poniedziałek, 11 września 2017

ROZDZIAŁ XVI

   W pomieszczeniu nastała grobowa cisza, przerywana jedynie uderzeniami trzech serc. Pierwsze – pompujące krew Kamili – zachowywało się niepokojąco zwyczajnie, jakby tego typu sytuacje przestały wywierać na nim jakiekolwiek wrażenie. Drugie – będące własnością Noelii – utknęło w połowie drogi pomiędzy paniką a spokojem. Tempo bicia należało uznać za dość szybkie, lecz nie wystarczająco szybkie, aby świadczyło o panice – czego nie można było powiedzieć o sercu przybysza.
   Zakrywszy palcami usta, Katarzyna zatrzymała się w wejściu z wybałuszonymi oczyma.
   Na co czekasz? Jestem bezbronna. Możesz ode mnie uciec. Nie zdołałabym cię dopaść. Pewnie podejrzewasz, że jeśli nie ja, złapie cię Kombinator. Nie zauważyłaś, że w oknach nie ma szyb, ani jak blisko gruntu się one znajdują? Jeżeli boisz się wyjść wyjściem, wyjdź oknem – chyba że sądzisz, że ktoś tam na ciebie czeka. Nie, to i tak jest bez sensu. Człowiek o zdrowych zmysłach doszedłby do wniosku, że i tak warto podjąć próbę.
   – Dlaczego aż tak bardzo zależało ci na wejściu do tego budynku? – zapytała Noelia zachęcająco.
   Szatynka zgarbiła się, uzmysłowiwszy sobie, że nikt nie zamierza jej zaatakować – jakby była balonem napompowanym do granic wytrzymałości, z którego uleciało powietrze. Zdjęła palce z warg i schowała je za plecami.
   – Po prostu poszłam za tobą – oznajmiła cichym, łamiącym się głosem. – Ten twój kolega próbował mnie zatrzymać, ale jak widać, nic z tego. – Wyciągnęła obie dłonie zza pleców, nieco się przy tym krzywiąc. Rozczapierzyła palce. Tak jak Noelia podejrzewała, nie było na nich zadrapań.
   – Mam nadzieję, że nie biłaś go drewnem po twarzy – zażartowała szarooka. – Nie byłoby to miłe z twojej strony.
   Z tyłu dał się słyszeć cichy chichot. Noelia odwróciła się. Zamierzała posłać w stronę więźnia mrożące krew w żyłach spojrzenie. O czym zapomniała niemal natychmiast, gdy przed jej oczami pojawiła się zabiedzona blondynka kręcąca powoli głową. Jakby wariatka znała jej myśli!
   Noelia spojrzała wymownie w górę, po czym odwróciła się gwałtownie niczym oparzona. No tak, świadomość istnienia kogoś takiego jak Profesor prawie w całości wyparowała z jej głowy. Szczęśliwie nastolatka nadal tam tkwiła, tym razem jednak z ustami ściśniętymi w wąską linię oraz w wyjątkowo nietypowym rozkroku, zbyt szerokim. Z pewnością nie potrafiła zdecydować, co się bardziej opłaca – przygwoździć przeciwnika do ziemi czy zwiać.
   – Hej – odezwała się niepewnie szatynka. – Jak masz na imię?
   Noelia wywróciła oczami.
   – Kamila – usłyszała. – A ty?
   – Katarzyna – odparła Profesor, trochę zbyt pospiesznie – ale nikt mnie tak nie nazywa. Dla innych jestem Profesor albo czasami Kaśką lub Kachą. Jeszcze brakuje Kataru i idealnie... to znaczy, gdyby wołali za mną Katar albo Profesor.
   Nastolatka – prawdopodobnie nieświadomie – wykonała kilka kroków w kierunku uwięzionej.
   – Profesor z Kataru – zaproponowała Kamila.
   Noelia zmarszczyła nos, niezbyt zadowolona z przebiegu rozmowy.
   – Dokładnie – zgodziła się Katarzyna. – A ty... miałaś jakieś pseudonimy?
