumaczyć. Żaden psychopata czy socjopata by się nie przyznał, kim jest. Nawet taki człowiek może sobie nie zdawać sprawy, że jest psychopatą. Pewnie, zauważy, że inaczej odczuwa emocje, ale czy nie jest tak z mami wszystkimi?  Człowiek z niskim poziomem empatii może nie być ani psychopatą, ani socjopatą. Może przeszedł traumę i jest zajęty wyłącznie własnym cierpieniem. Kto to wie? Należy zwrócić uwagę także na to, że nie każdy psychopata wychodzi na ulice z łopatą zaślepiony żądzą mordu – czy raczej planem mordu.
Nietypowi znajomi to coś pozytywnego, nie negatywnego, chyba że mają skłonności samobójcze lub uwielbiają się na kimś wyżywać.
Wiem, że odpowiadam od końca, ale nie obawiaj się niczego. ;-) Zaraz odpiszę na poprzednią wiadomość, a jak nie zaraz, to zaraz Cię dopadnie. Dokładnie o dwudziestej, haha. Czułam, że ta wiadomość jest dla Ciebie ważniejsza i mam tyylee rzeczy do powiedzeniaaaa. Pewnie dziwi Cię, że wypisuję tu tyle słów – można by stworzyć wpis na bloga! (Żebym nie zapomniała – zamieściłam wpis dotyczący interpals.net, w którym to wcielam się w diabełka o rogach wykonanych z ogórka. To nie są zwykłe ogórkiii! One żyją i zrobią wszystko, by uwolnić ze słoików wszystkie ogórki konserwowe. ;D Uśmiejesz się.) Nie dziw się.
Chciałam się odstresować ostatnio. Ludzie z internetu bardzo mi w tym pomogli. Jeden z czytelników wspominał coś o dziwnie brzmiących słowach – „seme” i „uke”. „Seme” to „góra”, „uke” to „dół”. I tak zainteresowałam się światem yaoi. Czemu odnoszę wrażenie, że już wiesz, co to jest?
Dziwne. Ktoś mi przysłał filmik. Jego akcja przypomina porwanie. Autor wiadomości tłumaczył, że wie, kto jest jego sprawcą. Pogrzało czy co?! Jaki to ma ze mną związek? Ja nic nie zrobiłam. To, że mam imię podobne do drugiej osoby, która łamie prawo, nie czyni mnie tą osobą. I wiesz, o co ten idiota miał czelność zapytać? – Czy istnieje w moim otoczeniu osoba, która mnie wspiera, ale czasami jej słowa nie pasują do tego, co robi? Co to za pytanie? Aż mi przyszedł do głowy test sprawdzający, jak bardzo jest się przerażającym. Ten dureń by się w skali nie zmieścił. Mój wynik był normalny. Z łatwością możesz znaleźć ten test na You Tube. Tylko wtedy nie zapomnij podzielić się swoim wynikiem. Śmiało. Nie ucieknę. (:

   A więc o to chodziło. Kamila sądziła, że Noelia używa ,,słabych” słów. Jeżeli blondynka pozbędzie się ze swojego języka zanieczyszczeń takich jak „chyba”, „może”, „prawdopodobnie” oraz niepotrzebnych spójników, przestanie sprawiać wrażenia nic nie wiedzącej i uległej. Zacznie formułować silne opinie, w których ciężko będzie wygryźć dziurę. Nie będzie się już tłumaczyć. Tylko dlaczego wariatka podała jej te informacje na tacy? Czyżby nie sądziła, że rozwikła zagadkę? Czyżby chciała sprawdzić, czy ich umiejętności są na równi, czy ma traktować przeciwnika z pogardą, ponieważ Noelia nigdy nie osiągnie jej poziomu inteligencji? Skoro tak, Noelia pokaże, że wcale nie jest słabsza, że potrafi myśleć. Przenigdy nie przyzna się, że to Wiktoria podsunęła rozwiązanie. Zresztą, jeśli sama nie da rady rozwiązać kolejnego równania, znowu poprosi o to wirtualną znajomą. Uczniowie oszukują w pracach domowych, na sprawdzianach, zatem dlaczego Noelia miałaby nie oszukiwać w prawdziwym życiu? W przeciwieństwie do testów szkolnych, w życiu nikt nie był w stanie sprawdzić progresu dziewczyny, nawet sama Kamila. Noelia mogła grać w swoją grę, czyż nie? Jeśli zostałaby złapana na absurdalnej wypowiedzi, tak zakładał plan. Wątpiła, że będzie się to zdarzało często. Przebywając między osobnikami należącymi do tego samego gatunku człowiek uczy się porozumiewać tak jak oni. Dowiaduje się, co jest dopuszczalne, a co nie, co wywoła pożądany efekt, a co niepożądany.

   I o co znowu chodziło z tym nagraniem? Czyżby Agnieszka porozsyłała link każdemu, komu się da? Po co? Sądziła, że w ten sposób dowie się, kim jest dwójka porywaczy? Noelia nie potrafiła uwierzyć, że ktoś może być aż tak głupi.
   Ta ciekawość w końcu ją zabije. Albo wtrąci do więzienia. Dziewczyna zbyt często interesuje się rzeczami, którymi wcale nie powinna się interesować. W końcu nadepnie komuś na odcisk i się skończy – jak z tym kotem w angielskim przysłowiu „curiosity killed the cat”. Powodzenia zatem, Aga.
   Wyciągnęła się wygodnie na kanapie. Zabrała się do odpisywania.

Hej!!

Ja na Twoim miejscu nie byłabym takiej dobrej myśli. Ludzi na stronach typu interpals.net niespecjalnie obchodzi zdrowie innych. Po co mieliby komuś pieniądze wysyłać, jeśli go nie znają? Żeby wygrać przyjaźń? Jeżeli im nie odpowiadasz, przerzucą się na kogoś innego, kto się nie dowie, że wcześniej odmówili pomocy. Chociaż nieźle kombinujesz. Ktoś może się na to nabrać. Jesteś zdecydowanie lepsza od osóbek oferujących łóżko w pierwszej wiadomości.
