Jak przypuszczała, Noelia nie dała rady zasnąć, a nawet jeśli ucięła sobie krótką drzemkę, nie pamiętała tego. Podobnie do człowieka, którego dopiero co dopadł katar – taki ktoś próbuje zasnąć za wszelką cenę, przekręca się z boku na bok, gdy tylko zauważy, że druga dziurka w nosie jest mniej zapchana. Taka noc jest zbyt długa, by pamiętać ją dokładnie. Zazwyczaj w pamięci zostają wyłącznie częste wycieczki do łazienki, łzawiące oczy, niemożność oddychania oraz nieustanne wycieranie nosa. Brak kropel to istna katastrofa, lecz chory nie zdaje sobie sprawy z innych sposobów na złagodzenie objawów. Nie chce mu się ruszyć głową, nie chce zobaczyć rozwiązań, a jedynie biernie przyjmuje swój los taki, jakim jest, bez zmieniania czegokolwiek. Jak łatwo jest wpaść na to, że cebula – ta sama cebula, przy której krojeniu łzawią ci oczy – przyniesie ulgę w oddychaniu, jednak większość ludzi nie pozwoliłoby na to, żeby zajmowała miejsce obok ich łóżek. Czy morderstwo można porównać do takiej cebuli? Czy jest ono oczywistym, lecz nieoczywistym rozwiązaniem problemów? Tyle że człowiek nie czuje się winny za umieszczanie cebuli przy swoim łóżku. A może jednak? Może jest mu głupio i sądzi, że ktoś inny weźmie go za idiotę – ten, kto nie ma bladego pojęcia o tym, co taka cebula znajdująca się w pobliżu jest w stanie zrobić.
Noelia podniosła się z łóżka. Udała się długim korytarzem do kuchni, nie przejmując się tym, że ktoś może ją zastać w koszuli nocnej. W końcu ledwo świtało. Czuła się senna, ale chłód śnieżnobiałych płytek pod stopami szybko ją orzeźwił. Płytki były jedyną białą rzeczą w tym pomieszczeniu. Niemal wszystko inne mieniło się różnymi odcieniami zieleni – od oliwkowych ścian po mieszczącą się w prawym rogu, tuż przy oknie, lodówkę o barwie pistacji. Kuchnia była przestronna, z dużym prostokątnym stołem okrytym bladoniebieską ceratą przedstawiającą miski pełne owoców. Ten stół rzucał się w oczy tak, jakby umieszczono go w samym centrum, mimo że w rzeczywistości jego miejsce gościło przy oknie. Prawdopodobnie efekt wywoływały wykonane z drewna wiśniowego krzesła o szerokim oparciu w kolorze zgniłej zieleni, na które po prostu nie dało się nie zwrócić uwagi. Przyćmiewały nawet szmaragdowe szafki, co było dość dziwnym zjawiskiem. Duże, pojedyncze okno, dzisiaj wyjątkowo pozbawione firanki, pozwalało przyglądać się znajdującemu się na zewnątrz fragmentowi żywopłotu okalającemu szczelnie całą posesję. Jolanta tłumaczyła jego obecność chęcią prywatności. Nie życzyła sobie, żeby sąsiedzi wiedzieli, co się dzieje na podwórku w czasie lata. Noelia nie dziwiła się swojej drugiej matce. Sama nie przepadała za bezbrzeżną ciekawością sąsiadów. Poza tym, nie zamierzała się stroić za każdym razem, gdy wychodziła na dwór.
Jakie było zdziwienie Noelii, kiedy dostrzegła przybranego ojca. Siedział na jednym z krzeseł od strony lodówki, zapatrzony w widok za oknem. Nastolatka niemal krzyknęła. Na szczęście w porę się powstrzymała i zmieniła swoją przerażoną minę na wymuszony uśmiech.
Nie spodziewała się Krzysztofa na nogach o tej porze. Mężczyzna zazwyczaj wstawał dwie godziny później – przynajmniej w weekendy, gdy nie musiał dojeżdżać do pracy. Jako nauczyciel geografii musiał zbierać się bardzo wcześnie, nawet gdy zajęcia zaczynał dopiero od trzeciej godziny lekcyjnej. Zabawne było to, że nie uczył w tej samej szkole, do której uczęszczała Noelia, a tej oddalonej o około dwadzieścia pięć minut drogi, co w sumie i tak uchodziło za mały dystans. Piętnaście minut autobusem czy dwadzieścia pięć autem – co za różnica! Noelia nie zamierzała przestać się śmiać z tego faktu.
Nie spodziewała się Krzysztofa na nogach o tej porze. Mężczyzna zazwyczaj wstawał dwie godziny później – przynajmniej w weekendy, gdy nie musiał dojeżdżać do pracy. Jako nauczyciel geografii musiał zbierać się bardzo wcześnie, nawet gdy zajęcia zaczynał dopiero od trzeciej godziny lekcyjnej. Zabawne było to, że nie uczył w tej samej szkole, do której uczęszczała Noelia, a tej oddalonej o około dwadzieścia pięć minut drogi, co w sumie i tak uchodziło za mały dystans. Piętnaście minut autobusem czy dwadzieścia pięć autem – co za różnica! Noelia nie zamierzała przestać się śmiać z tego faktu.