   Noelia skupiła wzrok na uwięzionej. Zdołała wychwycić zaskakująco naturalny uśmiech dziewczyny. Jakby rozmowa na poziomie dziecka sprawiała jej przyjemność. Nie – jakby to była jedyna czynność, jaka sprawiała jej przyjemność.
   – Tak, byłam tą panią na szczudłach – powiedziała wariatka tajemniczo. Uśmiechnęła się, ukazując niemyte od dawna, żółte zęby.
   Nie przyniosłam szczoteczki – pomyślała Noelia, zbulwersowana. Wiadomo, czyja to była wina. I gdzie, u licha, podział się Kombinator?
   Profesor, obdarzywszy szarooką przelotnym spojrzeniem, skrzywiła się – bardzo możliwe, że zarówno od smrodu, jak i widoku brudnych zębów.
   – Na szczudłach? To musiało być ciekawe doświadczenie.
   – O tak – zgodziła się wariatka. – Pewnego razu, kiedy szliśmy grupą na jedną z tych nudnych wycieczek, znajomy powiedział, że jeśli będę się tak wlokła, to w końcu utknę w szkole. – Wsunęła język na jedynki. – Ja na to: nie rób rabanu z rabarbaru, już idę, na szczudłach.
   Te słowa wywołały mimowolny uśmiech na ustach Noelii. W pośpiechu odwróciła głowę, by nikt nie mógł go dostrzec. Jej oczy napotkały zagubiony wyraz twarzy Katarzyny.
   – Za późno – poinformował więzień głosem pozbawionym zjadliwości; stwierdził fakt. – Reszta to usłyszała i nie wiem, czy to faktycznie było tak śmieszne, czy jakiś idiota to powtarzał i powtarzając uczynił śmiesznym.
   Pod naporem spojrzenia Noelii Profesor skierowała wzrok na swoje buty – czarne baleriny na gumce.
   – Chyba nawet znam imię tego idioty – Kamila zdawała się nie przejmować tym, że prawdopodobnie nikt jej nie słucha. – To on powiedział, że tak trzeba i naszym mottem od tej pory będzie: „spiesz się powoli”.
   Katarzyna wyminęła Noelię. Stanęła tuż przed pustą miską na wodę. Podniosła naczynie i zaczęła się mu przyglądać. Można było odnieść wrażenie, że dziewczyna poszukuje jakiejś niedoskonałości – wgłębienia, wypustki bądź odprysku – lecz nic takiego nie znalazła. Zrezygnowana, odłożyła miskę na miejsce.
   – Pewnie nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo cuchniesz – skomentowała. – Kiedy ostatnio piłaś?
   Kamila przekręciła głowę nieco w prawo. Zanurzyła się w myślach, próbując wyłowić z nich odpowiednią informację.
   – Mogę mówić, zatem jeszcze nie jest tragicznie – oświadczyła. – Nie krwawię i nie otaczają mnie piranie... jeszcze. Nie, z pewnością otacza mnie jedna pirania.
   – Którą jest...?
   – Jesteś ty.
   – Jakim cudem? – uniosła się gniewem Profesor. – Na miłość boską, przecież Noelia cię więzi, nie ja!
   Wszyscy ludzie to piranie – taka myśl kiedyś odwiedziła umysł Noelii, jednakże blondynka wyrzuciła ją za drzwi, nim zdążyła w pełni się rozgościć. Teraz nastolatka próbowała ją odzyskać. Ale skoro wariatka doszła do podobnego wniosku, oznaczało to...
   – Nie wiesz tego? – Kamila wyglądała na prawdziwie zdumioną. Przymknęła oczy. – Wszyscy ludzie to żerujący na innych piranie. Ci, którzy się do tego przyznają... ci, którzy zaakceptowali rzeczywistość i nie próbują jej zmienić, nie są piraniami.
   – Co to ma wspólnego z nią? – Katarzyna wskazała stojącą z tyłu dziewczynę.
   Uwięziona wzruszyła ramionami.