Mogłabyś mi wysłać to, co im wysłałaś? Interesuje mnie, jakie kreatywne tematy poruszyłaś. 
Bzdura. Każdy wie, że na początku była kura, hahaha. Kura najpierw musiała przystosować się do środowiska, aby powstało jajo. Owszem, wcześniej istniały jaja, ale wtedy to było inne zwierzę.
Sama doszłam do znaczenia tych słów. Powiedziałam znajomej, co o nich myślę. Z jednej strony dobrze, że Iza chce zmodyfikować mój sposób wysławiania się. Nie tylko poczuję się lepiej, innym będzie trudniej mnie zaatakować.
Szukasz informacji na konkretny temat odnośnie do Izy? Na razie mogę Ci zdradzić, że jest to miła dziewczyna o dość kontrowersyjnych poglądach.
Pewnie to nagranie nie ma z Tobą żadnego związku. Ktoś pomyślał, że możesz znać winnego zbrodni, to tyle (biorąc pod uwagę pytanie, czy istnieje w Twoim otoczeniu człowiek oferujący fałszywe wsparcie, to by się zgadzało), chociaż dlaczego ktoś miałby to pomyśleć nie mieści mi się w głowie. Prześledziłaś inne wypowiedzi tej osoby? Być może masz do czynienia z dowcipnisiem albo kimś, kto usiłuje Cię zniszczyć. Osoba o jakim nicku wysłała Ci ten link? Też ostatnio otrzymałam niepokojącą wiadomość od jednego z odwiedzających Twoje „Pokolorowane piaski czasu”. Może to ten sam użytkownik.
Nie, dziękuję, nie podzielę się. Nie chcę marnować cennej energii, żeby dowiedzieć się tego, co już wiem. Nie wspominając o tym, że jeśli przez przypadek wyjdą mi jakieś bzdury, mogę chcieć znaleźć potwierdzenie w innych tego typu testach, a potem zacząć wierzyć w różne bzdury dzięki synergistycznemu efektowi wspomnianych testów, co może zmienić nieco moje zachowanie. To zabrzmiało naukowo. 0.0



Kto obejrzał chociaż jeden odcinek Nagiego instynktu przetrwania? Łapa w górę! Ludzie wymyślają dziwne rzeczy.
A skoro mowa o wymyślaniu, ponoć wczoraj miał być koniec świata (23 czerwca, jakby co – na blogu czas płynie czasem inaczej... i... już po północy, więc teoretycznie 23 był przedwczoraj). Nawet wyimaginowana asteroida się znalazła – z oznaczeniem. To będzie moja ostatnia reakcja tego typu (w końcu mi się znudzi reagowanie na tak przereklamowane bzdury): buahahqhahahaahahhahaahhahahhahahhahha....!!!
Sąsiedzi najwyraźniej (albo ktoś inny, kto się za nich podaje, hmmmm... ;D) puszczają fajerwerki! :) Może usłyszeli mój śmiech. ;P
Co do obrazu Fuseliego... uff, hahah. Chodziło mi o Nocną marę (i tak pewnie większość go kojarzy):


I pamiętajcie – i nie zapomnijcie! Mare to po angielsku klacz. Pomyślcie o tym następnym razem, gdy przyśni Wam się koszmar!

Edycja: Kiedy zobaczyłam pewną przeróbkę Nocnej mary, nie mogłam jej tu nie wstawić. Bądźcie przygotowani!



Jak niektórzy mogą się domyślić (głównie ci, co obejrzeli serial, aczkolwiek ludzie, którzy wdają się ze mną w rozmowy, także są w stanie celnie trafić), ta przeróbka dotyczy serialu Hannibal. (: Rysunek znalazłam na DeviantArcie (furiarossaandmimma.deviantart.com).
Te grzybki, hahahahhah. Will ewidentnie spożył nieco psylocybiny i teraz mu się śni, że Hannibal siedzi mu na klatce piersiowej. Albo Hannibal podał Willowi psylocybinę i naprawdę na nim siedzi. ;P Tak czy inaczej, wiadomo, że Will nie zażył psylocybiny świadomie. (;

środa, 14 czerwca 2017

ROZDZIAŁ VIII

   Ta noc była jedną z najciemniejszych w tym miesiącu. Naturalny satelita naszej planety urządził strajk – ukrywał się za ciągnącymi się w nieskończoność chmurami – a gwiazdy uznały, że emitowanie światła ku uciesze rasy ludzkiej to strata czasu.
   Noelia odnosiła wrażenie, że wszechświat ją obserwuje – odczytuje jej intencje, uczucia, a nawet przewiduje przyszłe wydarzenia. Wiedziała, że to nieprawda, jednak nic nie stało na przeszkodzie wyobraźni.
   Stała jak sparaliżowana na wprost sporego prostokątnego kojca, nie zauważając niczego prócz chmur zatykających firmament. Poruszały się ślamazarnie i trudno było dostrzec jakikolwiek ruch. Chmury na szczęście nie przeszkadzały w słuchaniu muzyki, pomimo pojawienia się w tekście konstelacji o nazwie Orion. Szansa zaobserwowania gwiazdozbioru dobiegała końca. Noelia była pewna, że z powodu nie kwapiącej się do zmiany nastawienia pogody, ujrzy go kolejny raz dopiero w październiku. W internecie przeczytała, że Myśliwy ukazuje się polskim obserwatorom od października do maja. Wierzyła, że tak jest w istocie. Nie spieszyła się do weryfikacji tych faktów. Wprawdzie lubiła popatrzeć na gwiazdy, ale daleka była od notowania, w jakim dniu dokładnie się pojawiają oraz znikają.
