środa, 8 listopada 2017

ROZDZIAŁ XVIII

Hanni wita po gigantycznej przerwie!
Możecie mnie nazywać Hannim. To nawet wskazane. (; Najpierw byłam Watsonem, ale widocznie na Johna nie pasuję. Bardziej na Hannibala, hahahah. Zaliczyłam nawet wycieczkę w rzeźni – przez przypadek upaprałam sobie palce czerwonym cienkopisem. Zepsuł się, skubaniec. Haha, muszę się dowiedzieć, dlaczego to nie ja jestem Willem. W końcu noszę okulary. ;D Ale wiecie, Willa też mamy. Zdradzę Wam sekret: ta sama osoba, która nazwała siebie Willem, nazwała mnie Hannim. ;)
Obiecałam, że wrócę, to jestem, ta-da-da! Być może wróciłabym wcześniej, gdyby nie katar, który mnie w końcu w swe kleszcze złapał. :( A nie miałam kataru około pół roku.
Google obiecał mi zmianę awatara. Nie dotrzymał obietnicy:




Dobra, już rozumiem, dlaczego jestem Hannim. ;D

Nie przedłużajmy! (;



   Po raz kolejny tego dnia po policzkach Noelii spłynęły łzy. Niestety, nie były one łzami szczęścia, a rozczarowania, które akompaniowało dojmującemu poczuciu samotności.
   Nie pamiętała czasów, kiedy czuła się równie porzucona. Co dziwne, nie przypominała sobie, by kiedykolwiek czuła się choć odrobinę samotna. Nawet gdy nikt nie odzywał się do niej od kilku dni, blondynka nie odczuwała smutku. Robiła swoje, zadowolona, że nikt nie przeszkadza.
   Teraz chciała wydostać się z pojazdu, zatrzymać jednego z przechodniów i błagać o pomoc. Wiedziała, że jest skazana na porażkę.
   Co mi zostało?
   Przymknęła oczy. Otworzyła je, zdawszy sobie sprawę, o co tak naprawdę pyta.
   Jedynym wyjściem okazała się śmierć. Niezwykłe. Przecież jeszcze przed chwilą zrobiłaby wszystko, byleby przetrwać, a teraz zachowywała się jak typowy samobójca.
   Postanowiłam sobie kiedyś, dawno temu, że nie zniżę się do ich poziomu, nie okażę słabości – pomyślała. Wytarła chusteczką nos. – Może i jestem w czarnej dupie, ale to nie oznacza, że będę tam gniła przez wieczność. Wyjdę z kałem.
   Parsknęła śmiechem. To tak zachowują się ludzie wyposażeni w dziwne poczucie humoru – wymyślają coś nietypowego oraz nieprzeciętnie głupiego, a potem się z tego śmieją, nawet w obliczu tragedii.
   Nie powinnam wierzyć we wszystko, co zostało zawarte w wiadomości. Kamila może wciąż grać w swoją durną gierkę.
   A jednak Noelia uwierzyła w każde słowo Kamili. Wiedziała, że bezgraniczne zaufanie może skończyć się śmiercią, tak samo jak palenie papierosów. W jej przypadku śmierć nastąpiłaby szybciej, ale czy to miało jakiekolwiek znaczenie? Kamila była jej siostrą. Nie wiedziała, dlaczego to zmieniało cokolwiek, lecz nie mogła udawać przed sobą, że sytuacja wygląda inaczej.
   Czy gdybym zobaczyła w papierosach bliską osobę, przyjaciela, pozbyłabym się przekonania, że mi zaszkodzą?
   Jeszcze raz, ze łzami w oczach, odczytała wiadomość, po czym bez wahania ją skasowała.
   Przełknęła ślinę, zmuszając się do spojrzenia na siedzenie obok kierowcy. Szarozielona tunika Katarzyny, od pasa w dół ozdobiona tysiącami ciemnych plam, stanowiła nie lada widok. Chaotyczny wzór przywodził na myśl pięcioletnie dziecko, które włamawszy się do szafki z zapasami czekolady, ukradło kilka kafelków z zamiarem wysiadywania ich – tak, jak kura wysiaduje jaja – by w końcowym etapie eksperymentu wymazać się od stóp do głów otrzymanym produktem i wyczekiwać reakcji rodzicielki. Kiepskie porównanie, uzmysłowiła sobie. Dziecku nie zagrażała utrata życia, Profesor już tak. Dziewczyna nie miotała się przecież dla zabawy.
   Przeniosła wzrok na czubek głowy Kombinatora, niepewna, czy powinna się odezwać. Co, jeśli chłopak zatrzyma się w jakimś lesie wyłącznie po to, by ją zabić?
   Przygryzła wargę. Czas wciąż biegł naprzód. Zwlekanie nie hamowało jego upływu.
   Jeśli idiota chce cię zabić, i tak to zrobi. Przebywając z nim dłużej w zamkniętej przestrzeni jedynie zwiększasz szanse na pożegnanie się ze światem.
   Westchnęła. Może jeszcze przed chwilą pragnęła śmierci, lecz to pragnienie należało zaliczyć do anomalii.
   – Ile ujechaliśmy? – odważyła się zapytać.
   – Kawałek – odparł przyjaciel Maćka – jakieś kilka kilometrów czy coś.
   – Mógłbyś się na chwilę zatrzymać?
   Nie tylko bała się przebywać z nastolatkiem w tym samym samochodzie. Wiedziała, że jeśli nie porozmawia tego dnia z Kamilą, może już nigdy tego nie zrobić. Chciała poznać prawdę – zbyt wiele razy zastanawiała się, dlaczego ją porzucono. Nie mogła odejść akurat wtedy, kiedy nareszcie wszystko miało się wyjaśnić.
   – Nie mów, że teraz zachciało ci się załatwiać potrzeby? – droczył się Kombinator.
   Powietrze przecięła fala krzyku, po raz kolejny zignorowana.
   – Nie o to chodzi. – Noelia pokręciła głową, wpatrując się uparcie w ciemny ekran smartfona, jakby miało ją to wyleczyć z raka wątroby. – Muszę... muszę tam wrócić... na pieszo, bo Profesor naprawdę musi jechać do szpitala.
   Przeczuwała, że chłopak w rzeczywistości nie zamierza zabrać szatynki do szpitala. Wcześniej może tak, lecz teraz przestało mu się to opłacać.
   – Kazałaś mi po siebie przyjechać, żeby od razu wysiąść?
   Noelia ponownie pokręciła głową. Wrzuciła smartfon do plecaka.
   – Nie planowałam tego.
   – Wiem. Nie wyglądasz mi na tak bezduszną osobę. – W ustach Kombinatora słowa te zabrzmiały niczym obelga.
   – Ty za to tak – stwierdziła Noelia. – Sądziłam, że po mnie nie wrócisz.
   Blondynka zamarła, uzmysłowiwszy sobie, jakich słów użyła.
   – To oczywiste, że nie możemy jej zabrać do szpitala – usłyszała.
   – A to dlaczego?
   Adrian obrócił głowę w prawo. Napotkał spojrzenie siedzącej na tylnym siedzeniu nastolatki.
   – Bo będzie na nas, cholerka – powiedział surowo.
   – Zatem dokąd ją wieziesz?
   – Teraz? – zapytał chłopak. Przyglądał się wąskiej asfaltowej uliczce.
   Tym razem Noelia nie mogła się powstrzymać – na kilka sekund palce prawej dłoni dziewczyny przylgnęły do czoła, zaś oczy zrobiły fikołka.
   – A jak inaczej byś określił ten moment? Tylko nie nazywaj go przeszłością. Za bardzo przypominałbyś mi Kamilę.
   Kombinator gwałtownie zatrzymał pojazd, co wywołało u Katarzyny niepohamowaną falę wrzasków. Noelia nawet nie zdążyła się porządnie wystraszyć, a chłopak już wykręcił samochodem i kierował się w kierunku, z którego nadjechał.
   – Mnie za to on przypomina wyjebistą sytuację z kumplami – oznajmił jak gdyby nigdy nic Kombinator. – Zapytałem kiedy Wenflona o dzień urodzin. Bidulecze chciało się od razu podać rok, a w połowie się pokapowało, że to nie oficjalne dokumenty i takich rzeczy gościom się raczej nie podaje. – Przyjaciel Maćka obejrzał się po raz kolejny, tym razem niemal na pewno w celu sprawdzenia reakcji Noelii.
   Nie wiedziała, czego się spodziewała – najwyraźniej czerwonych oczu potwora ukrytych pod płaszczem ludzkiej skóry, gotowych w każdej chwili popchnąć osobnika z gatunku Homo sapiens w inną rzeczywistość. Podskoczyła na siedzeniu, zdawszy sobie sprawę, że oczy chłopaka nie wyglądają odmiennie od oczu ludzi napotykanych na ulicach.
   Przyjaciel Maćka uniósł nieznacznie brwi.
   – Wenflon zablokował się po tysiącu, a potem wypytywaliśmy go wszyscy o sekret nieśmiertelności. – Kombinator zaśmiał się do siebie, po czym rzucił okiem na wijącą się na sąsiednim siedzeniu szatynkę. Mimo że Noelia nie była w stanie dojrzeć spojrzenia, jakim obdarzył jej znajomą z liceum, spodziewała się pogardy w oczach chłopaka. – Ale jak się chwalił swoją zajebiozą! – dorzucił z entuzjazmem przyjaciel Maćka, unosząc prawą rękę. – Myślelimy, że czapka mu spadnie, tak ze śmiechu podskakiwał.
   – Śmierci kasą nie przekupisz – zażartowała Noelia.
   – Że co?
   – Chodzi mi o twoją jazdę – uściśliła blondynka. – Jeżeli będziesz tak jeździł, czeka cię rychła śmierć.
   Kiedy do uszu Noelii dotarło nieprzyjemne skrzypienie, dziewczyna mimowolnie się skrzywiła, a następnie rzuciła w poszukiwaniu owego tajemniczego dźwięku.  Był niepokojący i przywodził na myśl rysowanie kluczami po szkle.
   Jeżeli Katarzynie jakimś cudem udało się przemycić klucze, mogła zabrać ze sobą inne przedmioty – szczególnie te zagrażające życiu. A co, jeśli Kombinator nie sprawdził, czy w pojeździe nie ma niebezpiecznych obiektów?
   – Nie w tej okolicy, Noel – odparł Adrian. On również poszukiwał źródła tajemniczego dźwięku.
   A co by się stało, gdyby Profesor wyjęła skądś nóż i próbowała zabić Kombinatora w czasie jazdy? Nie, zrobiłaby to wtedy, kiedy by mnie wysadził. Dziewczynie zależy na przeżyciu, nie wyłącznie na zemście.
   Odgięła ramiona w tył. Zbyt dużo siedzenia w jednej pozycji.
   – Zaraz, dlaczego w ogóle się wracamy? – zapytała.
   – Chciała panna do Kamili wpaść, nie?
   Odgłos przypominający rysowanie kluczami po szybie ucichł.
   Noelia rzuciła przelotne spojrzenie Katarzynie. Nastolatka wydawała się odrobinę spokojniejsza. Najwidoczniej nieustanne miotanie się na fotelu wyssało większość z jej sił.
   – Tak, chciałam.
   Co, gdybym po podwózce wyszła z auta? Gdybym otworzyła okno od strony kierowcy, udając, że czegoś zapomniałam, tylko po to, aby chwycić Kombinatora za szyję i go udusić? Jeśli bym obiecała Profesor życie, może dziewczyna by mi pomogła. Wtedy naprawdę nie musiałabym zabijać kogoś, kogo w rzeczywistości nie chcę zabić. Obie miałybyśmy krew na rękach.
   W pośpiechu wydobyła smartfon z teczki. Modląc się o dostęp do internetu, wpisała w Google nazwę poczty.
   Tak! – miała krzyknąć. Szczęśliwie w porę uzmysłowiła sobie, że jeszcze niczego nie zrobiła. Nie było również gwarancji, że „znajoma” Kamili odbierze wiadomość oraz że znajduje się w pobliżu. Noelia podejrzewała, że jednak dziewczyna gdzieś tam czuwa. Kamila sprawiała wrażenie ubezpieczonej na każdą ewentualność. W innym wypadku żadna część jej chorego planu by się nie powiodła.
   Otworzyła ostatnią wiadomość od „Wiktorii”. Dawniej wszystko było normalniejsze. Sądziła, że odnalazła osobę, z którą mogła porozmawiać. Rzecz jasna, nie do końca na wszystkie tematy, lecz przynajmniej poznała kogoś, kto był wart utraconego czasu.
   Czy Kamila jest warta utraconego czasu? – zapytała samą siebie, przystępując do tworzenia nowej wiadomości.

Kamila powiedziała mi wszystko. Nie stanowię zagrożenia. Chcę poprosić o pomoc w sprawie chłopaka. Jesteś na miejscu?

   Wysłała wiadomość.
   Nie mogła uwierzyć, że posunęła się tak daleko. Ten brak niezdecydowania do tej pory był Noelii obcy.
   Poczuła ulgę. Wreszcie mogła żyć w zgodzie ze swoim wnętrzem, nienękana przez wątpliwości. Rozkoszowała się każdym wdechem, jakby był on jej ostatnim. To w gruncie rzeczy mogło okazać się prawdą, ale nie dopuszczała do siebie tej możliwości. Przeżyje, a jej życie zmieni się diametralnie. Odwiedzi nowy wymiar, w którym nikt nie słyszał wyrazu „ograniczenie”.
   Jak będzie wyglądało jej życie, jeśli słowa Kamili okażą się prawdą? Co, jeśli obie zaniechają działań na niekorzyść drugiej? Żadnych gier, żadnych niedomówień, szczera siostrzana pomoc. Na jaki kolor przefarbują włosy? Jakie ubrania będą nosiły? Dokąd się wyprowadzą? Noelia wielokrotnie marzyła o odrodzeniu, aczkolwiek nigdy wcześniej nie dopuszczała do siebie możliwości zaczęcia wszystkiego z czystą kartą. Wyobrażała sobie, jak takie odrodzenie mogłoby wyglądać, lecz za każdym razem nie umiała zebrać wystarczającej odwagi do naniesienia wybranej fantazji na świat rzeczywisty. Czym Kamila różniła się od niej i skąd brały się te różnice?
   W górnym prawym rogu smartfona zapaliło się zielone światło. Wiadomość.

Oczywiście, że jestem. Kamila przewidziała wszystko i to ona wykona robotę.

   To, że będzie dostęp do internetu, też?
   Noelia wywróciła oczami. Jednak to nie pierwszy człon drugiego zdania zdziwił ją najbardziej, a postanowienie Kamili. Może lepiej, że to ona wymaże Kombinatora z ich życia raz na zawsze. Noelia nie potrafiła zabić – nawet jeśli miała to być osoba, do której pałała nienawiścią. Jak miałaby zmusić się do zlikwidowania kogoś, kto udzielił jej pomocy?
   Zaraz, zaraz – przypomniała sobie. – To dzięki kłamstwom Kombinatora znalazłam się w tak beznadziejnym położeniu.
   – Dokąd wieziesz Profesor? – zwróciła się do kierowcy białej Hondy Jazz. Miała nadzieję, że ton głosu nie zdradzał tego, jak bardzo była wściekła.
   Zapadła pięciosekundowa cisza.
   – Myślałem, żeby zabrać ją do domu – zaczął po namyśle Adrian – oddać matce auto, a w środku nocy z powrotem je pożyczyć i wywieźć dziewczynę na cmentarz.
   – Na cmentarz? – Noelia z widoczną niechęcią zerknęła w kierunku Profesor. Szatynka gryzła oparcie, próbując pohamować odgłosy dobywające się z jej gardła. Blondynka nie rozumiała, dlaczego nie pozwalała im usłyszeć dźwięku swojego cierpienia. Przecież wszelka szansa na ocalenie została zaprzepaszczona, nie mówiąc o tym, że dziewczyna przed chwilą wydzierała się niczym opętana.
   Kierowca zaśmiał się.
   – Nie, do wesołego miasteczka – odparł.
   Ciekawe, czy modli się teraz do Boga, czy może przeprasza wszystkich za wszystkie głupstwa, jakich jest sprawcą.
   Ułożyła kciuk i palec wskazujący na jednym z białych pasów plecaka. Narysowała okrąg.
   A może sądzi, że ten okrąg symbolizuje jej istnienie – rodzi się, żyje, by potem umrzeć i odrodzić się, rozpocząć cykl na nowo.
   – Co dokładnie planujesz?
   Chłopak wydał z siebie pomruk poirytowania.
   – A co się robi na cmentarzu w nocy? – Zwolnił, jakby wydawało mu się, że nie zdąży z wyjaśnieniem. – Zakopuje się ciała. Wątpię, żeby ktoś tam szukał akurat zwłok Profesor.
   – Psychopata – burknęła jasnowłosa.
   – Czy ja wiem... – Adrian machnął ręką. – Nie mam diagnozy. Psychopata czy nie, w pierdle to ja siedzieć nie zamierzam. Aż takim masochistą nie jestem.
   Nie wyparł się bycia psychopatą. Interesujące. Każdy inny człowiek dostałby ataku śmiechu, odwzajemniłby się podobną odzywką lub się śmiertelnie obraził i twierdził, że on na pewno nie jest psychopatą. Niektórzy pewnie wpadliby w niekontrolowaną wściekłość i wszczęli awanturę. Prawdopodobnie znalazłoby się kilku dociekliwych osobników zastanawiających się, dlaczego ktokolwiek zechciał przyczepić im metkę psychopaty.
   Blondynka wbiła kciuk w materiał tornistra tak mocno, jakby pragnęła przebić go na wylot.
   – Ze mną nic nie zamierzasz zrobić, prawda? – spytała ostrożnie.
   Przyjaciel Maćka parsknął śmiechem.
   – Oczywiście, że nie – rzekł. – Nie jesteś w stanie mi zaszkodzić. I tak z tego, co podsłuchałem, zamierzacie obie udawać zaginione, dopóki ludzie nie uznają was za trupy.
   A jednak Kamila miała rację! Skubaniec podsłuchiwał. W sumie nic dziwnego, gdyby się nad tym zastanowić. Też bym tak postąpiła – musiałabym dowiedzieć się, czy moje życie jest zagrożone.
   Wydała z siebie zduszony okrzyk. Dupek podejrzewał, że będą usiłowały go zabić. Ciekawe, czy przewidział, że nastąpi to dzisiaj.
   – Z tego, co podsłuchałeś? – powtórzyła z opóźnieniem.
   – Oh – Kombinator podniósł rękę z kierownicy, by opuścić ją w teatralnym geście – bo zacznę jezusować i zacytuję klasyk Wenflona: ja mówię, nie myślę.
   – Nie jezusuj – rzuciła Noelia, starając się, by jej wypowiedź została odebrana jako dowcip. – On ci już nie pomoże.
   Nie rozumiała, co chciała osiągnąć tym „żartem”. Cofnąć podjętą decyzję? Niedobrze. Jeżeli chłopak zorientuje się, co jest grane, bardzo możliwe, że jasnowłosa już nigdy nie ujrzy wschodu Słońca.
   Adrian zerknął na siedzenie obok. Robił to coraz częściej – ewidentnie podejrzewał Katarzynę o przemyt niebezpiecznych przedmiotów.
   – Serio myślałaś, że jesteście tylko ty i wariatka?
   Nie ciekawi cię, czy nie mam przy sobie śmiercionośnych narzędzi? Dlaczego nie przeszukałeś plecaka? W nim mogłabym ukryć wszystko. Powinieneś odebrać mi ten plecak. Gdybym się uparła, mogłabym udusić cię zerwanymi z niego pasami. Niby taki inteligentny z ciebie chłopak, a jednak nie. Nie, widzę, że nie przewidziałeś daty swojej śmierci. Czy chciałbyś znać ją z wyprzedzeniem czy jednak zadowoliłbyś się powodem twojego nagłego odejścia?
   – Tak – wyrzuciła z siebie blondynka, znowu z opóźnieniem.
   Adrian wydawał się niewzruszony późnymi odpowiedziami towarzyszki. Obserwował roztaczającą się przed samochodem przestrzeń, próbując nie wjechać w przydrożne drzewo.
   – I myślałaś, że rzadko odwiedzam Kamilę?
   – Tak.
   – To bzdura – stwierdził nastolatek wyzbytym z emocji głosem. Teraz to droga stanowiła centrum jego myśli.
   Noelia przez chwilę sądziła, że chłopak powie coś jeszcze.
   Ponownie przeczytała wiadomość od Dominiki.
   Jak zamierzasz wykonać „swoją robotę”, Kamila? Weźmiesz do ręki nóż i zabijesz zwyczajnie czy może użyjesz bardziej wyrafinowanego sposobu? A może ten wyrafinowany sposób kryje się za zwykłym nożem? Zawsze można dokleić do rączki noża długi kij. Wtedy masz gwarancję, że nie poniesiesz żadnych ran.
   Nie, nie będzie się zastanawiała, jak Kombinator zakończy żywot. Martwi nie potrafią się porozumiewać.
   – Nie wiesz może, kto rozprowadzał plotki – no wiesz, na temat tego, że zaginięcie Kamili to moja sprawka?
   Adrian pokręcił głową.
   – Nie – odrzekł – ale ja na pewno tego nie robiłem. Naraziłbym się na zbyt wielkie ryzyko.
   – A umieszczenie Kamili w miejscu, o którym wiedzieli twoi znajomi, nie było wielkim ryzykiem?
   Noelia o mało nie zemdlała z wrażenia. Przyzwyczaiła się do widoku Kamili związanej sznurami, siedzącej na betonie i brudnej, przypominającej wrak człowieka. Ta Kamila nadal była wychudzona, lecz z jej ciała znikły wszelkie oznaki brudu. Ubrana w nowe ubrania, o dwa rozmiary za dużą fioletową bluzkę z długimi rękawami, granatowe dżinsy nieco zwisające w kroku, oraz wyposażona w czarne niczym noc adidasy z białymi sznurówkami, dziewczyna przypominała bardziej człowieka wracającego z długiej wędrówki aniżeli bezdomnego. Można by sądzić, że ktoś ją podmienił, gdyby nie szczegół, do którego nikt nie przywiązałby uwagi – mokre, skręcające się jak sznurki, blond włosy. Najwyraźniej Kamila umyła je w czasie krótkiej nieobecności Noelii. Niebieskie, buntownicze oczy nastolatki lustrowały przestrzeń, oznajmiając, że niczego się nie boją. Dominika, wbrew wyobrażeniom Noelii, była dość niską istotą o pulchnej zaróżowionej twarzy, krótkim nosie i farbowanych na ciemnorudo włosach. Sprawiała wrażenie osoby sympatycznej – takiej, do której zawsze można zwrócić się o pomoc i z którą da się porozmawiać na dowolny temat. Okulary uzbrojone w prawie niewidoczne brązowe oprawki oraz luźny ubiór składający się z kremowej bluzki, jasnej koszuli w żółtą kratę i szarych spodni tylko potęgowały ten efekt. Dziewczyna raz po raz poruszała podwójnym podbródkiem, przytupując przy tym prawą, ukrytą wewnątrz ciemnozielonych butów, stopą.
   Noelia zacisnęła usta w wąską linię. Głupie. Mogły zaczekać w środku opuszczonego budynku. Teraz Kombinator przewidzi ich zamiary i natychmiast stąd odjedzie, zanim którakolwiek wyrządzi mu krzywdę. Być może chłopak zrezygnuje nawet z wypuszczenia Noelii z auta.
   Pojazd zatrzymał się gwałtownie, jakby jego kierowca w ostatniej chwili podjął decyzję o wysadzeniu pasażera.
   Noelia otwarła drzwi. Śpieszyła się. Spostrzegła, że jej dłonie drżą jak po długim kontakcie z lodem. Na szczęście to nie ona miała za zadanie zabić Kombinatora. Jedynym poleceniem nastolatki było najprawdopodobniej opóźnienie ucieczki chłopaka. Odetchnęła z ulgą.
   Jej stopy dotknęły podłoża, pewne i zwinne, zaś palce chwyciły plecak. To wtedy usłyszała trzask otwierania drugich drzwi. Ze zdziwieniem malującym się na zaczerwienionej twarzy obserwowała, jak ciało wijącej się na przednim siedzeniu szatynki ląduje na zewnątrz. Kombinator ewidentnie zmienił zdanie. Uznał, że najlepszym wyjściem będzie zostawić okaleczoną tam, gdzie została poraniona. Noelię wcale nie dziwił fakt, że chłopak doszedł do takiego wniosku. Gdyby zakopał ciało Profesor na cmentarzu, istniało większe ryzyko przypisania mu winy, podczas gdy tu wszystko mogło zostać zrzucone na Kamilę i Noelię. Zaraz, zaraz – pomyślała Noelia. – Jeżeli ktokolwiek odkryje, kto tak naprawdę zamordował Katarzynę, ale nie będzie w stanie odnaleźć dowodów wskazujących na sfałszowanie naszej śmierci, to wszystko jest bez znaczenia. Wszyscy odejdziemy z tego miejsca czyści jak łza.
   Czy to możliwe, by Adrian chciał pokoju – żeby oni wszyscy opuścili to miejsce bez ciężaru winy?
   Przyciągnęła tornister bliżej siebie.
   – Czy istnieje powód, dla którego to zrobiłeś?
   – Tak – odpowiedział bez wahania Kombinator. Siadł okrakiem na fotelu, tyłem do kierownicy. – Jeśli cały świat wkrótce uzna was za martwe, a wy znajdziecie inne miejsce stałego pobytu, mogę równie dobrze zostawić dziewczynę tutaj. Jestem niewinny, tak samo jak wy.
   Noelia spuściła wzrok. Nie mogła znieść natarczywego spojrzenia niebieskich oczu. Dziwiła się, że nastolatek jeszcze nie opuścił wnętrza pojazdu i nie zakatował Profesor na śmierć. Dziewczynie przysługiwał akt miłosierdzia.
   – Dlaczego okłamałeś Kamilę?
   Istniało ogromne prawdopodobieństwo, że chłopak skłamie, jednak Noelia wciąż chciała usłyszeć odpowiedź. Jeśli się jej poszczęści, odnajdzie w niej odrobinę prawdy.
   Przełknęła ślinę.
   – Dlaczego powiedziałeś, że wciąż przebywam z prawdziwymi rodzicami, a ona... nie?
   – Sam nie wiem. – Kombinator potrząsnął głową, jakby próbował pozbyć się natrętnego komara z ucha. – Najwidoczniej byłem jeszcze zbyt mały, by myśleć.
   Najwyraźniej byłeś wystarczająco „duży”, aby wymyślić wiarygodnie brzmiącą historyjkę.
   – Nie jestem pewna, czy mogę ci uwierzyć.
   – Wina Kamili, tak? – Kombinator pokiwał głową, jakby do siebie samego. Kontrolę nad jego głosem przejął gniew. – Zapewne kazała ci wierzyć w mnóstwo rzeczy, które okazały się potem nieprawdą?
   – Można tak po... – zaczęła jasnowłosa, po czym zamarła, widząc, jak jej siostra wspina się po zakrwawionym siedzeniu, jeszcze przed momentem zajmowanym przez Profesor.
   Nóż z długim, cienkim srebrnym ostrzem prawie dotykał skóry na karku chłopaka. Noelia sądziła, że lada chwila zacznie krzyczeć. Być może to właśnie powinna uczynić. Jeśli okłamanie Kamili faktycznie było błędem dzieciństwa, należało chłopaka ostrzec.
   Otworzyła szerzej usta, jednak druga blondynka szybko uciszyła ją gestem. Krótko potem na twarzy Noelii utrwaliło się zmieszanie. Nie rozumiała, dlaczego posłuchała kogokolwiek, kto nie był właścicielem jej umysłu. Kolejny raz.
   Kamila uniosła nieco materiał kominiarki, przygotowana na zadanie ciosu. Niebieskie oczy, potrafiące prześwietlić każdą istotę do szpiku kości, przypatrywały się rozciągającemu się przed nimi obrazowi z uwielbieniem. Miały szansę podziwiać najwybitniejsze dzieło świata – albo nawet i kosmosu. Usta, wygięte w krzywym uśmiechu, zastanawiały się, jak wykraść owe dzieło tak, by nikt nie odkrył, kto jest złodziejem. Dłonie wiedziały, że wahając się niczego nie osiągną. Czoło, zmarszczone i zatopione w myślach, nie pojmowało, dlaczego to wszystko jest takie dziecinnie proste.
   Kombinator zorientował się, że nadeszły jego ostatnie sekundy egzystencji. Spojrzał błagalnie na Noelię. Potem nie istniało nic prócz krwi i wrzasków.
   Noelia przymknęła oczy. W jej głowie zaroiło się od chomików zagryzanych przez własną matkę. Oblepione krwią, wyrywały się ku iskierce życia na końcu tunelu. Na próżno.
   – Szkoda, że nie miałeś szansy zaprojektowania zabawnego nagrobku – usłyszała podekscytowany głos siostry. – „Zejdź z moich nóg.” Albo jeszcze lepiej... „Zejdź z mojego penisa.”
   Otworzyła oczy. Nie mogła zmienić się w prowadzoną na oślep owcę. Musiała wiedzieć, co dzieje się wokół.
   Siostra siedziała na fotelu – tym samym, na którym wykrwawiała się Profesor – trzymając zakrwawione ostrze noża tuż przed swoim nosem. Wpatrywała się pustym wzrokiem w gasnącego człowieka za kierownicą. Przygarbiona, z kolanami przyciągniętymi do klatki piersiowej, przypominała nieco detektywa L z „Notatnika śmierci”.
   – Nie żyje – orzekła. Wiedziała, że Noelia nie patrzy na jej dzieło. Znała swoją siostrę aż za dobrze.
   Noelia próbowała stanąć na nogi, lecz nic z tego. Zmieniły się w dwustukilogramowy ciężar.
   – Nie czujesz wyrzutów sumienia, prawda? – odezwała się.
   – Nie – odrzekła Kamila, nie zmieniając pozycji. – Nie rozumiem, dlaczego miałabym czuć wyrzuty sumienia, skoro chciałam to zrobić. Wyrzuty sumienia można odczuwać, jeśli zrobi się coś przypadkowo i ten przypadek prowadzi do poważnych konsekwencji.
   Chciałabym tak żyć  pomyślała Noelia. – Bez wyrzutów sumienia, zawsze czysta i niewinna.
   Puściła trzymany przez siebie plecak. Nie musiała donikąd się spieszyć.
   – Chciałaś go zabić? O ile dobrze pamiętam, była to moja decyzja.
   – Moja także – zwróciła się do powietrza Kamila. Zdjęła stopy z fotela i położyła je na drążku do zmiany biegów. – Chciałam zabić Kombinatora już wcześniej. Czekałam jedynie na to, co ty postanowisz.
   Z zewnątrz posypała się kaskada niekontrolowanych wrzasków. Noelii już wydawało się, że będą prześladować ją do końca jej dni, gdy okolicę na powrót otuliła cisza.
   – Naprawdę? – wykrztusiła.
   Kamila uniosła głowę, po czym obróciła ją w stronę Noelii. Puste spojrzenie zniknęło. Wargi wykrzywiły się w przyjaznym uśmiechu – tak niepodobnym do istoty, która zabiła.
   – Jestem twoją siostrą, pamiętasz? – Położyła ociekający krwią nóż na ciele Adriana. Noelia nie przyglądała się, gdzie dokładnie. – Urodziła nas ta sama matka, przeżyliśmy trudne chwile, mamy podobne zainteresowania, podobnie wyglądamy... To tak, jakbyśmy były jedną i tą samą osobą, prawda?
   Noelia zamierzała zaprzeczyć, jednak jakimś cudem tego nie zrobiła.
   – I?
   Druga blondynka obejrzała się przez ramię.
   – Często my, ludzie, posiadamy w sobie dwa głosy – stwierdziła – jeden twierdzący, że nasz pomysł jest fantastyczny, drugi krytykujący opinię pierwszego i szukający innych rozwiązań, być może łatwiejszych, być może uczciwszych...
   – My jesteśmy tymi dwoma głosami, prawda?
   – Tak, tylko w przeciwieństwie do głosów w twojej głowie, ja potrafię mówić naprawdę.
   Noelia próbowała unieść stopę. Ze zdziwieniem odkryła, że jest to całkiem łatwe.
   Przełknęła ślinę, odganiając dłonią jasne kosmyki ze spoconej twarzy.
   – Zastanawiam się, czy to przypadkiem nie jedna wielka iluzja... mój świat wygląda nierealnie. – Wciągnęła nosem powietrze, jakby próbowała udowodnić sobie, że ono naprawdę istnieje. – Nie zaskoczyłoby mnie, gdyby się okazało, że w jednym z równoległych wszechświatów istnieje osoba wyglądająca tak samo jak ja, wiodąca inne życie. – Popatrzyła w górę, na chmury, zmartwiona. Nie ujrzy dziś gwiazd. Miałaby wymówkę. Nie  chciała spędzić nocy w tym samym budynku, co jej siostra. – Wiem, nie byłaby ona mną, tylko obcą osobą. Gdyby była mną, potrafiłabym wejść w jej ciało, chociaż i sama ta myśl sugeruje, że nie jesteśmy tym samym człowiekiem.
   Kamila milczała przez chwilę, pogrążona w myślach. Gdyby nie zmiana, która zaszła pomiędzy nimi tego dnia, Noelia doszłaby do wniosku, że nastolatka coś knuje – dziewczyna zmrużyła niebezpiecznie oczy, marszcząc przy tym brwi.
   – Nawet jeśli twój świat to iluzja, potraktuj ją jako prawdę – oświadczyła w końcu Kamila. – To samo robią ludzie wierzący w Boga. Dobrze, że istniejemy jako dwa odrębne głosy, które nie muszą ze sobą walczyć. – Umilkła, by po upływie kilku sekund dodać: – Wiedziałam, że nie będziesz w stanie popełnić morderstwa.
   Oczywiście, że nie. Noelia mogła zobaczyć to teraz jak na dłoni – cofnąć się w przeszłość i odkryć, że morderca nigdy nie czyhał w jej ciele. Zazdrość zabija – powiedziała kiedyś – co do tego nie ma wątpliwości, ale to nie ja zostałabym tą, która pociągnie za spust. Nie sądzę, bym potrafiła zakończyć cudzy żywot – i to jeszcze z tak błahej przyczyny. Zabawne, zapomniała o tych słowach. Lecz to już nie miało znaczenia. Kamila wiedziała o jej słabości. Co więcej, była jej siostrą – jedynym człowiekiem, jakiego Noelia pragnęła kiedykolwiek zabić. Taka sytuacja nie powtórzy się po raz drugi.
   – Teraz nie ma to już znaczenia, prawda? – wyszeptała.
   Kamila rozejrzała się wokół, jakby szept siostry zwiastował kłopoty. Nie zapytała o powód.
   – Oczywiście, że ma – powiedziała kojąco. – Zawsze, jeśli nie będziesz do czegoś zdolna, zwróć się do mnie. Wtedy pozostaniesz bez winy.
   Noelia uniosła brwi. W jasnoszarych oczach odmalował się strach.
   – Niby jak? Przecież jeśli skłonię cię do jakiegoś działania, też jestem winna.
   Kamila wyszczerzyła zęby w uśmiechu, nadal żółte – nie zdążyła ich umyć.
   – Czy możesz być winna tylko dlatego, że pomyślałaś tak, a nie inaczej?
   – Nie, oczywiście, że n... – zaczęła Noelia. Nie dokończyła. Prowadzenie rozmowy w kakofonii wrzasków należało do nie lada wyczynów.
   Na szczęście krzyki Katarzyny szybko przeszły w drugą fazę – jak blondynka nazywała pojękiwanie. Czuła, że siły szatynki słabną. Niedługo umilknie. Przecież nie będzie się wydzierała w nieskończoność, prawda?
   Dlaczego wciąż tu siedziała jak związana niewidzialną nicią? Wystarczyło podnieść jedną stopę, potem drugą... Dlaczego Kamila jej nie poganiała?
   – Zawrzyjmy umowę – zaproponowała siostra, pochylając się kilka centymetrów do przodu. Próbowała odgarnąć mokre włosy łokciem. Jej dłonie pokrywały kropelki krwi. – Kiedy nie będziesz w stanie czegoś zrobić, zwróć się do mnie, a ja to załatwię. Kiedy mnie spotka podobny problem, zwrócę się do ciebie, a ty go rozwiążesz.
   Noelia dopiero teraz przyjrzała się dłoniom dziewczyny. Zarówno na zewnętrznej, jak i na wewnętrznej stronie pokrywały je drobne plamki, w niektórych miejsach przechodzące w linie. Kamila wyglądała jak dziecko, które przypadkiem natknęło się na keczup i postanowiło wykorzystać go do zabawy. Namalowało kropki z zamiarem przestraszenia rodziców, ale nie pomyślało o psie. Pies niespodziewanie podkradł się do dziecka i zaczął zlizywać produkt, merdając przyjaźnie ogonem. Jasnowłosa uśmiechnęła się, widząc tę scenę oczami wyobraźni, po czym niemal podskoczyła. Nie znajdowała się w cieple własnego domu. Krew nie powinna kojarzyć się z przyjemnymi chwilami.
   Kamila czekała na jakąkolwiek reakcję. Ręce ukryła za plecami, jakby w obawie, że Noelia zaraz się poderwie i ucieknie z krzykiem.
   Kiedy nie będziesz w stanie czegoś zrobić, zwróć się do mnie, a ja to załatwię.
   – Nie powiedziałam, że ci przebaczam.
   – A nie zrobiłaś tego? – zdumiała się Kamila. Podniosła się z fotela, by zaraz z powrotem na nim usiąść. Obiema rękami chwyciła zagłówek i obróciła głowę w kierunku Noelii.
   Nie, nie przebaczyłam ci. Nie wiem, kiedy to zrobię. Być może nigdy, ale ty nie musisz o tym wiedzieć – lepiej, żebyś nie wiedziała. Po prostu muszę na razie z tobą zostać. Nie widzę innego wyjścia. Gdyby odkryto ciało Katarzyny, już po mnie. Jeśli wszyscy uwierzą, że odeszłam, mogą sobie mówić, że to ja. Ich słowa nie będą miały na mnie żadnego wpływu.
   – Zrobiłam, ale tylko dlatego, że jesteś moją siostrą. – Miała nadzieję, że to wyjaśnienie brzmiało przekonywająco.
   – Rozumiem.
   Wzrok Noelii prześlizgnął się po sylwetce siostry, a następnie powędrował w kierunku drzwi otwierających się od strony pasażera. Kamila musiała je zablokować. W innym wypadku Profesor mogłaby je otworzyć. Choć właściwie dlaczego znajoma ze szkoły miałaby to zrobić? Zabicie Kamili nie pomogłoby jej w niczym w ostatnich chwilach istnienia.
   Dlaczego Profesor nadal cierpi? Kombinator powinien ulżyć jej cierpieniom i od razu odebrać jej życie.
   – Katarzyna... jeszcze nie umarła, ale nie da się już jej ocalić.
   Oczy Kamili rozbłysły.
   –  Chcesz, żebym ją dobiła?
   – Tak – odezwała się Noelia głosem przekonanym o swojej racji. – Zawarłyśmy umowę. Mam tylko nadzieję, że nie przyjdzie mi za to zapłacić.
   – Nie – powiedziała Kamila otwierając drzwi. – Jesteśmy siostrami.
   Noelia zamknęła oczy, palcami zatykając uszy. Instynkt podpowiadał jej, że nie powinna tego robić, lecz nie potrafiła się z nim pogodzić. Była człowiekiem – nie podążającym ślepo za swoją naturą zwierzęciem, choćby ta miała przynieść mu na tacy zgon. Może natura choć raz ma rację – pomyślała, wbijając paznokcie w opuszki palców. – Przecież jeśli nie widzę zagrożenia, nie obronię się przed nim. Jakie zagrożenie? Kamila mogła tyle razy wyrządzić mi krzywdę, a nie zrobiła tego.
   Powoli uniosła powieki, gotowa w każdej chwili opuścić je z powrotem. Nie zobaczyła niczego prócz wnętrza pojazdu oraz znajdującej się za szybą bujnej roślinności. Poczuła się nieco głupio. Było oczywiste, że nie dojrzy stąd niczego drastycznego.
   Krzyki oraz pojękiwania Katarzyny zastąpiła cisza. Dziewczyna już nie żyła.
   Noelia poczuła się jak zamknięty w klatce chomik. Z rozszerzonymi trwogą oczami przyglądała się matce mordującej własne potomstwo. Cierpliwie czekała na swoją kolej.
   Drzwi otworzyły się, wyrywając dziewczynę z zadumy. Silne, nie znoszące sprzeciwu palce złapały ją za ramię.
   – Już po wszystkim. Chodźmy.
   Kiedy znaczenie tych słów wyryło ścieżkę w mózgu nastolatki, po jej ciele rozlały się litry ulgi. Nie pojmowała, dlaczego. Wiedziała tylko, że jej uczucia są niczym dzieci w wesołym miasteczku. Gdy drzwi otwierała jedna emocja, druga je zamykała, a czasem emocje jedynie wchodziły, zainteresowane tym, do jakiego stanu doprowadzą właściciela. Dzieci. Lubiła porównania, w których występowały dzieci. Miały przed sobą całe życie, nieskażone poprzednimi doświadczeniami.
   Spojrzała na siostrę, trzymającą ją za ramię. Wydawało się, że blondynka zaraz nią potrząśnie i wywlecze siłą z samochodu.
   – Poczekaj chwilę. Nie mogę wstać.
   Nie powinna była się do tego przyznawać, ale było już za późno. Struny głosowe zadrgały.
   Kamila pokiwała głową ze zrozumieniem. Schowała ręce za plecami.
   – Mamy dużo czasu – zakomunikowała.
   Noelia spojrzała w bok – na ramię, na którym przed chwilą znalazła się dłoń siostry. Biały materiał bluzki ozdobiła długa czerwona smuga. W pierwszym momencie dziewczyna poczuła obrzydzenie, a kąciki jej oczu zwilgotniały w powstrzymywanym ataku szału. Dopiero później uświadomiła sobie, że to nie ma żadnego znaczenia. Nie wróci do domu. Jeśli będzie potrzebowała nowych ubrań, załatwi je Dominika.
   – Dominika powiedziała, że da nam trochę prywatności – usłyszała.
   – Czytasz w myślach?
   Kamila zaśmiała się – zjawisko tak niezwykłe, jak recytowanie „Padliny” Baudelaire'a podczas wycieczki motorówką.
   Noelia poczuła, że oto nadeszła chwila, w której dowie się informacji, które zostały jej obiecane. Dlaczego porzucili ją rodzice? Czy w ogóle istniał jakiś powód? Dlaczego sfałszowali swoją śmierć? Skąd wzięli zwłoki? Czy ojciec w ogóle pił czy śmierć w wypadku samochodowym brzmiała wystarczająco „wygodnie”? Jaką mają pracę? Czy to przez nią trafiła do domu dziecka?
   Nie, Kamila pewnie zna tylko podstawy – pomyślała jasnowłosa z rozczarowaniem.
   – Co wiesz na temat naszych rodziców? – zapytała. Spojrzała siostrze prosto w oczy, przygotowana na wyłapanie jakiegokolwiek kłamstwa.
   Kamila nie odwróciła wzroku.
   – Słyszałam, że tak naprawdę zajmowali się handlem narkotyków – odpowiedziała. – Podobno sami nie zażywali, choć trudno mi w to uwierzyć.
   A jednak to musiała być prawda. Ani jedna z sióstr nie urodziła się z wadą genetyczną.
   – Mnie też – wydusiła z siebie Noelia. Przypomniała sobie, że w małej kieszeni tornistra schowała opakowanie gumy do żucia. Rzuciła się w jego poszukiwaniu. – Wiesz, gdzie mieszkają?
   – Jeszcze nie, ale Dominika już ma adres.
   Noelii udało się znaleźć opakowanie z gumami do żucia. Odwinęła papierek jednej z nich, po czym włożyła ją sobie do ust. Papierek zwinęła w kulkę i wyrzuciła.
   – Co zamierzasz z nimi zrobić?
   Kamila zmarszczyła brwi, nie do końca rozumiejąc. Noelia wątpiła w prawdziwość okazywanej emocji. Sądziła, że siostra robi to wszystko na pokaz, a pod spodem skrywa się pozbawiony uczuć psychopata.
   – Czemu zamierzałabym zrobić z nimi cokolwiek?
   – Należy im się śmierć – odparła Noelia obojętnym tonem. – Porzucili nas.
   Kamila pokręciła głową z dezaprobatą.
   – Słuchaj, zdaję sobie sprawę z tego, co ci przed chwilą powiedziałam, ale nie mogę ich zabić.
   I tak pewnie jesteś psychopatką, a to, że nie możesz ich zabić, może oznaczać wiele rzeczy.
   – Kto tu mówi o zabijaniu kogokolwiek? – wymamrotała Noelia. – Powiedziałam tylko, że należy im się śmierć.
   Kamila mruknęła coś niewyraźnie.
   Nastąpiła niezręczna cisza. Noelia wyobraziła sobie siebie w skórze sześcioletniego dziecka bawiącego się w piaskownicy. Dziecko jeszcze nie wie, że popełniło poważny błąd – zabrało na podwórko ulubiony wazon mamy. Podczas powrotu do domu wazon wyślizguje się z rąk sześciolatka i upada na kostkę. Malec wyje w najlepsze, by po chwili się otrząsnąć. Wraca do domu. Przed rodzicami udaje, że nic się nie stało. Pewnego razu mama pyta, dokąd zabrał wazon. Sześciolatek milczy.
   – Zostajesz na noc? – zapytała niespodziewanie Kamila.
   Noelia uśmiechnęła się blado. Zostanie. Nie było innego wyjścia.
   – Tak, choć znacznie pewniej bym się czuła, gdybyś była związana.
   – Dominika może mnie związać, jeśli chcesz...
   Kamila chyba nie mówiła poważnie!
   – Nie wygłupiaj się. Zbyt długo cierpiałaś. Prędzej odjadę kawałek i przenocuję w aucie.
   Wyciągnęła w kierunku siostry opakowanie z gumami do żucia.
   – Nie wytrzymałabyś zapachu krwi – stwierdziła Kamila, wyjmując listek gumy z opakowania.
   – Wytrzymałabym – rzekła twardo Noelia. – Dla przetrwania człowiek jest gotów do dziwnych poświęceń.
   A może jednak nie – pomyślała, jednak wolała o tym nie wspominać. – Nie jestem mordercą, dla którego krew nic nie znaczy. Na fotelu jest krew dziewczyny, którą znałam i chłopaka, którego znałam. Jak zareaguje Maciek? Czy kiedykolwiek się z nim jeszcze zobaczę? Obiecaliśmy sobie, że nasza przyjaźń przetrwa wszystko. Cóż, najwyraźniej nie podwójne zabójstwo.
   Poczuła, jak do oczu napływają łzy. Próbowała je powstrzymać mruganiem, lecz nie na długo. Nie było sensu walczyć z własną naturą.
   – Musimy ukryć gdzieś ten samochód – obwieściła Kamila, rozglądając się dookoła.
   – I się wyprowadzić – dodała Noelia, grzebiąc w tornistrze w poszukiwaniu chusteczek. – Przecież kumple Kombinatora pamiętają, że lubił przychodzić w te strony.
   Kamila ułożyła palce lewej dłoni na ustach, jakby popełniła poważny błąd, a następnie schowała je za plecami. Obdarowała siostrę delikatnym uśmiechem.
   – Gra dobiegła końca.
   Noelia wytarła nos chusteczką.
   Jeśli nigdy nie będziemy działały przeciwko sobie, to owszem.
   – A my obie wygrałyśmy – dokończyła.
   Kamila nie zaprzeczyła.

*

   Słońce powoli znikało za widnokręgiem. Przypominało schwytanego w pułapkę niezdecydowania młodego ptaka. Odłączyć się od grupy i zostać czy pofrunąć za kompanami ryzykując życie? Niepewne stworzenie machało skrzydłami, nie lecąc w żadnym widocznym kierunku. Niezauważalnie zbliżało się do gruntu.
   Noelia co chwilę zerkała na obniżającą się gwiazdę dzienną, notując w głowie jej postęp. Jeszcze chwila i będzie po wszystkim.
   Nie zobaczę już Jolanty i Krzysztofa – uświadomiła sobie z bólem. – A nawet jeśli, nie będą wiedzieli, że to ja. Wyminę ich na ulicy i nawet nie zamienimy słowa. To trochę nie fair – ja zajrzę na Facebooka, by zobaczyć, jak wyglądają, a oni będą myśleli, że nie żyję. Wychowali mnie, a ja odwdzięczyłam się najgorszym prezentem, jaki zna rasa ludzka. Pomyślą, że popełniłam samobójstwo. Być może powinnam dać znać policji, że się zabiłam. Dzięki temu nie będą poszukiwać powiązań pomiędzy moją śmiercią a Kamili. Tak, powiem Dominice, by przygotowała papier i długopis. Napiszę list. Dominika zawiezie go daleko stąd, ale jednocześnie dość blisko mojego miejsca zamieszkania, poda jakiejś osobie i każe jej zostawić go w odosobnionym miejscu, którego ona nie zna.
   Po twarzy Noelii popłynęły łzy. Nie chciała żegnać się z przybranymi rodzicami, z miejscem nazywanym dotychczas domem, ani ze szkołą. Wszystkie plany legły w gruzach. Trzeba będzie zagryźć zęby i zacząć wszystko od początku – doprowadzić się do porządku, zacząć liceum, potem studia... O pieniądze na razie nie należało się martwić – nie, dopóki Kamila i Dominika gromadziły je z powodu internetowego oszustwa. Być może Noelia pomogłaby w wysyłaniu do ludzi próśb o wsparcie finansowe. Z niektórymi ludźmi mogłaby nawet korespondować dla zabawy. Przyjrzałaby się każdej odmianie życia. Ciekawiło ją, co „Wiktoria” napisze w kolejnym poście na blogu – bardziej niż kiedykolwiek.
   Poczuła ciepłą dłoń na ramieniu. Podskoczyła, gotowa do zadania napastnikowi ciosu w twarz. W porę pohamowała odruch.
   Kamila nie uśmiechnęła się. Nie próbowała wytknąć Noelii jej słabości.
   – To boli, prawda? – zapytała głosem pełnym zrozumienia.
   Noelia nie odpowiedziała. Nie była pewna, czy wyraz „ból” trafnie opisywał jej uczucia.
   Kamila wplątała palce we włosy, jakby z chęcią udowodnienia, że wszelka niepożądana substancja została z nich zmyta. Wzrok nastolatki powędrował ku zachodzącemu Słońcu.
   Wiem, kiedy powiedziałaś, że potrzebujesz czasu dla siebie, zamierzałaś ukryć ciało. Ja nie potrafiłabym tego zrobić, ale to nie znaczy, że masz się chwalić swoim „dziełem”.
   Noelia już otworzyła usta z zamiarem wyrzucenia z siebie tych nieprzyjemnie brzmiących słów, lecz w ostatniej chwili uznała, że ma coś ważniejszego do przekazania.
   – Gdyby udało ci się dostać podobne ciała, chciałabym być na pogrzebie – powiedziała.
   – To nietypowe pragnienie – oświadczyła Kamila, szukając wzrokiem pojedynczej gwiazdy. Chmury stale zakrywały sporą część nieba.



Koniec.
Albo i nie.
Zastanawiam się, czy nie dopisać krótkiego epilogu. Zastanawianie się obejmuje Was – i jeśli powiecie, że bez epilogu będzie lepiej, nie zamierzam się śmiertelnie na Was obrazić. Gdybym postanowiła taki epilog napisać, musielibyście długo czekać. Filologia angielska nie jest szczególnie trudnym kierunkiem. Po prostu zdycham po tych zajęciach – nie, nie dosłownie (bo babka od polskiego mnie dobije! ;P). Nie mam siły ani ochoty na pisanie, gdy moje zasoby mentalne pływają w ściekach.
Zamierzam dokonać drobnych popraw w Więźniu niewinności.
Być może nie zabrałabym się za prowadzenie bloga, gdyby nie pewna pamiętna chwila. Słuchałam wtedy In Your Room – Depeche Mode i znienacka do mojej głowy przywędrował pewien pomysł. Na początku wszystko spisywałam na kartkach. Zapewne byliście w stanie to wywnioskować, jeżeli czytaliście komentarze pod rozdziałami. Produkt końcowy bardzo się różni od pierwotnego. Bardzo. Prawie zero porównania, hahahahh.
Kto pamięta pseudonim Wenflon? Nazywamy tak jednego z profesorów (od pewnych ćwiczeń – nie, nie od wuefu, hahhaha).

Aronia! Jeśli to czytasz, to się przyznaj, bo wyrwę Ci bebechy! I je spożyję!

Hahae, nawet jeśli moja znajoma (jej imienia raczej zdradzić nie mogę, bo będzie tak zwany finis vitae, czyli koniec życia – mojego czy jej? ;D) czyta blogi – chociaż w większości przypadków mierzy poziom raka na Wattpadzie – jest znikoma szansa, że tutaj zawitała. Nie wiem, kiedy i czy jej powiem o tym blogu. Może po poprawkach. (:

Następnym razem, kiedy będziecie chcieli, żeby Was inni studenci przepuścili na schodach uczelni, powiedzcie, że musicie zobaczyć śnieg, zanim przestanie padać. ;)



<czyli pieczęć aprobaty Hannibala Lectera – nie myślcie o fokach!>

U nas była taka sytuacja, choć to był grad, nie śnieg. Tia, ale to niestety nie moja kwestia, choć Ewa na początku sądziła inaczej, gdy ja i Aro opowiadałyśmy jej o wspomnianym wydarzeniu (to ty, Hanni?).
Czas na żurawinę, hahaha! Żartujemy (ja i Aronia), że odbija nam po żurawinie – choć mi potrafi odbić w każdych warunkach i nie tylko po żurawinie, hahahe. I kiedy zobaczyłam obrazek, na którym zostało napisane, że ludzie urodzeni między innymi w maju są niezrównoważeni psychicznie, padłam na śmiech pozawałowy. Ale żyję. Wszakże Bogiem jestem, hahahaerse – tak jak mój kolega. Hearse? O kurde! 0.0 Wchodząc w szczegóły, Mateusz powiedział, że nie może się zabić, bo jest Bogiem – nudziło mu się. Człowieku, jeśli jesteś wszechmogący, to zabić się chyba potrafisz? Hahaah. Chłopakowi się porządnie musiało nudzić, skoro na pytanie, z czym kojarzy mu się Hiszpania, odpowiedział lots of bitches •dużo suk• zamiast lots of beaches •dużo plaż•. Podobna wymowa, wiadomo, ale on to chyba zrobił specjalnie. Niezła cisza zapadła na chwilę na sali.
Zleciłam Aronii wykonanie mema z podpisem lot of bitches, na którym widać wiele plaż, a na niebie wklejone są modelki. ;)



Ten obrazek przypomina mi pewną scenę z Hannibala. Ci, co oglądali, powinni wiedzieć. Ci, co nie oglądali... wybaczcie, ale nie będę spoilerami trząść jak gaciami w majtkach. Ci, co nie oglądali, ale chcą oszukiwać (na własną odpowiedzialność!)... wpiszcie na YouTube Love Crime (taki tytuł utworu jest, żeby nie było ;P), a dalej to już Was wielmożny YouTube pokieruje.
Ten obrazek przypomina mi nie tylko pewną scenę z Hannibala. Rozprawiałyśmy z Aronią na temat tego, jak prześwietnie by było, gdybyśmy miały w budynku skoki na bungee. Winda by się nadawała do skakania. Aronia wskazała na windę i powiedziała coś w stylu: A co, jakbyśmy tam skoczyły? Na co Adrian: Ja nie mogę, myśli samobójcze.
Zna ktoś ciekawy fanfik z Hannibala? Proszę się skontaktować ze mną – nawet jeśli czytacie ten tekst kilka lat później. :) I z Sherlocka oraz Notatnika śmierci naturalnie też! Przydałoby się coś interesującego, przy czym można by było się zrelaksować i co by nie miało beznadziejnej fabuły.
Mam ochotę na powtórne obejrzenie Hannibala, najlepiej w środku nocy i wiadomo, od razu wszystkich odcinków obejrzeć się nie da. To dopiero będzie relaks. (;
Zanim się pożegnam, powiem jeszcze, że na pewnych zajęciach wypisywałam bzdury drukowanymi literami. Doszło do TEGO, między innymi.



Tłumaczenie:
Chcę kupić helikopter i odlecieć zamiast bycia zaklinowaną w tym pomieszczeniu bez ludzkiego mięsa. Pragnę jedzenia, zwłaszcza jeśli pochodzi z podejrzanych źródeł. Muszę zadzwonić do mojego rzeźnika. Oszukuję.

Tego było więcej! Nudziło mi się. Tia, Aro potrafi czasami całe zajęcia spędzić grając w gry albo poszukując raka. Jej to się dopiero musi nudzić. ;P
Podzielcie się wrażeniami! Oczywiście nie tylko odnośnie do rozdziału. Mam Wam tłumaczyć, dlaczego nie tylko? Jeszcze czego! Hahahahahah.
Zapomniałabym. Jeśli kogoś mój twór zainspirował do napisania czegoś o podobnej koncepcji, proszę bardzo – piszcie! Tylko nie zapomnijcie mi o tym powiedzieć, bo chcę przeczytać. (: Zezwalam także na tworzenie wszelkiego rodzaju parodii oraz kontynuacji, jeżeli ktoś ma ochotę. Wiem, o wiele więcej osób jest skłonnych kontynuować fanfiki aniżeli opowiadania autorskie, ale kto wie. ;D
Jak Wasza bielizna? Mam na myśli oczywiście białe ubranie, hehee.
Kończę.
Widzicie, już skończyłam. ;D
Template by Elmo