   – Nie wiem – odpowiedziała lekceważąco. – Być może tacy ludzie jak Noelia potrafią zasiąść do uczty i nie wstydzą się rozbierania do rosołu. Wiedzą, że to konieczne, bo wtedy się nie poplamią.
   Noelia z trudem ukryła uśmiech. Wariatka nie kończyła zadziwiać. W jej ustach obelga brzmiała niczym komplement. W dodatku dziewczyna nie ukrywała prawdziwej osobowości, a chwaliła się nią jak fotografią przedziwnego zjawiska.
   – Potrafią obnażyć swoje wady, czy tak? – dokończyła odruchowo szarooka.
   Katarzyna skrzywiła się. Spojrzała ostrożnie w stronę Noelii, co okazało się pomyłką. Zdeterminowane spojrzenie blondynki wywoływało gęsią skórkę.
   – Naturę, nigdy wady – poprawiła Kamila. – Tylko pomyśl, jakie by to było widowisko, gdyby za każdym razem zdejmowało się bluzkę i spodnie przed zasiadaniem do rosołu czy innego posiłku. Wszystko po to, żeby uniknąć plam.
   Tym razem Noelia nie mogła się nie zaśmiać – bez względu na to, jak nieodpowiednie to było.
   – Chyba wiem, dlaczego tak się zachowujesz – oświadczyła, kiedy jej twarz przestała zdradzać jakiekolwiek oznaki rozbawienia.
   – Tak?
   Jasnowłosa przełknęła ślinę.
   – Odkrywasz swoją osobowość jak diament – zaczęła pewnym siebie głosem – podarowany drugiej osobie w prezencie. Chwalisz się nią niczym znalezieniem meteorytu. Tylko ty wiesz, że kiedy ta druga osoba straci czujność, ukradniesz diament. – Zerknęła w kierunku Profesor. Zagubiony wyraz twarzy rówieśnicy zdradzał, że nie ma bladego pojęcia, co jest grane. Ucieszyło to Noelię. Mniejsze prawdopodobieństwo, że dziewczyna nagle odzyska zmysły i ucieknie. – Ukradniesz także meteoryt. Wiesz, że nie sprawi ci to żadnego kłopotu. Wiesz, że ta druga osoba straci czujność i nie ma nikogo, kto czuwałby za nią.
   Kamila zmarszczyła czoło. Niechybnie zastanawiała się nad kolejnym pytaniem.
   Noelia ponownie wbiła wzrok w Katarzynę. Nie z konieczności – nie chciała dawać Kamili okazji do rozpoczęcia zupełnie innego tematu. Nie musiała nieustannie obserwować szatynki. Nieprawdopodobne, by dziewczyna zdołała się wymknąć niezauważona – nie, jeśli stała tak daleko od wyjścia.
   – Nie pomyślałaś kiedyś, że zarówno diament, jak i meteoryt mogą być podróbką?
   – Oczywiście – odparła Noelia, kierując wzrok w stronę więźnia. – Jednak nie sądzę, byś była w stanie tak długo odgrywać wymyśloną rolę.
   – Nie musi być w całości wymyślona – zauważyła Kamila, po czym zakasłała. – To bardziej efektywne, no i mniej męczące.
   Noelia już zamierzała podnieść głos, kiedy niespodziewanie towarzysząca obu blondynkom szatynka wykonała kilka szybkich kroków w tył i rzuciła się w kierunku wyjścia. Niewiele myśląc, Noelia ruszyła za nią, gotowa zatłuc nastolatkę na śmierć. Profesor zasługiwała na to. Może gdyby ładnie poprosiła o życie i obiecała, że nikomu nie wyjawi prawdy, Noelia pozwoliłaby jej dalej włóczyć się po tym ziemskim padole.
   – Nie – zapiszczała Katarzyna, kiedy niespodziewanie pół metra przed nią jak z ziemi wyrósł Kombinator. Złapał dziewczynę za ręce, uniemożliwiając ucieczkę.
   Profesor wierciła się i kopała, ale nic nie mogła zdziałać. W końcu, pojąwszy, że nie ma żadnych szans, przestała się szamotać.
   A więc czekałeś na zewnątrz. Chciałeś zapewnić nam iluzję prywatności.