   Do października pozostało parę miesięcy. Te przeminą z prędkością porównywalną do prędkości światła, jak całe życie – jeśli nie zostanie złapana. Przedtem nie mogła uwierzyć w swoje szczęście. Wydawało jej się dziwne, że nikt niczego nie podejrzewa – że policja ani razu nie zajrzała do jej domu, że znajomi ze szkoły nie zachowywali się odmiennie w jej towarzystwie i nie zadawali niewygodnych pytań. Jedynym problemem okazali się przybrani rodzice, głęboko przekonani, że w życie ich córki wgryzła się trauma, odnośnie której nie odzywali się słowem. Noelia widziała, jak Krzysztof celowo unika niektórych tematów, jak zmusza się do wcale nieśmiesznych żartów. Widziała, jak Jolanta obserwuje ją za każdym razem, kiedy myśli, że przybrana córka patrzy w drugą stronę.
   Blondynka nie miała wyjścia. Musiała skłamać, żeby przybrani rodzice nigdy nie dowiedzieli się prawdy. Zwlekała jednak. Cokolwiek by teraz wymyśliła, rezultat nie byłby zadowalający. Jutro, po rozmowie z Maćkiem – przyrzekła sobie.
   Jestem tu i czekam na ciebie,
pod gwiazdami Oriona...
   Kiedy w ciszy nocy ponownie rozbrzmiały te słowa, zdała sobie sprawę, jak długim okresem jest pięć miesięcy – i to z hakiem. Gdy po ich upływie odnajdzie na niebie Betelgezę, umieszczoną w lewym górnym rogu tworu przypominającego klepsydrę, nie będzie już tym samym człowiekiem. Bez względu na to, czy rodzice w końcu się uspokoją i czy ktokolwiek zacznie coś podejrzewać, nie będzie mogła spojrzeć samej sobie w oczy i powiedzieć: „jesteś o pięć miesięcy i pół starsza, ale mentalnie nic się nie zmieniłaś”. Powie: „jesteś nieco starsza, wyglądasz identycznie, nie znam cię”.
   Dlaczego Wiktoria do tej pory nie odpowiadała na wiadomości? Czyżby przez przypadek w ich treść wsiąknęła odrobina szaleństwa? Czy dziewczyna uznała, że nie chce się zadawać z kimś, kto zachowuje się jak wariat?
   Prychnęła. Wiktoria miała chorego brata! Pewnie dziewczyna zajmowała się nakłanianiem kolejnych partii populacji do oddawania pieniędzy na leczenie.
   Na skrzydłach białego ptaka,
zostałam zakładnikiem...
   Nie mogła tak po prostu udać się do Maćka bez podania Kamili czegoś do jedzenia. Przecież nie pozwoli wariatce umrzeć, bez względu na to, jak bardzo tego chciała – a do dlatego, że ten idiota, Kombinator, zamierzał ją utrzymać przy życiu. Właściwie dlaczego?
   Kiedy smartfon przestał odtwarzać piosenkę, ogarnęło ją poczucie pustki. Gwiazdy, planety, mgławice, właściwie całe istniejące w umyśle dziewczyny uniwersum zniknęło, pozostawiając niewypełnioną materią przestrzeń. Ona także przestała istnieć, prócz małego punkcika świadomości jarzącego się białym światłem, zdolnego do zarejestrowania nicości. Wiedziała, że to jego ostatnie chwile. Nie potrafiła odnaleźć innych świetlistych obiektów. Oznaczało to, że wraz z gwiazdami, planetami i mgławicami przerodziły się w martwy wszechświat. Nikomu nie było dane zostać na dłużej. Każdemu przydzielono czas, po którego upłynięciu... do widzenia. Adieu. Tak po prostu.
   Odszukała numer Kombinatora w kontaktach. Nie chciała do niego dzwonić w takim stanie, ale jeśli miała być ze sobą szczera, każdy moment byłby nieodpowiedni. Jej życie zmieniło się diametralnie. Miejsce na pozytywne emocje zostało brutalnie zajęte.
   Jeszcze raz uniosła głowę ku niebu, wsłuchując się w sygnał oczekiwania.
   Wydawało jej się, że czeka w nieskończoność – zupełnie jakby natura chciała ją oszczędzić, pozwolić maleńkiemu płonącemu bytowi uczynić z próżni swój wieczny dom. Obserwowałaby, jak gasną inne istnienia, aż do końca wszystkiego.
   Byłoby smutno przemierzać wypatroszony kosmos, w którym nic nie przypominałoby o minionym blasku. Byłoby smutno nie wiedzieć, czy się przemieszczamy, czy tkwimy w miejscu. Jeśli nie ma punktów odniesienia, to czy w ogóle się poruszamy?
   – Ta, Noel? – usłyszawszy głos przyjaciela Maćka, Noelia niemal podskoczyła. – Co biega w kołowrotku?
   Nastolatka niechętnie spojrzała w dół, na wyświetlacz niebieskiego Samsunga Galaxy S6. Galaxy? Znakomicie, nawet smartfon przypominał jej o losie wyimaginowanego wszechświata.
   – Chomik – odparła sarkastycznie. – A tak konkretnie to dżungarski o imieniu Bea. Wrócił zza grobu, żeby wydłubać ci oko, tym samym zezwalając czemuś dużemu na wtargnięcie do oczodołu, najlepiej gilowi, śliwce... albo piłce do koszykówki.
   – Widać, że panieneczce dopisuje humorek.
   Noelia wywróciła oczami.
   – No nie, to mechanizm obronny.
   – Żarty są mechanizmem obronnym? – zdziwił się rozmówca. – A to od kiedy?
   – Ponoć wielu komików cierpi na depresję – odparła blondynka. – Nie wiedziałeś o tym? A tak na serio, chodzi o to, że nie mogę jutro jechać do Trzebnicy. Matka mnie zabije.
   To wyjaśnienie brzmiało wiarygodnie, nie budziło podejrzeń.
