poniedziałek, 31 lipca 2017

ROZDZIAŁ XIII & CEREAL KILLER'S MARITIME SPECIALTIES

Witam w kolejnym rozdziale! (;
Dlaczego jego tytuł jest jakiś inny? Odpowiedź znajdziecie na samym końcu – a jakżeby inaczej! :)


   
   Łza zawisła w okolicy ust. Przerażone, błagające o litość, oczy przestały mrugać. Serca stanęły w miejscu. Niewidzialna siła powstrzymała nóż przed zadaniem ostatecznego ciosu. Czas został unieruchomiony, jednak Noelia wciąż mogła myśleć.
   Największych przyjemności doświadcza się jednorazowo. Jeśli zdołałaby ponownie zatrzymać czas jutro lub za miesiąc, emocje zostałyby stłumione.
   – Odłóż ten nóż – przemówił spokojny głos, kiedy wszystko odżyło. – To, że nasze życia są efemeryczne, nie oznacza, że nie możesz pozwolić im trwać tyle, na ile zostały zaprogramowane.
   I koniec. Straciła szansę. Jeśli teraz zamrozi czas, efekty nie będą już tak zadowalające. Jeżeli jednak będzie zwlekała, skutki mogą okazać się jeszcze mniej satysfakcjonujące.
   – Zaprogramowane? – powtórzyła. – Więc wedle tego programu już dawno nie powinno być nas na świecie.
   Kamila pokręciła głową. Z przerażeniem w oczach przyglądała się nożowi umieszczonemu niebezpiecznie blisko lewego boku – w miejscu, w którym Noelia uniosła bluzkę. Ręce uwięzionej opadły na jedną z wyprostowanych nóg. Zaniechały obrony.
   – Ludzie zmieniają program, owszem – powiedziała wariatka tym samym spokojnym, niepasującym tonem – ale zostali zaprogramowani tak, by ten program zmieniać. Poza tym, jesteśmy jeszcze młode. Podałaś niewłaściwy przykład.
   Noelia nie pojmowała.
   – Nie podałam żadnego przykładu – mruknęła. – A nawet gdybym podała średnią długość życia, która kiedyś panowała, nie oznacza to, że niektórzy nie pożyliby dłużej.
   – Oczywiście, że nie. Ludzi zaprogramowano tak, by mogli zmieniać program.
   Te słowa przeniosły Noelię do innego świata – świata, w którym nad wszystkim czuwała bezkształtna, niemal przezroczysta, istota odziana w błękit. Przed nią stało ogromne – również prawie przezroczyste – urządzenie przypominające komputer. Pod jego gigantycznym monitorem sięgającym górnych warstw atmosfery sadowił się podobny do klawiatury transparentny prostokąt. To na nim przyodziany w błękit byt dzień w dzień rysował nowe postaci należące do rodzaju ludzkiego. Zapisywał w kartach ich przeszłość, teraźniejszość i przyszłość – jacy byli ich rodzice, jak środowisko wpływa na ich rozwój, jakich wyborów dokonają, czy przekażą swoje geny potomstwu, czy też może utkną pod kołami samochodu. Nasz świat jest niezwykle sztuczny – jakby inteligentna forma życia wpadła na pomysł stworzenia innej inteligentnej formy życia i z nudy zapragnęła pokazać, na ile ją stać. Stworzyła nas, ożywiła – tak, jak my tworzymy programy komputerowe i marzymy o wykreowaniu sztucznej inteligencji.
   Noelia pokręciła głową. Nie teraz czas na tego rodzaju rozmyślania.
   – Nie rozumiem twojego planu. Jak tego typu rozmowa ma mnie zachęcić do niezabijania cię?
   Kamila wyglądała na zachwyconą tym pytaniem.
   – Im bardziej będę cię zachęcać do niezabijania mnie, tym bardziej prawdopodobne, że mnie zabijesz. Tego byś oczekiwała od zwykłego człowieka, prawda? – Błagania o życie.
   Zatem sądzisz, że potrzebuję w życiu rozrywki i ty mi tę rozrywkę zapewnisz?
   – Czy uważasz, że twoje odmiennie zachowanie uświadomi mi, że jesteś zbyt interesującą osobą, żeby się ciebie pozbyć?
   Kamila zerknęła na pozostałości szynki oraz kawałek chleba, porzucone na betonie obok prawego uda. Na jej wargach pojawił się grymas przypominający uśmiech.
   Ciekawe, dlaczego ona nie chce zjeść tej szynki.
   – Nie, liczę na to, że zapomnisz, że trzymasz nóż w ręku, co się oczywiście nie zdarzy – wyrzuciła z siebie błękitnooka z prędkością samolotu pasażerskiego. – To oczywiste. Masz rację. Będziesz się z niej cieszyła tak samo jak z innej racji, nawet jeśli ona nie jest prawdą. – Wzrok dziewczyny powędrował za oczami Noelii. – Nie zjadłam szynki nie dlatego, że jej nie lubię. Robię zapasy na gorsze czasy. Kto wie, kiedy znów coś takiego dostanę? Najpierw zjada się rzeczy najmniej dobre, dopiero później można się dobrać do rarytasów.
   Noelii przypomniało się, że Agnieszka pewnego razu zrobiła coś podobnego. Rówieśnica wyjęła z bułki plastry pomidora z majonezem. Zjadła bułkę, a dopiero później plastry. Gdy blondynka zapytała ją, po co to robi, odparła tylko, że pomidor z majonezem jest lepszy w smaku od bułki.
   – Jeżeli będziesz czekać na rarytasy, możesz nigdy się ich nie doczekać. W końcu – jak nazwa mówi – są to rzeczy rzadkie.
   Noelia uniosła nóż, po czym oddaliła się o kilka kroków. Nie zamierzała nabawić się bólu pleców.
   Więzień wyraźnie się uspokoił.
   – Dlatego nie czekam na nie – oświadczył. – Rarytasy mogą być rzadko spożywanymi posiłkami, ale takimi, do których zawsze masz dostęp. Nie spożywasz ich, ponieważ zdajesz sobie sprawę, że kiedyś mogą się skończyć.
   – Skoro chcesz mnie zaintrygować, dlaczego ciągle powtarzasz „odłóż ten nóż”?
   – Ciągle? – udała zaskoczenie uwięziona. – Powiedziałam to zaledwie dwa razy.
   – Dwa razy, jeden, pięć... powiedziałaś, a to się liczy, więc wcale tak bardzo nie różnisz się od innych ludzi.
   Uśmiech, niczym trucizna, objął panowanie nad wargami Noelii, by sięgnąć oczu dziewczyny i pożreć je w całości.
   Przeciwnik wydawał się niczego nie dostrzegać.
   – Czy gdybym się nic nie odzywała, nie zabiłabyś mnie?
   – Nie – padła odpowiedź.
   Wybierz swoje znaczenie. W końcu to nasze wybory decydują o tym, kim jesteśmy. Jesteś optymistką czy pesymistką?
   Na kilka sekund zapadła przenikliwa cisza, przecinana wyłącznie biciem dwóch serc. Co niezwykłe, były ze sobą zsynchronizowane – biły równie szybko, pragnęły opuścić ciało, wyruszyć do innego świata. Jedynie umysł im na to nie pozwalał.
   Widzisz, że zagrożenie minęło, ale stale jesteś przerażona. W swojej głowie uciekasz jak spłoszona sarna. Twoje serce galopuje. Słyszysz, jak galopuje moje, czy jesteś zbyt zajęta sobą? Czy wiesz, dlaczego moje serce galopuje?
   – Ta odpowiedź ma dwa znaczenia – odezwała się w końcu Kamila.
   Wciąż mówisz tak spokojnie, a jednak kłamiesz.
   – Jak wszystko, co mówisz.
   – Mam mówić mniej enigmatycznie?
   Jeżeli wariatka zaczęłaby mówić tak samo jak pozostali ludzie, byłoby to tak kuriozalne jak pojawienie się sępa płowego w czyimś domu.
   Noelia pociągnęła nosem.
   – Tak, chciałabym zamówić samolot na trzynastego czerwca... tak, ten niebieski z oliwkowymi pasami... tak, chcę, by przeleciał tuż nad morzem, nie tylko nad plażą... chciałabym, żeby napis rozpryskiwał na żółto, czerwono i zielono «URODZINY NOELII, ZACHOWAĆ SPOKÓJ!»... – wystrzeliła ostatnie słowa z prędkością rakiety, udając rozbawienie. – Takie to jest nieprawdopodobne.
   – Jest bardziej prawdopodobne, niż ci się zdaje.
   Noelia parsknęła śmiechem. Nie dowierzała własnym uszom.
   – Co, że nad morzem i plażą przeleci samolot rozpraszający za sobą napis «URODZINY NOELII, ZACHOWAĆ SPOKÓJ!»...?
   Kamila uśmiechnęła się lekko, zachęcając do kontynuowania wypowiedzi – jak gdyby odgrywała rolę rodzica zainteresowanego postępami dziecka w szkole i miała pochwalić swoją pociechę za najmniejsze zasługi.
   – A więc żarty – stwierdziła prawie neutralnym głosem. Czaiła się w nim ledwo wyczuwalna nuta zmartwienia. – To jakiś start.
   – Nawet gdybyśmy zaczęły rozmawiać normalnie, ta rozmowa prędko przeistoczyłaby się w coś niepodobnego do rozmowy. – Wyrzuciwszy z siebie te słowa, Noelia położyła nóż na betonie. Złożyła dłonie na piersi i dorzuciła drwiąco: – Przynieść dyktafon następnym razem?
   Na twarzy Kamili odmalowało się uczucie ulgi wymieszanej z euforią.
   – Po co ci dyktafon?
   Nie udawaj, że nie wiesz. Nie udawaj, że nie wiesz, dlaczego galopuje moje serce, dlaczego nie może przestać. Ja mogę tego nie wiedzieć, ale ty pewnie się domyślasz, skoro jesteś takim ekspertem od ludzkich emocji. Niech ta wiedza cię zatruje, niech wypełni twoje trzewia zgniłymi jajami, a potem niech wyklują się z tych jaj węże. Zjedzą cię od środka, a mnie nazwą mamą...
   – Po co ci dyktafon? – powtórzyła pytanie uwięziona.
   – Żeby nagrać wszystko, co mówisz, przeanalizować w domu, i odkryć twój sposób myślenia, naturalnie. Wtedy byłabym przygotowana na pytania typu „pamiętasz, jak rozmawiałyśmy o drutach?”.
   W błękitnych oczach Kamili zamigotało zaskoczenie, by zniknąć pod falą dziwnego usprawiedliwienia.
   – Miałam na myśli to, że do nagrywania możesz użyć swojego smartfona. Zabierasz go ze sobą wszędzie i masz w nim dyktafon. Nie przypominam sobie, byśmy kiedykolwiek dyskutowały na temat drutów.
   – To, że sobie nie przypominasz, nie znaczy, że o nich nie dyskutowałyśmy.
   – To, że sobie nie przypominam, znaczy, że o nich nie dyskutowałyśmy - zrewanżowała się Kamila.
   Czy zdajesz sobie sprawę z tego, co ja o tobie myślę i że właśnie zagrałam? Czy próbujesz mi pokazać, że o wszystkim wiesz?
   Związana kiwnęła głową, jakby potrafiła czytać w myślach.
   – Widzisz, sama zaczęłaś – rzekła. – Porozmawiajmy o czymś neutralnym, szkole może?
   Noelia parsknęła śmiechem.
   – W szkole nie ma nic neutralnego.
   W szkole nigdy nie było nic neutralnego. To tam kształtuje się nasze dzieciństwo. Środowisko bólu, studnie rozpaczy i studnie radości, studnie wypchane zakazanymi owocami, które jedynie wydają się zakazane.
   – Podejrzewają cię? – zainteresowała się wariatka.
   I pewnie sobie myślisz, że mają żelazny dowód na to, żeby mnie podejrzewać, co? Myślisz, że jeśli zginiesz z mojej ręki, ta bzdura, w którą wierzysz, pozwoli ci zmartwychwstać? Może gdybyś została zwolennikiem innej bzdury, po jej obaleniu mogłabyś żyć w sztucznym świecie i jeszcze gorliwiej ją głosić. Nie w tym przypadku. Możesz sądzić, że pozwoliłam ci żyć, bo jestem słaba lub brakuje mi rozrywki, ale jesteś w błędzie. Pozwoliłam ci żyć, bo zobaczyłam korzyści, właśnie teraz. Potem, kiedy zostaną wyczerpane, adieu, farewell. To jest, jeśli wierzysz w Boga i w to, że będzie ci się powodzić w Niebie – a jest to wątpliwe. Dlaczego ty się jeszcze nie odzywasz? Skąd u ciebie takie pokłady cierpliwości? Czyżby zahartowało cię siedzenie tutaj samotnie przez większość dnia?
   – Dlaczego chcesz usłyszeć odpowiedź z moich ust, skoro już ją znasz?
   – To się nazywa rozmowa – wytłumaczyła jak gdyby nigdy nic Kamila – albo konwersacja, jeśli wolisz.
   – Nie. Rozmowa jest wyciąganiem od innych informacji. Nie jest pytaniem o to, co się już wie.
   Wariatka pokiwała nieobecnie głową, jakby nie dotarł do niej sens usłyszanych słów.
   – Upewnianie się także jest rozmową – skonstatowała. – To wymiana zdań. – Pozwoliła ostatniemu wyrazowi zadźwięczeć złowróżbnie. Kolejno, jak gdyby nagle przypomniała sobie, że zostawiła w domu garnek z gotującą się wodą, uniosła głowę o centymetr. – Czemu więc nie odpowiedziałaś „tak”? Nie kosztowałoby cię to żadnego wysiłku.
   – Bo wtedy musiałabym kłamać.
   Skłamałabym tak czy owak – mówiąc ci, że ktoś mnie podejrzewa i mówiąc, że nikt mnie nie podejrzewa.
   Kamila spędziła kilkanaście sekund wpatrując się w przeciwległą ścianę. Raczyła się odezwać dopiero wtedy, gdy Noelia miała wyjść, straciwszy cierpliwość.
   – I tak kłamałaś, tylko nie wprost, jeśli to, co mówisz, faktycznie jest prawdą... Jakie masz zainteresowania?
   Zainteresowania? Przesłyszała się?
   – Miałam, czas przeszły – poprawiła Noelia.
   Na twarzy Kamili pojawiło się zdziwienie.
   – A teraz ich nie masz?
   – Nie, bo przylazłaś i wszystko zepsułaś.
   Szarooka przypuszczała, że druga blondynka stwierdzi, że nie da się stracić zainteresowań, można tylko nie mieć na nie okresowo czasu, lecz nic podobnego nie nastąpiło.
   – Przykro mi – usłyszała.
   Parsknęła śmiechem.
   – Daruj sobie. Wiem, że nie jest ci przykro. Nie odczuwasz tego typu emocji. Nawet nie potrafisz się śmiać.
   Jeśli Kamilę zezłościła ta uwaga, dziewczyna nie pokazała tego po sobie.
   – Śmiech jest emocją intymną – oświadczyła. – Nie pokazuje się jej byle komu. Śmiech może wiele rzeczy powiedzieć o człowieku; co uważa za zabawne, co go stresuje, a nawet, czego się boi.
   I dlatego uważała śmianie się przy Noelii za zabronione? Sądziła, że wtedy blondynka wygrzebałaby na wierzch jej sekrety, że wykorzystałaby je w osłabieniu „ja” dziewczyny? Czy naprawdę myślała, że Noelia byłaby w stanie wydobyć z niej prawdę, odkryć, kim w rzeczywistości jest w środku, a potem to zniszczyć? Po co się hamowała? Skoro szukała wrażeń, trzeba było zapisać się na symulację tortur.
   Noelia rozplotła palce dłoni. Ręce dziewczyny opadły, jakby ktoś zerwał podtrzymujący je niewidzialny sznur.
   – Przyszło ci na myśl, że śmiech może zdradzić czyjeś zainteresowania? – zapytała. – Zainteresowania także są intymne.
   – Oczywiście.
   A jednak nie boisz się wyjawić, czym się interesujesz – nawet jeśli to pomogłoby w szybszym odkryciu natury twojego humoru. Być może teraz próbujesz wywrzeć na mnie wrażenie – zademonstrować, jaka jesteś inteligentna – ale to tylko wrażenie. Wydałaś się poprzez przyznanie się do bycia zaciekawioną psychologią. Na razie pozwolę ci żyć w niewiedzy. Uderzę, kiedy będziesz się tego najmniej spodziewała. Zdziwisz się, że pamiętam. Nurtują mnie dwa pytania: jak byś mnie zabiła i co zrobiłabyś później? Czy po prostu odeszłabyś z tego miejsca? Czy wróciłabyś do domu i powiedziała, że cię uwięziono, ale cudem zdołałaś się wydostać i zabić osobę, która cię więziła? Czy po zabójstwie uśmiechnęłabyś się do siebie? Czy byś zabrała moje ciało, zakopała je na odludziu, po czym wróciła do opuszczonego budynku zatrzeć wszelkie ślady? Czy kiedykolwiek pojawiłabyś się w domu? Z pewnością nie tęsknisz za rodzicami. Nie potrafisz tęsknić.
   – Jesteś pesymistką czy optymistką? – zapytała w końcu odważnie Noelia. Błękitne oczy uniosły się w górę, zdumione. – Gdybyś kogoś zabiła, zatuszowałabyś ślady i nie pozwoliła się złapać...? Czy może od razu wyznałabyś prawdę?
   Noelia odnosiła wrażenie, że tęczówki oponenta wbijają się w jej czaszkę ze zdwojoną siłą. Niemal czuła, jak cienkie niczym igła od strzykawki błękitne szpikulce w pośpiechu wtłaczają do wnętrza głowy nieznaną naukowcom substancję.
   – Po co miałabym wyznać prawdę? – odezwała się uwięziona. – Niewinny nie przyznałby się do popełnienia zbrodni, prawda?
   Noelia przeniosła ciężar z prawej nogi na lewą.
   – Miałam na myśli sytuację hipotetyczną.
   Wzrok Kamili zatrzymał się na wyciągniętych nogach, a następnie na betonie. Omijał plastry szynki, jakby przeczuwał, że jedno spojrzenie zmieni temat.
   – Wiem – powiedziała dziewczyna. – Zabójca nie sądzi, że jest winny. Dla niego zbrodnia ma sens, wynika z wewnętrznego pragnienia zabicia kogoś. To wewnętrzne pragnienie czyni zabójstwo słusznym.
   Zatem uważasz zabicie mnie za słuszne? Dlaczego? Nikomu nic nie zrobiłam. Nigdy się nie spotkałyśmy, więc i tobie nie mogłam wyrządzić krzywdy. A może jednak? Tylko w którym miejscu? Raczej pamiętałabym, gdybym kiedyś zobaczyła osobę podobną do mnie.
   Lecz Noelia nie zadała żadnego pytania. Wiedziała, że nie dostałaby odpowiedzi.
   Przeniosła ciężar z lewej nogi na prawą.
   – Bez względu, co sobie taki zabójca myśli, pójdzie siedzieć.
   Kamila spojrzała w lewo, pogrążona w myślach. Jak gdyby była aktorką, która zapomniała kwestii podczas nagrywania sceny filmowej i łudziła się, że na ścianie obok wygrawerowano ściągę.
   – Więziony z powodu swojej niewinności, więziony przez niewinność... czyż to nie interesujący dobór słów?
   – Owszem, interesujący, ale nie do końca prawdziwy – uznała szarooka. – Brakuje połowy obrazu, tej, która przedstawia winę jako czyn. To, że myśli się, że nie jest się winnym, nie oznacza, że tak jest w istocie.
   Podniosła nóż z zimnego betonu z zamiarem jak najszybszego ulotnienia się z tego miejsca.
   Na twarzy drugiej blondynki odmalował się strach, jednak zniknął, gdy tylko dziewczyna spostrzegła, że Noelia nie planuje wyrządzić jej krzywdy.
   – A ty widzisz cały obraz czy tylko jego połowę?
   Noelia obdarzyła przeciwnika szyderczym uśmiechem.
   – To ja zamierzałam zadać ci to pytanie – powiedziała ozięble. – To przecież ty chciałaś mnie zabić.
   Z pozostawionej na wejściu torebki zaczęły dobiegać pierwsze słowa piosenki „Vampyre Erotica”. Noelia wycięła prawie jednominutowy fragment utworu po to, by nadawał się na dzwonek. Samą melodię trudniej usłyszeć.
   Dziewczyna odwróciła się, nieco zawstydzona. Wariatka odkryła, że czasami słucha tego rodzaju muzyki.
   Podeszła do torebki z zamiarem znalezienia feralnego urządzenia, które oczywiście nie mogło odezwać się kiedy indziej. Kiedy już je znalazła, przyłożyła wolną dłoń do ust, przerażona. Jolanta i Krzysztof przyjechali do domu. W innym wypadku Krzysztof raczej nie próbowałby się z nią skontaktować.
   Muszę odebrać – pomyślała. – Jeśli tego nie zrobię, będę miała jeszcze bardziej przerąbane.
   – Siedź cicho – syknęła w stronę Kamili.
   Nie czekając na jakąkolwiek reakcję, odebrała.
   – Gdzie się podziewasz? – rozbrzmiał zmartwiony głos przybranego ojca dziewczyny.
   Tam, gdzie nie powinno mnie być i tam, gdzie nie powinnam odbierać telefonów.
   – Nie musisz się niepokoić – wydusiła z trudem jasnowłosa.
   Nie miała pojęcia, jak się wytłumaczyć. Musiała coś naprędce wymyślić. Z pomocą przyszła młoda jabłoń.
   – Po prostu poszłyśmy z Kaśką do lasu i trochę nam... się nie spieszyło.
   Uwięziona posłała Noelii rozbawione spojrzenie, za co nastolatka skarciła ją wzrokiem.
   – No dobrze. Jestem kiepska w kłamaniu, bardzo... Kaśka zaprosiła mnie na urodziny, ale sądziłam, że nie pozwolicie mi iść z powodu moich ostatnich... wybryków.
   Kamila pokiwała głową z aprobatą. Gdyby jej nie związano, zapewne biłaby właśnie brawo.
   Naprawdę popiera to, że podałam Jolancie i Krzysztofowi coś, w co mogliby uwierzyć? W sumie logiczne. Sądzi, że gdyby nie moje wizyty, umarłaby tutaj z głodu.
   – Przepraszam. Nie powinnam była tak postąpić.
   – Teraz się nie tłumacz – powiedział dość łagodnie przybrany ojciec. – Zrobisz to, kiedy wrócisz do domu.
   – Ale teraz? – Noelia złapała się za głowę. – Nie bardzo to możliwe.
   Nie wiedząc, co ze sobą zrobić, utkwiła wzrok w niedoszłej zabójczyni. Może ona podsunie jakieś rozwiązanie. Nic z tego. Więźnia w tym momencie interesował wyłącznie beton. Przyglądał się mu w głębokiej zadumie, jakby podziwiał po raz pierwszy w życiu „Człowieka witruwiańskiego”.
   I tak byś nie pomogła, prawda? Usłyszeliby cię.
   – Wróć więc, kiedy będzie to możliwe – ton Krzysztofa sprawiał wrażenie profesjonalnego. – Wtedy porozmawiamy.
   – No dobrze. Pa.
   Rozłączywszy się, Noelia wrzuciła urządzenie do torebki. Zrobiła cztery kroki w stronę Kamili, usiłując utrzymać pokerową twarz.
   – Czy wiesz, dlaczego kiedy zapytałaś mnie, czy nie zabiłabym cię gdybyś milczała, a ja odpowiedziałam „nie”, moje serce zaczęło walić?
   Czy kiedy spotkałyśmy się po raz pierwszy, moje serce także zaczęło walić? Czy to dlatego uznałaś mnie za niezdolną do popełnienia morderstwa?
   Nie zabiłabyś mnie – w umyśle Noelii rozbrzmiał głos niedoszłej zabójczyni. Kryjąca się w nim wtedy stanowczość została wielokrotnie spotęgowana.
   – Ono zaczęło walić już wcześniej, tak samo jak moje – głos uwięzionej był zaskakująco beznamiętny. Przywodził na myśl ucznia odpowiadającego na zadane przez nauczyciela pytania. Uczeń dokładnie wiedział, o co zostanie zapytany.
   – Wiesz, dlaczego?
   Kamila pokręciła głową z niedowierzaniem. Następnie uśmiechnęła się pod nosem.
   – Najbardziej oczywista odpowiedź to: ze strachu. Każdy przedszkolak ci to powie.
   – Każdy przedszkolak nie powie ci, jak złożone relacje zachodzą w tym miejscu – nie dała się Noelia.
   – Złożone relacje? – prychnęła druga blondynka. – Błagam, uczucia ludzi są bardzo podstawowe. Nienawiść, miłość, przyjaźń, obojętność... To my uważamy te uczucia za skomplikowane, dlatego że jesteśmy ludźmi. Ludzie uwielbiają sobie wszystko komplikować.
   Ludzie odbierają te uczucia jako skomplikowane, bo są skomplikowane. Masz zaburzoną percepcję. Wydaje ci się, że wszystko jest takie proste, ponieważ w porównaniu z większością ludzi twoje uczucia są stłumione. Nie myśl, że to czyni cię wyjątkową. To czyni cię wybrykiem natury, pomyłką życia, jednostką nieprzystosowaną...
   – A ty brzmisz, jakbyś uważała się za nadczłowieka.
   Wariatka uniosła głowę, na brudnej twarzy widoczne szczere zdumienie.
   – Doprawdy? – zapytała przeciągając słowa. – Nie dopatruj się rzeczy tam, gdzie ich nie ma. Nie chcesz chyba, żeby inni pomyśleli, że zwariowałaś?
   Ona zwariowała?! To przecież Kamila zachowywała się jak stworzenie nie z tej planety. Noelia, bliska utracenia nad sobą kontroli, próbowała uspokoić oddech oraz opanować drżące dłonie.
   – Jeśli dopatrywanie się rzeczy – rozpoczęła najbardziej spokojnym, a jednocześnie lodowatym tonem, na jaki było ją stać – jak to ujęłaś, zostanie tylko w tym miejscu, nikt nie pomyśli, że zwariowałam, no... może poza tobą, no ale ty oficjalnie jesteś martwa.
   Na Kamili wypowiedź ta nie wywarła wrażenia.
   – Nie znaleźli ciała i już dochodzą do takich konkluzji? – Spuściła głowę. – Sądziłam, że stać ich na coś więcej.
   Chcesz się gapić w ten beton, to się gap. Nie myśl tylko, że odkryjesz w nim jakąś tajemną wiadomość. Prędzej Kombinator cię zabije, niż odnajdziesz tu jakąkolwiek wskazówkę.


*

   Nie sądziła, że w jej życiu wydarzy się kiedykolwiek coś bardziej osobliwego. Kiedy wreszcie Noelii udało się wrócić do domu, zamiast zaniepokojenia czy zagniewania, na twarzach przybranych rodziców ujrzała ulgę oraz radość. Początkowo myślała, że to fasada – że Jolanta i Krzysztof planują ją w jakiś sposób przetestować – jednak późniejsze chwile pokazały, że zamartwiali się z powodu telefonu wykonanego do Profesor. Dziewczyna najwyraźniej – sądząc, że pomaga Noelii – poinformowała ich, że wcale nie wyprawia urodzin. Powiedziała, że próbuje odwieść rówieśnicę od popełnienia samobójstwa. Noelia musiała przyznać, że przyjęcie urodzinowe to głupi pomysł. Jolanta i Krzysztof mogliby zażądać listy gości, by potem dotrzeć do każdego z nich z chęcią zweryfikowania informacji. Blondynka była pewna, że prawie nikt z tej „listy” nie udzieliłby jej pomocy. Tylko dlaczego Profesor pomogła?
   Pomogła – pomyślała z przekąsem. Owszem, chciano jej pomóc, lecz gdyby nie zdolności przekonywania Noelii, prawdopodobnie już jutro siedziałaby u psychologa – co się nie zdarzy, ponieważ powiedziała przybranym rodzicom, że wcale nie zamierza się zabić, trochę ją poniosło, a Profesor zawsze przesadza. Krzysztof uznał, że najlepszym wyjściem będzie obserwować nastolatkę. Jeżeli jej się nie poprawi, wtedy na poważnie pomyśli o psychologu.
   No to ładnie. Żadnych wizyt składanych Kamili przez jakiś czas.
   Czuję się jak najgłupsza osoba w szkole i nic nie potrafię zrobić – wspomniała swoje własne słowa sprzed kilku godzin. Brzmiały dziwnie sztucznie i nienaturalnie. Dziwiła się, jak ktokolwiek mógł uwierzyć, że były szczere. – Wcześniej tak nie było, a nagle ostatnio... Może to dlatego, że niedawno w grupie opowiadaliśmy o naszych zainteresowaniach i talentach. Do czego ja mam talent? Chyba tylko do czytania i przełączania kanałów na pilocie...
   Nie, nie będzie płakała nad rozlanym mlekiem. Mleko nigdy nie pozbiera się w całość, nie cofnie się do szklanki. Trzeba wyjąć karton, nalać nową porcję i zmyć podłogę.
   Zapaliła światło w pokoju. Wzięła do ręki smartfon, po czym wdrapała się na łóżko. Oparłszy plecy o seledynowe ściany, zdecydowała się na sprawdzenie poczty.

No elo, Kama!
Podziwiam Cię, że chce Ci się czytać relacje ludzi, którzy byli w psychiatryku. Mi by się nie chciało zawracać głowy takimi smutnymi rzeczami. Może to przez mojego braciszka... tak.
Jak długo polowałaś na tę bluzkę? I czemu akurat Saturn? Nie było Jowisza?? 0.0 Wtedy mogłabyś żartować, że jesteś największą planetą Układu Słonecznego i ważysz tyle, co ona. Nikt by Cię nie porwał, a to dzięki ogromnym rozmiarom. :•) Lepiej taki tekst by pasował do grubego wprawdzie, ale... gdzie znajdziesz grubego gotowego do nabijania się z samego siebie...?
A skoro o kosmosie mowa... wejdź na stronę prawdziwehistorieufo.pl! Serio, wejdź! ;•)
Kojarzysz, jak Ci mówiłam, że ktoś mi podesłał filmik z porwaniem? Ten ktoś na filmiku nie poprzestał. Dostałam jeszcze zdjęcia. Widać na nich jakieś opuszczone (chyba) budynki. Nie mam pojęcia, gdzie to jest. Ta osoba nie podała lokalizacji. Właściwie to pytała, czy wiem, skąd te zdjęcia pochodzą i w jakim celu je wykonano. Czyli wysyłający ich nie zrobił? Albo mam na ogonie jakiegoś dowcipnisia, który robi sobie jaja ze zbrodni. Zastanawiam się też, jakie jest prawdopodobieństwo, że właśnie ten zbrodniarz wysłał mi film oraz fotografie. Raczej znikome. A co, jeśli jestem jego kolejną ofiarą i komunikuje się ze mną przez internet? W końcu stałam się popularna w sieci praktycznie z dnia na dzień. Ale w sumie nie piszę z wieloma osobami. Ty raczej porywaczem też nie jesteś. W przeciwnym razie, chciałoby Ci się pisać tak długie wiadomości? Wątpię.
Kończę,
papatki!

   Prawdziwehistorieufo.pl? Noelia uniosła brwi. Dziewczynę niespecjalnie interesowały opowieści o kosmitach. Preferowała zgłębiać coś, co jest prawdą, nie wymysłem ludzi zażywających dziwne substancje lub pragnących sławy, jednakże wiedzona ciekawością wpisała na górze ekranu adres strony. Skoro coś przykuło uwagę internetowej znajomej, Noelia musiała dowiedzieć się, co.
   Przez kilka sekund na ekranie nic się nie działo. Na czarnym tle ochoczo skakały trzy kropki. Gdy rozbiegły się na wszystkie strony, oczom nastolatki ukazała się strona z jasnobrązowym tłem oraz fotografią. Fotografia zajmowała niemal cały ekran i posiadała białe obramowanie. Ukazywała spłaszczoną brzoskwinię, która unosiła się milimetry nad drewnianym podwyższeniem. Górną część zdjęcia – nie licząc brzoskwini – po obu stronach zajmowało niebo pokryte białymi zwałami chmur. Pod zdjęciem umieszczono napis w białym kolorze.

UFO nad Polską, Władysławowo 12.03.2017. Morza niestety nie widać, ale zapewniam, fotografia została wykonana na plaży tuż przy lodowatym Bałtyku.

   Noelia uśmiechnęła się do siebie.
   Ludzie myślą, że wchodzą na stronę traktującą o zielonych ludzikach, a tu klops. Naprawdę nie wiadomo, czy się śmiać czy płakać – przynajmniej w przypadku tych, którzy faktycznie tu czegoś szukają i tych, co są źli o to, że nikt nie bierze ich historyjek na poważnie.
   Zamknęła stronę, żeby wrócić do wiadomości.

Nie doświadczyłam w życiu bardzo przykrych zdarzeń i może dlatego mam ochotę na czytanie tego typu relacji. Kiedy ma się czegoś za dużo, ma się tego dość. To naturalne. Gdy kogoś pochłania myślenie, raz na jakiś czas musi się zrelaksować i obejrzeć bezsensowną komedię – wiesz, taką, w której jest mnóstwo głupich wypadków. Przykład:
Facet jedzie motocyklem. Nie wie, gdzie znajduje się hamulec. Wjeżdża w stoisko na targu, a ludzie przed nim uciekają. Na dodatek w pewnym momencie wpada we wiadro śmietany. Może i to zabawne, ale jednocześnie infantylne.
Jak długo polowałam na bluzkę? Nie polowałam wcale. :-) Znalazłam ją w sklepie. Unosiła się w przestrzeni wieszakowej między innymi nieciekawymi przedmiotami.
Z Jowiszem też była bluzka, ale niestety mniejsze rozmiary zostały wykupione, a ja nie jestem gruba! Eh, i tak Saturn jest bardziej majestatyczny, a ja chcę być gwiazdą szkoły, haham. Wiem, źle trafiłam, bo Słońce tak blado prezentowałoby się na bluzce, chyba że byłaby to Wega. Albo Arktur. Ale nie, jak odróżnić Arktura od Słońca na bluzce? A na napisy i tak nikt nie patrzy...
Brzoskwinia. Niezły żart. Ciekawa jestem, jak Panna Kal znalazła tę stronę. ;D Szkoda tylko, że autor nie zrobił zdjęcia brzoskwini w locie tak, żeby była trochę zamazana, a jednocześnie każdy dyletant by stwierdził, że to brzoskwinia. Wtedy byłby z niej prawdziwy niezidentyfikowany obiekt latający, hahah.
Jesteś pewna, że to ta sama osoba? Wiesz, ja też mogę nazwać się Nirifuru i wysłać Ci wiadomość. Zwróciłaś uwagę na adres e-mail? Może mieć inny, ale ludzie na Gmailu raczej zwracają uwagę tylko na nazwę. I co? Odpisałaś tej osobie? Jakim tonem wypowiedzi się posługiwała?
Wyślesz mi te fotografie? Istnieje szansa, że wiem, gdzie to jest. Kto wie, może pomoże to w zawężeniu kręgu podejrzanych – o ile w ogóle jakichś znajdziemy, heheh.
Jasne, że nie jestem porywaczem. Wyobrażasz to sobie, ja? Mam dobre oceny, kochających rodziców, znajomych... Po co miałabym kogoś porywać?

   – Ale stos bzdur – mruknęła Noelia.
   Nigdy przedtem nie umieściła tak wiele głupot w jednej wiadomości. Oczywiście, że była porywaczem – w końcu zabranie Kamili spod jej własnego domu oraz uwięzienie dziewczyny zaliczało się do porwań. Noelia wiedziała również, że fotografie budynków nie przedstawiały obciążających ją dowodów. Nie miała też pojęcia, gdzie są ulokowane. Czytała opowieści rówieśników, którzy spędzili czas w szpitalu psychiatrycznym, licząc na to, że informacje w nich zawarte pomogą jej w odkryciu, co jest nie tak z Kamilą – nie z powodu piętrzącej się ciekawości i braku nieprzyjemnych przeżyć. Nie zakupiła żadnej bluzki z Saturnem. Napisała tak, ponieważ chciała zachować dawny ton wiadomości. Kiedyś zawsze coś nowego spotykało ją na drodze życia – coś wartego zreferowania. Kiedyś jednak było kiedyś. Wtedy okazje na poznanie czegoś nowego cisnęły się do rąk. Czy warto było zrezygnować z niektórych rzeczy, żeby poznać kogoś, kto choć był przeciwieństwem, był osobą bliższą od którejkolwiek innej? Czy warto było męczyć się, by zyskać coś po długim upływie czasu, czy od razu sięgnąć po łatwiejszą nagrodę?
   Noelia nie rozumiała, dlaczego nie potrafiła podjąć decyzji. Dotychczas nie towarzyszyły jej takie rozterki. Teraz czuła się jak zawieszona w przestrzeni pomiędzy dwoma światami. W pierwszym świecie postanowiła nigdy nie zabijać Kamili. Pragnęła wydobyć z niej wszystko, co się da w trakcie rozmowy, subtelnie przekazać dziewczynie, że jest rozumiana, aż w końcu obie przestałyby stwarzać dla siebie zagrożenie. Kamila kradła Noelii wiele wolnego czasu, lecz Noelia godziła się na to. Czuła, że uczenie się i poznawanie aż tylu nowych rzeczy nie przynosi takiego pożytku, jak jej się dawniej wydawało. Tylko to, co interesowało obie dziewczyny, wybiło się na przód. W tym świecie Noelia uwolniła Kamilę. W drugim świecie Noelia postanowiła, że już nigdy nie zobaczy tej, która zakłóciła przebieg jej życia. Umarli przecież nie wracają zza grobu, aby prześladować swoich zabójców.
   Na razie nie muszę podejmować żadnej decyzji – uzmysłowiła sobie Noelia. Jej plecy dotykały ściany. Prawa dłoń, uzbrojona w smartfon, spoczywała na kolanie. – Poczekam na rozwój wydarzeń. Na razie muszę sprawić, by to Kombinatora podejrzewano o porwanie. Dopóki nie uda mi się zrealizować tego celu, wariatka będzie oddychać. Kiedy wszyscy kumple Kombinatora uwierzą, że to on więzi Kamilę, udam, że odkryłam miejsce przetrzymywania wariatki, a potem ich tam wszystkich zaprowadzę. Kiedy wyjdą z budynku, zabiję sukę i wrobię Kombinatora w zabójstwo.
   Raptem zdała sobie sprawę, że wciąż ma przed sobą niewysłaną treść wiadomości. Ciekawy nick, tak w ogóle – dopisała. – Nirifuru. Trochę jak Chihayafuru, o której kiedyś wspominała jedna z Twoich czytelniczek. Zaraz... czy to nie ta osoba tak Cię zainteresowała światem yaoi? No co?? Wszystkich komentarzy na Twoim blogu nie czytam.
   Nie przeczytawszy ponownie tekstu, wysłała wiadomość. Wcisnęła klawisz u góry po prawej stronie smartfona. Przymknęła oczy akurat w momencie, w którym ekran zalał się czernią. Miała dość planowania następnych ruchów. Czuła się jak kot topiony przez trzynastolatka – ciągle spychana w dół. Nigdy nie dane jej było wypłynąć na powierzchnię.
   Po chwili otwarła przemęczone oczy. Trzeba było zadzwonić do Maćka. Prawie zapomniała o kłamstwie, które ostatnio wcisnęła chłopakowi. Nie mogła ryzykować ponownego zapomnienia o czymś ważnym.
   – Siema, Noel – nareszcie usłyszała radosny głos przyjaciela.
   – Co porabiasz? – zapytała, nie bardzo wiedząc, od czego zacząć.
   Nie chciała okazać, że zależy jej wyłącznie na zrobieniu niespodzianki Kombinatorowi oraz spotkaniu ze Śliwą.
   – Idę leśną ścieżką podziwiając drzewa i wypatrując zwierząt... no i grzybów, bo jesteśmy na grzybobraniu. Wielu gatunków jeszcze nie znam i uczę się rozpoznawać, które się do jadła nadają.
   Noelia uśmiechnęła się pod nosem.
   – Mogłeś po prostu powiedzieć, że oglądasz telewizję i leci akurat coś o grzybach.
   – Mogłem, ale po co? – Maciek udał niewtajemniczonego.
   – Pocą to się nogi nocą, przynajmniej na grzybobraniu – zaśmiała się blondynka. Zwizualizowała sobie chłopaka biegającego po lesie bez butów w środku nocy. Z jego bosych stóp tryskały strumienie potu. – Pamiętasz, jak powiedziałam ci, że chcę zrobić małą niespodziankę Kombinatorowi?
   Poczuła, jak jej serce mocno przyspiesza – jak gdyby było zamkniętym w małej klatce świeżo schwytanym ptakiem. Jego skrzydła jeszcze nie osłabły. Nie zrozumiały, że ciągłe młócenie o powietrze i kraty to praca nadaremno.
   – No taa, się pamięta. W końcu nie chciałaś mnie do pomocy.
   Jestem ptakiem, który panuje nad własnym losem, moje serce może zwolnić, bo mam władzę nad własnym umysłem – powiedziała do siebie w myślach Noelia, oddychając głęboko. – Maciek nic nie wie. Moje potknięcia może odczytać w zupełnie inny sposób.
   – To nie tak – zaczęła się bronić, chyba trochę zbyt późno. – Ty byś mu wszystko wypaplał...
   Wątpię, byś zechciał mi pomóc, gdybym powiedziała ci, o co tak naprawdę chodzi. Nawet nie wiem, czy chcę wiedzieć, czy byś mi pomógł. Jeśli nie, byłabym w szambie, bo cała prawda wyszłaby na jaw. Jeśli tak, znaczyłoby to, że nie jesteś lojalny i możesz zdradzić mnie w każdej chwili.
   – Do joty, powiadasz?
   Na pewno nie do Yody.
   – Poza tym, ty byś nie chciał się zajmować akurat czymś takim – rzekła Noelia błagalnym tonem. – Nie mów, że teraz będziesz się zachowywał jak baba.
   – Ty takie tekściory walisz, dawać mi tu młotka!
   Blondynka prawie się zaśmiała. Przyciągnęła bliżej siebie oliwkową pierzynę z rombami, tworząc podporę dla prawej nogi. Wyciągnęła ją wygodnie na wzór drugiej, spoczywającej na białym prześcieradle.
   – Nie, to druga strona mnie, bez obaw – zapewniła. – Nie musisz mi niczego wybijać z głowy... Chodzi o to, że Śliwa to Damian Orzechowski?
   – No chyba nie Ignacy Krasicki.
   – Kradzież! – wykrzyknęła żartobliwie Noelia. Z ulgą spostrzegła, że jej serce nieco się uspokoiło. – Ja to kiedyś powiedziałam. A tak serio, daj mi jego numer telefonu. Zapomniałam cię wtedy poprosić.
   – Do Ignacego?
   Noelia pstryknęła palcami, a następnie wywróciła oczami.
   – I tak nie masz do niego numeru. Po co pytasz? – Szarooka pokręciła głową w geście irytacji. – Śliwa to Damian Orzechowski, tak?
   – Po kiego ci telefon do Śliwy? – zdziwił się rozmówca. – Śliwa to stały bywalec Facebooka. Napisz do niego, że znasz Kombiego i chcesz zrobić chłopinie niespodziankę, a gość na bank się odezwie. Jego wszędzie ponoć za dużo, no nie? Tak Kombi mówi przynajmniej, bo dla mnie to taki zwykły koleś... taki, co nikomu nie zawadza o cztery literki.
   Gdyby faktycznie chodziło o niespodziankę dla Adriana, Noelia bez wątpienia postąpiłaby tak, jak polecał Maciek. Dziewczyna nie zamierzała kłamać. Śliwa zyskałby powód, aby jej nie wierzyć, co znacznie utrudniłoby wrabianie Kombinatora w cokolwiek. Gdy tylko Damian by zauważył, że blondynka nie pochodzi z okolic i pomyślał, że opowiada niestworzone rzeczy na temat jego kolegi, przekazałby to innym, aż w końcu informacja dotarłaby do samego Kombinatora. Kto wie, czy chłopak w odwecie nie poinformowałby ich, że to Noelia jest sprawcą porwania. Mógłby powiedzieć, że po konfrontacji z dziewczyną śledził ją, aż dotarł do opuszczonego budynku i tam zdał sobie sprawę z tego, że nastolatka usiłowała go wrobić.
   – Tak, a jak sobie pomyśli, że mu kit wciskam? – w głosie jasnowłosej pobrzmiewała nuta zmartwienia. – Teraz to prawie każdy ma konto na Facebooku i dostęp do zdjęć ludzi, których nawet nie zna. – Ruszyła nogą. Podpora wykonana z pierzyny nie była tak wygodna, jak się przedtem wydawało. – Mało tego, może się z tymi ludźmi zacząć komunikować, a nawet dowiedzieć się, gdzie dokładnie mieszkają i ich odwiedzić. – Stwierdziwszy, że opieranie się o ścianę jest bez sensu, położyła się na brzuchu. Głowa nastolatki opadła na poduszkę, zmuszając nos do zmierzenia się z dużym czarnym rombem, a raczej z jego fragmentem mieszczącym się w centrum. Pojedynek nie trwał długo. Już po trzech sekundach stanowisko nosa zajął policzek. – No i ja mieszkam daleko od Kombiego, więc to niemożliwe, byśmy się znali i Śliwa o tym nie słyszał.
   – Dobra, skoro już tak się ciebie strach trzyma, zmień sobie miejscowość na jakiś tam okres.
   Międzywojenny.
   – A co sobie pomyślą o mnie moi znajomi?
   – Dam sobie łeb uciąć, że nic nie zauważą.
   Maciek powiedział to tak poważnym tonem, że Noelia zachichotała.
   – Ty lepiej życiem dla mnie nie ryzykuj – rzuciła. – No dobrze... załóżmy, że nie zauważą. Śliwa zobaczy, że nie mam żadnych znajomych z okolic plus Kombinatora w znajomych.
   Ja przynajmniej na jego miejscu bym takie rzeczy sprawdzała – pomyślała dziewczyna, próbując dosięgnąć nogami pleców. Wiedziała, że nigdy jej się nie uda. Nie posiadała odpowiednich predyspozycji.
   – Myślisz, że taki typek cię będzie sprawdzał? – Maciek zachichotał. – Coś ty! Jemu na dobrej zabawie zależy. Ozór mu będzie latał, że ma pomóc w niespodziance dla Kombiego.
   Blondynka wyobraziła sobie przypadkowo zapamiętanego chłopaka spacerującego po polanie. Jego wielki język dyndał wesoło w powietrzu, jak u psa pijącego wodę z miski.
   – Myślisz, że jest tak głupi? – nie dowierzała.
   – On akurat tak. Kombi ma szale kumpli, a niektórzy z nich nie są bystrymi umysłami.
   Przed oczami Noelii mignął obraz dziesięciu ubranych podobnie nastolatków. Wszyscy wisieli na karmazynowych szalach głowami w dół. Przed upadkiem chroniły ich wyłącznie silne mięśnie jednej z wybranych rąk.
   – Jest też inny problem – strapiła się jasnowłosa. – Nie mam giętkich godzin. Nie wiem, kiedy będę mogła spotkać się ze Śliwą.
   – Planujesz ucieczkę z domu?
   – Nie żartuj. Czym byś ich zatrzymał?
   Ni stąd, ni zowąd, usłyszała czyjeś kroki.
   Serce Noelii przyspieszyło. Obawiała się najgorszego. Wyprostowała nogi, przygotowana do ucieczki. Kiedy rodzice wejdą do pokoju, zakończy rozmowę i wstanie. Gdy usiądą na materacu, aby wyjaśnić kilka spraw, poderwie się na równe nogi i rzuci przed siebie, jakby to ona była winną, jakby to nie los popchnął ku niej Kamilę... Ucieknie, tak jak zwykły przestępca ucieka przed policją. Mimo towarzyszącej świadomości, że kara może okazać się surowsza, zwiewa, nie bacząc na nic.
   Wzrok nastolatki spoczął na drzwiach.
   – Nie tylko Kombi ma metody – ledwo co usłyszała. – Nie wspominając o tym, że kilka od niego podpatrzyłem.
   A może jednak lepiej nie uciekać? Przecież mogli dopiero co przyjść.
   – Dlaczego w ogóle chcesz mi z tym pomóc?
   Do czego w ogóle potrzebny mi ten przebrzydły Facebook?! Gdyby nie on...
   – Żeby taka Noel miała wobec mnie dług wdzięczności – oświadczył Maciek, nieświadomy stanu psychicznego Noelii. – No kurka wodna, ja ci zawsze pomogę. Od tego przyjaciele są, nie?
   Szarooka uparcie wpatrywała się w klamkę.
   – No tak, ale jeśli Aśka będzie wiedziała, że to ty?
   – Aśka? – nie zrozumiał rudowłosy. – Aa... tak. Nią się nie przejmuj.
   – Łatwo mówić. A co, jeśli będzie nalegała na pójście ze mną?
   Co, jeśli Krzysztof i Jolanta będą chcieli mnie dokądś ze sobą zabrać?
   – Ta poza tym, czemu nie powiedziałaś, że jesteś na podsłuchu?
   – Dopiero weszłam na internet – rzekła z wyrzutem Noelia. – Nie oczekuj ode mnie znajomości wszystkich memów... i to w dodatku przed zachodem słońca.
   Gdzie oni, u diabła, są? Mogę wyjść na zewnątrz i zobaczyć czy to zbyt podejrzane?
   – A, czyli pewnie ktoś minął twój pokój. – W głosie Maćka dało się słyszeć satysfakcję. – Dobra, w esemesach jest wolność i swoboda. Tam może pogadamy, w porzo?
   Blondynka uśmiechnęła się do siebie.
   – Tak, w porządku całkowitym i absolutnym – odparła weselszym głosem.
   Rozmówca zarechotał.
   – Do zobaczyska.
   – Do słuchowiska raczej – poprawiła jasnowłosa. – Jestem uziemiona, zapomniałaś? Czyli nie mam giętkich godzin.
   – Czyli z przyjacielem gadać też nie wolno, tylko musisz ze mnie robić osobniczkę płci żeńskiej. Nie zostaniesz tak faktycznie wciśnięta w ziemię. Znam metody, powiedziałem.
   Nie znam wielu osobników płci męskiej, zatem trudniej byłoby wcisnąć fałsz Krzysztofowi i Jolancie. Jedynym takim osobnikiem, z którym mam okazję rozmawiać przez telefon, jesteś ty.
   Rozłączyła się.


Przechodzimy do wyjaśnienia tytułu rozdziału, mattoni. ;D (Byłam ciekawa, czy sądziliście, że nazywam Was baraniną {co mogło albo nie mogło prowadzić do skojarzeń z głupkami, tzw. matołami, ramami, czy Aresami +być może znacie psa o tym imieniu+} czy może mutonami, inaczej barańcami. Ale nie, to cegły po włosku, a nazwałam Was tak dla żartów – nie po to, by kogokolwiek obrazić.)
Jadę nad morze i w związku z tym nie przeczytacie tu niczego nowego przez około trzy tygodnie, rozdział jest dłuższy (z mistrzami i tak nie mam o co walczyć, pewna osoba na fanfiction.net skondensowała 73 tysiące słów w zaledwie sześciu rozdziałach) niż zazwyczaj (nie pożyczaj – dla rymu!), no i wyjątkowo utkwiła mi w pamięci winda, w której na poszczególne piętra trafia się wypowiadając odpowiednie hasło we właściwym języku po spojrzeniu na wymalowane w niej dania. (Tajna misja Hipoteusza Grippy i gadatliwego psa Artakserksesa Władysława Orłowskiego i Witolda Macieja Orłowskiego) Pamiętajcie, bigos wolno Wam powiedzieć, wątróbka po angielsku już nie, no chyba że chcecie zostać złapani. ;P
Wreszcie udało mi się wstawić planowany żarcik! Wiecie, co to było? A może wcale Was nie rozśmieszył bądź rozśmieszyło Was kompletnie coś innego? Dajcie znać w komentarzach! I nie wysadzać mi tu tylko Księżyca! Co byśmy poczęli bez naszego naturalnego satelity?
Uwaga, uwaga! Zaczęłam oglądać Sherlocka. Wiem – spóźnialska – ale co ja zrobię, że im coś bardziej popularne, tym trudniej mi się do tego zabrać.
Obejrzałam do tej pory, co prawda, dwa naprawdę długie (wiadomo ;D) odcinki i stwierdzam, że serial jest interesujący. Może zdążę go dokończyć zanim wyjadę. Mam w końcu jeszcze cztery dni. (: A oto, co sobie kupiłam do czytania nad Bałtykiem:


http://innpoland.pl/123589,nie-koncz-kropka-zdania-jesli-nie-przestrzegasz-tej-reguly-robisz-sobie-wielka-krzywde
To mnie zaskoczyli. Ja, jeśli widzę, że ktoś nie postawił kropki, myślę, że ta osoba się spieszyła, jakimś innym cudem zapomniała jej tam postawić, lub jest totalnym leniem, który nie chce zawracać sobie tyłka podstawami interpunkcji. Nie zamierzam zmieniać moich zasad, bo ludzie coś tam mogą pomyśleć  – o głupią kropkę? Wolę pisać poprawnie.
No, to do przeczytania! ;D

czwartek, 20 lipca 2017

ROZDZIAŁ XII

   Czy łatwiej byłoby mi żyć, gdybym nie posiadała niektórych uczuć? Gdyby w moim umyśle nie było miejsca na sumienie i wstyd, zabiłabym wariatkę i już, koniec zmartwień. Gdyby nie istniał strach, zrobiłabym to wbrew Kombinatorowi. On też zapewne by skończył między trupami, za stawianie przeszkód. Ale czy nie stałabym się wówczas idiotką stanowiącą łatwy łup dla policji?
   Czasami odnoszę wrażenie, że nie posiadam niektórych emocji – nigdy nie odczuwam tego, co inni ludzie, kiedy widzę, jak cierpią. Owszem, domyślam się, co mogą czuć, ale sama tego nie czuję. Do tej pory sądziłam, że to normalne, ale wiele osób reaguje emocjonalnie, natomiast mnie nawet nie obchodzi los znajomych. Gdyby kogoś przejechał samochód, nic by się nie zmieniło. Nawet bym nie zapłakała. Prawdopodobnie zaszyłabym się w domowym zaciszu, żeby obejrzeć telewizję czy przeczytać nowy numer „Uranii”.
   Zagłębiła się w myślach. Ujrzała siebie – trzymającą w ręku niemal połowę przodu twarzy. To była jej twarz. Usta, policzki i nos zniknęły – nadgryzione niczym jabłko – pozostawiając po sobie czarną farbę. Czoło wychylało się niebezpiecznie do przodu. Uważało właściciela za wartościowego – zasługującego na najlepsze życie i wyróżnienia – a broda chwaliła jego nieustraszoność. Czarna farba symbolizowała brak emocji – tych występujących u większości populacji. Reszta głowy podkreślała uczucia, które ocalały.
   Naprzeciw Noelii siedziała szatynka o pociągłej twarzy. Głęboko osadzone piwne oczy dodawały dziewczynie inteligencji. Na powiekach spoczywały pasujące jasnobrązowe cienie. Uwypuklały równe brwi. Rzęsy – doprawione  prawie niezauważalnym czarnym tuszem – oraz pełne usta – pokryte jasnoróżową szminką – dodawały subtelności. Szatynka włożyła pomarańczową bluzkę z krótkim rękawem – tę, która wyglądała jak obsypana miniaturkami gołębi. Wytarte dżinsy ledwo sięgały za kolana. Klapki – z grubym na trzy centymetry pomarańczowym prześwitującym paskiem – stykały się nerwowo. Łokieć prawej ręki nastolatki dotykał bladoniebieskiej ceraty z miskami przepełnionymi owocami. Część rozpuszczonych włosów utonęła między palcami prawej dłoni.
   Noelię drażniło to, że wszystkie nastolatki nosiły makijaż. Jakby każda chciała udowodnić, że jest ładniejsza od swojej koleżanki. Po co? Przecież każdy widział, że poprawiają swój wygląd.
   Katarzyna oblizała wargi. Nie mogąc znieść ciszy wypełnionej jedynie tykaniem zegara, odezwała się.
   – Wpatrujesz się we mnie od jakichś dziesięciu minut i nic nie mówisz?
   – Sądziłam, że to ty zaczniesz coś mówić. W końcu chciałaś się spotkać.
   Dziewczyna sprawiała wrażenie zaskoczonej chłodnym tonem Noelii, jednak szybko ukryła to pod postacią wygiętych w złości ust.
   – Tak – przyznała – ale to ty się popłakałaś i dostałaś ataku histerii, no i to ty martwisz się, gdzie pójdziesz do drugiej klasy. Myślałam, że potrzebujesz się komuś wyżalić czy coś. Z twojej wiadomości wywnioskowałam, że czeka mnie słowotok.
   Gdyby wiedziała, że nie czekają na nią żadne konsekwencje, Noelia roześmiałaby się. Profesor uwierzyła we wszystko. Blondynka nie uroniła ani jednej łzy. Nie dostała też ataku histerii.
   – Bardziej zależy mi na znalezieniu odpowiedzi na pytanie „dlaczego ja?” i pozbyciu się plotek, aniżeli na wyżalaniu się komuś. Wyżalanie się w tym przypadku nie pomoże, może tylko zaszkodzić.
   – Zaszkodzić raczej nie, ale to dobrze, że chcesz działać.
   Noelia wywróciła oczami. Profesor mogła powiedzieć coś więcej, niż jedynie prawić banały.
   – Masz jakiś pomysł na zneutralizowanie plotki? – zapytała blondynka. – W końcu nazywają cię Profesor.
   – Puścić plotkę, według której jesteśmy niewinne, tak, żeby jak najprędzej dotarła do Agi. Ona na pewno rozniesie ją dalej.
   – Nie sądzę. Znaczy... może, ale nie przekaże innym tylko tego, że jesteśmy niewinne. Musiałybyśmy kogoś innego obarczyć winą.
   Szatynka pokręciła głową w zamyśleniu.
   – No nie wiem – odezwała się ostrożnie, jakby obawiała się, że lada chwila tuż obok zmaterializuje się tyranozaur gotowy pożywić się jej ciałem. – To poważna zbrodnia. Ktoś może skończyć na przesłuchaniu policyjnym, jeśli dotrą do niej te brednie.
   – A ty chcesz być przesłuchiwana?
   – Jasne, że nie.
   – No właśnie – rzekła Noelia. – Poza tym, nie chcę uciekać z tej szkoły, a naprawdę nie mam dokąd pójść. Rodzice się stąd nie przeprowadzą, choćby powiedziano im, że w nasz dom uderzy tornado.
   Jasnowłosa nie wątpiła w to, że Jolanta i Krzysztof przeprowadziliby się do innej miejscowości, gdyby zaszła taka potrzeba, lecz wolała tego nie sprawdzać. Co więcej, żeby można było w ogóle mówić o przeprowadzce, Noelia musiałaby poudawać, że jest gorzej niż w rzeczywistości. Prawdopodobnie niezbędna okazałaby się nauka płakania oraz wiarygodnego histeryzowania. A co, jeśli trzeba by było spędzić trochę czasu w szpitalu psychiatrycznym?
   Profesor odchrząknęła.
   – A może powinnyśmy puścić w obieg plotkę nie o nas i nie o tym, kto porwał czy zabił tamtą dziewczynę, a o Adze?
   – O niej i tak krąży mnóstwo plotek. Jeszcze jedna jej nie zaszkodzi... chyba że...
   Mogłybyśmy sprawić, żeby cała szkoła myślała, że Kombinator jest w to zamieszany. Uwierzyliby jak nic. Osoba, która nawet nie chodzi do tej samej szkoły, jest podejrzana? Na bank winna! Poza tym, i tak miałam nagadać coś kumplom Kombinatora. Dlaczego by nie rozszerzyć tego planu?
   Katarzyna zmrużyła oczy. Wyplątała palce ze swoich włosów i pozwoliła im swobodnie opaść na ceratę.
   – Chyba że co? – zaciekawiła się.
   – Znam osobę idealną. Mogłybyśmy wskazać ją jako winowajcę.
   – To nic innego jak wrabianie w morderstwo.
   Wydusiwszy z siebie to ostatecznie brzmiące słowo, szatynka spuściła wzrok. Kciuk nastolatki wodził po kształcie dojrzałego jabłka, rozłożonego na szczycie pozostałych owoców.
   – To nie jest wrabianie w morderstwo – zaperzyła się Noelia. Profesor ponownie spojrzała w górę. – Wrabianie wymagałoby dostarczenia fałszywych dowodów, na co bym się nie skusiła. W najgorszym wypadku ta osoba skończy na przesłuchaniu. – Blondynka obdarzyła siedzącą naprzeciwko dziewczynę spojrzeniem po brzegi wypełnionym pogardą. – Poza tym jakie jest prawdopodobieństwo, że coś takiego się wydarzy? Jeśli ludzie nie posiadają dowodów, uznają to wszystko za plotkę. A kto jest największą plotkarą? – Noelia klasnęła. – Aga. Dziewczyna wtedy na pewno się przestraszy i powie, że wszystko wymyśliła.
   Kciuk szatynki na chwilę odkleił się od ogonka jabłka. Zawisł w powietrzu tuż nad nim.
   – Nie powie tego, skoro nie jest pomysłodawcą plotki. Powie, że to my ją wymyśliłyśmy.
   Na ustach Noelii zakwitł przedrzeźniający uśmiech.
   – Coś ty, plotkarom nikt nie wierzy – stwierdziła. – Wszyscy pomyślą, że zmyśla, byle się wyrwać z tarapatów... – Jasnowłosa nawinęła kosmyk włosów na palec wskazujący. – Oczywiście policja może wziąć pod uwagę dwie ewentualności i nie wierzyć Adze, a jednocześnie próbować wyciągnąć coś od osoby, która Adze przekazała plotkę.
   – Ale tą osobą będzie jedna z nas... Czekaj, ty chcesz przekonać kogoś do przekazania plotki Adze? I jak chcesz to zrobić?
   Noelia ostentacyjnie podniosła ręce do góry, po czym – jakby wmawiając organizmowi, że ważą tony – opuściła je na ceratę.
   – Siłą perswazji – obwieściła triumfalnie.
   Katarzyna sprawiała wrażenie odrobinę zaniepokojonej.
   – Zamierzasz nagadać coś drugoklasistom? – podsunęła. – Tam mają dwie takie plotkary.
   – Nie zamierzałam, ale to dobry pomysł.
   – Właściwie nie wiem, po co to robimy. – Kciuk szatynki sięgnął ogonka jabłka. – Może zwyczajnie powinnyśmy nic nie kombinować. Przecież jeśli zacznie tu węszyć policja, wygadają, że to wszystko plotki. Jakoś dotrą też do tego, kto jest ich twórcą.
   Profesor nie pojmowała powagi sytuacji. Nie rozumiała, że ludzie zrobiliby wszystko, aby uratować własną skórę. Jeżeli ktoś pomyślałby, że czekają go o wiele gorsze reperkusje, jeśli przyzna się do puszczenia w obieg nieprawdy, zrobiłby wszystko, by ta nieprawda okazała się prawdą – sfałszowałby dowody i jeśli byłby w tym wystarczająco dobry, nikt by tego nie odkrył.
   – A co, jeżeli ktoś pomyśli, że czekają go gorsze konsekwencje, jeśli przyzna się do puszczenia w obieg plotki? Co, jeżeli zaczną fałszować dowody?
   – Jakie fałszywe dowody?! – podniosła głos Profesor. – A ty potrafisz fałszować dowody tak, by władze się nie zorientowały?
   Nie potrafię, jednak istnieją ludzie, którzy znają się na tym lepiej lub gorzej. Założenie, że każdy na początku radzi sobie gorzej, do niczego nie prowadzi. Gdyby tak było, wszystkich by wyłapano. Nie pozostałby nikt, kto zna się lepiej na fałszowaniu. Umiejętności tego rodzaju wynikają zatem z talentu. Owszem, każdy na początku jest gorszy, ale każdy startuje od innego punktu bycia gorszym.
   – Tak myślałam – bąknęła szatynka.
   Nie, wcale nie myślałaś. Doszłabyś do wniosku, że odpowiedź na to pytanie wymaga zastanowienia się.
   – Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia. Nigdy czegoś takiego nie próbowałam.
   – Oni także nie, a nie można być w czymś dobrym bez ćwiczeń...
   Ale można być w czymś z natury lepszym od początku. Oczywiście, kujonki to ignorują. Wolą myśleć, że dobre oceny są wyłącznie ich wyborem, a reszta społeczeństwa to lenie rozwalające się na tapczanie.
   – No i po co ktokolwiek ze szkoły miałby coś takiego robić? – ciągnęła Profesor. – Nie łatwiej powiedzieć, że słyszało się coś od kogoś innego?
   – Owszem, ale wtedy nie byłoby to wiarygodne.
   Szatynka prychnęła, oburzona.
   – Bardziej, niż wyskakujące znikąd fałszywe dowody.
   Noelia uśmiechnęła się niewinnie. Skierowała wzrok na jedną ze szmaragdowych szafek.
   – Na tapczanie siedzi leń – wyrecytowała. – Nic nie robi cały dzień.
   Zdawała sobie sprawę, że jej zachowanie bardzo przypomina to Kamili, lecz miała to w głębokim poważaniu. Życie polegało na robieniu tego, co się żywnie podoba – nie martwieniu się, że podąża się czyimiś śladami. Nie zamierzała wybrać innych gałek od poprzedniego klienta wyłącznie dlatego, że czułaby się głupio kupując identyczne lody.
   Szatynka wstała, z głośnym trzaskiem odsuwając krzesło.
   – A więc twierdzisz, że jestem leniem? – uniosła się. – Ty, ze wszystkich ludzi?! Co ty w życiu osiągnęłaś?
   Noelię bawiło to, jak prędko zdołała wyprowadzić rozmówczynię z równowagi. Więc to tak czuło się w ciele wariatki. Radość zwycięstwa wzbijała się ponad góry i lasy, na niektórych z nich dla zabawy odbijając swój ślad. Za każdym razem, gdy buty coś przygniotły, organizm funkcjonował na skuteczniejszych dopalaczach.
   – Widzę, że z tobą nie pogadam – oznajmiła po chwili jasnowłosa. – Szkoda, bo to ty zaproponowałaś rozproszenie plotki.
   Profesor spojrzała na nastolatkę tak, jakby właśnie na jej oczach piorun trafił człowieka.
   – Że jesteśmy niewinne – uzupełniła.
   – Spowodowałabyś odwrotny rezultat – powiedziała blondynka. Stale wpatrywała się w uprzednio wybraną szafkę. – Wszyscy sądziliby, że to my puściłyśmy plotkę i tylko  bardziej by nas podejrzewali.
   – To samo byłoby, gdybyśmy puściły plotkę o kimś innym.
   Wygłosiwszy te słowa pewnym siebie głosem, Katarzyna z powrotem opadła na krzesło. Najwyraźniej pojęła, że stanie i złoszczenie się w niczym nie pomoże.
   – Niekoniecznie – uznała Noelia. Przeniosła wzrok na walczącą z gniewem twarz rówieśniczki. – Nowa plotka zasiałaby ziarenko zwątpienia, z którego mógłby urosnąć piękny kwiat.
   – Za to kwiaty innych zostałyby bezpowrotnie zniszczone.
   Jasnowłosa uśmiechnęła się delikatnie. Znała dobrze tego typu wymiany zdań.
   – Uważasz, że to zła rzecz? Załóżmy, że masz dwójkę osób o przeciętnym wynagrodzeniu, ale nie stać ich na pewien lek dla śmiertelnie chorego dziecka. – Noelia dostrzegła zdegustowanie Katarzyny, jednak nie przerwała monologu. – Widzą inne dziecko, biedniejsze, które otrzymało lek, ale jest ono bliższe śmierci i tylko ten lek może przedłużyć mu życie... – Blondynka rzuciła szatynce znaczące spojrzenie. – Co robią? Ukradną lek dla swojego dziecka, zaś obcemu pozwolą umrzeć. Podobnie zrobią, jeśli ich życie jest zagrożone. Zepchną człowieka z mostu, jeżeli pomoże im to uratować własne życie. Ludzie są egoistami.
   A dlaczego mieliby nimi nie być? Może gdyby ludzie posiadali gwarancję, że za niebycie egoistami czeka ich wieczne życie... może wtedy przestaliby być egoistami, choć i tak pewnie znalazłby się wariat, który nie pragnie nieśmiertelności.
   – To dość ekstremalny przypadek i tak naprawdę nie jestem pewna, co myśleć – ogłosiła Katarzyna po chwili namysłu.
   – Nie jesteś pewna, dlatego że jesteś taka sama jak ci ludzie, czy boisz się przyznać do bycia bohaterką?
   Na twarzy szatynki pojawiła się niepewność.
   – Żadna z tych rzeczy – odpowiedziała, starając się ukryć brak przekonania. – Dlaczego pytasz?
   – Z ciekawości – pospieszyła z odpowiedzią Noelia. – Tak, wiem, ciekawość zabija. Może powinniśmy ją całkowicie wytępić ze swojego życia.
   Wtedy nikt nie robiłby tego, czego mu nie wolno. Wtedy miałabym spokojne życie, zupełnie inne od tego teraz. Może żyłabym krótko, ale byłabym nieświadoma swojej przemijalności, jak każdy człowiek na Ziemi. Niestety, nie istniałoby wtedy szczęście.
   – Teraz to już zaczęłaś gadać bzdury – usłyszała Noelia.
   – I co z tego? Dla każdego coś innego jest bzdurą. Dla mnie bzdurą jest na przykład podrywanie chłopaków, wykonywanie akrobacji w powietrzu i filmowanie wyzwań na You Tube. Dla ciebie bzdurą może być coś, co mówię, ale dla pozostałych już nie.
   Katarzyna była pod wrażeniem tej wypowiedzi. Noelia podejrzewała, że rówieśnicy dyskutowali z dziewczyną o zupełnie innych tematach, albo nastolatka uważała ją za kogoś mniej inteligentnego. Blondynka nie zdziwiłaby się, gdyby była dla Profesor nikim więcej niż przeciętnym uczniem. W końcu kiedy miała pokazać, jakiego typu konwersacje sprawiają, że czuje się żywa?
   – Ci pozostali lubią się wdawać w takiego typu dyskusje?
   – Pewnie – odrzekła  żwawo Noelia. – Są jedynymi, którzy mnie rozumieją.
   Przed jej oczami stanęła lepiąca się od brudu dziewczyna. Siedziała prosto, z plecami opartymi o niewidzialną przeszkodę. Kolana podkurczyła, jakby rozprostowanie ich zabierało cenną energię. Oczy tkwiły w błogim śnie. Nadgarstki ocierały się o siebie, jakby myślały, że w ten sposób pozbędą się sznura. Tym razem ciało okrywało inne ubranie – biała bluzka z krótkim rękawem oraz ciemnoniebieskie dresy sięgające za kolana. Adidasy przyozdobione fioletowym zygzakiem ciągnącym się przez środek przypominały, że to w istocie Kamila, nie podróbka.
   Noelia ujrzała fale wyrzucające na brzeg kawałek drzewa. Podeszła bliżej. Zauważywszy zwilżoną kartkę papieru wystającą z masywnej gałęzi, schyliła się.
   – I sądzisz, że ja bym nie była w stanie cię zrozumieć? – spytała Profesor, przywołując Noelię do rzeczywistości.
   Pismo było rozmazane, a jednak czytelne.

   Nie mogłam dłużej żyć w takich warunkach. Kto wie, może los zdecyduje się obdarować nas kolejną falą i tym razem znajdziesz coś więcej niż tylko krótki liścik.

   – Noel?
   – Absolutnie nie. Nie ma nawet co próbować.
   Jasnowłosa uformowała kulkę z kartki. Bez namysłu wrzuciła ją do morza. Wyjęła z torebki starą książkę oraz długopis.
   Katarzyna wyglądała na zbitą z tropu.
   – Więc dlaczego chciałaś, żebym przyszła?
   – To ty chciałaś do mnie przyjść. Ja tylko chciałam, by rodziców nie było o tej porze w domu.
   Noelia z wizji wyrwała połowę ostatniej pożółkłej strony. Zaczęła pisać.
   – Z jakiegoś powodu mam wrażenie, że nie chodzi tylko o plotki – powiedziała Profesor. – Za bardzo się nimi przejęłaś.

   Jeśli los miałby obdarować nas kolejną falą, niech ta nigdy nie nadejdzie. Ty wszystko udawałaś – udawałaś, że jesteśmy podobne. Bawiłaś się mną, a teraz uciekłaś. Stchórzyłaś. Nie udawaj, że teraz nie stchórzysz.

   – Każdy przejmuje się na swój sposób. Próbujesz mi udowodnić, że moje emocje są fałszywe?
   – Ależ nie! – Szatynka odchyliła się nieco w tył, zdziwiona. – Nic takiego. Po prostu przesadzasz. Zanadto przejmujesz się czymś, czym nie powinnaś się przejmować.
   Teraz to Noelia wstała od stołu.
   – Tak samo jak ty. Inaczej w ogóle byś do mnie nie wysłała tamtego esemesa.
   Nie czekając na odpowiedź, ruszyła ku wyjściu z kuchni. Katarzyna złapała Noelię za rękę w momencie, gdy prawa stopa blondynki przekraczała próg.
   – A może zwyczajnie chciałam z tobą porozmawiać? – odezwała się łagodnie szatynka. – Chciałam wiedzieć, jak sobie z tym wszystkim radzisz. Zresztą, wydaje mi się, że wcześniej byłaś trochę nie w sosie.
   Nie w sosie? I co ci do tego? To mój nastrój i nie musisz udawać, że ci na nim zależy.
   Obróciła się tak, że jej nos niemal zderzył się z nosem Profesor. Dwie pary oczu napotkały siebie nawzajem, po czym odskoczyły, oparzone.
   – I co? – burknęła Noelia. – Sądzisz, że miałam coś wspólnego z porwaniem tamtej dziewczyny?
   Profesor pokręciła głową. Jej cera ubrała przepraszającą minę.
   – Nie, oczywiście, że nie, tylko... pomyślałam, że może wpadłaś w depresję. Tak się dziwnie zachowujesz ostatnio i może potrzebujesz...
   Potrafiła ocenić jej zdrowie psychiczne po zaledwie kilku dniach? Za kogo ona się uważała? A może sama przechodziła wcześniej depresję i sądziła, że jeśli widzi osobę w podłym nastroju nie trwającym wyłącznie jeden dzień, na pewno ta osoba odczuwa to, co ona. Bardzo niemądre podejście jak na kogoś z wysokimi ocenami.
   – Pomocy? – wtrąciła z wyrzutem Noelia. – Chcesz mnie wysłać do psychologa?
   – Może to by coś pomogło...
   Wzrok Noelii powędrował ku łokciowi lewej ręki. Palce rówieśnicy wbijały się w skórę niczym kleszcze.
   – Nie masz prawa wmawiać mi chorób, których nie posiadam – powiedziała jasnowłosa nieznoszącym sprzeciwu głosem, usiłując wyszarpnąć rękę. – Nie znasz mnie wystarczająco, abyś wiedziała, przez co przechodzę.
   Katarzyna puściła łokieć Noelii. Ukryła ręce za plecami.
   – Zatem pozwól sobie pomóc.
   Noelia parsknęła śmiechem.
   – Dlaczego tak cię obchodzi moje zdrowie? – zapytała, szczerze zaciekawiona. – Przecież wiem, że jesteś niewinna i nie będę rozpowiadać, że jest inaczej. Może jesteśmy obie podejrzewane, ale to nie znaczy, że będę rozsmarowywać na tobie winę. Nie przyniosłoby mi to żadnych korzyści. Poza tym, policja nie udowodni naszej winy, prawda?
   Mrugnęła porozumiewawczo do Profesor, by potem udać się długim korytarzem ku wyjściu z budynku – jak gdyby to nie był jej dom. Po drodze chwyciła torebkę, którą uprzednio zostawiła na schodach. Dywan w grube zgniłozielone oraz waniliowe pasy zdawał się połyskiwać złowieszczo.
   – Noel...
   Przerzuciła torebkę przez ramię i wyszła na dwór.
   Sądzi, że powinnam do niej wrócić? Niby w jakim celu? Po to, żeby straszyła mnie psychologami?! Po to, żeby próbowała znaleźć powód mojego odmiennego nastroju?! Ona ma jakieś urojenia. Ze mną jest wszystko w porządku. Nawet jeśli w moim zachowaniu da się dostrzec jakąkolwiek zmianę, jest ona na tyle subtelna, że nie wykryje jej przeciętny uczeń, tylko tej się wydaje, że potrafi postawić diagnozę. Ciekawe, czy gdybym zapytała ją, czy cierpi bądź cierpiała na depresję, odpowiedziałaby twierdząco, ale to później. Teraz wolę poczuć wiatr we włosach, a ona niech siedzi w moim domu. Zapewne nie będzie siedziała w nim cały dzień, aż do mojego powrotu. Z dłuższego pobytu wynikłyby jednak interesujące wydarzenia. Jak wytłumaczyłaby swoją obecność Krzysztofowi i Jolancie? Chyba nie miałaby odwagi przekazać im, co omawiałyśmy. Czym się nasza wymiana zdań skończyła, pewnie już tak.


*


   Przed oczami zamigotały tysiące czarnych warstw. Zbite w ciasną, falującą ścianę, powoli przeobrażały się w szarość, a następnie w niemal całkowicie transparentną biel.
   Wyciągnęła przed siebie rękę. Czarną rączką noża planowała przeciąć wszystko, co tańczyło i wirowało. Niestety, nie było to takie proste. Materiał owijał się łapczywie wokół noża – jakby od tysiącleci nie spożył ani jednego posiłku. Nie na długo. Wkrótce – dzięki regularnym ćwiczeniom – Noelia zdobędzie siłę niezbędną do przedarcia się na drugą stronę. Resztki wstydu, strachu i winy na zawsze zanurzą się pod wodami Pacyfiku.
   Paraliżujące oczy spojrzały na nią.
   – Odłóż ten nóż – powiedziała ze spokojem ich właścicielka. – To nie jest to, co chcesz zrobić.
   Wariatka lękała się śmierci. Dźwięk strachu brzmiał donośnie w wyobraźni Noelii. Wystukiwał żwawy rytm, przenikliwy i tajemniczy.
   – A co według ciebie chcę zrobić, jeśli nie to wszystko zakończyć? Czego pragnę, jeśli nie szczęśliwie dalej żyć?
   Niedoszła zabójczyni opuściła głowę.
   – Nigdy nie będziesz miała szczęśliwego życia, jeżeli poddasz się presji chwili – oświadczyła głosem wypranym z wszelkich emocji.
   – Co masz na myśli? – zapytała tak samo beznamiętnie Noelia, opuściwszy nóż. – Sądzisz, że będę żałowała?
   A czy Kamila żałowała wrzucenia Noelii w bezmiar ruchomych piasków? Zapewne uznała to posunięcie za porażkę dopiero wtedy, gdy do niej dotarło, że niebawem jej własny żywot dobiegnie końca, lecz nie współczuła dziewczynie. Noelia chciała to wszystko wykrzyczeć, jednak wiedziała, że jedynie wystawiłaby na światło swoją słabość.
   – Tak, bo odkryją, że to ty mnie zabiłaś – stwierdziła uwięziona. – Każdy zebrany tu dowód będzie świadczył przeciwko tobie.
   – A co, jeśli nic ci nie zrobię? Istnieją równe szanse na odnalezienie ciebie. Kiedy cię znajdą, powiesz im dokładnie, kto cię przetrzymuje. Po śmierci nie będziesz do tego zdolna... Nie jestem głupia. Wiem, jak sfałszować dowody.
   Melodia zwolniła i nabrała ostrości. Dołączyły do niej dzwony kościelne.
   – Pozwolisz swojemu przyjacielowi wykonać robotę za ciebie? – Związana uniosła brwi. – Albo jeszcze lepiej, on każe wykonać ją komu innemu... tak, by nikt go z tą osobą nie powiązał...
   Ostatnie słowo Kamila wymówiła powoli i wyraźnie. Jego brzmienie idealnie współgrało z melodią wytworzoną w umyśle Noelii.
   – Co cię to interesuje?
   – Doradziłabym ci w kilku sprawach, jeśli chciałabyś zamordować kogoś, kto nie jest mną – rzekła Kamila. Uniosła głowę, by spojrzeć w oczy wroga. – Co więcej, nie skończyłam mówić. Jeśli zrezygnujesz z zabicia mnie, nie powiem nikomu, że to ty mnie przetrzymujesz. Mogę skłamać, że zrobił to ktoś inny...
   Noelia prawie otworzyła usta ze zdziwienia.
   Melodia zwolniła jeszcze bardziej. Jakby twórca właśnie zdał sobie sprawę, że pozwolono mu kreować swe dzieło przez miliardy lat, jednakże kiedy skończy mu się pomysł i choć na chwilę wstrzyma pracę, sczeźnie.
   – A więc tak naprawdę chcesz się zemścić na kimś innym, a ja miałam służyć jako pomoc do osiągnięcia tego celu? Powiedz mi... skąd widziałaś, że to zadziała?
   – Nie mogę tego wykluczyć. Widzisz, jest mnóstwo osób, na których chciałabym się zemścić. Jeśli któraś z nich złapie się na plaster, to go wykorzystam...
   Uwięziona pozwoliła ostatniemu wyrazowi zawisnąć w powietrzu – jakby również coś słyszała.
   – Ale skąd wiedziałaś, że ja nabiorę się na twoją pułapkę? – głos Noelii poszybował nieco w górę.
   Kamila przez chwilę nie odpowiadała, pochłonięta światem wewnętrznym.
   Świetnie. Nie powie mi. Mogłaby chociaż skłamać, ale nie, musi grać w gierki aż do ostatniej minuty swojego życia.
   Szarooka spojrzała w dół, na nóż – który wzięła ze sobą zaraz po tym, jak Katarzyna opuściła jej dom – trzymany niebezpiecznie blisko prawego kolana. Dlaczego miałaby go teraz nie podnieść i nie dźgnąć wariatki prosto w serce?
   – Co ma kot, czego nie ma żadne inne zwierzę? – odezwała się w końcu niedoszła morderczyni.
   Poważnie? Potrzebowała tej chwili po to, żeby wymyślić kolejny bzdurny temat? Co koty miały wspólnego z czymkolwiek?
   – Zadałam ci pytanie – nalegała Noelia.
   – Jeśli odpowiesz na moje pytanie prawidłowo, poznasz odpowiedź na swoje pytanie.
   Albo lepiej, zanim dźgnę ją w serce, zadam jej sporo innych ran. Niech cierpi.
   – Nie wiem, chęć na myszy?
   Kamila pokręciła głową z widocznym zawiedzeniem.
   – Kocięta – powiedziała. – Odpowiedź na twoje pytanie jest równie oczywista.
   Wolna dłoń Noelii wylądowała na czole.
   – To, że coś jest oczywiste dla ciebie, nie znaczy, że jest oczywiste dla mnie i vice versa.
   Kamila pokiwała niechętnie głową. Sprawiała wrażenie smutnej z powodu straty czegoś lub kogoś ważnego.
   – To prawda, dlatego radziłabym ci się przejrzeć w lustrze – rzekła. – Jeżeli to nie podziała, zapytaj się innej osoby, co na tobie i w tobie widzi, być może tego twojego kolegi... Byłabyś gotowa go wrobić?
   – To zależy od sytuacji.
   – Tak sądziłam. Czy skorzystałabyś z okazji, jeśli obiecałabym ci, że to on zostanie uznany za winnego porwania, gdy mnie znajdą?
   Czy wariatka uważała ją za kretynkę? To oczywiste, że nie „skorzystałaby z okazji”. Może zrobiłby to ktoś, kto nie ma nic do stracenia i kogo nie niepokoi wizja spędzenia każdego kolejnego dnia swojej egzystencji w więzieniu albo jako kloszard.
   – Nie – burknęła Noelia. – Wiem, że coś knujesz.
   Kamila obdarowała wroga delikatnym, przywodzącym na myśl płatki róż, uśmiechem.
   – Oczywiście – wyznała. – Po to są zdolności makiawelistyczne, do manipulowania ludźmi... jednak nie powinnaś od razu odrzucać okazji. To świadczy o braku inteligencji. Powinnaś rozważyć, co zyskasz z układu i czy cokolwiek stracisz.
   Nie reaguj gwałtownie – zaleciła sobie szarooka. – Ona tylko chce wyprowadzić cię z równowagi – jak zawsze.
   Jeszcze raz spojrzała na nóż. Prawie dotykał jej nogi.
   – Musiałabym się zastanowić, co Kombinator byłby w stanie mi zrobić.
   – Nic. Słowo jednego przeciwko dwóm – w tym osobie, która była więziona – nie posiada żadnej wartości.
   Nadnaturalna melodia ustała. Drażniąca cisza wypełzła z ziemi. Twórca pożegnał się ze światem istot żywych.
   – Ale on ma przecież mnóstwo kumpli, którzy mogą stanąć za nim murem.
   Niedoszła zabójczyni zerknęła na trzymany przez przeciwnika nóż. W jej oczach kryło się coś przypominającego przeprosiny.
   Tylko czy Kamila kiedykolwiek przeprosiłaby Noelię za to, jak bardzo zniszczyła jej życie? Nie. Gdyby potrafiła się śmiać, śmiałaby się z własnych „świetnych” umiejętności manipulacyjnych i z niedoli dziewczyny. Teraz udawała, że przeprasza, aby Noelia pozwoliła jej żyć. Żałosne.
   – Naprawdę w to wierzysz? – okazała zaintrygowanie uwięziona. – Odwróciliby się w momencie, w którym do ich uszu doleciałyby nieprzyjemne plotki na temat morderstwa.
   – Myślałam o tym, by go wrobić, ale skąd mam wiedzieć, że nie kłamiesz? Skąd mam wiedzieć, czy nie powiesz mu, że próbuję go wrobić?
   Kiedy ta idiotyczna rozmowa dobiegnie końca, zabiję ją i nie będzie mnie już dłużej męczyła. Zasługuję na długie życie pełne szczęścia.
   Uwięziona wzruszyła ramionami.
   – A co to ma za znaczenie? – zapytała jakby samą siebie. – Nie przekonam jego znajomków do odwiedzenia mnie tu, a on sam raczej ich tu nie przyprowadzi. To tylko utwierdziłoby ich w przekonaniu, że ich kolega zrobił coś nielegalnego.
   – Jeśli powiesz policji, że to ja cię więżę, to nic nie zmienia. Ja nadal zostanę uznana za winną.
   Jak długo mam tu stać i z nią dyskutować? Muszę wracać do domu. Inaczej Krzysztof i Jolanta się wściekną. Zresztą, pewnie już się wściekli, kiedy tylko odkryli, że mnie w nim nie ma. Ale ja po prostu musiałam tu przyjechać, choćby chmury miały zacząć walić mi się na głowę.
   Noelia przeniosła ciężar z lewej nogi na prawą. Nie mogła uwierzyć, że potrafiła tyle wytrzymać na stojąco prawie nimi nie poruszając.
   – Niekoniecznie – spierała się Kamila. – Jeśli znajomi Kombinatora mnie znajdą, zeznają przeciwko niemu. Policja pomyśli, że ja i Kombinator byliśmy parą, ale coś się stało i chłopak mnie więzi, ale ja wciąż nie dopuszczam do siebie faktu, że on mnie nie kocha, tak że zganiam winę na ciebie.
   Wyobrażenie uwięzionej kochającej kogokolwiek poza samą sobą było tak nierealne, jak unicestwienie wszystkich chorób świata w ułamku sekundy – ewenement, który przenigdy nie zaistnieje.
   – Ale masz wyobraźnię! – skomentowała Noelia. – Już słyszę, jak przez kable w twojej głowie przelatują pomysły. Ale skąd my się niby znałyśmy, co?
   Niedoszła zabójczyni zawahała się.
   – To jest trudniejsze, ale jeśli tylko masz znajomego bądź znajomą gotową skłamać, że się znamy, i jeśli ta znajoma będzie znała moje imię i nazwisko, powinnaś wyjść z wszystkiego bez szwanku.
   Jak niby Noelia miała skłonić kogokolwiek z rówieśników do skłamania w takiej sprawie – do tego kogokolwiek, kto nie był Profesor? Noelia wiedziała, że szatynka nie zgodzi się na uczestnictwo w czymś takim.
   Ten plan nie miał szans na powodzenie. A zatem... to finał. Zabije wariatkę i tyle. Już nie będzie odwlekać tego momentu w czasie.
   – Nasze życia są efemeryczne wobec długowieczności kosmosu – ogłosiła Noelia. Uniosła nóż. Z satysfakcją podziwiała pojedynczą łzę błąkającą się po policzku wroga. Kamila wiedziała, że nie ujrzy jutra, że wszystkie gwiazdy, którym przypatrywała się w ciągu przypadkowej egzystencji, zgasną. – Życie całej planety we wszechświecie jest efemeryczne... Pamiętam, jak sprawdzałam w słowniku znaczenie tego słowa... efemeryczny. Wywodzi się ono ze starogreckiego i oznacza tyle, co „istniejący przez jeden dzień”. Byłam zaskoczona, kiedy się dowiedziałam, ale teraz wszystko pasuje.



Nie mam pojęcia, kiedy wcisnę ten żart. Nie bić mnie. ;P
Na studia się dostałam, bez obaw. :)
Słyszeliście o Amy's Baking Company? I czemu odnoszę wrażenie, że większość z Was słyszała?...
U sąsiada po przeciwnej stronie w nocy było włamanie. 0.0 Nie było u nas, bo akurat nie spałam i oglądałam telewizję (było straasznie późnooo), hahahahhae. Jak wiadomo, światło odstrasza potencjalnych złodziei. (; Zabawne jest (dobra, to nie jest zabawne) to, że nie wiedziałam, że ktoś się u sąsiada kręci, bo pies czasem szczeka po nocach nie wiadomo, po co i na co. Tia, tyle że on nie biega po całym podwórku, więc włamywacze i tak by się mogli włamać. Rodzice żartowali, że jestem stróżem. Wymyślali, co ja bym zrobiła, gdybym wiedziała, że po przeciwnej stronie ulicy coś się dzieje. ;P Taaa, tylko raczej bym nie wyszła na dwór i nie wrzeszczała do złodziei: Wynocha, przeszkadzacie mi w oglądaniu telewizji!
Zabawne. W Jeden z dziesięciu padło pytanie dotyczące słowa kilwater, a pytany nie odpowiedział. ;D Co to jest, już wiecie.
Jak szczur, tańczmy i śpiewajmy! ;D
A teraz posłuchajcie sobie (wiem, znowu Hannibal – i jakby co, tu nie ma smutnej miny, to nawias!): https://youtu.be/OyBgx8TwB3Q
Template by Elmo