   Noelia posłała Kombinatorowi szeroki uśmiech. Dobrze się spisał.
   Wystarczyło jedynie przynieść nóż. Leżał tuż przy wejściu do sąsiedniego pomieszczenia. Jasnowłosa zostawiła go tam podczas poprzedniej wizyty. Była pewna, że nawet jeśli przyjaciel Maćka powstrzyma ją od popełnienia zabójstwa, Profesor wystraszy się w takim stopniu, że nikomu nie zdradzi, co tutaj tego dnia zaszło. Wtedy przynajmniej dziewczyna usunie z głowy pomysł usprawiedliwiania swoich czynów zamartwianiem się o losy drugiego człowieka i może wyjawi, dlaczego tak naprawdę uczepiła się Noelii. Ale niby dlaczego Adrian miałby nie dać pozwolenia na morderstwo? Według postawionego warunku to wariatka miała pozostać na tym świecie, nie Katarzyna.
   Kamila zacmokała z niezadowoleniem.
   – Wiem, o czym myślisz, Noelia – oznajmiła chłodno.
   Blondynkę przeszły ciarki na dźwięk własnego imienia.
   – Próbujesz wymyślić wątki, które pozwoliłyby dziewczynie na życie – ciągnęła Kamila – a jednocześnie planujesz morderstwo. – Kiedy ten ostatecznie brzmiący wyraz opuścił usta dziewczyny, Profesor mimowolnie pisnęła. – Tak samo jak ludzie, którzy chcą końca świata – dodała dobitnie uwięziona.
   Szatynka pokręciła głową. Ze strachem w oczach spojrzała na Noelię. Noelii wydawało się, że wyszeptała: „mylisz się”.
   – Nie widzę analogii – powiedziała twardo Noelia.
   – Oczywiście, że nie widzisz. Z powodu przemęczenia, o którym już wspominałam.
   Noelia odwróciła się plecami do Kombinatora i Katarzyny.
   – Cieszy cię to, prawda? – zapytała. – Czerpiesz radość z niszczenia życia innym ludziom, czyż nie?
   – To zależy – poinformowała druga blondynka. Na jej twarzy zamajaczył paskudny uśmiech. – Ludzie chcą końca świata: takiego, który spotkałby prawie wszystkich oprócz nich i paru innych osób, które uważają za ważne. Wszystkie ich dotychczasowe problemy zostałyby wówczas wyeliminowane... ale jednocześnie ludzie nie chcą, żeby wszystkich pozostałych mieszkańców Ziemi zabrała śmierć.
   Najlepiej jeszcze, gdyby po „końcu świata” nie szerzyły się żadne epidemie, a do powietrza oraz gleby nie przeniknęły substancje chorobotwórcze – by nie było niczego, co mogłoby się przyczynić do ukrócenia życia. Noelia kiedyś marzyła o podobnym świecie, jednak szybko uzmysłowiła sobie, iż taki stan rzeczy nie istnieje w przyrodzie. Prędzej udałoby jej się pocałować milion kobr z rzędu, niż matka natura zgodziłaby się na podarunek wyśnionego globu.
   – Musi być zabawnie patrzeć, jak wszyscy ulegają twojej woli, jak łamią się niczym zapałki. Zawsze wtedy, kiedy ty tego pragniesz...
   Kamila uniosła głowę.
   – Tutaj się z tobą zgodzę – wtrąciła – jednak musisz wiedzieć, że nie życie każdego chcę złamać jak zapałkę.
   – Ja widocznie zostałam wpisana na listę do złamania, skoro chcesz, aby Katarzyna żyła.
   Wypowiedziawszy te słowa, Noelia ponownie stanęła przodem do trzymanej przez Kombinatora nastolatki. Ta w dalszym ciągu się nie wyrywała.
   Próbuje uśpić czujność Kombinatora – wyjaśniła sama sobie jasnowłosa. – Jeśli tylko ja zacznę się kłócić w najlepsze z wariatką, a Kombinator ją puści, dziewczyna weźmie nogi za pas. Znajduje się dość blisko wejścia. Nie musi się obawiać, że ją dopadnę. Prędzej udałby się ten wyczyn Kombinatorowi, a on nie jest skory do zabójstwa.
   Z tyłu dobiegł odgłos kasłania – jak gdyby sam proces myślenia szarookiej przeszkadzał Kamili w układaniu wypowiedzi.
   – Fascynujące, jak człowiek żyje we własnej muszli... skonstruowanej z myśli i przeżyć, nigdy nie podziwiając niczego więcej prócz czasami niewygodnego wnętrza. Ty sądzisz, że moim celem jest zniszczenie twojego życia, zaś według mnie jest nim ocalenie cię od więzienia i dźwigania winy.
   Gdybyś naprawdę chciała uchronić mnie przed więzieniem, nie dawałabyś mi powodu, abym się w nim znalazła. Gdybyś faktycznie chciała pozbawić mnie poczucia winy, nie robiłabyś wszystkiego, by go spotęgować.
   – Wiem, jak uniknąć więzienia – powiadomiła Noelia absurdalnie pewnym siebie tonem głosu. Obróciła się w kierunku wroga. Ich spojrzenia się spotkały. – Wina zaś nie będzie istnieć, kiedy nie będzie wiedział o moim przestępstwie nikt oprócz ciebie i mnie... no i Kombinatora.
   – Mamy tu podręcznikowy przykład efektu Krugera-Dunninga – wygłosiła Kamila, zaczynając się bujać delikatnie w przód i tył. – Przeceniasz swoje umiejętności, Noelia. – Wariatka napełniła policzki powietrzem jak chomik gromadzący zapasy, by z wolna je wypuścić. – Nie tak łatwo uniknąć więzienia, chyba że zdołasz przekonać nawet najbliższych, że nie żyjesz.
   Noelia miała ochotę przekazać związanej, że naprawdę jej odbiło, lecz ostatecznie się wycofała.
   Tymczasem więzień oblizał wysuszone wargi, uzmysławiając obecnym, jak długo nie tknęły wody.
   – Jeśli słabo odczuwasz winę, ograniczyłabym liczbę osób, która wie o zabójstwie – poradził. – Nie potrzebujemy kogoś takiego jak Kombinator, by dobrze się bawić w piaskownicy.
   Noelia mimowolnie zerknęła w stronę Adriana. Następnie jej wzrok powędrował w dół – na nadgarstki Katarzyny, schwytane w żelaznym uścisku silnych rąk – po czym przesunął się na szarozieloną tunikę bez rękawów i czarne legginsy, aż napotkał czarne baleriny na gumce. Jedną z balerin przytrzasnął czarny but przypominający gumowiec.
   – Zdajesz sobie sprawę, że zaproponowałaś zabicie go tuż przed jego własnym nosem? – spytała, wróciwszy do poprzedniej pozycji.
   Kamila wydała z siebie odgłos przywodzący na myśl śmiech.
   – Tuż przed nosem nie, ale przed uszami owszem – rzekła, marszcząc brwi. – I tak... mogłoby to wyglądać, jakbym chciała uśmiercić Kombinatora. – Wariatka uniosła prześmiewczo kącik ust. – Nie chcę. Zapędziłam się w analizowanie sensownych rozwiązań.
   W srebrzystej toni pani jeziora wabi młodzieńców i wzywa ich – nuciła w myślach Noelia. Próbowała się uspokoić. W takim stanie tylko chwila wystarczyła do samozapłonu. Wówczas wszystko zostałoby bezpowrotnie utracone. Jeżeli rzuciłaby się teraz na wariatkę, straciłaby szansę na zabicie Profesor...
   Niespodziewanie szatynce udało się kopnąć więżącego ją chłopaka w nogę. Wbiła łokcie w jego brzuch, usiłując za wszelką cenę się wyswobodzić.
   – Co z nią robimy? – odezwał się Kombinator, za co otrzymał nagrodę od Noelii w postaci drobnego uśmiechu.
   Kamila pociągnęła nosem, jak gdyby usłyszała coś niebywale śmiesznego. Noelia odnosiła wrażenie, że blondynka wcale nie uważała tej sytuacji za zabawną; to była jedynie prowokacja. Nie wiedziała tylko, w jakim celu. Przecież jeśli dziewczyna będzie zachowywała się jak nienormalna, nic nie zyska.
   Ale przecież ona jest nienormalna! – upomniała siebie Noelia, nie pojmując podwójności własnych myśli. To po prostu nie trzymało się kupy. Kamila była raz inteligentna, innym razem głupia, raz świrnięta, innym razem całkiem normalna. To kim ona właściwie była? Noelii sprawiało trudność przyznanie się do tego, że zanim cokolwiek dziewczynie zrobi, musi poznać prawdę. Korciło ją jednak także, by zatopić ostrze noża w ciele związanej i na zawsze rozstać się z problemami. Nie cierpiała tego niezdecydowania. Musiała się go czym prędzej wyzbyć. Wściekła, zaczęła nucić dalszy ciąg piosenki. Ten, co przybędzie, uciec nie zdoła. Ciemne głębiny na wieki zamkną nad nim się...
   – Co z nią robimy? – powtórzył Kombinator. Jedna dłoń chłopaka tkwiła na brzuchu Katarzyny, druga przy szyi w ostrzegawczym geście. Katarzyna na powrót zastygła w bezruchu. Jedynie klatka piersiowa się unosiła. Dziewczyna bez wątpienia coś knuła.
   – Według ciebie lepiej, żeby żyła, czy wolałbyś się jej pozbyć? – spytała Noelia zerkając w stronę wyjścia. Jeśli Kombinator i Profesor przemieszczą się nieco w bok, zdoła wydostać się z pomieszczenia. W razie przyparcia do muru i wyczerpania wszystkich opcji należało biec po nóż.
   – Panienka znowu szaleje – stwierdził niezmiennym głosem Kombinator. – Nie chcę tu niczyjej krwi, chyba że to keczup by robił za krew.
   Chłopak przesunął prawą dłoń nieco w lewo, aby pilnowanie dziewczyny wymagało mniej wysiłku. Profesor na nowo poczęła się wyrywać. Usiłowała nawet ugryźć Kombinatora w rękę – tę, która pilnowała szyi. Oczywiście ,,usiłowała” oznacza akcję zakończoną fiaskiem – zauważyła z zadowoleniem Noelia.
   – Więc co? – odezwała się odważnie szarooka, ignorując dochodzące zza pleców parsknięcie. – Przygotowujemy miejsce zbrodni tak, by rodzice uwierzyli, że nie żyje, a ją więzimy tak samo jak Kamilę? – Uwięziona wydała okrzyk zaskoczenia, co wprawiło Noelię w jeszcze gorszy humor. – Wariatce przydałoby się towarzystwo, chociaż nie wiem, ile czasu by z Kachą wytrzymała w jednym pomieszczeniu. Pewnie krócej niż Kacha z nią.
   Noelia mimo wszystko podejrzewała, że Katarzyna gorzej znosiłaby obecność „współlokatorki” potrafiącej doprowadzić każdego do białej gorączki, niż Kamila, która do tej pory jakoś radziła sobie z podobnymi przypadkami.
   – Noel, to raczej ty jesteś wariatką, nie ona – wydusił z siebie Kombinator, stale walcząc z Katarzyną. – Na miłość krowy, trzymaj ją, bo ja tak dalej...
   Noelia zbliżyła się do szatynki. Stanęła z boku, przykucnęła i za wszelką cenę starając się nie oberwać butem w twarz, pochwyciła dziewczynę za obie nogi. Wydawało jej się, że twarz Adriana wyraża drwinę, pomimo tego, że przez kominiarkę nie mogła dostrzec nic prócz oczu chłopaka.
  – Gdyby tak naprawdę się wyrywała zamiast udawać, że chce nam uciec, już byś ją puścił – zaobserwowała z chorą satysfakcją. Z wolna zaczęła się podnosić, zmuszając nogi Profesor do powietrznej tułaczki. – Poza tym, ta jędza, Kamila, próbowała mnie zabić! – dodała z oburzeniem.
   – Skąd wiesz, że tak naprawdę było? – dał się słyszeć głos Profesor. – Może ktoś przekazał ci niewłaściwą informację.
   Jeśli istotnie tak było, nadawcą niewłaściwej informacji była Kamila, nikt inny.
   Poczuła silne pociągnięcie w dół. Ścisnęła nogi Profesor jeszcze bardziej. Czuła, jak środkowy palec wbija się w skórę szatynki. Niebawem utworzy ranę i ciszę rozetnie rozkoszny krzyk. Rozpęta on serię niefortunnych zdarzeń, a te doprowadzą do śmierci.
   Nie – oprzytomniała Noelia. – Najpierw muszę ją puścić, żeby pójść po nóż.
   Przypomniawszy sobie o zabiedzonej dziewczynie czekającej na odpowiedź, obejrzała się przez ramię. Blondynka o ciemniejszych włosach definitywnie nie zapomniała o swoich słowach. Wskazywało na to badawcze spojrzenie przywodzące na myśl lekarza poszukującego oznak choroby u pacjenta oraz wargi, złożone jak do gwizdania. Wzrok Noelii prześlizgnął się wyżej, na pozlepiane włosy i na grzywkę, która zniknęła. Szkoda, że nie mogła ujrzeć zaschniętej kropli krwi. Krew była fascynująca – kiedy znajdowała się w organizmie człowieka, płynęła niczym rzeka, natomiast gdy wydobywano ją na zewnątrz, szybko wysychała.
   – Gdyby tak było, doszłabym do tego – dała do zrozumienia jasnowłosa.
   A gdyby wodę zamienić miejscami z krwią? Co, gdyby to woda płynęła w organizmach ludzkich? Noelia potrząsnęła głową, jakby to miało pomóc jej w uwolnieniu się od tej nietypowej myśli.
   Oczy uwięzionej rozszerzyły się teatralnie.
   – Wątpię, pani detektyw – stwierdziła. – Widzisz, nie wszyscy ludzie są identyczni.
   Noelia poczuła kolejne szarpnięcia. Wzmocniła uścisk, o ile było to jeszcze wykonalne.
   – Wygląda na to – kontynuowała wariatka – że masz do czynienia z osobą wystarczająco inteligentną, by zdać sobie sprawę z tego, że naśladując innych ludzi nic nie osiągnie.
   Ty też padłaś ofiarą efektu Krugera-Dunninga, pani ekspert od psychologii – pomyślała z przekąsem Noelia. Pod środkowym palcem prawej ręki poczuła przyjemną wilgoć krwi.
   – Naśladując innych ludzi, tak? To może zrobić tylko...
   Katarzyna nie krzyknęła – zaobserwowała z opóźnieniem Noelia. Zamiast tego dało się słyszeć ciche pokasływanie uwięzionej. Najwyraźniej uważała poczynania Noelii za zabawne.
   – Przestań się rzucać i pomyśl – poleciła Kamila, gdy spostrzegła, że Noelia znowu patrzy przez ramię w jej kierunku. – Nie nazwałam cię głupią kłodą.
   W myślach na pewno nazywasz, bo nie mogę odszyfrować, czego ode mnie chcesz. Myślisz, że jesteś geniuszem, że jesteś ponad wszystkimi, bo istota podobna do ciebie nie jest w stanie pojąć, dlaczego pozwoliłaś się uwięzić. Uważasz, że nie wiem, kim jesteś i chwalisz się tym. Każesz mi myśleć, sądząc, że to doprowadzi mnie do rozpaczy, a ta skieruje mnie na drogę destrukcji. Tobie chodzi wyłącznie o zniszczenie mojego życia, prawda? Nie chcesz mnie zabić w sposób dosłowny. To zostawiłoby krew na twoich rękach. Chcesz, bym zabiła samą siebie.
   Noelia pozwoliła sobie zachować te myśli na później. Konwersacja wciąż trwała. Wariatka nie sprowadzi jej na inne tory.
   – Ja za to teraz ciebie nazwę głupią kłodą, głupia kłodo – powiedziała podniesionym głosem Noelia, po czym wykrzywiła usta.
   Kombinator pokręcił głową, sygnalizując, że ma serdecznie dość tego typu zachowań. Ścisnął mocniej nadgarstki Katarzyny, żeby jej nie upuścić.
   – Nieładnie – Kamila opatrzyła komentarzem słowa drugiej blondynki. – Przypominasz mi muchę, która widzi pająka, ale nie dostrzega pajęczyny.
   – Noelia... – zaczął Kombinator, obserwując podrygującą głowę Profesor. Szatynce ewidentnie nie podobało się to, że nie mogła jej na niczym oprzeć.
   – Jeśli jestem muchą, to tylko i wyłącznie Anną – Noelia spróbowała obrócić wypowiedź uwięzionej w żart.
   Czuła, jak Katarzyna wyślizguje się z uścisku, lecz nie reagowała,  za priorytet uznawszy odpłacenie się Kamili. Idiotka nie będzie porównywała kogoś takiego jak ona do insektów. Gdyby chociaż porównała ją do jaszczurki tracącej ogon, nie protestowałaby, ale to... Noelia nie chciała, by myślano o niej jak o ofierze. Na to mogli sobie pozwolić ludzie słabi – ludzie, którzy nie łaknęli zmian.
   – Pomijając – ciągnęła Noelia, a w jej głosie dźwięczała furia – to twoje odmienne zachowanie świadczące o inteligencji... gdybyś faktycznie była tak inteligentna, jak ci się wydaje, po upływie około trzech dni powiedziałabyś, co jest grane.
   Kamila przekrzywiła głowę. Przypatrywała się Noelii z podekscytowaniem. Jak gdyby w pomieszczeniu pojawił się mały dinozaur – mały i wystarczająco groźny, aby wyrządzić krzywdę, aczkolwiek niezupełnie.
   – Skąd miałabym wiedzieć, co jest grane, skoro ty mi nie powiedziałaś? – zainteresowała się wariatka. Położyła głowę na kolanach. – Gdybym wiedziała, co się dzieje, oznaczałoby to, że jestem częścią zamieszania.
   Katarzyna upadła na beton. Noelia nie mogła pojąć, jakim cudem doszło do owej sytuacji. Obserwowała tylko z przerażeniem w oczach, jak szatynka turla się na bok, wstaje na nogi i biegnie w stronę dziury, która w zamyśle właścicieli miała być oknem. Kombinator pospieszył za dziewczyną, próbując za wszelką cenę ją zatrzymać.
   Kamila rzuciła Noelii zaciekawione, jednocześnie pełne nadziei spojrzenie – i to ono ją orzeźwiło. Szarooka puściła się pędem w kierunku wyjścia z pomieszczenia.
   Kiedy Noelia wróciła na miejsce z nożem, Adrianowi udało się schwytać Profesor za łokcie oraz podstawić jej nogę. Szatynka potknęła się. Znów wylądowałaby na betonie, gdyby nie podtrzymały jej silne ręce chłopaka.
   Teraz albo nigdy – postanowiła Noelia, zbliżając się ku Profesor. Odnosiła wrażenie, że trzęsą jej się kolana, ale brnęła dalej. Przyspieszyła.
   Jeśli spaceruje się po drewnianym moście, którego boki gdzieniegdzie zanurzone są w wodzie, człowiek się chwieje oraz łatwo o upadek. Jeśli zaś most przemierza się w biegu, choćby się trząsł, nie traci się równowagi. Co więcej, nie dostrzega się, jak bardzo most się rusza.
   Uniosła nóż, patrząc w okryte trwogą piwne oczy. Nie zwracała uwagi na nic więcej. Chciała zapamiętać wyłącznie oczy – przerażone, pałające nienawiścią, promieniujące zdradą.
   – Nie! – usłyszała. Głos nie należał ani do Katarzyny, ani do Kombinatora. To wariatka bawiła się jej reakcjami.
   Przykro mi, