niedziela, 24 września 2017

ROZDZIAŁ XVII

Witam, witam! (:
Ten wstęp jest po to, by użytkownicy urządzeń mobilnych przypadkiem nie podpatrzyli kilku słów siedemnastego rozdziału – a wielce by się zdziwili. ;D Ogarnęłaby ich trwoga tak niesamowita, że porwani namiętnością rzuciliby się z mostów. Dobra, co ja pie...?! Pozwolę sobie nie dokończyć.
W pewnym momencie występuje tekst po angielsku. Poprawka, występuje on w dwóch momentach. W pierwszym jest to normalny angielski, w drugim natomiast nienormalny (to poniekąd szyfr). ;D Jeśli chcecie przeczytać tłumaczenie oraz wyjaśnienia, przewijajcie, aż natkniecie się na koniec rozdziału. Tuż przed moją notatką. Możecie też wyszukać na stronie: polska wersja tekstu i dopisać pierwszego bądź drugiego. Jak wrócić z powrotem do tego, co czytaliście – rzecz jasna – wiecie. (:
Udanego czytania!



   Zanim Kombinator zdążył zareagować, obok Noelii rozległ się rozdzierający powietrze krzyk, który raptownie przeszedł w atak śmiechu.
   Czy ty chcesz odwrócić moją uwagę od Katarzyny? W jakim celu? Przecież ty nie robisz niczego bezinteresownie.
   Blondynka pokręciła głową, jakby potrafiła czytać w myślach, po czym obnażyła zęby w uśmiechu – takim jak u wściekłego psa, gotowego w każdej chwili doskoczyć do ofiary i rozerwać ją na strzępy.
   – Byłam ciekawa, czy potrafię krzyczeć głośniej od tej twojej znajomej ze szkoły – powiedziała Kamila, omijając wzrokiem pustą miskę. Bez wątpienia po takim wyczynie bardziej dokuczało jej pragnienie. – W końcu ciemnoocy gorzej znoszą ból.
   Profesor próbowała zakryć uszy dłońmi – jakby zamierzała odsunąć się od słów uwięzionej penetrujących jej umysł. Noelia nie wykluczała jednak drugiej, bardziej sensownej możliwości: nastolatka chciała przyzwyczaić Adriana do swoich zachowań, by potem jeszcze raz mu się wyrwać. Była to sztuczka stara jak świat, lecz jedynie ona pozostała. Najlepszym wyjściem było – bezapelacyjnie – dostanie się do szpitala. Jednak skąd ktokolwiek miał wiedzieć, czy „szpital” przypadkiem nie oznacza czegoś całkowicie innego? Stosowanie szyfrów uchodziło za niezbyt wyrafinowaną, ale za to popularną i efektywną formę komunikacji. Niektórzy wybierali rozmowę w obcym, nieznanym dla większości, języku, zaś inni nadawali starym słowom nowe znaczenia. Jasnowłosa musiała przyznać, że nadawanie słowom nowych znaczeń było interesujące ze względu na umiejętność zapamiętywania. Gdyby posunąć się dalej i mentalnie „przyczepić” jeden z wybranych przez siebie obiektów do dowolnego przedmiotu we własnym domu, wymazanie go z pamięci stanowiłoby nie lada wyzwanie. Jeśli miałaby wpoić sobie, że dwa razy dziennie należy wypić małą łyżkę tranu, a ten tran „przymocowałaby” do znajdującej się obok telewizora draceny, roślina przypominałaby jej o nim za każdym razem, kiedy wzrok ześlizgnąłby się z ekranu.
   Blondynka uśmiechnęła się, prezentując śnieżnobiałe zęby – zasługa Jolanty, przybranej matki zarabiającej na życie jako stomatolog. Teraz Noelia nie zapomni o wielu rzeczach. Satysfakcji nie przyćmiła nawet jęcząca przy jej stopach szatynka. Jasnowłosa patrzyła na krew wypływającą z uda Katarzyny, jakby ta nie była niczym więcej, niż zwierzęciem przeznaczonym na pożywienie.
   Bo jesteś zwierzęciem, tylko ludzie ustalili, że nie zabija się nikogo z tego samego gatunku. Inne stworzenia choćby nie zabijały z głodu, zabijają z innych powodów. Jednym z nich jest chociażby walka o partnerkę. Sądzimy, że jesteśmy wyjątkowi, że instynkty nas nie dotyczą, tymczasem ludzie, którzy nie wypierają się własnej tożsamości, nie są wynaturzeniami. Ci, którzy nigdy nie marzyli o zakończeniu czyjegokolwiek życia, są.
   Nie mogła się doczekać chwili, w której przekaże Kamili swoje myśli. Czuła, że wyłącznie z wariatką może porozmawiać na takiego rodzaju tematy i wyłącznie ona odpowie szczerze.
   Uśmiechnęła się po raz kolejny, z opóźnieniem uzmysławiając sobie, że nikt nie reaguje. Rozejrzała się dookoła w poszukiwaniu przyczyny. Nie dostrzegła nic podejrzanego prócz zmrużonych oczu Kombinatora wpatrujących się w uwięzioną. Chłopak sprawiał wrażenie pogrążonego w rozmowie. Niemalże siedział na prawym biodrze Katarzyny, przygotowany do przygwożdżenia nastolatki całym ciałem do betonu. Palce ściskające nadgarstki z siłą imadła prawie niezauważalnie przesuwały się w górę. Dbały o to, by szatynka się nie wyślizgnęła. Noelię kusiło, aby zapytać Kombinatora, dlaczego nie odpowiedział na pytanie, lecz ostatecznie uznała, że lepiej zrobić to później.
   – Zawsze znajdziesz odpowiedni moment do przechwalania się swoimi wiadomościami – odgryzła się Kamili. Nie patrzyła w jej stronę.
   Krwawiąca z lewego uda szatynka stanowiła znacznie ciekawszy obiekt do obserwacji. Wprawdzie spektakl byłby bardziej absorbujący, gdyby dziewczyna włożyła białe legginsy zamiast czarnych, lecz i tak na widok nie należało narzekać. Krew nie była leniwa: nie tylko wsiąkała w materiał, spływała również na beton, formując kałużę. Szarzyzna zamieniała się w barwną czerwień – kolor życia, który odrzucił zaproszenie nudy.
   – Jak każdy – skonstatowała związana. – Przecież chcemy być doceniani przez ludzi.
   Noelia wykrzywiła usta.
   Jakby nikt nie mógł żyć sam dla siebie, świadomy własnych zalet oraz osiągnięć...
   – Niektórzy potrafią się maskować – rzekła.
   Poczuła na ramieniu cudzą dłoń. Podniosła głowę jak oparzona. Natrafiła na badawcze spojrzenie Kombinatora.
   – Co tak naprawdę planujesz? – usłyszała.
   Ściągnęła brwi, nie rozumiejąc.
   – Skoro nie możemy zabić dziewczyny, a ja popełniłam błąd, należy zawieźć ją do szpitala. Przecież w innym wypadku powoli się wykrwawi. – Zerknąwszy na rękę chłopaka, która wciąż nie opuściła jej ramienia, Noelia wygięła usta w geście dezaprobaty. – Chcesz, żeby ci uciekła?
   Adrian cofnął rękę, jednak nie znalazła się ona na powrót na nadgarstku Katarzyny. Zamiast tego powędrowała w stronę kolana okrytego pomarszczonym materiałem w kolorze khaki.
   – W tym stanie nie zwieje – powiedział, unosząc głowę – stawiam na to bank.
   – Ty lepiej banków nie stawiaj, bo ci ktoś je obrabuje – zażartowała Noelia. Wyprostowała się niczym struna. Pochylanie się przez długi czas nie przynosiło żadnych korzyści zdrowotnych. – Nie pomyślałam o tym, że trzeba przejść spory kawał, aby dotrzeć do cywilizacji. Wątpię, by dziewczynie starczyło sił, gdyby jakimś cudem udało jej się nam wymknąć.
   Odwróciła się tyłem do „okna”, z dala od młodej jabłoni, traw, pojedynczych krzewów oraz drzew. Wiedziała, że nikt nie obserwuje, nikt nie wie o jej miejscu pobytu, zatem strzeżenie otworu okazało się zbędne. Istniał jednak przedmiot, którego należało pilnować. Czarny, połyskiwał srebrnym ostrzem, przecinając szarość pomieszczenia. Lecz to krople krwi najbardziej rzucały się w oczy. Miała szczęście – nóż nie trafił do niczyjej ręki, tylko leżał sobie gdzieś w tle i czekał na właścicielkę. Szczęście? Czy aby na pewno? A może to wszystko było zamierzone? Być może ktoś zaprogramował tę scenę i teraz obserwował, zaintrygowany – czy wirtualni bohaterowie zachowają się według wzoru czy się zbuntują?
   – W takim razie dlaczego przedtem trzymałeś ją tak, jakby ucieczka była błędem niewybaczalnym?
   Niezdecydowanie nie powinno istnieć. Gdyby nigdy się nie zawahała, nie musiałaby teraz stać przed leżącym na betonie, umazanym krwią, kuchennym nożem. Dzierżyłaby go w dłoni, niczym wojownik miecz. Być może wcale nie sprowadziłaby Profesor w to miejsce lub nastolatka spoczywałaby już od dawna w grobie.
   Wypuściwszy powietrze z płuc, podniosła narzędzie zbrodni. Przybliżyła zabarwione czerwienią ostrze do swych oczu, a następnie przechyliła je na bok, jakby posługiwała się kluczem.
   Adrian nie odezwał się ani słowem, co zmusiło blondynkę do spojrzenia w jego kierunku. Odszukała niebieskie oczy chłopaka. Ze zdziwieniem wykryła w nich zagubienie.
   – Popełnił ten sam błąd, co ty – odpowiedzi udzieliła Kamila. W jej głosie pobrzmiewała drwina. – Nie pomyślał. I tak nie powinniście myśleć, że jesteście bezpieczni. Nawet daleko od cywilizacji, jak ty to ujęłaś, od czasu do czasu może przejechać samochód.
   Wtem do Noelii dotarło, co tak naprawdę związana chciała jej przekazać. Kombinator wiedział, że ktoś może tędy przejeżdżać. Wcześniej nie uważał tego za nic złego i nie miał oporów przed pokazywaniem swoich obaw, jednak naprędce obmyślił plan, który wymusił wymazanie poprzednich odruchów. Zapewne żałował, że przy bystrym oku wariatki takie rzeczy są niewykonalne. Blondynka dostrzegała dosłownie wszystko, co mogło zostać dostrzeżone przez oko ludzkie.
   – Faktycznie, ktoś może uciec – ciągnęła Kamila – wykrwawić się i nikt tego nie zauważy, nawet rok później. – Przygryzła wargę. Przejechała po niej zębami, wydając przy tym odgłos podobny do cmokania. – Ale możesz też mieć pecha i więzień ucieknie dokładnie w dniu, w którym kierowca zjawi się w pobliżu.
   Jakby na zawołanie, pojękiwanie Profesor przybrało na intensywności. Dziewczyna nie chciała wydzierać się wniebogłosy. Starała się, jak mogła, ale powoli traciła samozaparcie. Noelia podejrzewała, że w dużej mierze winowajcami były nadgryzione wargi. Spływały po nich czerwone strużki, uparcie sunąc ku szyi. Przypominały rzekę, która zapragnęła upodobnić się do pajęczyny. Niestety taka pajęczyna nie pomagała w przezwyciężeniu bólu, a wręcz go potęgowała. Na początku, owszem, krzywdzenie nieskrzywdzonej części ciała okazywało się skuteczne, ale trzeba było wiedzieć, kiedy skończyć i gdzie zacząć na nowo.
   Związana rzuciła w kierunku cierpiącej lekceważące spojrzenie.
   – Możesz mieć jeszcze większego pecha i tym kierowcą okaże się policjant. Ponadto, pech może być jeszcze większy...
   – Czy ta piramida w ogóle posiada szczyt? – zdenerwował się Adrian. – Jeśli moje reakcje są opóźnione, to tylko dlatego, że nie mam pojęcia, co robić.
   Czyli kiedy się denerwujesz, rozmawiasz jak normalny człowiek – zaobserwowała Noelia.
   – Noelia zaproponowała przejażdżkę do szpitala, co jest jedynym sensownym rozwiązaniem dla was – stwierdziła Kamila. – Dziwi mnie jednak jedno. – Ściągnęła brwi, pogrążając się w zadumie. – Pomimo że to Noelia trzyma nóż, to ona jest bardziej skłonna uratować swoją znajomą niż ty, a jednak to ty twierdzisz, że ona coś knuje. Wątpię, że to prawda, ale jeśli nią jest, to sobie zasłużyłeś.
   Noelia pokręciła głową bez udziału świadomości. Słowa wariatki wywołały nieporównywalny z niczym szok. Jasnowłosa mogła sobie wmawiać, że to jak wdrapanie się na Mount Everest w przeciągu sześciu sekund lub zmniejszenie się do rozmiarów kropli dżdżu, jednakże czuła, że te porównania są niczym wobec tego, co właśnie wyłapały uszy.
   Czy Kamila popełniła gafę nieświadomie czy z premedytacją? Być może Kamila i Adrian w ogóle się nie znali, a to była jedna z gierek dziewczyny – być może wariatka chciała sprawdzić, jak daleko Noelia jest w stanie się posunąć, kiedy dotrze do niej, że jej kompan zasługuje na karę oraz przedmiotowe traktowanie. Rzecz jasna, związana obrała również za cel doszczętne zniszczenie życia Noelii.
   Kamila rozprostowała nogi, by kolejno podciągnąć je pod klatkę piersiową.
   – Powiedz mi, w co planowałeś wrobić Noelię? Czy zadzwoniłeś do jednego ze swoich ziomków, żeby tu przyjechał po to, by zepchnąć całą winę na...?
   W tym momencie w uszach wszystkich obecnych zadźwięczał krzyk. Rozniósł się po pomieszczeniu, po czym uleciał na zewnątrz. W powietrzu zawisł niedostrzegalny ciężar.
   Oczy wszystkich przylgnęły do Katarzyny w oczekiwaniu na kolejną porcję rozdzierających wrzasków. Te jednak na powrót przeszły w pojękiwania, nieco głośniejsze niż uprzednio. Było oczywiste, że nastolatka chce zwracać na siebie jak najmniej uwagi.
   – Czyli ja byłabym ciszej – poczyniła obserwacje Kamila.
   Noelia mogła ze spokojem stwierdzić, że ten wniosek jest całkowitą bzdurą. To, że wariatka mogła się pochwalić niebieskimi oczami, wcale nie oznaczało lepszego panowania nad odruchami organizmu.
   – Naprawdę, mogłaby znaleźć sobie coś innego do gryzienia niż usta – skomentowała związana, gdy stało się jasne, iż nikt nie zamierza dodać ani słowa. – Dziewczynie ewidentnie brakuje inwencji twórczej.
   Nie potrafiąc nad sobą zapanować, Noelia parsknęła śmiechem, przez co zarobiła dziwne spojrzenie od Kombinatora. Nastolatka tylko wzruszyła ramionami. Kątem oka zobaczyła, jak związana unosi brwi.
   – Wracając do tego, co miałaś czelność mi przerwać... – mówiła dalej Kamila – czy kazałeś swojemu kumplowi tutaj przyjechać, żeby zepchnąć winę na Noelię?
   No tak – uzmysłowiła sobie szarooka – nie pomyślała o tym, że Adrian mógł pomóc jej wyłącznie dla zabawy, a potem zganić całą winę na nią. Wszystko było idealnie zaplanowane. Każdą ewentualność utkano co do najmniejszego detalu, nie pozostawiając żadnych dziur, przez które dałoby się przecisnąć do wnętrza i zniszczyć tkaninę od środka. Chłopak chodził w kominiarce, ponieważ nikt by go nie rozpoznał. Wiedział od dawna, że ukrywanie twarzy może tylko pomóc w jego sprawach. Przyzwyczajał innych do swoich wybryków. Nie kryło się  w nich nic nielegalnego. Przyzwyczajeni ludzie nie przywiązują szczególnej wagi do obrazu rejestrowanego przez oczy. Nastolatek zdobył mnóstwo znajomych i przypadkiem wybrał na więzienie kiedyś często odwiedzane przez nich miejsce. Nie musiał się specjalnie wysilać, żeby przyprowadzić w te rejony kogoś należącego do tej samej paczki. Mógł powiedzieć, że znalazł tam coś ciekawego. Jeszcze lepiej – że pewnego razu pokazał Noelii opuszczony budynek, ale po jakimś czasie bez jego wiedzy oraz pozwolenia zmienił on swoje przeznaczenie. Gdyby przedstawił to w ten sposób, koledzy mogliby uznać, że zalazł jasnowłosej za skórę i z tego powodu dziewczyna chce go uwikłać w zbrodnię – albo że oszalała.
   – Daj spokój – w głosie Kombinatora pobrzmiewało znużenie – nie zrobiłem tego wcześniej i miałbym zrobić akurat teraz? Ty w ogóle mnie nie znasz, skrzacie – dodał pieszczotliwie.
   Oczy Kamili spoczęły na suficie.
   – Zdajesz sobie sprawę, że każdy potrafi kłamać? – spytała tonem przywodzącym na myśl zdezorientowanie. – Nie istnieje człowiek, który nie znałby tej sztuki.
   – Każdy potrafi kłamać i co? To nie znaczy, że każdy wokół jest kłamcą.
   – To prawda – zgodziła się Kamila. – Inteligentni ludzie kłamią tylko wtedy, kiedy wiedzą, jakie korzyści przyniosą im kłamstwa, albo kiedy wiedzą, że nie zostaną przyłapani.
   Mniej inteligentni ludzie wolą nie kłamać, nawet jeśli wiedzą, że nikt ich nie nakryje, ponieważ kłamanie jest nieuczciwe i nie w porządku w stosunku do innych – dokończyła w myślach Noelia. Potarła czoło wolną ręką. Rzecz jasna, wariatce nie przyszło do głowy, że bycie zdolnym bądź niezdolnym do odczuwania winy ma mało wspólnego z faktyczną inteligencją.
   Kamila westchnęła, dziwnym trafem zauważywszy reakcję Noelii.
   – Idioci nie potrafią umiejętnie kłamać – wygłosiła związana. – Kłamią bez umiaru. Nie wiedzą, kiedy przestać... Czy ty wiesz, kiedy przestać?
   Noelia czuła, że lada chwila na jej usta wypłynie paskudny uśmiech.
   – Noelia miała rację – walczył Kombinator – ty jesteś obłąkana.
   Noelia pokręciła głową z rozbawieniem.
   – Powinni mnie, twoim zdaniem, zamknąć w szpitalu psychiatrycznym? –zadrwiła Kamila. – Zamknij się, zanim powiesz coś równie głupiego i obrazisz ludzkość swoją ignorancją.
   Adrian mruknął coś niezrozumiałego. Wstał, naciągnął mocniej kominiarkę i zamaszystym krokiem skierował się ku wyjściu z pomieszczenia. Noelia ruszyła za nim. Kiedy chłopak dotarł na miejsce, w którym powinny znajdować się drzwi, zatrzymała się gwałtownie. Powodem był dochodzący z tyłu głos:
   – Do rozmowy wrócimy później, a tymczasem podyskutuję sobie z Noelią.
   Wezwana otworzyła usta w niemym zdziwieniu. Kombinator obejrzał się przez ramię. Skinąwszy głową, niemal rozpłynął się w powietrzu.
   – Radziłabym zwracać uwagę na to, co robisz – poradziła Kamila. – Wymachujesz tym nożem jak rakietą do tenisa. Poza tym, jestem związana, więc nie pomogę ci w złapaniu twojej znajomej, gdyby resztkami sił zdołała przejść przez dziurę.
   Noelia niechętnie zwróciła głowę ku dziewczynie leżącej na betonie opodal Kamili. Szatynka wciąż pojękiwała, wyrzucając z siebie ciąg niezrozumiałych słów. Zdawało się, że nie zauważyła różnicy – i to według Noelii było niezmiernie podejrzane.
   Co powinna zrobić? Uciec stąd, póki mogła, czy dokończyć dzieło? Owszem, w świetle ostatnich wydarzeń zabójstwo należało uznać za błąd, lecz jednocześnie czyn ten byłby pozbawiony potknięć. Nie wiedziała, co mogłoby się wydarzyć, gdyby pozwoliła Profesor na wydostanie się z opuszczonego budynku. Nawet gdyby nie zawitał w te okolice żaden kumpel Kombinatora, ktoś mógł tędy przejeżdżać i nie zostawić szatynki w spokoju. Oczywiście, tam, gdzie nie ma kamer, wielu ludzi nie pomogłoby innym, zwłaszcza jeśli sami mogliby przez omyłkę trafić do więzienia. Co stałoby się, gdyby jeden z kolegów Adriana czekał na niego na zewnątrz? Musiałaby opuścić budynek inną drogą. Z ulgą odnotowała, że to niemożliwe, by ktokolwiek widział przez dziurę sceny z jego wnętrza. Kombinator nie pozwoliłby na splamienie własnej osoby.
   – Nie masz pojęcia, co się dzieje – przemówiła związana. – Nie dziwię ci się. Wymienimy kilka zdań, a potem ci coś pokażę.
   Noelia zmrużyła nieufnie oczy. Nie spuszczała Profesor z oczu.
   – Nie powiedziałam ci, że ludziom – rozpoczęła beznamiętnym tonem antagonistka – którzy, jak powiedziałaś, maskują się tak, że nie widać, jak bardzo chcą być doceniani przez innych, wydaje się, że odpowiednio się maskują.
   Katarzyna potrząsnęła głową w agonii. Oczy nastolatki powędrowały ku górze, gdzie napotkały puste, zamyślone spojrzenie Noelii.
   – Co więcej – kontynuował więzień, przymknąwszy oczy – ci, którzy maskują się używając tych samych sposobów, wmawiają sobie, że nie widzieli czegoś, co w rzeczywistości widzieli.
   Profesor odwróciła wzrok, po czym zaczęła się czołgać – ślamazarnie, jakby liczyła na to, że nikt nie zauważy drobnych ruchów.
   – Ludziom może się wszystko wydawać – Kamila wydawała się niewzruszona sukcesem szatynki – tak jak niektórym się wydaje, że wiedzą, co to panspermia czy pareidolia. Myślą, że panspermia ma coś wspólnego ze spermą, choć gdyby się głębiej zastanowić, to ma, ale kiedy dojdzie się do pierwotnego znaczenia tego wyrazu. Pareidolia może kojarzyć się z...
   – Z idealizowaniem? – dokończyła Noelia, obserwując czołgającą się rówieśnicę. – A autodestrukcja nie ma nic wspólnego z autami – dodała, marszcząc nos.
   Kamila zakasłała, sygnalizując, że rozbawiły ją wypowiedziane słowa. Noelia do końca tego nie pojmowała. Przecież wariatka tylko podrażniała sobie gardło. Dorzućmy do tego nazbyt małą ilość wypitej wody i mamy...
   – Dokładnie.
   – Skąd w ogóle wiesz, co to jest panspermia? Większość ludzi nie ma bladego pojęcia o istnieniu tego słowa.
   Z gardła Katarzyny dobył się odgłos przypominający okrzyk.
   – Większość ludzi nie interesuje się astronomią – wygłosiła jak gdyby nigdy nic Kamila. – Do tego niektórzy nie przepadają za nauką języków obcych, a o panspermii nie słyszy się...
   – A ty przepadasz? – Noelia stanęła tuż przed głową Profesor i powiedziała bezgłośnie: „nie uciekniesz mi”. Wróciła na miejsce, ukontentowana. Rówieśnica zaniechała jakichkolwiek ruchów. – Większość osób z mojej szkoły olewa angielski. Wątpię, byśmy były tak do siebie podobne, żebyś tego nie robiła.
   – Looking for your innocence is like looking for cryptids, you'll never find anything – powiedziała prawidłową angielszczyzną Kamila. – And I'm not saying this just to sound clever. You should accept who you are, you should accept that you are guilty. You shouldn't look for something that isn't there...
   Noelia otworzyła usta w oszołomieniu.
   Znienacka uszu szarookiej dobiegł tupot stóp. Kilka sekund później w pomieszczeniu zjawił się zdyszany Kombinator. Dopadł do leżącej na betonie szatynki, chwytając ją w pasie.
   Kamila gwałtownie wciągnęła nosem powietrze.
   – Co z tą znajomą Noelii? – zwróciła się do przybysza oskarżycielskim tonem. – Nagadałeś jej, by ją śledziła, ale nie powiedziałeś, dlaczego. Liczyłeś na to, że sama wyciągnie wnioski i pójdzie na policję. Zadziwia mnie jednak jej zachowanie. Coś ty jej nagadał, że tak się ciebie boi? Nie widzę innego powodu, no chyba że rozmawiamy o chorobach.
   Chłopak spiorunował blondynkę wzrokiem, co dzięki zakrywającej twarz kominiarce nie wyglądało zbyt efektownie.
   – Jedyna osoba, która miała jakąkolwiek chorobę, to moja dziewczyna – wyznał.
   Oczy związanej rozszerzyły się.
   – A co to za choroba?
   – Otyłość – odrzekł Kombinator oschle. – To też choroba.
   Noelia parsknęła śmiechem. Chłopak zaczynał tracić nad sobą kontrolę, co oznaczało, że domysły Kamili były prawidłowe. A może w szkole nikt tak naprawdę nie podejrzewał Noelii, a podejrzenia zostały im wmówione? Nie mogli podejrzewać nikogo o uprowadzenie w oparciu jedynie o podobny wygląd. Adrian posiadał zbyt wielu znajomych. Mógł przekazać jednemu z nich fałszywą informację, która następnie stała się plotką. Nie ma nic bardziej krzywdzącego od plotki, w której ukryto ułamek prawdy. Wiedziała, że ten ułamek pozostał niezmienny. Uczniowie dodawali tylko powody, a te wyginano nie do poznania. Kiedy chodziło o coś tak poważnego jak porwanie lub morderstwo, nikt nie był zdolny do przekręcenia wiadomości tak, by końcowym produktem okazało się noszenie czapki z truskawkowego kisielu o zielonej barwie.
   Świadomość bycia wykiwanym paliła. Wypalała wnętrze człowieka – od połączeń w mózgu po naczynia włosowate. Najgorsze było to, że podobny tok wydarzeń łatwo było przewidzieć. A jeśli łatwo było coś przewidzieć, równie łatwo było temu zapobiec. Do pewnego czasu.
   Co ja zrobiłam? – pomyślała z desperacją Noelia. Już nie było jej do śmiechu. Czuła, że lada chwila się rozpłacze – niczym dziecko, któremu matka nie kupiła czekolady, mimo błagań na kolanach. Nie mogła wrócić do domu.
   – Wygrałaś – zwróciła się do Kamili. Jej głos ociekał nienawiścią. – Zniszczyłaś doszczętnie moje życie.
   Oczy, do których już się przyzwyczaiła, znów zaczęły ciskać piorunami – czy raczej zszywkami. „Zszywki” brzmiały bardziej realnie, prawdziwie. Czuła, jak jej własne oczy ogarnia ból, lecz uparcie nie odwracała wzroku. Poddała się z godnością. Może ciągła ucieczka nie jest taka zła – wmówiła sobie. –Wystarczy, że nauczę się kraść i umykać władzom.
   Usta związanej ułożyły się w literę „o”.
   – Nie istnieje coś takiego jak wygrana – oznajmiła ze spokojem. – Przynajmniej niezupełnie.
   Kątem oka Noelia dostrzegła, jak przyjaciel Maćka powoli odciąga szatynkę od fałszywego okna.
   – Jesteś po mojej stronie? – wyszeptała Kamila.
   – Nie mam powodów, by być po czyjejkolwiek stronie – odrzekła Noelia. Potarła policzek środkowym palcem lewej dłoni.
   Związana przełknęła dwa razy ślinę. Zapewne pragnienie stawało się nie do zniesienia.
   – Czy potrafiłabyś choć raz mi zaufać? – zapytała. Złośliwość w całości wyparowała z jej głosu. – Gdyby nie ja, prawdopodobnie byłoby już za późno na ratunek.
   Nie – podjęła Noelia – w dzisiejszym świecie nikomu nie zaufa. Kiedy odkryła, jacy potrafią być ludzie, zrozumiała, że może polegać wyłącznie na sobie. Wystarczyła chwila zapomnienia, by życie zwykłej uczennicy przeobraziło się w koszmar. Zamiast przepięknego motyla, z poczwarki wyłoniła się czarna istota niewiadomego gatunku.
   – Mogę spróbować – rzekła. Ciekawiło ją, dlaczego dziewczyna prosi o tak poważną przysługę.
   Kamila poczekała na moment, w którym Kombinator wyniósł Katarzynę z pomieszczenia.
   – Nie idź za nim – przestrzegła, dostrzegłszy wysuniętą do przodu prawą stopę drugiej blondynki, szykującą się do podążenia za chłopakiem. Twarz skierowana ku wyjściu także zdradzała zamiary Noelii. – Jeśli sam z nią stąd wyjdzie, nic ci nie grozi.
   No tak, gdyby Kombinatora zobaczył jeden z jego kumpli, nic by się nie stało, ponieważ Noelii nie byłoby przy tym. Chłopak nie próbowałby nawet nakłonić swojego znajomego do wejścia do opuszczonego domu. Każdemu normalnemu człowiekowi najbardziej zależałoby na uratowaniu rannego zamiast udowadnianiu, że to nie on „bawił się” kuchennym nożem. W przeciwnym razie od razu uznano by go za winnego.
   Odwróciła się, na powrót zatapiając spojrzenie w twarzy związanej. Bruzdy w czole oraz zaciśnięte usta były dowodem bólu – a może nawet konfliktu wewnętrznego.
   Nie, to absurdalne – oprzytomniała. – Ona nie ma konfliktów wewnętrznych.
   – Planujesz coś – wymamrotała. – Na razie tylko jeszcze nie wiem, co.
   Prawy kącik ust Kamili uniósł się delikatnie.
   – Oczywiście – przyznała – jednak nic z wielkimi konsekwencjami dla ciebie... Nie, ujmijmy to inaczej. Nie planuję czegoś, co dla ciebie zakończyłoby się negatywnymi konsekwencjami. Nie oznacza to – rzecz jasna – że tak właśnie się nie stanie.
   Noelia pokiwała głową. Podeszła do fałszywego okna, ciekawa, czy ktoś, kogo nie znała, zaparkował na zewnątrz. Dotknęła policzkiem zimnej ściany i powoli zbliżała ją do otworu. Doświadczyła niewysłowionej ulgi, gdy okazało się, że nikogo nie ma na dworze. Nikt nie wiedział, że to ona zaatakowała Katarzynę nożem. Nikt także nie usłyszał słów wypowiadanych w opuszczonym budynku. Zupełnie jakby nic się nie wydarzyło. Noelia mogła teraz wrócić do domu i żyć takim samym życiem, tylko... Czuła niepokojący ucisk w brzuchu – powtarzał, że nie może wrócić do tego, co było. Życie z uporem pędziło na oślep. Skąd mogła wiedzieć, co teraz zrobi Kombinator? Być może niebawem zostanie oskarżona o próbę zabójstwa. Gdyby zaufała Maćkowi, prawdopodobnie jej życie wyglądałoby zupełnie inaczej. Nawet jeśli jakimś cudem odwiedziłby ruderę dokładnie w tym samym czasie, a ona wbiła nóż w udo szatynki, chłopak by jej nie zostawił. Nie musiałaby drżeć w strachu, że jej postępki zostaną ujawnione.
   Ujrzawszy chłopaka niosącego w ramionach dziewczynę, zjechała plecami po ścianie, aż dotknęła tyłkiem betonu. Położyła nóż na wysokości prawego kolana.
   – Znasz rosyjski?
   To pytanie ją zaskoczyło.
   – Nie – odparła.
   – A cyrylicę?
   – Też nie.
   – Szkoda. – Kamila wygięła wargi w grymasie niezadowolenia. – Gdybyś na chwilę mnie uwolniła, napisałabym ci, co zrobić. Nie mogę ryzykować podsłuchania.
   Noelia gotowa była uznać plan uwięzionej za logiczne posunięcie – gdyby faktycznie ich podsłuchiwano. Za pomocą transliteracji przekazywanie wszystkiego stawało się wykonalne – pod warunkiem, że osoba wykluczona nie znała alfabetu. Umiejętność posługiwania się obcym językiem okazywała się niepotrzebna, jeżeli można było używać innego alfabetu do zapisu języka polskiego, jednak Noelia nie widziała sensu w celowym uczeniu się pisma bez poznawania języka.
   – Przecież nikogo tu nie ma – wytknęła. – Kombinator zabrał Profesor do szpitala.
   – On chce, żebyś myślała, że tak jest.
   Noelia przymknęła oczy.
   _ To nie ma ani grama sensu – stwierdziła.
   – A dekagram ma?
   Noelia zmarszczyła czoło.
   – Przecież dekagram jest większy. Prefiks „deka” oznacza... Czekaj! Powiedziałaś, że napisałabyś, jak postąpić, gdybym cię uwolniła?
   Mało brakowało, a zaniosłaby się śmiechem. Prędzej posłużyłaby badaczom jako skamielina, aniżeli przystała na propozycję uwolnienia kogoś takiego jak Kamila.
   Uwięziona zwiesiła głowę.
   – Nie zrobisz tego, prawda? – spytała nieśmiało.
   – Nie – odrzekła Noelia. Uśmiechnęła się.
   Ogarnęła ją euforia. Nie czuła jej od tak dawna, że prawie zapomniała, co to znaczy cieszyć się życiem. Być może nigdy do końca nie pojmowała, czym właściwie jest życie. W dzieciństwie przypominało jej ono płatek śniegu – każdy inny od drugiego, a jednocześnie zastanawiająco podobny. Płatek śniegu miał pecha, kiedy na zewnątrz nie panował wystarczający chłód, aby zapobiec wczesnemu roztopieniu. Podobnie z istotami ludzkimi. Wiele dzieci nie dożywało swoich osiemnastu urodzin ze względu na wypadki samochodowe bądź choroby. Czasem do takiego płatka śniegu uśmiechało się szczęście. Odpoczywał na ziemi przed długi czas, wyczekując ładniejszej pogody. Gdy temperatury podnosiły się, odchodził w niepamięć, a w niedalekiej przyszłości kolejny zajmował jego miejsce. Tak samo wyglądało to u ludzi. Czekali na śmierć, a potem ich zapominano. Dla dzieci wnuków przeszłe pokolenia nic nie znaczyły – były jedynie imionami i nazwiskami, ciekawostką.
   Ucisk w brzuchu nie zelżał, lecz teraz wiedziała, że nie tylko ona go odczuwa. Ten ucisk był czymś dobrym. Gdyby los zafundował jej i Kamili inne przeżycia, nie siedziałaby teraz z plecami przypartymi do ściany i z zamkniętymi oczami. Nie rozkoszowałaby się cierpieniem, nienależącym wyłącznie do niej. Nie było warto cierpieć w samotności. Nie otrzymywało się za to żadnej nagrody. Patrzyło się tylko na ludzi i czuło zawiść. Przyjemność przykryto kocem, którego nie sposób odwinąć.
   A może Kamila postanowiła zniszczyć życie Noelii, ponieważ nie odczuwała nic więcej prócz cierpienia?
   – Sądzę, że nie mam innego wyboru – uznała Kamila, po czym przystąpiła do objaśniania planu dziwną angielszczyzną: – Extinguish this object using a cutting edge, so that Liquid Luck might get the light turned off and in a well, without us at the postmortem blading. Curious circumlocutions aren't to dispense.
   Przyswojenie sensu tak przekręconej wiadomości zajęło Noelii około kilkunastu sekund, ale kiedy wreszcie pojęła, czego żąda od niej związana, umysłem nastolatki zawładnęło przerażenie. Owszem, usiłowała zabić Katarzynę, lecz wtedy działała pod wpływem emocji. Teraz jednak...
   Spojrzała prosto w oczy Kamili i – przełknąwszy ślinę – rzekła twardo:
   – Nie.
   Nie liczyło się to, że rozwiązanie wariatki było prawdopodobnie najlepszym wyjściem. Posiadanie na rękach krwi aż dwóch osób nie mieściło się w planach Noelii.
   Jestem niewinna. Nie zaakceptuję innej rzeczywistości. Nie zmusisz mnie do podążenia tą samą drogą, co ty – tą samą krętą ścieżką, na której wyrasta coraz więcej kamieni. To ty potkniesz się na niej pewnego dnia i wykrwawisz, nie ja. Nikt ci nie pomoże. Mogę tu przychodzić. Mogę uciekać od rodziców, aż w końcu mi na to nie pozwolą. Mogę trafić do szpitala psychiatrycznego... Jeśli umrzesz z odwodnienia, nie będzie to moja wina. Nie mam wpływu na to, czy uda mi się dotrzeć tu na czas.
   Poczuła wilgoć ściekającej po policzku łzy. Pozwoliła jej płynąć, bez wstydu wpatrując się w oczy przeciwnika.
   – To twój wybór – usłyszała. – Nie zamierzam go kwestionować.
   Noelia odniosła wrażenie, że nastolatka chce powiedzieć coś jeszcze, ale przeszkadzają jej w tym silne emocje.
   To tylko wrażenie – powiedziała sama do siebie w myślach. Zdecydowanym ruchem otarła palcem łzę.
   – Mówiłaś, że chcesz mi coś pokazać – zaczęła – że zrobisz to, kiedy wymienimy kilka zdań. Tylko ostrzegam, nie zgodzę się na manipulację.
   Kamila westchnęła, niezachwycona przebiegiem konwersacji.
   – Możesz odejść – rzekła wypranym z emocji głosem. – Prosiłabym jednak o sprawdzenie poczty, kiedy znajdziesz się dostatecznie daleko, a w twoim telefonie pojawi się internet.
   – W porządku, nie ma problemu – zgodziła się Noelia. Podniosła się z betonu, gotowa do opuszczenia pomieszczenia. – W końcu to nic wielkiego i nie możesz sprawdzić, czy faktycznie zrobiłam to, co kazałaś.
   Gdy tylko wydostała się na zewnątrz, ogarnął ją lęk. W pobliżu nie było żywej duszy. Kombinator zabrał auto wraz z dziewczyną, której nie chciała już nigdy zobaczyć na własne oczy. Jeśli ta jędza powie, kto dźgnął ją nożem w udo, nie powita kolejnego dnia. Za nieostrożność się płaci. Nie, nie mogła wrócić po to, by zabić. Powrót byłby niemądrą decyzją i ostatnim momentem wolności. Poza tym, przecież nie chciała stać się morderczynią.
   Zajrzała do plecaka – czarnego w białe pasy – zostawionego nieopodal wejścia do opuszczonego domu. Szukała smartfona. Znalazła go tuż przy felernych kawałkach zapiekanki. Zamierzała je dać tego dnia Kamili, rozmyśliła się jednak. Nie miała ochoty wracać do opuszczonego domu w tak okropnym stanie emocjonalnym.
   Nic dziewczynie nie będzie. Najwyżej później przyniosę więcej żywności, żeby uzupełniła braki. Jeśli w ogóle jeszcze tutaj kiedyś wrócę.
   Z oczu Noelii na powrót wypłynęły łzy. Przywodziły na myśl miniaturowe strumienie, lecz w odróżnieniu od nich były brzydkie. Wyrażały niemoc i złość – uczucia obce prawdziwym strumykom. Kontury przyszłości stawały się zamazane. Niczym wykonany ołówkiem szkic zalewany przez wodę.
   Odnalazła w kontaktach numer Kombinatora. Upewniwszy się, że jest sygnał – był on wprawdzie bardzo słaby, ale jednak był – zadzwoniła.
   – Tak? – odezwał się po chwili przyjaciel Maćka. Jego beztroski ton głosu powrócił.
   Nie mogę ci już nic zrobić, czy to dlatego? – pomyślała Noelia, ocierając łzy wierzchem dłoni.
   – Co ty sobie wyobrażasz?! – wydarła się, rozhisteryzowana. – Jak mogłeś mnie tutaj zostawić?!
   Włożyła wolną rękę do plecaka w poszukiwaniu chusteczki.
   – Nie miałem innego wyboru – tłumaczył się chłopak. – Poza tym i tak myślisz, że jestem przeciwko tobie. Nie wiem, jak mogłaś uwierzyć w te bzdury. Przecież wiesz, że Kamila to wariatka pierwszej klasy.
   Bo jesteś przeciwko mnie. Nie jestem łatwowierną osobą. Nie mam żadnych powodów, by ufać Kamili w jakiejkolwiek sprawie – zwłaszcza Kamili – ale czasami... czasami słyszę, co ona do mnie mówi. I potrafię myśleć, potrafię dojść do pewnych wniosków. Wariatka otworzyła mi oczy. Byłam tak zaabsorbowana chęcią życia, że nie przejrzałam twojego planu. No bo po co chciałbyś mi pomóc?
   Ściskała chusteczkę do nosa palcami lewej dłoni i płakała – wyła jak nigdy przedtem, nieświadoma wszystkiego, co działo się wokół.
   Usiadła na trawie, nie mogąc dłużej ustać na nogach.
   – Ej, Noel – odezwał się w pewnym momencie Kombinator. – Jesteś tam?
   Blondynka wydmuchała nosa. Przełknęła ślinę.
   – Czy ja kiedykolwiek ci powiedziałam, że wierzę w to, co ona wygaduje? – wydusiła z siebie. Łzy stale napływały do oczu. – Błagam, chociaż wywieź mnie z tej okolicy, bo będę miała kłopoty.
   – No dobra – ustąpił nastolatek. – I tak masz szczęście. Niewiele ujechałem.

*


   Nie mogła zmusić się do patrzenia. Próbowała przyzwyczaić się do obecności Katarzyny na przednim siedzeniu obok kierowcy, jednak za każdym razem odwracała wzrok niczym zagubione zwierzę. Zastanawiała się, czy małe chomiki czują się podobnie – zamknięte w klatce, bezbronne. Kiedy matka z jakiegoś powodu postanowi zagryźć potomstwo, dzieci mogą jedynie patrzeć, jak ich rodzeństwo żegna się z istnieniem. Nie mogą przecisnąć się pomiędzy prętami klatki i uciec. Ciekawe, czy mają podobny problem – są świadome tego, że wypadałoby obserwować matkę, unikać jej i liczyć na to, że zrezygnuje z „obiadu”, lecz one tego nie robią, nie mogą zmusić się do patrzenia.
   Noelia powinna dla swojego własnego bezpieczeństwa obserwować Profesor. Kto wie, czy podczas jej nieobecności w ręce szatynki nie trafił jakiś niebezpieczny przedmiot. Być może wręczył go jej sam Kombinator.
   Wyjęła smartfon z tornistra. Gdzie były zabudowania, zapewne był też internet.
   Podjęła ostatnią próbę spojrzenia na Profesor. Na szczęście dziewczyna wciąż tkwiła w tej samej pozycji – prawie, wszakże nie przestała zwijać się z bólu. Jęczała przeraźliwie jak palona żywcem. Tym razem wzrok Noelii utrzymał się dłużej na ciele ofiary. Blondynka była pewna, że to nie dzięki nowo nabytej odwadze, zaś strachowi przed odczytaniem wirtualnej wiadomości.
   Weź się w garść – rozkazała sobie, po czym zalogowała się na pocztę. Zmarszczyła czoło. Przecież napisała do niej wyłącznie Wiktoria. To nie mogło być nic rodem z horroru, prawda? Dotknęła palcem właściwego miejsca na ekranie i zagłębiła się w lekturze.

No elo, Kamila!
Czas skończyć z tą komedią. Wiem, że Kamila nie jest Twoim prawdziwym imieniem. Nazywasz się Noelia. Pewnie nawet nie pamiętasz, jak dotarłaś na mojego bloga. Tego typu rzeczy nie pamięta większość ludzi. Nie martw się, z Twoją pamięcią wszystko w najlepszym porządku. Oczywiście, to, że wybrałaś sobie imię Kamila jest dziełem przypadku, ale nasza znajomość internetowa już nie. Gdybyś nie zostawiała oczywistych śladów w internecie, być może nie połączyłabym Twojego konta na Facebooku z nazwą na Blogspocie. Nawet nie zorientowałaś się, że pokierowałam Cię ku mojemu blogowi. Wkleiłam link w treści jednego z anonimowo napisanych komentarzy. Nie doszłaś też do tego, że w rzeczywistości nie posiadam brata. Nikt do tego nie doszedł. Może dlatego, że otrzymywanymi pieniędzmi dzielę się ze znajomą, która wychowuje się sama. Nie dość, że palą i piją, to jeszcze mają małe dzieci. Dominika jest najstarsza. Dzieli ją od rodzeństwa spora przerwa.
Chciałam Cię poznać od dwóch stron. Mawiają, że nasza twarz internetowa jest ideałem, zaś ta pokazywana w najczarniejszych godzinach prawdą.
Na początku – owszem – chciałam Twojej śmierci. Sądziłam, że prawdziwi rodzice pozbyli się tylko mnie – że nie pozbyli się Ciebie. Gdy tylko zdobyłam dowód na to, że to nieprawda, przestałam Cię nienawidzić, choć prawdopodobnie nigdy nie nienawidziłam Cię tak naprawdę. Zaczęłam czuć nienawiść do Kombinatora. To on mnie okłamał. Chcę zaznaczyć, że nie znam go tak dobrze, jak uważasz. Chodziliśmy razem do szkoły i rozmawialiśmy – to wszystko. Niepotrzebnie opowiedziałam mu o niektórych rzeczach, chociaż czasami się waham. Nie wiem, jak bym postąpiła, gdyby mnie nie okłamał. Nie mam bladego pojęcia, dlaczego to zrobił. Zazdrościł mi czegoś? Ale czego można było zazdrościć dziewczynie, którą adoptowano i która nigdy do końca się nie przystosowała?
Tak, jesteśmy siostrami. Nie wiem, jakim cudem udało się mi i jemu zataić przed Tobą tę informację przez tak długi okres. Dlaczego nie powiedziałam Ci, że jestem Twoją siostrą? Na początku sądziłam, że doskonale wiesz, kim jestem. Myślałam, że czerpiesz perwersyjną radość ze świadomości, że lepiej Ci się żyje, że z Tobą było wszystko w porządku i dlatego nie zostałaś odrzucona. Dopiero później zaczęło do mnie docierać, że możesz nie mieć pojęcia, co jest grane, a znajoma znalazła dowód na to, że wszystko, w co do tej pory wierzyłam, jest fałszem: Ciebie rodzice także odrzucili. Z drugiej strony lubiłam tę naszą dziwną grę. Podziurkowała moje życie fascynującymi przeżyciami. Udowodniła, jak wielkie podobieństwo nas łączy. Ale teraz nie chcę już się bawić w to więzienie.
Jeśli mi przebaczysz, razem poszukamy naszych rodziców. Może w końcu pojęli, jak wartościowe dziewczyny wykasowali ze swojego życia. Jeżeli nie, damy im wycisk.
Czasami myślę o zaczęciu życia na nowo. Między innymi dlatego pozwoliłam się uwięzić. Gdyby wszyscy uwierzyli, że odeszłam, mogłabym zostać tym, kim zechcę. Jeżeli chcesz, możemy tu zostać przez jakiś czas. Moja znajoma będzie przynosić nam prowiant. Kiedy Twoi przybrani rodzice uwierzą, że jesteś martwa, zmienimy nasz wygląd nie do poznania. Odejdziemy stąd na zawsze i nie będziemy musiały się martwić o to, czy kogokolwiek zabijemy. Oficjalnie przestaniemy istnieć.
Jeśli mi nie przebaczysz, ucieknę. Nigdy mnie nie zobaczysz. Nie odkryjesz prawdy o rodzicach. Oni żyją – to już wiesz. Ale czy nie chcesz dowiedzieć się, dlaczego wtłoczyli Ci do głowy, że jest inaczej?
Czasami chce mi się śmiać z tego, że nie zauważyliście, że ktokolwiek was śledzi. Pamiętasz tamtego faceta, który przekazał Ci tamtą „przepowiednię”? Dominika podpuściła go, że to dla zabawy z dziećmi. Akurat o wiele młodsze rodzeństwo kręciło się w pobliżu, to biedaczyna uwierzyła. Oczywiście Dominika specjalnie zabrała rodzeństwo w tamto miejsce. Nie jest to problemem, kiedy rodziców nie obchodzi, gdzie przebywają ich dzieci. Ah, i to ona wysyłała Ci te wiadomości od „Wiktorii”. Większość z nich została podyktowana przeze mnie. To fantastyczne, że na świecie można jeszcze znaleźć tak lojalną istotę, haha. I tak sądzę, że Dominika jest lojalna, bo się mnie boi. Strach jest potężnym motywatorem.
Być może powinnam Cię przeprosić, jednak to niewłaściwe w naszym położeniu. Zamieniłam Twoje życie w piekło, ale nie jest mi przykro z tego powodu, jeżeli to piekło czegoś nas nauczyło.
Spotkajmy się tam, gdzie zwykle, normalnie. Bez więzów – jak człowiek z człowiekiem, jak siostra ze siostrą. Obiecuję, że będę mówić konkretami. Postaram się niczego nie zepsuć moją częstą ochotą na inny typ konwersacji.
Nie odpisuj. Skasuj tę wiadomość jak najprędzej. Podyktowałam ją Dominice (to oczywiste). Nie chcę, by miała kłopoty. Jak zapewne wiesz, internet tutaj można porównać do świni słuchającej grzmotu. Nic nie można zrobić, żeby szybciej chodził – czy żeby w ogóle chodził. Internet w takich ruderach jest znikomy. Cóż, to dobrze. Nikt nas nie namierzy.
Do zobaczenia! (Oby.)


Polska wersja tekstu pierwszego:
W twoim przypadku szukanie niewinności to jak szukanie kryptyd. Nigdy niczego nie znajdziesz. I nie mówię tego tylko dlatego, że to mądrze brzmi. Powinnaś zaakceptować to, kim jesteś. Powinnaś zaakceptować to, że jesteś winna. Nie powinnaś szukać tego, co nie istnieje...

Polska wersja tekstu drugiego (szyfr):

Przekład dosłowny: Zgaś ten obiekt przy pomocy tnącego ostrza, żeby Płynne Szczęście (tak, to Felix Felicis, hahahi) mogło wyłączyć światło i w studni, bez nas na pośmiertnym ostrzowaniu (wymyślony czasownik od wyrazu ostrze). Kuriozalne peryfrazy są nie do obycia (indispensable to niezbędny, nieodzowny, taka gra słowna).
Wiem, idzie się z tego uśmiać, ale chyba kumacie, o co biega w kołowrotku. ;P



Wszem wobec obwieszczam, że przetrwaliśmy kolejny koniec świata! Ile to już ich było...?
A skoro mowa o końcu świata, nudziło mi się w czasie przerwy (oglądałam wtedy Con Air: Lot skazańców) i natknęłam się na film Oblodzone miasto. Pięć do dziesięciu minut zajęło mi dojście do wniosku, że jest to film idiotyczny. Aż przypomina mi się człowiek jedzący kaktusy. I on nie był sam! Człowiek jedzący kaktusy, oczywiście. (: Widział ktoś nagranie na You Tube?
Sądziłam, że ten rozdział będzie ostatnim, ale taka już jestem, haha: często myślę, że wyjdzie mniej, a wychodzi więcej – dlatego to rozdział osiemnasty będzie rozdziałem ostatnim, jednakże będziecie musieli na niego sporo poczekać. Jestem wykończona. Nie chodzi o brak weny, a zwyczajne zmęczenie mentalne. O tym, że za kilka dni zaczynam studia nie wspominając (jak wiecie, studia zaczyna się miesiąc później). Niewykluczone zatem, że ostatni rozdział opublikuję za miesiąc, być może nieco później. Nie martwcie się! (; Na pewno go napiszę. Chyba nie sądzicie, że włożyłam tyle pracy w Więźnia niewinności tylko po to, żeby zostawić go bez zakończenia? ;D Poza tym, pragnę napomknąć, że istniał okres, w którym nic nie opublikowałam przez trzy tygodnie (spędzałam wtedy wakacje we Władysławowie, jak niektórzy pamiętają – haha, spędziłam tam jedynie tydzień, ale to i tak wywołało drobne opóźnienia).
O zgubieniu się w lesie nie będę tu nawijać. Wszyscy, którzy muszą wiedzieć o tym wydarzeniu, zostali poinformowani, haha. Ale jak ktoś spyta, mogę mu prywatnie opowiedzieć. (: Dzisiaj też byłam na grzybach. (: Eem... wczoraj, biorąc pod uwagę to, że już grubo po północy. Dobrze, że tym razem nie powędrują na suszenie.
Moje sny bywają walnięte. Śniło mi się, że przeprowadzałam wywiad z moją nauczycielką od matematyki z liceum. Innym razem Jacyków ukrył się w mojej szafie i twierdził, że cudem uniknął zabójstwa. A, i przyniósł ze sobą szczura. Widocznie chciał go przed mordercą ocalić. ;D Pamiętam jeszcze, że oglądałam przelot asteroidy przez teleskop w jednym ze snów. Zarąbiste (Zarębę z Mam talent kojarzycie?) te sny, nie ma co! ;P
Znacie utwór Condemned to Silence – Trees of Eternity? Genialny tekst! (: Wpiszcie również w You Tube Aleah – Vapour, jeśli chcecie usłyszeć inny utwór tej samej wokalistki. Ten wyjątkowo przypadł mi do gustu, chociaż tekst jest w tym przypadku bardziej pospolity. Ciekawy tekst ma również Stellar Tombs – Draconian.
Jak tak sobie rozmyślam o genialnych tekstach, od razu do głowy przychodzi mi, między innymi, utwór Dusk and Void Became Alive – Die Verbannten Kinder Evas (akurat dzisiaj, jutro może to być coś innego). Tekst wprawdzie śpiewany jest w taki sposób, że trudno cokolwiek usłyszeć, ale zaufajcie mi – melodia iście niebiańska. Najlepszy efekt daje słuchanie w słuchawkach najgłośniej, jak się da.
Hahah, dzisiaj ja i mama zagrałyśmy w pewną grę – na podstawie osobowości uczestników The Voice of Poland próbowałyśmy przewidzieć, kto wybierze którego z jurorów po odwróceniu się foteli. Co zadziwiające, nie pomyliłam się ani razu, czyli moje zdolności do analizowania to chyba coś więcej niż szczęście. Niezły ze mnie Sherlock, hihia. (I od razu dajmy rżenie konia, żeby większe roślinki urosły.) Dobra, gdyby za każdym razem odwracali się wszyscy, nie dałabym rady. A potem oglądałam wspólnie z mamą i tatą jeszcze raz Milczenie owiec, więc wiecie, że opublikowałam rozdział straaszliwie późno. Tia, i tak na blogu pokaże się inna godzina (czy raczej dzień publikacji), jestem o tym poinformowana. ;P
Do przeczytania! (:

poniedziałek, 11 września 2017

ROZDZIAŁ XVI

   W pomieszczeniu nastała grobowa cisza, przerywana jedynie uderzeniami trzech serc. Pierwsze – pompujące krew Kamili – zachowywało się niepokojąco zwyczajnie, jakby tego typu sytuacje przestały wywierać na nim jakiekolwiek wrażenie. Drugie – będące własnością Noelii – utknęło w połowie drogi pomiędzy paniką a spokojem. Tempo bicia należało uznać za dość szybkie, lecz nie wystarczająco szybkie, aby świadczyło o panice – czego nie można było powiedzieć o sercu przybysza.
   Zakrywszy palcami usta, Katarzyna zatrzymała się w wejściu z wybałuszonymi oczyma.
   Na co czekasz? Jestem bezbronna. Możesz ode mnie uciec. Nie zdołałabym cię dopaść. Pewnie podejrzewasz, że jeśli nie ja, złapie cię Kombinator. Nie zauważyłaś, że w oknach nie ma szyb, ani jak blisko gruntu się one znajdują? Jeżeli boisz się wyjść wyjściem, wyjdź oknem – chyba że sądzisz, że ktoś tam na ciebie czeka. Nie, to i tak jest bez sensu. Człowiek o zdrowych zmysłach doszedłby do wniosku, że i tak warto podjąć próbę.
   – Dlaczego aż tak bardzo zależało ci na wejściu do tego budynku? – zapytała Noelia zachęcająco.
   Szatynka zgarbiła się, uzmysłowiwszy sobie, że nikt nie zamierza jej zaatakować – jakby była balonem napompowanym do granic wytrzymałości, z którego uleciało powietrze. Zdjęła palce z warg i schowała je za plecami.
   – Po prostu poszłam za tobą – oznajmiła cichym, łamiącym się głosem. – Ten twój kolega próbował mnie zatrzymać, ale jak widać, nic z tego. – Wyciągnęła obie dłonie zza pleców, nieco się przy tym krzywiąc. Rozczapierzyła palce. Tak jak Noelia podejrzewała, nie było na nich zadrapań.
   – Mam nadzieję, że nie biłaś go drewnem po twarzy – zażartowała szarooka. – Nie byłoby to miłe z twojej strony.
   Z tyłu dał się słyszeć cichy chichot. Noelia odwróciła się. Zamierzała posłać w stronę więźnia mrożące krew w żyłach spojrzenie. O czym zapomniała niemal natychmiast, gdy przed jej oczami pojawiła się zabiedzona blondynka kręcąca powoli głową. Jakby wariatka znała jej myśli!
   Noelia spojrzała wymownie w górę, po czym odwróciła się gwałtownie niczym oparzona. No tak, świadomość istnienia kogoś takiego jak Profesor prawie w całości wyparowała z jej głowy. Szczęśliwie nastolatka nadal tam tkwiła, tym razem jednak z ustami ściśniętymi w wąską linię oraz w wyjątkowo nietypowym rozkroku, zbyt szerokim. Z pewnością nie potrafiła zdecydować, co się bardziej opłaca – przygwoździć przeciwnika do ziemi czy zwiać.
   – Hej – odezwała się niepewnie szatynka. – Jak masz na imię?
   Noelia wywróciła oczami.
   – Kamila – usłyszała. – A ty?
   – Katarzyna – odparła Profesor, trochę zbyt pospiesznie – ale nikt mnie tak nie nazywa. Dla innych jestem Profesor albo czasami Kaśką lub Kachą. Jeszcze brakuje Kataru i idealnie... to znaczy, gdyby wołali za mną Katar albo Profesor.
   Nastolatka – prawdopodobnie nieświadomie – wykonała kilka kroków w kierunku uwięzionej.
   – Profesor z Kataru – zaproponowała Kamila.
   Noelia zmarszczyła nos, niezbyt zadowolona z przebiegu rozmowy.
   – Dokładnie – zgodziła się Katarzyna. – A ty... miałaś jakieś pseudonimy?
   Noelia skupiła wzrok na uwięzionej. Zdołała wychwycić zaskakująco naturalny uśmiech dziewczyny. Jakby rozmowa na poziomie dziecka sprawiała jej przyjemność. Nie – jakby to była jedyna czynność, jaka sprawiała jej przyjemność.
   – Tak, byłam tą panią na szczudłach – powiedziała wariatka tajemniczo. Uśmiechnęła się, ukazując niemyte od dawna, żółte zęby.
   Nie przyniosłam szczoteczki – pomyślała Noelia, zbulwersowana. Wiadomo, czyja to była wina. I gdzie, u licha, podział się Kombinator?
   Profesor, obdarzywszy szarooką przelotnym spojrzeniem, skrzywiła się – bardzo możliwe, że zarówno od smrodu, jak i widoku brudnych zębów.
   – Na szczudłach? To musiało być ciekawe doświadczenie.
   – O tak – zgodziła się wariatka. – Pewnego razu, kiedy szliśmy grupą na jedną z tych nudnych wycieczek, znajomy powiedział, że jeśli będę się tak wlokła, to w końcu utknę w szkole. – Wsunęła język na jedynki. – Ja na to: nie rób rabanu z rabarbaru, już idę, na szczudłach.
   Te słowa wywołały mimowolny uśmiech na ustach Noelii. W pośpiechu odwróciła głowę, by nikt nie mógł go dostrzec. Jej oczy napotkały zagubiony wyraz twarzy Katarzyny.
   – Za późno – poinformował więzień głosem pozbawionym zjadliwości; stwierdził fakt. – Reszta to usłyszała i nie wiem, czy to faktycznie było tak śmieszne, czy jakiś idiota to powtarzał i powtarzając uczynił śmiesznym.
   Pod naporem spojrzenia Noelii Profesor skierowała wzrok na swoje buty – czarne baleriny na gumce.
   – Chyba nawet znam imię tego idioty – Kamila zdawała się nie przejmować tym, że prawdopodobnie nikt jej nie słucha. – To on powiedział, że tak trzeba i naszym mottem od tej pory będzie: „spiesz się powoli”.
   Katarzyna wyminęła Noelię. Stanęła tuż przed pustą miską na wodę. Podniosła naczynie i zaczęła się mu przyglądać. Można było odnieść wrażenie, że dziewczyna poszukuje jakiejś niedoskonałości – wgłębienia, wypustki bądź odprysku – lecz nic takiego nie znalazła. Zrezygnowana, odłożyła miskę na miejsce.
   – Pewnie nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo cuchniesz – skomentowała. – Kiedy ostatnio piłaś?
   Kamila przekręciła głowę nieco w prawo. Zanurzyła się w myślach, próbując wyłowić z nich odpowiednią informację.
   – Mogę mówić, zatem jeszcze nie jest tragicznie – oświadczyła. – Nie krwawię i nie otaczają mnie piranie... jeszcze. Nie, z pewnością otacza mnie jedna pirania.
   – Którą jest...?
   – Jesteś ty.
   – Jakim cudem? – uniosła się gniewem Profesor. – Na miłość boską, przecież Noelia cię więzi, nie ja!
   Wszyscy ludzie to piranie – taka myśl kiedyś odwiedziła umysł Noelii, jednakże blondynka wyrzuciła ją za drzwi, nim zdążyła w pełni się rozgościć. Teraz nastolatka próbowała ją odzyskać. Ale skoro wariatka doszła do podobnego wniosku, oznaczało to...
   – Nie wiesz tego? – Kamila wyglądała na prawdziwie zdumioną. Przymknęła oczy. – Wszyscy ludzie to żerujący na innych piranie. Ci, którzy się do tego przyznają... ci, którzy zaakceptowali rzeczywistość i nie próbują jej zmienić, nie są piraniami.
   – Co to ma wspólnego z nią? – Katarzyna wskazała stojącą z tyłu dziewczynę.
   Uwięziona wzruszyła ramionami.
   – Nie wiem – odpowiedziała lekceważąco. – Być może tacy ludzie jak Noelia potrafią zasiąść do uczty i nie wstydzą się rozbierania do rosołu. Wiedzą, że to konieczne, bo wtedy się nie poplamią.
   Noelia z trudem ukryła uśmiech. Wariatka nie kończyła zadziwiać. W jej ustach obelga brzmiała niczym komplement. W dodatku dziewczyna nie ukrywała prawdziwej osobowości, a chwaliła się nią jak fotografią przedziwnego zjawiska.
   – Potrafią obnażyć swoje wady, czy tak? – dokończyła odruchowo szarooka.
   Katarzyna skrzywiła się. Spojrzała ostrożnie w stronę Noelii, co okazało się pomyłką. Zdeterminowane spojrzenie blondynki wywoływało gęsią skórkę.
   – Naturę, nigdy wady – poprawiła Kamila. – Tylko pomyśl, jakie by to było widowisko, gdyby za każdym razem zdejmowało się bluzkę i spodnie przed zasiadaniem do rosołu czy innego posiłku. Wszystko po to, żeby uniknąć plam.
   Tym razem Noelia nie mogła się nie zaśmiać – bez względu na to, jak nieodpowiednie to było.
   – Chyba wiem, dlaczego tak się zachowujesz – oświadczyła, kiedy jej twarz przestała zdradzać jakiekolwiek oznaki rozbawienia.
   – Tak?
   Jasnowłosa przełknęła ślinę.
   – Odkrywasz swoją osobowość jak diament – zaczęła pewnym siebie głosem – podarowany drugiej osobie w prezencie. Chwalisz się nią niczym znalezieniem meteorytu. Tylko ty wiesz, że kiedy ta druga osoba straci czujność, ukradniesz diament. – Zerknęła w kierunku Profesor. Zagubiony wyraz twarzy rówieśnicy zdradzał, że nie ma bladego pojęcia, co jest grane. Ucieszyło to Noelię. Mniejsze prawdopodobieństwo, że dziewczyna nagle odzyska zmysły i ucieknie. – Ukradniesz także meteoryt. Wiesz, że nie sprawi ci to żadnego kłopotu. Wiesz, że ta druga osoba straci czujność i nie ma nikogo, kto czuwałby za nią.
   Kamila zmarszczyła czoło. Niechybnie zastanawiała się nad kolejnym pytaniem.
   Noelia ponownie wbiła wzrok w Katarzynę. Nie z konieczności – nie chciała dawać Kamili okazji do rozpoczęcia zupełnie innego tematu. Nie musiała nieustannie obserwować szatynki. Nieprawdopodobne, by dziewczyna zdołała się wymknąć niezauważona – nie, jeśli stała tak daleko od wyjścia.
   – Nie pomyślałaś kiedyś, że zarówno diament, jak i meteoryt mogą być podróbką?
   – Oczywiście – odparła Noelia, kierując wzrok w stronę więźnia. – Jednak nie sądzę, byś była w stanie tak długo odgrywać wymyśloną rolę.
   – Nie musi być w całości wymyślona – zauważyła Kamila, po czym zakasłała. – To bardziej efektywne, no i mniej męczące.
   Noelia już zamierzała podnieść głos, kiedy niespodziewanie towarzysząca obu blondynkom szatynka wykonała kilka szybkich kroków w tył i rzuciła się w kierunku wyjścia. Niewiele myśląc, Noelia ruszyła za nią, gotowa zatłuc nastolatkę na śmierć. Profesor zasługiwała na to. Może gdyby ładnie poprosiła o życie i obiecała, że nikomu nie wyjawi prawdy, Noelia pozwoliłaby jej dalej włóczyć się po tym ziemskim padole.
   – Nie – zapiszczała Katarzyna, kiedy niespodziewanie pół metra przed nią jak z ziemi wyrósł Kombinator. Złapał dziewczynę za ręce, uniemożliwiając ucieczkę.
   Profesor wierciła się i kopała, ale nic nie mogła zdziałać. W końcu, pojąwszy, że nie ma żadnych szans, przestała się szamotać.
   A więc czekałeś na zewnątrz. Chciałeś zapewnić nam iluzję prywatności.
   Noelia posłała Kombinatorowi szeroki uśmiech. Dobrze się spisał.
   Wystarczyło jedynie przynieść nóż. Leżał tuż przy wejściu do sąsiedniego pomieszczenia. Jasnowłosa zostawiła go tam podczas poprzedniej wizyty. Była pewna, że nawet jeśli przyjaciel Maćka powstrzyma ją od popełnienia zabójstwa, Profesor wystraszy się w takim stopniu, że nikomu nie zdradzi, co tutaj tego dnia zaszło. Wtedy przynajmniej dziewczyna usunie z głowy pomysł usprawiedliwiania swoich czynów zamartwianiem się o losy drugiego człowieka i może wyjawi, dlaczego tak naprawdę uczepiła się Noelii. Ale niby dlaczego Adrian miałby nie dać pozwolenia na morderstwo? Według postawionego warunku to wariatka miała pozostać na tym świecie, nie Katarzyna.
   Kamila zacmokała z niezadowoleniem.
   – Wiem, o czym myślisz, Noelia – oznajmiła chłodno.
   Blondynkę przeszły ciarki na dźwięk własnego imienia.
   – Próbujesz wymyślić wątki, które pozwoliłyby dziewczynie na życie – ciągnęła Kamila – a jednocześnie planujesz morderstwo. – Kiedy ten ostatecznie brzmiący wyraz opuścił usta dziewczyny, Profesor mimowolnie pisnęła. – Tak samo jak ludzie, którzy chcą końca świata – dodała dobitnie uwięziona.
   Szatynka pokręciła głową. Ze strachem w oczach spojrzała na Noelię. Noelii wydawało się, że wyszeptała: „mylisz się”.
   – Nie widzę analogii – powiedziała twardo Noelia.
   – Oczywiście, że nie widzisz. Z powodu przemęczenia, o którym już wspominałam.
   Noelia odwróciła się plecami do Kombinatora i Katarzyny.
   – Cieszy cię to, prawda? – zapytała. – Czerpiesz radość z niszczenia życia innym ludziom, czyż nie?
   – To zależy – poinformowała druga blondynka. Na jej twarzy zamajaczył paskudny uśmiech. – Ludzie chcą końca świata: takiego, który spotkałby prawie wszystkich oprócz nich i paru innych osób, które uważają za ważne. Wszystkie ich dotychczasowe problemy zostałyby wówczas wyeliminowane... ale jednocześnie ludzie nie chcą, żeby wszystkich pozostałych mieszkańców Ziemi zabrała śmierć.
   Najlepiej jeszcze, gdyby po „końcu świata” nie szerzyły się żadne epidemie, a do powietrza oraz gleby nie przeniknęły substancje chorobotwórcze – by nie było niczego, co mogłoby się przyczynić do ukrócenia życia. Noelia kiedyś marzyła o podobnym świecie, jednak szybko uzmysłowiła sobie, iż taki stan rzeczy nie istnieje w przyrodzie. Prędzej udałoby jej się pocałować milion kobr z rzędu, niż matka natura zgodziłaby się na podarunek wyśnionego globu.
   – Musi być zabawnie patrzeć, jak wszyscy ulegają twojej woli, jak łamią się niczym zapałki. Zawsze wtedy, kiedy ty tego pragniesz...
   Kamila uniosła głowę.
   – Tutaj się z tobą zgodzę – wtrąciła – jednak musisz wiedzieć, że nie życie każdego chcę złamać jak zapałkę.
   – Ja widocznie zostałam wpisana na listę do złamania, skoro chcesz, aby Katarzyna żyła.
   Wypowiedziawszy te słowa, Noelia ponownie stanęła przodem do trzymanej przez Kombinatora nastolatki. Ta w dalszym ciągu się nie wyrywała.
   Próbuje uśpić czujność Kombinatora – wyjaśniła sama sobie jasnowłosa. – Jeśli tylko ja zacznę się kłócić w najlepsze z wariatką, a Kombinator ją puści, dziewczyna weźmie nogi za pas. Znajduje się dość blisko wejścia. Nie musi się obawiać, że ją dopadnę. Prędzej udałby się ten wyczyn Kombinatorowi, a on nie jest skory do zabójstwa.
   Z tyłu dobiegł odgłos kasłania – jak gdyby sam proces myślenia szarookiej przeszkadzał Kamili w układaniu wypowiedzi.
   – Fascynujące, jak człowiek żyje we własnej muszli... skonstruowanej z myśli i przeżyć, nigdy nie podziwiając niczego więcej prócz czasami niewygodnego wnętrza. Ty sądzisz, że moim celem jest zniszczenie twojego życia, zaś według mnie jest nim ocalenie cię od więzienia i dźwigania winy.
   Gdybyś naprawdę chciała uchronić mnie przed więzieniem, nie dawałabyś mi powodu, abym się w nim znalazła. Gdybyś faktycznie chciała pozbawić mnie poczucia winy, nie robiłabyś wszystkiego, by go spotęgować.
   – Wiem, jak uniknąć więzienia – powiadomiła Noelia absurdalnie pewnym siebie tonem głosu. Obróciła się w kierunku wroga. Ich spojrzenia się spotkały. – Wina zaś nie będzie istnieć, kiedy nie będzie wiedział o moim przestępstwie nikt oprócz ciebie i mnie... no i Kombinatora.
   – Mamy tu podręcznikowy przykład efektu Krugera-Dunninga – wygłosiła Kamila, zaczynając się bujać delikatnie w przód i tył. – Przeceniasz swoje umiejętności, Noelia. – Wariatka napełniła policzki powietrzem jak chomik gromadzący zapasy, by z wolna je wypuścić. – Nie tak łatwo uniknąć więzienia, chyba że zdołasz przekonać nawet najbliższych, że nie żyjesz.
   Noelia miała ochotę przekazać związanej, że naprawdę jej odbiło, lecz ostatecznie się wycofała.
   Tymczasem więzień oblizał wysuszone wargi, uzmysławiając obecnym, jak długo nie tknęły wody.
   – Jeśli słabo odczuwasz winę, ograniczyłabym liczbę osób, która wie o zabójstwie – poradził. – Nie potrzebujemy kogoś takiego jak Kombinator, by dobrze się bawić w piaskownicy.
   Noelia mimowolnie zerknęła w stronę Adriana. Następnie jej wzrok powędrował w dół – na nadgarstki Katarzyny, schwytane w żelaznym uścisku silnych rąk – po czym przesunął się na szarozieloną tunikę bez rękawów i czarne legginsy, aż napotkał czarne baleriny na gumce. Jedną z balerin przytrzasnął czarny but przypominający gumowiec.
   – Zdajesz sobie sprawę, że zaproponowałaś zabicie go tuż przed jego własnym nosem? – spytała, wróciwszy do poprzedniej pozycji.
   Kamila wydała z siebie odgłos przywodzący na myśl śmiech.
   – Tuż przed nosem nie, ale przed uszami owszem – rzekła, marszcząc brwi. – I tak... mogłoby to wyglądać, jakbym chciała uśmiercić Kombinatora. – Wariatka uniosła prześmiewczo kącik ust. – Nie chcę. Zapędziłam się w analizowanie sensownych rozwiązań.
   W srebrzystej toni pani jeziora wabi młodzieńców i wzywa ich – nuciła w myślach Noelia. Próbowała się uspokoić. W takim stanie tylko chwila wystarczyła do samozapłonu. Wówczas wszystko zostałoby bezpowrotnie utracone. Jeżeli rzuciłaby się teraz na wariatkę, straciłaby szansę na zabicie Profesor...
   Niespodziewanie szatynce udało się kopnąć więżącego ją chłopaka w nogę. Wbiła łokcie w jego brzuch, usiłując za wszelką cenę się wyswobodzić.
   – Co z nią robimy? – odezwał się Kombinator, za co otrzymał nagrodę od Noelii w postaci drobnego uśmiechu.
   Kamila pociągnęła nosem, jak gdyby usłyszała coś niebywale śmiesznego. Noelia odnosiła wrażenie, że blondynka wcale nie uważała tej sytuacji za zabawną; to była jedynie prowokacja. Nie wiedziała tylko, w jakim celu. Przecież jeśli dziewczyna będzie zachowywała się jak nienormalna, nic nie zyska.
   Ale przecież ona jest nienormalna! – upomniała siebie Noelia, nie pojmując podwójności własnych myśli. To po prostu nie trzymało się kupy. Kamila była raz inteligentna, innym razem głupia, raz świrnięta, innym razem całkiem normalna. To kim ona właściwie była? Noelii sprawiało trudność przyznanie się do tego, że zanim cokolwiek dziewczynie zrobi, musi poznać prawdę. Korciło ją jednak także, by zatopić ostrze noża w ciele związanej i na zawsze rozstać się z problemami. Nie cierpiała tego niezdecydowania. Musiała się go czym prędzej wyzbyć. Wściekła, zaczęła nucić dalszy ciąg piosenki. Ten, co przybędzie, uciec nie zdoła. Ciemne głębiny na wieki zamkną nad nim się...
   – Co z nią robimy? – powtórzył Kombinator. Jedna dłoń chłopaka tkwiła na brzuchu Katarzyny, druga przy szyi w ostrzegawczym geście. Katarzyna na powrót zastygła w bezruchu. Jedynie klatka piersiowa się unosiła. Dziewczyna bez wątpienia coś knuła.
   – Według ciebie lepiej, żeby żyła, czy wolałbyś się jej pozbyć? – spytała Noelia zerkając w stronę wyjścia. Jeśli Kombinator i Profesor przemieszczą się nieco w bok, zdoła wydostać się z pomieszczenia. W razie przyparcia do muru i wyczerpania wszystkich opcji należało biec po nóż.
   – Panienka znowu szaleje – stwierdził niezmiennym głosem Kombinator. – Nie chcę tu niczyjej krwi, chyba że to keczup by robił za krew.
   Chłopak przesunął prawą dłoń nieco w lewo, aby pilnowanie dziewczyny wymagało mniej wysiłku. Profesor na nowo poczęła się wyrywać. Usiłowała nawet ugryźć Kombinatora w rękę – tę, która pilnowała szyi. Oczywiście ,,usiłowała” oznacza akcję zakończoną fiaskiem – zauważyła z zadowoleniem Noelia.
   – Więc co? – odezwała się odważnie szarooka, ignorując dochodzące zza pleców parsknięcie. – Przygotowujemy miejsce zbrodni tak, by rodzice uwierzyli, że nie żyje, a ją więzimy tak samo jak Kamilę? – Uwięziona wydała okrzyk zaskoczenia, co wprawiło Noelię w jeszcze gorszy humor. – Wariatce przydałoby się towarzystwo, chociaż nie wiem, ile czasu by z Kachą wytrzymała w jednym pomieszczeniu. Pewnie krócej niż Kacha z nią.
   Noelia mimo wszystko podejrzewała, że Katarzyna gorzej znosiłaby obecność „współlokatorki” potrafiącej doprowadzić każdego do białej gorączki, niż Kamila, która do tej pory jakoś radziła sobie z podobnymi przypadkami.
   – Noel, to raczej ty jesteś wariatką, nie ona – wydusił z siebie Kombinator, stale walcząc z Katarzyną. – Na miłość krowy, trzymaj ją, bo ja tak dalej...
   Noelia zbliżyła się do szatynki. Stanęła z boku, przykucnęła i za wszelką cenę starając się nie oberwać butem w twarz, pochwyciła dziewczynę za obie nogi. Wydawało jej się, że twarz Adriana wyraża drwinę, pomimo tego, że przez kominiarkę nie mogła dostrzec nic prócz oczu chłopaka.
  – Gdyby tak naprawdę się wyrywała zamiast udawać, że chce nam uciec, już byś ją puścił – zaobserwowała z chorą satysfakcją. Z wolna zaczęła się podnosić, zmuszając nogi Profesor do powietrznej tułaczki. – Poza tym, ta jędza, Kamila, próbowała mnie zabić! – dodała z oburzeniem.
   – Skąd wiesz, że tak naprawdę było? – dał się słyszeć głos Profesor. – Może ktoś przekazał ci niewłaściwą informację.
   Jeśli istotnie tak było, nadawcą niewłaściwej informacji była Kamila, nikt inny.
   Poczuła silne pociągnięcie w dół. Ścisnęła nogi Profesor jeszcze bardziej. Czuła, jak środkowy palec wbija się w skórę szatynki. Niebawem utworzy ranę i ciszę rozetnie rozkoszny krzyk. Rozpęta on serię niefortunnych zdarzeń, a te doprowadzą do śmierci.
   Nie – oprzytomniała Noelia. – Najpierw muszę ją puścić, żeby pójść po nóż.
   Przypomniawszy sobie o zabiedzonej dziewczynie czekającej na odpowiedź, obejrzała się przez ramię. Blondynka o ciemniejszych włosach definitywnie nie zapomniała o swoich słowach. Wskazywało na to badawcze spojrzenie przywodzące na myśl lekarza poszukującego oznak choroby u pacjenta oraz wargi, złożone jak do gwizdania. Wzrok Noelii prześlizgnął się wyżej, na pozlepiane włosy i na grzywkę, która zniknęła. Szkoda, że nie mogła ujrzeć zaschniętej kropli krwi. Krew była fascynująca – kiedy znajdowała się w organizmie człowieka, płynęła niczym rzeka, natomiast gdy wydobywano ją na zewnątrz, szybko wysychała.
   – Gdyby tak było, doszłabym do tego – dała do zrozumienia jasnowłosa.
   A gdyby wodę zamienić miejscami z krwią? Co, gdyby to woda płynęła w organizmach ludzkich? Noelia potrząsnęła głową, jakby to miało pomóc jej w uwolnieniu się od tej nietypowej myśli.
   Oczy uwięzionej rozszerzyły się teatralnie.
   – Wątpię, pani detektyw – stwierdziła. – Widzisz, nie wszyscy ludzie są identyczni.
   Noelia poczuła kolejne szarpnięcia. Wzmocniła uścisk, o ile było to jeszcze wykonalne.
   – Wygląda na to – kontynuowała wariatka – że masz do czynienia z osobą wystarczająco inteligentną, by zdać sobie sprawę z tego, że naśladując innych ludzi nic nie osiągnie.
   Ty też padłaś ofiarą efektu Krugera-Dunninga, pani ekspert od psychologii – pomyślała z przekąsem Noelia. Pod środkowym palcem prawej ręki poczuła przyjemną wilgoć krwi.
   – Naśladując innych ludzi, tak? To może zrobić tylko...
   Katarzyna nie krzyknęła – zaobserwowała z opóźnieniem Noelia. Zamiast tego dało się słyszeć ciche pokasływanie uwięzionej. Najwyraźniej uważała poczynania Noelii za zabawne.
   – Przestań się rzucać i pomyśl – poleciła Kamila, gdy spostrzegła, że Noelia znowu patrzy przez ramię w jej kierunku. – Nie nazwałam cię głupią kłodą.
   W myślach na pewno nazywasz, bo nie mogę odszyfrować, czego ode mnie chcesz. Myślisz, że jesteś geniuszem, że jesteś ponad wszystkimi, bo istota podobna do ciebie nie jest w stanie pojąć, dlaczego pozwoliłaś się uwięzić. Uważasz, że nie wiem, kim jesteś i chwalisz się tym. Każesz mi myśleć, sądząc, że to doprowadzi mnie do rozpaczy, a ta skieruje mnie na drogę destrukcji. Tobie chodzi wyłącznie o zniszczenie mojego życia, prawda? Nie chcesz mnie zabić w sposób dosłowny. To zostawiłoby krew na twoich rękach. Chcesz, bym zabiła samą siebie.
   Noelia pozwoliła sobie zachować te myśli na później. Konwersacja wciąż trwała. Wariatka nie sprowadzi jej na inne tory.
   – Ja za to teraz ciebie nazwę głupią kłodą, głupia kłodo – powiedziała podniesionym głosem Noelia, po czym wykrzywiła usta.
   Kombinator pokręcił głową, sygnalizując, że ma serdecznie dość tego typu zachowań. Ścisnął mocniej nadgarstki Katarzyny, żeby jej nie upuścić.
   – Nieładnie – Kamila opatrzyła komentarzem słowa drugiej blondynki. – Przypominasz mi muchę, która widzi pająka, ale nie dostrzega pajęczyny.
   – Noelia... – zaczął Kombinator, obserwując podrygującą głowę Profesor. Szatynce ewidentnie nie podobało się to, że nie mogła jej na niczym oprzeć.
   – Jeśli jestem muchą, to tylko i wyłącznie Anną – Noelia spróbowała obrócić wypowiedź uwięzionej w żart.
   Czuła, jak Katarzyna wyślizguje się z uścisku, lecz nie reagowała,  za priorytet uznawszy odpłacenie się Kamili. Idiotka nie będzie porównywała kogoś takiego jak ona do insektów. Gdyby chociaż porównała ją do jaszczurki tracącej ogon, nie protestowałaby, ale to... Noelia nie chciała, by myślano o niej jak o ofierze. Na to mogli sobie pozwolić ludzie słabi – ludzie, którzy nie łaknęli zmian.
   – Pomijając – ciągnęła Noelia, a w jej głosie dźwięczała furia – to twoje odmienne zachowanie świadczące o inteligencji... gdybyś faktycznie była tak inteligentna, jak ci się wydaje, po upływie około trzech dni powiedziałabyś, co jest grane.
   Kamila przekrzywiła głowę. Przypatrywała się Noelii z podekscytowaniem. Jak gdyby w pomieszczeniu pojawił się mały dinozaur – mały i wystarczająco groźny, aby wyrządzić krzywdę, aczkolwiek niezupełnie.
   – Skąd miałabym wiedzieć, co jest grane, skoro ty mi nie powiedziałaś? – zainteresowała się wariatka. Położyła głowę na kolanach. – Gdybym wiedziała, co się dzieje, oznaczałoby to, że jestem częścią zamieszania.
   Katarzyna upadła na beton. Noelia nie mogła pojąć, jakim cudem doszło do owej sytuacji. Obserwowała tylko z przerażeniem w oczach, jak szatynka turla się na bok, wstaje na nogi i biegnie w stronę dziury, która w zamyśle właścicieli miała być oknem. Kombinator pospieszył za dziewczyną, próbując za wszelką cenę ją zatrzymać.
   Kamila rzuciła Noelii zaciekawione, jednocześnie pełne nadziei spojrzenie – i to ono ją orzeźwiło. Szarooka puściła się pędem w kierunku wyjścia z pomieszczenia.
   Kiedy Noelia wróciła na miejsce z nożem, Adrianowi udało się schwytać Profesor za łokcie oraz podstawić jej nogę. Szatynka potknęła się. Znów wylądowałaby na betonie, gdyby nie podtrzymały jej silne ręce chłopaka.
   Teraz albo nigdy – postanowiła Noelia, zbliżając się ku Profesor. Odnosiła wrażenie, że trzęsą jej się kolana, ale brnęła dalej. Przyspieszyła.
   Jeśli spaceruje się po drewnianym moście, którego boki gdzieniegdzie zanurzone są w wodzie, człowiek się chwieje oraz łatwo o upadek. Jeśli zaś most przemierza się w biegu, choćby się trząsł, nie traci się równowagi. Co więcej, nie dostrzega się, jak bardzo most się rusza.
   Uniosła nóż, patrząc w okryte trwogą piwne oczy. Nie zwracała uwagi na nic więcej. Chciała zapamiętać wyłącznie oczy – przerażone, pałające nienawiścią, promieniujące zdradą.
   – Nie! – usłyszała. Głos nie należał ani do Katarzyny, ani do Kombinatora. To wariatka bawiła się jej reakcjami.
   Przykro mi, Kamila. Udowodnię ci, że się mylisz. Ja naprawdę potrafię zabić. Może jeszcze nie przyszła kolej na ciebie, ale bądź pewna, że to ja będę twoim końcem – twoim cholernym zbawieniem, jeżeli wierzysz w takie rzeczy. Nie, nie wierzysz. Według ciebie wiara to rzecz zbędna i idiotyczna.
   – Powiedz mi jedno, Profesor, dlaczego tak dziwnie się dzisiaj zachowywałaś? – wydobyła z siebie z trudem. – Jeśli mi to powiesz, coś wymyślimy i pozwolę ci żyć.
   Oddychanie nigdy nie sprawiało Noelii takich problemów, zupełnie jakby na jej klatce piersiowej położono beczkę z piwem. Musiała zrzucić z siebie tę beczkę.
   – Daj mi tylko powód, bym pozwoliła ci żyć – wykrztusiła, przybliżając nóż do ciała Katarzyny.
   – Noelia – odezwał się Kombinator; po raz pierwszy w jego głosie czaił się niepokój. – Nie rób tego. – Odsunął lekko Profesor. Nastolatce zbladła twarz ze strachu. W dodatku dziewczyna sprawiała wrażenie nieco nieprzytomnej. – Kamila, przestań ją prowokować – upomniał, patrząc związanej prosto w oczy. – Choć raz mogłabyś pomyśleć, że twoje zachowanie negatywnie wpływa na Noelię. Diabli na grzędzie, najlepiej się nie ruszaj.
   Choć raz? A jednak się znacie.
   Nóż powędrował w dół – w poszukiwaniu miękkiej skóry, przez którą mógłby się przebić.
   Popełniła błąd. Tego rodzaju błędy, wystawione na światło dzienne, plamią reputację. Promienie Słońca parzą, jakby gwiazda zaczęła już pożerać Błękitny Glob. Właściciel pragnie otulić się mrokiem i na wieki pozostać pod jego ochroną. Lecz ucieczka nie istnieje. Dla Ziemi wybiła ostatnia godzina.
   Nie, jeszcze nie – uzmysłowiła sobie Noelia. Czuła, jak powietrze opuszcza jej organizm, jak jego nowa porcja dociera do płuc. Oddychała. Żyła. Kamila nie zdołała jej pokonać, nie zdoła nikt. Wyczołgała się z dziury raz, zrobi to po raz drugi. Zlikwiduje Kombinatora lub przekona go, by zawiózł Profesor do szpitala. Pierwsza opcja była bardzo ryzykowna. Profesor mogła się wymknąć, gdy jasnowłosa usiłowałaby zadźgać Kombinatora na śmierć – to jest, jeśli on sam nie zdołałby przedtem zwiać. Co gorsza, Profesor prawdopodobnie usiłowałaby odebrać Noelii nóż. Druga opcja była mniej ryzykowna. Jeśli Kombinatorowi udałoby się zepchnąć winę na jednego ze swoich kolegów, natomiast Profesor nie wygadałaby prawdy, Noelia byłaby bezpieczna.
   Wciąż słysząc w głowie rozdzierający krzyk, spojrzała prosto w nieosłonione materiałem oczy Adriana.
   – Jedziemy do szpitala? – zaryzykowała.



Witam na pokładzie moich wypocin! Kurde, w pocie to Wam pływać nie radzę. Paskudna atmosfera. Jakby się dusił dwutlenkiem węgla, hhahae.
Kurde, z Danią mecz był straszny. I tak obejrzałam go w całości, ponieważ lubię oglądać mecze, to po pierwsze. A po drugie, jestem ciekawa, jak dalej potoczy się akcja, co jest w sumie związane z pierwszym powodem. Nie mam tak jak moja mama, na szczęście – powiedziała, że ona nie cierpi, kiedy nasi przegrywają i nie będzie oglądać. Tata i tak nie oglądał, bo to tata. Mecze go nie interesują. A w meczu z Kazachstanem powinno być 4:0, no ale co zrobisz, kiedy masz ślepego arbitera... Niech teraz Czarnogóra i Dania będą miały 0:0, módlcie się. Nie no, modlić się nie rozkazuję, ale serio, miejcie nadzieję! No i musimy wygrać z Armenią. Kurde, nie wiem, co to będzie, gdy zagramy z Czarnogórą. Oby nie było powtórki z Danią. Niby udało nam się wcześniej z Czarnogórą wygrać, ale... właśnie, ale.
Fragment piosenki użyty w tym rozdziale to Leśne Licho – Pani jeziora. Możecie posłuchać na You Tube. Całkiem ciekawy utwór. A skoro o utworach mowa, jakieś dwa dni temu odkryłam pewne dwa – mianowicie Catvrix (ja i tak wolę napisać Caturix) i Artio Eluveitie. Szczerze mówiąc, nie przepadam za większością piosenek Eluveitie (ale może będzie lepiej z nową członkinią). Na palcach mogę policzyć utwory, które przypadły mi do gustu. Są to: Slania's Song, Omnos, Voveso In Mori, Britcom, Dessumiis Luge oraz The Call of the Mountains. W tym najlepsze z wymienionych, najlepsze z najlepszych, są Artio oraz Slania's Song. Abalon to najpiękniejszy wyraz oznaczający jabłko, jaki widziałam. (: A w piosence Caturix rozpoznałam nawet kilka słów. Wiecie, czytając tłumaczenia pod tekstem oryginalnym nieco człowiek zapamięta, chociaż nemesi skojarzyło mi się z niebem akurat dzięki temu: https://www.youtube.com/watch?v=yC9Ti20yuPU Chociaż zapamiętałabym więcej, gdyby obok podano tekst Ojcze nasz. Nie nadążam z powtarzaniem modlitwy po polsku w głowie, kiedy ten facet czyta. Ma świetny głos – przy okazji. I tak, wiem, niektórzy mogą pomylić galijski (w sumie to podziwiam ludzi zajmujących się rekonstrukcją) z łaciną (a nawet z hiszpańskim przez to -mos ^ta końcówka oznacza w sumie to samo, co -my, jak na przykład w czasowniku biec: biegniemy^, podziękujcie językowi praindoeuropejskiemu). Dość podobnie brzmią dla niewytrenowanego ucha i oczu.
Zorzy nie widziałam, ale mi się śniło, że widziałam, wiedzieliście? No nie wiedzieliście, ale teraz wiecie, ha! ;P Co do moich snów, czasem miewam porąbane – i to nieźle! Ostatnio śniło mi się, że przewozili ludzi w ogromnych workach helikopterami, a ja sobie jak gdyby nigdy nic spacerowałam ulicą.
Do przeczytania! (:
Template by Elmo