Krzysztof był wysokim mężczyzną z nadwagą widoczną w postaci dość wystającego brzucha, jednak ramiona oraz długie nogi posiadały w sobie wystarczającą ilość tłuszczu, a gdy patrzyło się na pociągłą, rozpromienioną twarz, w życiu człowiekowi nie przyszłoby do głowy, że ważył trochę za dużo. Nos Krzysztofa był prosty i wyglądał bardziej jak rzeźbiony aniżeli dzieło natury. Mężczyzna wielokrotnie z niego żartował. Ciemnobrązowe oczy w połączeniu z niemal czarnymi, miejscami siwymi włosami, przywodziły na myśl pochodnie, które odganiały czyhające na istotę ludzką niebezpieczeństwa.
Tego dnia przybrany ojciec Noelii włożył długie granatowe spodnie oraz bluzkę z krótkim rękawem w tym samym kolorze, co zdradziło blondynce, że nigdzie się nie wybiera. Dzisiaj było przecież dniem wyjątkowym – sobota. W sobotę nie nękali uczniowie, a goście nie wpadali z wizytą.
Tego dnia przybrany ojciec Noelii włożył długie granatowe spodnie oraz bluzkę z krótkim rękawem w tym samym kolorze, co zdradziło blondynce, że nigdzie się nie wybiera. Dzisiaj było przecież dniem wyjątkowym – sobota. W sobotę nie nękali uczniowie, a goście nie wpadali z wizytą.
– Ty o tej porze nie śpisz? – zagadnęła Noelia.
Krzysztof leniwie obrócił głowę ku nastolatce, jakby wyciągnięty z transu.
– Nie – odezwał się. Jak gdyby nie zauważył stanu, w którym znajdowała się Noelia, na powrót zaczął się przyglądać temu, co działo się za oknem.
– Coś się stało?
Nie była pewna, czy zadawanie tego pytania to dobry pomysł. Jeżeli Krzysztof jeszcze niczego nie zauważył, powinna najzwyczajniej na świecie wziąć sobie coś do jedzenia i wyjść.
– Nie, nie mogłem spać. Pewnie przez te morza sprawdzianów, które mnie zalewają – i nikt nie chce poczekać. Mówią, że czekanie już tydzień to skandal. W dodatku Jurek i Marek ubzdurali sobie, że nie zamierzają pisać sprawdzianu z Atmosfery z powodu nadciągającego końca świata. W tej klasie? To prawie dorośli ludzie.
Gdyby Noelia nie była w tak podłym nastroju, zapewne wybuchnęłaby śmiechem. Prędzej odłamki skalne wylądowałyby na dachach domów tych matołów, niż olbrzymia asteroida zmiotła z Ziemi całe życie.
– Chodzi o najbliższy przelot od trzynastu lat obiektu o tak wielkim rozmiarze? – zapytała, by się upewnić. Usiadła przy stole naprzeciw Krzysztofa. – Tamta planetoida, która mijała nas trzynaście lat temu nazywała się Toutatis, o ile dobrze zapamiętałam. Oczywiście nie są tacy głupi, by nie wierzyć NASA. Po prostu nie chcą pisać sprawdzianu i tyle.
– Pamiętasz, jak ci opowiadałem o tym, że Jurek miał przyjść na świat wcześniej, ale gdy nic się nie działo, jego matka dała lekarzowi łapówkę na cesarskie cięcie? – Przybrany ojciec nagle poweselał. – Ponoć jego matka, kiedy mu to tłumaczyła, powiedziała, że nie mogła z nim czekać zbyt długo na poród, bo coś by mu się stało, a dziecko nie może być przeterminowane. Wiesz... przeterminowane jedzenie, dziecko po terminie...
– Pamiętam – odparła Noelia. Pokiwała głową. Udawany uśmiech zdążył już spełznąć z twarzy nastolatki.
Tak samo jak pamiętam dzieciaka, który widząc ponadprzeciętnie duży plac zabaw w trakcie budowy, zapytał swoją matkę, czy to Bóg go tworzy. Matka oczywiście, zmuszona, zaprzeczyła. To także nie było tak przezabawne jak kiedyś.
– Czy wszystko w porządku?
Pytanie zdawało się zawierać w sobie kryształki lodu – te, zbite w horrendalnie długie igły, zadawały niewyobrażalny ból.
Przybrany ojciec spojrzał na Noelię tymi zwykle spokojnymi, lecz w chwili obecnej pełnymi zmartwienia, ciemnobrązowymi oczyma. Czekał na odpowiedź.