   – Nie zabije cię – stwierdził Kombinator. – Mowy nie ma. Moja to z obcęgami za naszą zgrają fruwała, a kiedyś myśleliśmy, że Miś i Klajster sąsiada do złości pogonili, bo takie wrzaski, że ludziska z końca Polski by usłyszeli, a się okazało, że to moja matka dorwała jednego z naszych...
   – W takim razie nie mam pojęcia, kim jest twoja matka – rzekła Noelia. – Tropiącym zombie pojazdem?
   Wykonała głęboki wydech, aby pozbyć się ciążącego w płucach powietrza.
   – Chyba zostanę komikiem.
   – Komikiem? – powtórzył przyjaciel Maćka. – Ale jeśli tam jest „ch” zamiast „k”, to dopiero karierka panienkę czeka.
   Pokręciła głową.
   – Ta rozmowa z każdą sekundą staje się coraz bardziej idiotyczna – nie potrafiła wstrzymać się od komentarza. – Może przejdziemy od razu do sedna zamiast sobie gadać jak starzy dobrzy znajomi?
   – Pewnie – zgodził się interlokutor. – Masz to jak w banku z kupą kasy czekającą na rabunek. Nie możesz do rudery jutro jechać, rozumianko. Dobra, i tak zamierzałem tam włazić, jutro czy pojutrze, więc żarcie zabiorę, nie bój nic.
   Rozejrzała się po podwórku, na wszelki wypadek sprawdzając, czy nikt nie opuścił swojego domu. Wątpiła, by komukolwiek chciało się wychodzić na zewnątrz o tej porze, zwłaszcza że niebo nie prezentowało widoku godnego podziwiania, lecz wolała nie ryzykować.
   – A co ze zmianą ciuchów? – ściszyła głos. – Przecież ona po takim czasie będzie śmierdzieć.
   Nastała dojmująca cisza.
   Noelia obserwowała w skupieniu spowite chmurami niebo, oczekując odpowiedzi, której treść już znała. Zresztą, co ona sobie wyobrażała?! Nikt nie upilnowałby wariatki samodzielnie, nawet umięśniony strażnik. Jeśli dziewczyna zechciałaby uciec, najpewniej by się jej to udało.
   – Do tego potrzeba dwóch osób – przemówił w końcu Kombinator. – Nie ma szans, aby jakiekolwiek człowiecze samo sobie poradziło. Trudno, najwyżej trochę pośmierdzi. Chyba zasłużyła na to, nie?
   – Pewnie masz rację... Jakim typem osobowości ona według ciebie jest?
   – Typem osobowości? – Noelia wyobraziła sobie, jak oczy chłopaka rozszerzają się, przerażone. – Czy ty mnie o coś podejrzewasz?
   Teraz jeszcze bardziej skłaniasz mnie do podejrzeń.
   – Nie – skłamała. – Gdybym sądziła, że współpracujesz z tą wariatką, podjęłabym pewne kroki, by temu przeciwdziałać.
   – To sprawa leży na kupie załatwiona – luzacki ton głosu Kombinatora sprawiał wrażenie przesadzonego, jakby właściciel uznał, że nikt nie odróżni kopii od oryginału. – Ale skąd ci do głowy przylazło, że tak szybko moja łepetyna byłaby w stanie ocenić jej osobowość, co?
   – Myślałam, że odwiedzałeś ją podczas mojej nieobecności.
   Kolejne kłamstwo. Kłamanie przychodziło z zadziwiającą łatwością, kiedy już się zaczęło. Co więcej, przynosiło ze sobą dziwne poczucie euforii. Człowiek czuł się niepokonany. Jakby przebywało się na pokładzie ogromnego balonu, po starcie którego wściekły pies choćby nie wiem, jak próbował, nie mógł dosięgnąć ogromnego kosza umiejscowionego pod gigantyczną barwną masą.
   – Nie wiem, jaki miałbym mieć ku temu powód.
   – Zdaje się, że wspominałeś, że lubisz chodzić w tamte strony. Nie widzę powodu, dlaczego miałbyś nadal tego nie robić. Poza tym, wątpię, byś nie był po prostu ciekaw, co się u niej dzieje.
   Blondynka uśmiechnęła się sama do siebie. Miała go w szponach. Zostało niewiele czasu, a wydrze od niego prawdę.
   – Masz rację – przyznał niechętnie rozmówca. – Byłem tam raz, ale nawet z nią nie rozmawiałem, więc ciężko stwierdzić...
   Ale? Ale co? Chyba że zdaje sobie sprawę z tego, że jeśli jego odpowiedź brzmiałaby „nie”, mogłabym stać się bardziej podejrzliwa. W tym wypadku... jestem raczej bardziej podejrzliwa.
   – A według ciebie jaką ona ma osobowość? – zapytał znienacka chłopak. – Na pewno już z nią gadałaś więcej razy czy co tam.
   – Przypomina mi nieco makiawelistyczną.
   Zobaczmy, co powie na to. Wariatka interesuje się psychologią, być może on też. Najgorzej tylko, jak coś źle zapamiętałam po ostatniej wycieczce w Google i strzeliłam gafę, ale to raczej wątpliwe.
   – Makiawelistyczny? Powinienem wiedzieć, co to jest?
   Noelia przyłożyła lewą dłoń do czoła, podirytowana.
   Oczywiście, najprościej było udawać, że nie ma się o niczym pojęcia, chociaż... prędzej czy później chłopak pęknie, nie ma innej opcji. Lecz aby być tego świadkiem, nastolatka musiałaby się zakumplować z Kombinatorem, co samo w sobie mogłoby wzbudzić u niego podejrzenia. Nikt normalny nie utrzymywałby kontaktu z kimś, kto ani razu nie pokazał twarzy i którego motywy pozostawały niejasne. Chyba...?
   – Najlepiej skonsultuj się z wujkiem Google. Serio, muszę już lecieć, bo niedługo wszyscy odkryją, w co się wmieszałam.
   Nie miała ochoty na wyjaśnianie, co znaczy wyraz „makiawelistyczny”. Chciała po prostu poobserwować przez chwilę niebo i posłuchać muzyki, jakże pomocnej w odbudowywaniu nowego mentalnego uniwersum.
   Rozłączyła się akurat w momencie, w którym do jej nogi doskoczył pies – owczarek niemiecki długowłosy o imieniu Mirastel.
   – Wyczułeś odpowiedni moment, co? – Schyliła się, by pogłaskać owczarka, który, jak się okazało, przyniósł ze sobą kość. – Szkoda, że jesteś tylko psem, Mirastel, i nie zrozumiałbyś niczego, co chcę ci powiedzieć. Nawet nie wiesz, od której gwiazdy wzięło się twoje imię.
   Noelia miała w zwyczaju mówić do różnych zwierząt, w szczególności do Mirastela.
   Odepchnęła nieco psa, lecz ten nie zamierzał tak łatwo się poddać. Wypuścił z zębów kość, by skoczyć na blondynkę. Fragment bluzki w okolicach biustu zabarwił się na brąz. Mało brakowało, a plecy nastolatki zostałyby wysłane na twardy grunt, razem ze smartfonem, dla którego stworzenie na pewno w ekspresowym tempie znalazłoby zastosowanie.
   – Co, chcesz posłuchać mojego narzekania? – spytała niechcące się oddalić zwierzę. – A może po prostu chcesz mi podokuczać? Jesteś zmienny jak twoje imię.
   Ciszę przeciął nienaturalny złowieszczy śpiew, przypominający odrobinę kościelny. Świetnie, komuś zachciało się o tej porze dzwonić – i najpewniej tym kimś nie był ani Kombinator, ani Maciek. Kombinatorowi nie zależało. Sprawiał wrażenie człowieka, który jeżeli nie potrafi czegoś wykonać, nie zawraca sobie czterech liter wydzwanianiem, a kiedy zajdzie konieczność poinformowania o czymś blondynki, najzwyczajniej w świecie wyśle wiadomość. Maciek o tej porze na pewno spał. We śnie raczej nie przypomniałoby mu się, że za dnia zapomniał przekazać Noelii istotne wieści. Nawet jeśli, prędzej zapisałby je na kartce i połączył się z dziewczyną rano.
   Zerknęła na ekran smartfona. Podświetlone na jasnoniebiesko litery układały się w imię „Agnieszka”.
   Zegar umieszczony w prawym górnym rogu wyświetlał dwudziestą trzecią dwadzieścia.
   Co było aż tak ważne, że ta plotkara nagle postanowiła do niej zadzwonić?
   Jasnowłosa odebrała.
   – Czy ty zdajesz sobie sprawę z tego, która jest godzina?! – ryknęła, zapominając, że nie znajduje się na bezludnej wyspie. – Ja tu próbuję spać, a ty mnie Elendem katujesz.
   – Elendem? – Agnieszka brzmiała na zbitą z tropu. – To ci od bursztynowego księżyca? Puszczałaś coś kiedyś, ale nie pamiętam za dobrze, moja wina, moja bardzo wielka wina.
   Jak na kogoś cierpiącego na chroniczną sklerozę i nienawiść do nauki całkiem dobrze pamiętasz – zadrwiła w myślach Noelia, znowu odpychając od siebie Mirastela. Jak na złość, im częściej odpychała owczarka niemieckiego, ten skakał na nią z większym impetem.
   – Tak, dobrze pamiętasz. To jaki jest powód nękania mnie o tej porze?
   – Ee... nie wiem, jak to ująć – zaczęła niepewnie szatynka. – Widziałam w internecie przed chwilą bardzo dziwny filmik... Słyszałaś o tym ostatnim porwaniu, nie? Nie było żadnych podejrzanych, a nagle bum i w sieci ląduje nagranie, na którym ktoś zamaskowany i pomocnik ciągną jakąś blondynkę do jakiegoś... pomieszczenia chyba. Wydaje mi się, że to ta porwana sprzed kilku dni. Musisz to zobaczyć, zanim na stałe ktoś to zdejmie.
   Noelia wpatrywała się w ekran smartfona, zszokowana. Jaki filmik? Czyżby Agnieszka coś podejrzewała? Czyżby wymyśliła historyjkę, a potem zadzwoniła do Noelii wyłącznie po to, by sprawdzić, jak zareaguje? Jeśli tak, blondynka musiała przyznać, że dziewczyna źle się do tego zabrała. Owszem, podczas rozmowy telefonicznej dało się wykryć zmianę głosu, jednak ta mogła wynikać z różnych czynników – jak choćby obecności imprezujących sąsiadów, łaszącego się psa, czy zwykłego zaskoczenia nie muszącego wcale oznaczać przyznania się do winy. Istniała możliwość, że nastolatka przeraziła się prawdopodobnym wynikiem konfrontacji i dlatego zdecydowała się na załatwienie sprawy telefonicznie. Tylko po co w ogóle to robić? Nie lepiej zgłosić się na policję, nie powiadamiając o niczym podejrzanego? Chyba że dokładnie to zrobiła, a teraz odczuwała wyrzuty sumienia? Nie, niemożliwe. Noelia nie nazwałaby Agnieszki dobrą znajomą czy przyjaciółką i vice versa.
   A co, jeśli filmik istniał naprawdę? W takim razie, skąd się wziął? Pomimo podobieństw, nie mogłoby to być nagranie przedstawiające ją i Kombinatora, ponieważ w pobliżu nie zamontowano żadnych kamer. Ewentualnie ktoś mógł podążać za nimi i nagrywać wszystko z ukrycia. Kto i po co miałby to robić? Znajomi Kamili? Nie, Noelia wątpiła, by wiele osób kwapiło się do pomocy tej wariatce, może ktoś tak samo stuknięty jak ona, lecz prawdopodobieństwo zajścia czegoś takiego było zbyt niskie. Wystarczyło, że Kombinator oraz jego kumple byli trochę nienormalni. Dlaczego tych nienormalnych miałoby się nagle wylęgnąć aż tylu? To nie łączące się w stada ptaki. A co ze znajomymi Kombinatora? Ale czy oni chcieliby w ogóle wplątać w kłopoty swojego kompana? I kim byli Miś i Klajster? Wątpiła jednak, by chłopaków było stać na wywinięcie takiego numeru dla żartów. Chyba że był dla żartów tylko początkowo, a później do nich dotarło, że są świadkami „zbrodni”.
   A co, jeśli to przypadek? Jeśli ktoś nakręcił tamtego faceta, który mimo zabicia dwóch młodych dziewcząt oraz handlowania narkotykami, został uniewinniony? Mógł przecież, czując, że kara go nigdy nie dosięgnie, wybrać na swoją ofiarę następną osobę, która akurat miała blond włosy.
   Nie, dopóki nie dowie się, co dokładnie przedstawia filmik, nie będzie panikowała. Powinna udawać zadowoloną, że policja wreszcie ujmie sprawcę morderstw albo chociaż wyrazić zwątpienie w swoje bezpieczeństwo. Mogłaby skłamać, że boi się wyjść z domu. Byłaby to idealna wymówka, skoro nie zamierzała pojawić się następnego dnia w szkole. Tylko jak wyjaśnić wagary, gdyby została złapana?
   – Myślisz, że zabił ją ten facet, którego ostatnio uniewinniono?
   Mirastel ponowił atak.
   – Mirastel – rzuciła szybko Noelia – następnym razem nie wpuszczę cię do domu.
   – Masz psa w domu? – podchwyciła Agnieszka. – Ciekawe imię, nie słyszałam jeszcze takiego.
   – Może dlatego, że wielu ludzi nie jest zbytnio kreatywnych w wymyślaniu nazw dla swoich pupili? Tak czy owak, nawet gdyby byli, ryzyko nadania identycznego imienia i tak byłoby znikome, chociaż nie wątpię, że gdzieś na planecie Ziemia istnieje zwierzę o imieniu „Mirastel” lub „Miraset”, czyli tak, jak chciałam go nazwać na początku. – Noelia schyliła się, by podrapać psa za uszami, co wreszcie zniechęciło go do skoków. – No, a co sądzisz o tamtym facecie? Czy zaginięcie dziewczyny mogłoby być jego sprawką? Czy mógłby ją zabić?
   – Szczerze... – zawahała się rozmówczyni – to nie wiem. Mógł to być każdy. Poza tym, jakoś nie sądzę, żeby od razu planował kogoś zabić.
   – No tak – przyznała Noelia. – Nie słyszałam, by skarżył się na głosy każące mu zabijać, które by mogły świadczyć o niepoczytalności i wpływać na brak odstępów między zbrodniami pomimo świadomości, że zaraz go złapią. Inteligentny człowiek by poczekał, aż zamieszanie ucichnie.
   – Prawdopodobnie. Profesor doszła do podobnych wniosków, więc coś w tym musi być. Co dziwne, wspominała, że ma pewne przypuszczenia co do tego, kim może być jedna z osób z tej dwójki. Jest pewna, że zna ją osobiście...
   Przymiotnik „bystry” bez wątpienia trafnie opisywał Katarzynę – dziewczynę, której nadano przezwisko Profesor – niemniej Noelii trudno było uwierzyć, że szatynka zdołała wywnioskować, kto stał za zaginięciem Kamili. Nie miała żadnych dowodów. Nie umiałaby dotrzeć we właściwe miejsce o właściwym czasie. Ponadto, nigdy nie odwiedziła domu Noelii. Jeśli zmieniłaby zdanie akurat w dniu schwytania niedoszłej zabójczyni, byłby to bardzo dziwny zbieg okoliczności. Mogłoby to także oznaczać, że powiadomiono ją o przebiegu przyszłych wydarzeń. Kto wie, może sama Kamila powiedziała jej o swoim wiekopomnym planie odesłania Noelii na inny świat, a dziewczyna wywnioskowała resztę. Tylko skoro tak, dlaczego wygadała się Agnieszce? Chociaż nie do końca – przyznała jasnowłosa. – Nie powiedziała, kto jest jej podejrzanym. Chyba że właśnie powiedziała, ale Agnieszka to zataiła. A może Agnieszka wszystko zmyśliła, żeby mnie wywabić? Zadzwonię do Profesor i się dowiem. A może lepiej tego nie robić? Jeśli ta idiotka dowie się, że do niej zadzwoniłam, to może zaprowadzić ją do pewnej konkluzji.
   – A wiesz, co wymyślił Piotrek? – ciągnęła Agnieszka, najwyraźniej nie uważając za dziwne to, że nikt jej nie przerywa. – Zaczęło się od tego, że Grzybek powiedział w obecności Profesor i kilku innych osób – nie zapraszaliśmy cię, bo wiedzieliśmy, że i tak nie przyjdziesz – że to wina Pałki, no wiesz, Karoliny, bo ostatnio zachowuje się jakoś dziwnie...
   Noelia poczuła, jak na jej usta wślizguje się blady uśmiech. Wreszcie ktoś pamiętał o tym, by nie zapraszać jej na imprezy. Oczywiście, gdyby było inaczej, po prostu odmówiłaby, jak zwykle tłumacząc, że gdzie za dużo ludzi, tam za duże zamieszanie, a w konsekwencji nie da się sam na sam z drugą osobą wymienić choćby paroma zdaniami. Chyba że Agnieszka celowo jej nie zaprosiła? Ale chwila! Może impreza nie została przez nią zorganizowana, tylko na przykład przez Kaśkę Krakowiak, która pamiętałaby o takich detalach jak niechęć blondynki do uczęszczania na wszelkiego rodzaju zabawy.
   – Profesor – kontynuowała plotkara – zaczęła się dziwnie śmiać, to w ogóle nie w jej stylu, a potem powiedziała, że to... że zachowanie Pałki odbiega od normy, o niczym nie świadczy. Powiedziała też, że jest przekonana, że to o niczym innym nie świadczy, jak o złamanym sercu. Piotrek zaczął nawijać coś o tym, że Pałka nie może mieć złamanego serca, bo jest na to za głupia, a tym bardziej Profesor nie powinna w to wierzyć, a jeżeli wierzy, to albo kłamie, bo sama stoi za porwaniem zaginionej, albo wie o winie Pałki i ją broni.
   – Ile osób myśli, że Profesor stoi za porwaniem?
   Jeśli dużo, może mimo wszystko Noelii uda się porozumieć z dziewczyną oraz dowiedzieć coś więcej na temat jej podejrzeń. Jeśli wielu widzi w niej winną, łatwiej będzie także ją przekonać do niewinności osoby figurującej na wykonanej przez nią liście winnych.
   – Niewiele – odpowiedziała pospiesznie rozmówczyni. – Do tej pory przynajmniej. Zresztą, nawet gdyby było inaczej, Profesor wie, że ma się tym nie przejmować. Nie mają dowodów, to tylko bzdury wyssane z palca dla rozrywki.
   – Jeszcze ktoś jest podejrzany?
   Na chwilę zapadła doskwierająca cisza, jakby do rozmówczyni dotarł właśnie zbitek informacji ogłaszający, że następnego dnia o siódmej rano jej dom zdewastuje tornado.
   – Tak – odezwała się niepewnie Agnieszka. – Ty.
   Wskazówki zegara już się nie poruszyły, nowotwór niszczący wątrobę przestał się namnażać, biegnący lis zamienił się w skamieniałość z nieruchomą łapą zawieszoną nad wycinkiem bujnej trawy, a oddalające się od siebie galaktyki obraziły się śmiertelnie na ekspansję. Czas napotkał czerwone światło. Nie mógł ruszyć. Utknął. Musiał poczekać, aż pociąg mignie mu przed oczyma.
   Nie, nikt nie mógł jej podejrzewać. Rówieśnicy nie należeli do najinteligentniejszych istot na Ziemi. Nie posiadali żadnych dowodów. Nie istniało nic, na czego podstawie ktoś mógł wskazać ją za winną. Równie dobrze można by obarczyć odpowiedzialnością za zbrodnię każdą istotę na błękitnej planecie, włączając do mieszanki nienarodzone dzieci oraz nieboszczyków zmarłych przed wieloma latami. Nikt nie miał prawa oskarżać JEJ.
   – Dlaczego ja?
   – Ta zaginiona... – zaczęła plotkara. – Wiemy, jak ona wygląda. Jej zdjęcie podano we wiadomościach. Miał się zgłosić ten, kto wie, gdzie dziewczyna może być, albo ten, kto ją widział w dniu porwania. Nie wiem, jak to powiedzieć... ona jest bardzo podobna do ciebie, więc jest prawdopodobne, że odkryłaś, kim ona jest i postanowiłaś się zemścić.
   Kombinator skłamał. Ten skurwysyn skłamał! Wiedział doskonale, że zarówno ona, jak i Kamila mogą się pochwalić podobną aparycją. Dlaczego to zrobił? Niech tylko go dorwie! Wydrze od niego prawdę, choćby miało to spowodować trzęsienie ziemi. Bydlak na pewno współpracował z wariatką! Na pewno!
   Noelia postanowiła się zemścić? Jasne, bo nie mogło być na odwrót! Bo nikomu nie przyszło do głowy, że to Kamila mogła zastawić sidła! Coś podpowiadało szarookiej, że uwięziona marzyła o uzyskaniu takiego efektu; ofiara najpierw straciłaby zaufanie do każdej osoby w swoim otoczeniu, bez wyjątku, przestałaby ufać nawet tym, których uważała za przyjaciół, jeśli takowych posiadała, wszystko uważałaby za paradę kłamstw, a jedynym stworzeniem uchylającym się od powielania wzorca stałaby się ona – ta, która ją w to wszystko wpędziła. Sprawiłaby, że choć człowieka nie otaczały więzienne kraty, ten czułby się jak na uwięzi. A potem uczyniłaby siebie wybawicielem – bo przecież to ona była zawsze szczera, nigdy nie podjęłaby się łgania, a jeśli już, milczenie nie kwalifikowało się jako łganie.
   Noelia poczuła wypływający na usta grymas zdegustowania.
   – To zbiorowisko to twoja sprawka? – z trudem zmusiła się do nie podnoszenia głosu. – Zwołałaś ich wszystkich, żeby gadali na mój temat? To dlatego mnie nie zaprosiłaś.
   – Nie bądź śmieszna, Noel. Profesor i Pałka są tak samo podejrzane jak ty. Nie powinnaś się tym tak przejmować. Założę się, że się teraz z tego śmieją. Mam was umówić we trójkę, żebyś się wyluzowała?
   Nie powinnaś się tym przejmować? Cóż, przynajmniej te słowa dają mi pewność, że nic na mnie nie ma. Ale i tak... po cholerę to zbiorowisko? Na pewno nie świętowali niczyich urodzin.
   Noelia powoli nabrała powietrza w płuca, po czym wykonała wydech, usiłując się uspokoić. Nie mogła ujawnić, w jak wielkim stopniu dokuczały jej gniew i panika.
   – Mimo wszystko, nie zaprzeczasz, że to ty zorganizowałaś „imprezę”.
   – To nie byłam ja, tylko Krakowiak.
   Krakowiak? Jasne, pewnie mówisz tak dlatego, że dobrze ją znasz i spodziewasz się, że doszłabym do podobnego wniosku. Masz szczęście. Na razie nic nie jestem w stanie ci udowodnić.
   – Czyje były wczoraj urodziny?
   – No... Krakowiak przecież. Przecież mówiłam ci przed chwilą, że to ona stoi za organizacją tej... zabawy... Wiem chyba już, dlaczego o to pytasz, ale mnie nie nabierzesz.
   – Kto tu mówi o nabieraniu kogokolwiek – mruknęła Noelia. – Chciałam tylko wiedzieć, dlaczego w ogóle tę „zabawę” zorganizowano. Środa wydaje mi się nieodpowiednim dniem, zwłaszcza że Profesor wspominała o dzisiejszym sprawdzianie z matmy.
   I tu ją miała!
   Blondynka na powrót spojrzała w niebo. Z przykrością zauważyła, że było takie samo, przykryte grubą warstwą ołowianych chmur, niechętnych do poruszenia się choćby o milimetr i ujawnienia rąbka naturalnego satelity czy światła docierającego od odległej gwiazdy. Skierowała wzrok w lewo, w stronę domu. Nigdzie nie paliło się światło, jak przypuszczała. Drudzy rodzice prawdopodobnie nie podejrzewali, że ich przybrana córka opuściła budynek, a teraz wpatrywała się w niego z zewnątrz ze smartfonem przy uchu.
   – Ta, bo matencha jest najważniejszym przedmiotem – zadrwiła rozmówczyni. – Słuchaj, Noel, głównym wyzwaniem w szkole jest przetrwać zamiast się męczyć i tyrać jak wół.
   – Owszem, ale do matematyki akurat przyłożyć się trzeba. Na innych przedmiotach możesz mieć ledwo dwóje, ale do matematyki musisz przysiąść, żeby zdać maturę na chociaż minimum trzydzieści procent. Z innych przedmiotów nie jest tak trudno zdać. Popatrz na to w ten sposób, jeśli zdasz matmę, ale nie zdasz innego przedmiotu, łatwiej będzie ci się do niego nauczyć na poprawkę i w efekcie zyskasz więcej czasu, zaś jeśli zdasz wszystko inne oprócz matmy, do jej nauki będziesz musiała zużyć więcej czasu, a w prezencie mniej będzie ci się chciało to robić, nie wspominając o wzroście ilości kortyzolu odpowiedzialnego za stres. Jak wiadomo, stres wpływa na wiele rzeczy.
   Agnieszka jęknęła.
   – Ty to akurat tę metodę możesz stosować, bo masz zainteresowania pokrywające się z zapotrzebowaniami maturalnymi.
   – Może tak, może nie. Kończmy już tę rozmowę. Jest późno, a poza tym, chcę obejrzeć ten filmik, zanim go zdejmą. Tylko nie zapomnij wysłać mi link.
   – Oczywiście – odparła plotkara, nieco zawiedziona. – Do jutra.
   Agnieszka naprawdę chciała kontynuować rozmowę pomimo świadomości, że po drugiej stronie jest osoba podejrzewana o porwanie? Z drugiej strony, dziewczyna sprawiała wrażenie kogoś, kto nie wierzy w takie rzeczy. Inaczej nie kazałaby się nie przejmować tego typu oskarżeniami. Chyba że to wszystko było kłamstwem.
   Agnieszka jeszcze się nie rozłączyła. Czekała na oficjalne pożegnanie czy może nie chciało jej się męczyć palca?
   – Do jutra – wycedziła Noelia, po czym sama ułożyła palec wskazujący na odpowiednim wycinku ekranu.
   Pierwsze, co przykuło uwagę dziewczyny, to nieopuszczający jej boku owczarek niemiecki.
   Od kiedy owczarki niemieckie są takie towarzyskie? Takiego zachowania prędzej oczekiwałabym od buldoga francuskiego.
   – Widzisz, Mirastel, te tereny są tak zanieczyszczone światłem, że nawet przy ciemnym niebie widzę cię całkiem dobrze. Ludzie to zawsze oświetlą wszystko, co się da. Nawet kiedy noc jest bezchmurna, obserwacja gwiazd może sprawiać problemy.
   Dbając, by zwierzę niczego nie zauważyło, podniosła z ziemi zawieruszoną kość. Cisnęła ją w lewo, w przestrzeń znajdującą się obok kojca.
   – Jesteś moją osobistą gwiazdą – zażartowała. – To z tego powodu widzę wszystko wokół.



Przetłumaczony fragment, w którym wspomniano gwiazdozbiór Oriona, pochodzi z piosenki Indili o tytule Boîte En Argent (jestem pewna, że wielu z Was kojarzy Indilę), dzwonek Noelii to nic innego jak Elend – In The Embrasure of Heaven, a bursztynowy księżyc odnosi się do utworu The Moon of Amber (także Elend).
Imię Mirastel pochodzi od gwiazdy zmiennej zwanej Mirą Ceti. Mira = cudowna + stella = gwiazda – la = Mirastel. Jednocześnie nieoczywista, a z drugiej strony nie jest mało znana. Została nazwana cudowną dlatego, że cyklicznie jaśnieje i słabnie. Szczegóły jej dotyczące możecie przeczytać w internecie.
Tak sobie myślę... może lepiej nadać psu na imię Mirastel, tak jak główna bohaterka Więźnia niewinności, zamiast Nero czy Dafodil? Albo może Mirastro? Co o tym sądzicie? I tak dużo czasu minie zanim będziemy mieli nowego psa, no ale zastanawiać się wolno. (Nie wolno, tylko szybko! ;P)
To jeden z najdziwniejszych filmików, jakie dane było mi obejrzeć: https://www.youtube.com/watch?v=gVcZ9t_bnWE
Jest... hmmm... dziwnie uspokajający.
A oto drugi filmik, który także jest bardzo interesujący: https://www.youtube.com/watch?v=erh2ngRZxs0&t=3s

A sądziłam, że lodożerca jest wyrazem podobnym do ludożercy wyłącznie dzięki przypadkowi. ;D I nie myślcie, że nie słyszę tej pauzy.
Template by Elmo