Przybrany ojciec spojrzał na Noelię tymi zwykle spokojnymi, lecz w chwili obecnej pełnymi zmartwienia, ciemnobrązowymi oczyma. Czekał na odpowiedź.
– Oczywiście, wszystko w jak najlepszym porządku – odpowiedziała dziewczyna, chyba trochę zbyt szybko. – Zamyśliłam się po prostu. Zastanawiałam się, co by się stało, gdyby Toutatis jednak trafiła w naszą planetę. Oczywiście tylko tak teoretycznie, jako że dawno już nas minęła.
Niemal modliła się o to, aby Krzysztof jej uwierzył. Nie zamierzała zdradzać, jak źle się czuje. Przyczynę owego kiepskiego samopoczucia również planowała zachować dla siebie. Po pierwsze, nie zostałaby zrozumiana. Po drugie... pozwolono by jej umrzeć. Wyobraźnia podsuwała bardzo realistyczny obraz. Blondynka była pewna, że po kilku nieprzespanych nocach przestałaby go odróżniać od rzeczywistości. Widziała policjantów – zakneblowanych brudnymi szmatami i ze związanymi rękoma, nie potrafiących się przeczołgać choćby kilka centymetrów. Nikt by niczego nie zobaczył, nikt by niczego nie usłyszał. Żywopłot ogradzał posesję zbyt szczelnie, a policjanci nie mieli już siły wydawać z wnętrza gardeł jakichkolwiek odgłosów. Patrzyła na Kamilę, dziewczynę bez twarzy – nie potrafiła sobie wyobrazić, jak wyglądała. Kamila nie posiadała nawet konta na Facebooku. Wróg skradał się zwinnie, za cel obrawszy wysokie drewniane schody prowadzące na werandę. Trzymał w ręku długi – i bez wątpienia ostry – ociekający krwią nóż. Noelia nie mogła się poddać. Nie mogła pozwolić wariatce wygrać. Ale skąd mam wiedzieć, czy to nie jest nieporozumienie? – pomyślała blondynka. – Skąd mam wiedzieć, czy w Miliczu nie zastanę dziewczyny, która nie ma pojęcia, co się dzieje i która w życiu nie pragnęła niczego więcej prócz szczęśliwego życia?
– Toutatis – powtórzył mężczyzna siedzący po przeciwnej stronie stołu z powątpiewaniem w głosie. – Chcesz mi powiedzieć, że nie czytałaś o tym jeszcze w internecie?
– Czytałam – odpowiedziała niepewnie Noelia. – Dowiedziałam się nawet, że Toutatis... lub Teutates... to też bóg wojny w mitologii celtyckiej. Składano mu dziwne ofiary. Topiono ludzi w bagnach albo zanurzano ich głowy w beczkach.
– Wszystko jest dziwne, kiedy nie jest się tego częścią. Dla tamtych ludzi nasze realia byłyby niedopuszczalne. Zastanawialiby się, dlaczego wierzymy wyłącznie w jednego boga i dlaczego jest tylu ateistów.
Mężczyzna nie chciał zadać jasnowłosej bólu, jednak właśnie to zrobił. Noelia nie winiła go jednak. Krzysztof nie mógł przewidzieć, że nastolatka akurat w tym momencie pomyśli o znaczeniu swojego imienia. Święta Bożego Narodzenia. Dlaczego jednemu z biologicznych rodziców przyszło takie poronione imię do głowy, a drugi rodzic się na nie zgodził? Dlaczego zadali sobie tyle trudu, by dziewczynę ochrzcić, gdy i tak planowali ją zostawić samą sobie? I czy Bóg naprawdę istnieje czy został wymyślony jedynie jako lekarstwo na lęk przed śmiercią? Czy prawdziwi rodzice mieli powód, aby w niego wierzyć? Chciała zapytać o to wszystko, o co jeszcze nie zapytała. Istniała szansa, że Krzysztof coś wiedział. Nie potrafiła jednak. Musiałaby przełamać swój strach, co z każdą minutą wydawało się coraz bardziej niemożliwe. To tak, jakby 4179 Toutatis tego roku miała uderzyć w Ziemię. Każdy astronom wiedział, że nie doszłoby do tego wydarzenia, a osoby twierdzące inaczej zostałyby wyśmiane.
Kiedy Krzysztof opuścił kuchnię, Noelia odetchnęła z ulgą. Wreszcie została sama ze swoimi myślami. Nie musiała już udawać, że wszystko gra, a w głowie uformował się plan.
Po cichu wstała z krzesła. Podeszła do wyjścia z pomieszczenia, aby upewnić się, że przybranego ojca nie ma w pobliżu i jej nie nakryje.
Wszystko w porządku – zanotowała w głowie. – Krzysztof jest na dobre pochłonięty telewizorem. Dopiero zaczął go oglądać. Niewielka szansa, że akurat w ciągu kolejnych paru minut opuści salon i pójdzie do łazienki. Zrobiłby to wcześniej.
Cofnęła się, zbliżając się do zajmowanego przez nią przed chwilą krzesła przy lewej stronie stołu, a następnie zaczęła grzebać w jednej ze szmaragdowych szafek. Wyciągnąwszy z niej czarny, rzadko używany nóż z długim, mieniącym się srebrem ostrzem, uśmiechnęła się do siebie. Teraz trzeba było tylko wydostać się z kuchni. Blondynka ostrożnie udała się ku wyjściu, po czym chowając nóż za plecami, prześlizgnęła się korytarzem do swojego pokoju. Myślała, że serce wyskoczy jej z piersi. Jeśli Krzysztof lub Jolanta zauważyliby, co ze sobą niesie, byłoby po niej. Zostałaby ofiarą. Mogłaby jedynie czekać na odwiedziny Kamili. Co morderczyni powiedziałaby tuż przed zadaniem ostatecznego ciosu? Wyjaśniłaby chociaż, dlaczego postanowiła ją zabić?...
Ta przebrzydła zieleń. Znowu zieleń. Wszędzie zieleń. Ściany w odcieniu seledynowym, dziwnie niepasującym Noelii do natury, sprawiały, że dziewczyna poczuła się jak dzięcioł zamknięty w klatce, usiłujący za wszelką cenę wrócić do swojego prawdziwego środowiska. Nie mogła uwierzyć, jakim cudem zgodziła się na taki kolor – ale wtedy przecież nie miała pojęcia, że teraz ten pokój będzie przypominać jej o kuchni, z której właśnie zwinęła nóż. Biurko, całe zawalone książkami, z piórnikiem po lewej stronie oraz kosmetyczką niemalże ześlizgującą się na podłogę po prawej, mieściło się naprzeciw drzwi, wywołując bolesny przypływ dobrych wspomnień. Tak samo długie firany z wyciętym na nich wzorem składającym się na zmianę z maleńkich kółek i łez. Żaluzje o barwie morskiej oraz szafirowy parapet z kolekcją kaktusów także nie pozostawały obojętne. Szarooka oparła się plecami o drzwi. Po kilku sekundach, kiedy szalone serce przestało walić, schowała nóż pod usytuowanym po prawej stronie naprzeciw masywnej szafy łóżkiem i sięgnęła po spoczywający na nim, uprzednio niedbale rzucony, smartfon. Maciek. On był nadzieją.
Po cichu wstała z krzesła. Podeszła do wyjścia z pomieszczenia, aby upewnić się, że przybranego ojca nie ma w pobliżu i jej nie nakryje.
Wszystko w porządku – zanotowała w głowie. – Krzysztof jest na dobre pochłonięty telewizorem. Dopiero zaczął go oglądać. Niewielka szansa, że akurat w ciągu kolejnych paru minut opuści salon i pójdzie do łazienki. Zrobiłby to wcześniej.
Cofnęła się, zbliżając się do zajmowanego przez nią przed chwilą krzesła przy lewej stronie stołu, a następnie zaczęła grzebać w jednej ze szmaragdowych szafek. Wyciągnąwszy z niej czarny, rzadko używany nóż z długim, mieniącym się srebrem ostrzem, uśmiechnęła się do siebie. Teraz trzeba było tylko wydostać się z kuchni. Blondynka ostrożnie udała się ku wyjściu, po czym chowając nóż za plecami, prześlizgnęła się korytarzem do swojego pokoju. Myślała, że serce wyskoczy jej z piersi. Jeśli Krzysztof lub Jolanta zauważyliby, co ze sobą niesie, byłoby po niej. Zostałaby ofiarą. Mogłaby jedynie czekać na odwiedziny Kamili. Co morderczyni powiedziałaby tuż przed zadaniem ostatecznego ciosu? Wyjaśniłaby chociaż, dlaczego postanowiła ją zabić?...
Ta przebrzydła zieleń. Znowu zieleń. Wszędzie zieleń. Ściany w odcieniu seledynowym, dziwnie niepasującym Noelii do natury, sprawiały, że dziewczyna poczuła się jak dzięcioł zamknięty w klatce, usiłujący za wszelką cenę wrócić do swojego prawdziwego środowiska. Nie mogła uwierzyć, jakim cudem zgodziła się na taki kolor – ale wtedy przecież nie miała pojęcia, że teraz ten pokój będzie przypominać jej o kuchni, z której właśnie zwinęła nóż. Biurko, całe zawalone książkami, z piórnikiem po lewej stronie oraz kosmetyczką niemalże ześlizgującą się na podłogę po prawej, mieściło się naprzeciw drzwi, wywołując bolesny przypływ dobrych wspomnień. Tak samo długie firany z wyciętym na nich wzorem składającym się na zmianę z maleńkich kółek i łez. Żaluzje o barwie morskiej oraz szafirowy parapet z kolekcją kaktusów także nie pozostawały obojętne. Szarooka oparła się plecami o drzwi. Po kilku sekundach, kiedy szalone serce przestało walić, schowała nóż pod usytuowanym po prawej stronie naprzeciw masywnej szafy łóżkiem i sięgnęła po spoczywający na nim, uprzednio niedbale rzucony, smartfon. Maciek. On był nadzieją.
Próbowała dodzwonić się wiele razy, lecz nic z tego. Nie było zasięgu. Koniec. Kropka. Mogła sobie wydzwaniać i wydzwaniać, a Maciek i tak by nie odebrał. Czy to wina Boga? Czy to Stworzyciel z jakiegoś niewyjaśnionego powodu powstrzymywał ją od popełnienia być może żałowanej przez siebie w przyszłości zbrodni? Nie – odpowiedziała sobie w myślach Noelia, przypominając sobie o tamtym dziecku, które dopóty, dopóki matka go nie uświadomiła, wierzyło, że to Bóg stoi za budową placu zabaw. – To tylko zbieg okoliczności. Poczekam pół godziny, na bank pojawi się sygnał...
Z przerażeniem odkryła, że nic tak naprawdę nie zaplanowała. Decyzja o zabraniu z kuchni noża oraz zadzwonieniu do osoby, którą uważa się za swojego przyjaciela, nie posiadała odpowiednich kwalifikacji, aby uznać ją za plan. Poza tym, dziewczyna nawet nie zastanowiła się nad tym, co przekaże swojemu przyjacielowi. Choć uważała go za osobę godną zaufania, nie powierzyłaby mu swoich najskrytszych sekretów – i to nie wyłącznie z lęku przed brakiem zrozumienia. Lepiej, aby Maciek nie wiedział za wiele ze względu na swoje bezpieczeństwo. Nastolatka obawiała się również, że chłopak się przestraszy i dlatego też się jej przeciwstawi – zdradzi wszystko policji albo wygada się na jakiś temat, nieświadomie wyjawiając pewne informacje. Człowiek jest tylko człowiekiem. Łatwo się potyka. Dwie osoby mogą utrzymać sekret sekretem jedynie wówczas, gdy jedna z nich nie żyje – jak mawiają. Brak sygnału ocalił Noelii skórę. Co by zrobiła, gdyby nic jej nie przeszkodziło? Błagałaby o pomoc jak jakaś kretynka, sama nie wiedząc, o co błaga? Wyłożyłaby przed Maćkiem swoje serce, by dopiero potem zdać sobie sprawę ze swojego błędu i tylko czekać na ruch chłopaka? Najpierw przecież należało rozeznać się w terenie – zobaczyć, w jakiej okolicy mieszka Kamila. Dowiedzieć się, czy można tam wyruszyć w noc czy dzień – kiedy istnieje największe prawdopodobieństwo bycia złapanym. Nie, nie, nawet jeśli najbezpieczniej byłoby odesłać niedoszłą morderczynię do trupów nocą, Noelia nie mogła opuścić domu o tej porze. Milicz znajdował się niedaleko. Ktoś mógłby powiązać ją ze zbrodnią. Najlepiej byłoby dotrzeć na miejsce ranem i dopiero po upływie sporej ilości czasu zabrać się do wcielania planu w życie. Ale jak zniknąć na cały dzień bez budzenia podejrzeń u Krzysztofa i Jolanty? Nastolatka zdecydowała się zająć tym później. Na razie centralne miejsce w jej umyśle zajmował Milicz wraz z ulicą Boczną i okolicami, dlatego też jasnowłosa przeniosła się na ten obszar wirtualnie za pomocą Google Street View. Obserwowała wszystko wokół, usiłując wryć sobie w pamięć każdy najmniej widoczny detal. Wszystko mogło okazać się przydatne. Wszystko mogło uratować ją przed podobnym do stuletnich babć losem. No, może niezupełnie. Takim babciom groziła śmierć ze starości.
*
Kiedy wszystko zostało dogłębnie przemyślane, uznała, że najwyższy czas zadzwonić do Maćka. Przyjaciela znalazła w kontaktach zapisanego jako „Żyrafa”. Dotknęła palcem numeru, aby się połączyć. Wystukiwała nerwowy rytm na blacie biurka, oczekując zaskoczonego głosu chłopaka. Maciek musiał być zaskoczony. Nie odzywała się do niego przez niemal dwa tygodnie.
– Noel – z głośników wydobył się głos przyjaciela, faktycznie było w nim słychać zaskoczenie. – Kurka wodna, dawno nie dzwoniłaś. Już zaczynałem się zastanawiać, o co się wkurzyłaś... albo czy żyjesz...
– O nic się nie wkurzyłam i do grobu się nie wybieram. Nie miałam tematu do dyskusji i tyle.
– Jasne jak skowronek.
Skowronki są jasne?
– Słuchaj, ostatnio mam wiele koszmarów i tak sobie rozmyślam... ta aplikacja Nightly naprawdę działa? Muszę ją wypróbować.
Mimo że Noelia nie miała natłoku koszmarów, przeżycia z kilku ostatnich dni podpowiadały jej, że to prędko ulegnie zmianie. Nie wierzyła, że kiedyś otrzyma szansę wypróbowania Nightly, jednak właśnie nadarzyła się ku temu okazja.
– Skąd mam wiedzieć? – Nastolatka wyobraziła sobie, jak chłopak wzrusza ramionami. – Ja nie mam koszmarów. A czego dotyczą twoje, że aż myślisz, że jakaś aplikacja cię od nich uwolni?
Noelia spodziewała się tego pytania. Każdy by je zadał, chociażby po to, by zachować pozory normalności. Z tego też powodu z góry przygotowała w swojej głowie szkic odpowiedzi.
– Głównie prawdziwych rodziców – niemal wyrecytowała. – Widziałam parę dni temu faceta, który przypominał mojego... ojca i od tamtej pory śnią mi się koszmary. Tak... wiem, że on nie żyje, ale nie mogę przestać o nim myśleć... W dodatku w moim życiu pojawiła się pewna dziewczyna, która chce się na mnie zemścić.
Nie przesadziła, prawda? Ta historia z ojcem nie była całkowicie pozbawiona sensu? Ale przecież musiała jakoś zacząć to „błaganie o pomoc”. Im bardziej ktoś drugiej osobie współczuje, tym bardziej jest skłonny mu jej udzielić. Noelia wątpiła, by Maciek szczególnie przejął się jej losem, gdyby wymieniła jedynie chęć zemsty dziewczyny, której nawet nie zna – a przecież prawdy nie mogła wyjawić.
– Zastanawiam się, co z nią zrobić, jak się odgry...
– To nie – przerwał nastolatce rozmówca – jest rozmowa na telefon. Wpadnij do mnie, może nawet dzisiaj, a porozmawiamy. Chata wolna, towarzystwo tymczasowo się wyniosło...
– Chyba żartujesz. – Noelia pokręciła głową w niedowierzaniu. Sądziła, że chłopak chciałby się z nią umówić najprędzej jutro, nawet gdyby przebywał sam w domu. – Musiałabym do ciebie jechać autobusem ze dwie godziny albo trochę dłużej. Jest wieczór. O której ja bym wróciła do domu? O pierwszej następnego dnia?
Innym razem nie przejęłaby się czasem, tylko sprawdziła, o której godzinie jest najbliższy autobus, a rodzicom powiedziała, że wybiera się do koleżanki mieszkającej w tym samym miasteczku. Nic by się nie stało, gdyby „spóźniła” się do domu. Najwyżej byłaby awantura. Teraz jednak taka wycieczka do przyjaciela mogła jej jedynie zaszkodzić i nie chodziło wyłącznie o awanturę.
– Rodzice by zauważyli, nie? – zakpił Maciek.
– Jeśli ma się siostrę bliźniaczkę, to może nie – oznajmiła Noelia, siląc się na neutralny ton głosu, po czym zmusiła się do chichotu. – Może mogłabym wpaść do ciebie w piątek?
– To prawie za tydzień. Jesteś pewna, że nie wyrwiesz się wcześniej?
– Sądzę, że nie – Noelia znowu wymusiła na sobie neutralny ton. – Słuchaj... w zasadzie zadzwoniłam do ciebie w pewnej sprawie.
– Dawaj.
– Mógłbyś zadzwonić do Kombinatora i umówić mnie z nim na jutro?
– Do Kombinatora? – powtórzył interlokutor, zdumiony i przerażony zarazem. – To niemożliwe, jak walenie kotka za pomocą młotka.
Wywróciła oczami.
– Dlaczego niemożliwe?
Wywróciła oczami.
– Dlaczego niemożliwe?
– Na twoim miejscu nawet bym nie pytał. Radzę ci trzymać się od niego z daleka.
– Zabawne. Mówisz, żebym trzymała się od niego z daleka, kiedy wasza dwójka to najlepsi przyjaciele.
– Ty nie wiesz, co on ostatnio wymyślił.
– Mniej więcej wiem, co on kombinuje, więc nie może być aż tak źle...
– Mniej więcej? – Maciek nieco podniósł ton swojego głosu. – To mniej więcej było kiedyś.
– To już się nie przyjaźnicie?
Musiała zadać to pytanie. Dziewczynę irytowało tego rodzaju zachowanie. Dobrze wiedziała, że Kombinator i Maciek znali się od dzieciństwa. Kombinator był, poza Noelią, jedyną bliską Maćkowi osobą i choć sama Noelia nie posiadała o nim wiele informacji, słyszała o niektórych jego występkach z ust przyjaciela. Nie wierzyła, aby dwójka chłopaków była zdolna do zerwania przyjaźni, nawet gdyby jeden drugiego okradł.
– Oczywiście – warknął rozmówca – że się przyjaźnimy.
– Proszę – wydusiła z siebie szarooka. – Nie chcę się kłócić. Zadzwoń do niego. To sprawa ogromnej wagi.
– No dobrze – głos chłopaka po drugiej stronie złagodniał. – Masz, czego chciałaś. Zadzwonię do Kombi, a potem wyślę ci miejsce i czas spotkania. Jakie godziny ci najbardziej odpowiadają?
*
Czy kiedykolwiek miałaś wrażenie, że znasz kogoś, mimo tego, że to niemożliwe? Czy uwierzyłabyś takiej osobie, gdyby powiedziała Ci, że chce uratować Twoje życie? Ostatnio spotkałam mężczyznę, który wydawał mi się dziwnie znajomy, ale nie zdążyłam się mu przyjrzeć. Wykrzesał z siebie parę słów, a potem się ulotnił. Jakby myślał, że jest jakąś mgłą. Sama nie wiem, co o tym sądzić. Chciał mnie nastraszyć? To, co piszę, nie ma pewnie dla Ciebie grama sensu, jednak istnieje szansa, że jest inaczej, no i chcę się dowiedzieć, czy miałaś podobne przeżycia. W końcu wszyscy jesteśmy anonimowi.
Jak tam idzie zbieranie na Elaprase? Niewiele czasu minęło, ale chyba dostaliście trochę kasy sądząc po popularności Twojego bloga. Czy istnieje jakiś sposób, w jaki mogłabym Ci pomóc? Chociaż teraz to chyba ja potrzebuję pomocy. Coś niedobrego dzieje się z moim umysłem. Przecież mogłam sobie tego mężczyznę zmyślić. Ale on wyglądał jak prawdziwy! Chyba wariuję. Wiem, nie powinnam Cię obarczać swoimi problemami. Przepraszam za to.
Jak tam idzie zbieranie na Elaprase? Niewiele czasu minęło, ale chyba dostaliście trochę kasy sądząc po popularności Twojego bloga. Czy istnieje jakiś sposób, w jaki mogłabym Ci pomóc? Chociaż teraz to chyba ja potrzebuję pomocy. Coś niedobrego dzieje się z moim umysłem. Przecież mogłam sobie tego mężczyznę zmyślić. Ale on wyglądał jak prawdziwy! Chyba wariuję. Wiem, nie powinnam Cię obarczać swoimi problemami. Przepraszam za to.
Nie mogła uwierzyć w to, że ten tekst widniał na ekranie jej smartfona. Chciała to wysłać? Czy naprawdę interesowało ją to, czy coś podobnego przydarzyło się Wiktorii, czy jedynie pragnęła znaleźć kogoś, kto by się nią przejął? Ale jakie to przejmowanie się, kiedy ludzie tylko udają! Poza tym, wystukane na ekranie wyrazy nie zawierały całej prawdy. Nie mogły jej zawierać z oczywistych powodów.
Dziewczyna postanowiła jeszcze raz dokładnie przejrzeć tekst, aby upewnić się, czy nie wyjawiła zbyt wiele, lecz jej wzrok zatrzymał się już na drugim pytaniu. Czy uwierzyłabyś takiej osobie, gdyby powiedziała, że chce uratować twoje życie? – pytanie to wydawało się dziwnie sztuczne, mimo że najprawdopodobniej kryło w sobie najwięcej sensu.
Pesymista twierdziłby, że pragnieniem brodatego mężczyzny było złowienie dziewczyny na wędkę. Kiedy ta połknęłaby haczyk, pozbyłby się jej. Miałby ułatwioną robotę. W końcu ofiara sama by do niego przypłynęła. Zdaniem optymisty celem nieznajomego było uratowanie z macek śmierci niczego nieświadomej nastolatki, ponieważ mężczyzna w innym wypadku nie zadałby sobie tyle trudu, by ją ostrzec. Co więcej, istniało wiele prostych sposobów na odesłanie kogoś w zaświaty, bez wykorzystywania sztuczek.
Noelia musiała pozostać optymistką – bez względu na to, jakie stanowiło to wyzwanie. Optymiści żyją dłużej. Zabójcy zabijający z premedytacją także muszą być optymistami. Inaczej nawet nie próbowaliby zatuszować śladów popełnionej zbrodni. Od razu wyznaliby wszystko, a może nawet niczego by nie zaplanowali. Nie wierzyliby, że są w stanie cokolwiek zrobić.
Czy jestem morderczynią? – zapytała samą siebie Noelia. – Czy naprawdę zaczęłam się już porównywać do tych ludzi? Nie, nic nie zrobiłam. Jestem niewinna!
Miała ochotę iść do lasu i wrzeszczeć – wrzeszczeć, aż zabrakłoby tchu w płucach. Być może wtedy pozbyłaby się tego trzymającego za gardło głosu, szepczącego „jesteś winna”.
Dziewczyna postanowiła jeszcze raz dokładnie przejrzeć tekst, aby upewnić się, czy nie wyjawiła zbyt wiele, lecz jej wzrok zatrzymał się już na drugim pytaniu. Czy uwierzyłabyś takiej osobie, gdyby powiedziała, że chce uratować twoje życie? – pytanie to wydawało się dziwnie sztuczne, mimo że najprawdopodobniej kryło w sobie najwięcej sensu.
Pesymista twierdziłby, że pragnieniem brodatego mężczyzny było złowienie dziewczyny na wędkę. Kiedy ta połknęłaby haczyk, pozbyłby się jej. Miałby ułatwioną robotę. W końcu ofiara sama by do niego przypłynęła. Zdaniem optymisty celem nieznajomego było uratowanie z macek śmierci niczego nieświadomej nastolatki, ponieważ mężczyzna w innym wypadku nie zadałby sobie tyle trudu, by ją ostrzec. Co więcej, istniało wiele prostych sposobów na odesłanie kogoś w zaświaty, bez wykorzystywania sztuczek.
Noelia musiała pozostać optymistką – bez względu na to, jakie stanowiło to wyzwanie. Optymiści żyją dłużej. Zabójcy zabijający z premedytacją także muszą być optymistami. Inaczej nawet nie próbowaliby zatuszować śladów popełnionej zbrodni. Od razu wyznaliby wszystko, a może nawet niczego by nie zaplanowali. Nie wierzyliby, że są w stanie cokolwiek zrobić.
Czy jestem morderczynią? – zapytała samą siebie Noelia. – Czy naprawdę zaczęłam się już porównywać do tych ludzi? Nie, nic nie zrobiłam. Jestem niewinna!
Miała ochotę iść do lasu i wrzeszczeć – wrzeszczeć, aż zabrakłoby tchu w płucach. Być może wtedy pozbyłaby się tego trzymającego za gardło głosu, szepczącego „jesteś winna”.
Po chwili odkryła, że nie skończyła sprawdzania tekstu wiadomości, którą zamierzała wysłać Wiktorii.
A może nie powinnam wysyłać jej wcale?
A może nie powinnam wysyłać jej wcale?
*
Czy powinnam się wycofać? Czy powinnam zadzwonić do Maćka i kazać mu odwołać spotkanie z Kombinatorem – nastolatkiem, z którym żaden normalny człowiek nie chciałby mieć nic wspólnego? W końcu Kamila nie poczyniła jeszcze żadnych kroków ku mojemu zabójstwu... ale nie, sprawa jest jeszcze świeża. Dopiero przecież się dowiedziałam o tym, co ta wariatka planuje, a tak od razu wszystkiego nie dałaby rady zaplanować. Tylko po co rozgłaszała swoje zamiary? Czyżby chciała mnie wywabić? Czyżby chciała, żebym przyszła do niej jak pies nagradzany smakołykami za wykonywane przez niego sztuczki?
Tego rodzaju myśli towarzyszyły Noelii przez długi czas.
Tego rodzaju myśli towarzyszyły Noelii przez długi czas.
O tych właściwościach cebuli
dowiedziałam się ostatnio, więc jeszcze nie
testowałam skuteczności i prędko raczej nie
przetestuję. Teraz dość rzadko mam
katar. (: Korciło mnie jednak,
by coś o tej cebuli
wspomnieć, a jak mnie
coś korci, to tak
łatwo nie da się mnie odkorcić (wiem, to słowo istnieje
jedynie w bujnych lasach deszczowych mojej imaginacji ;D). Co do kanibalistycznego
żartu... także nie mogłam się powstrzymać. Wybacz
mi, czytelniku, jeśli teraz wyobrażasz sobie spożywanie
noworodków. Nie zamierzałam zostawić trwałego śladu na Twojej
psychice.
Gdyby ktoś się przejął Jurkiem i Markiem – osobnicy, którzy bredzili coś o końcu świata, bo nie
chcieli pisać sprawdzianu z geografii – oraz datą, nie
obawiajcie się, powiadam Wam. ;P Ci uczniowie przeczytali
informację o przelatującej w pobliżu Ziemi sporej
planetoidzie – 2014 JO25 (jej średnica wynosi
ponad 650 metrów). Minęła nas ona 19 kwietnia w odległości około 1,8 miliona kilometrów, więc już po wszystkim. Zresztą, i tak było wiadomo, że w nas nie trafi. (: Toutatis przywędrowała bardzo
blisko Ziemi pod koniec września 2004 roku. Składa nam wizytę co cztery lata i jest zaliczana do potencjalnie
niebezpiecznych asteroid. Tylko nie panikujcie! ;D Wiadomo, co znaczy
potencjalnie, kiedy mamy na myśli obiekty kosmiczne, a poza
tym czytałam, że ta
planetoida zbliży się na podobną odległość, co w 2004, dopiero w roku 2562. Za naszego
życia bliskie
spotkania z nią nam nie grożą.
To pa! (:
To pa! (: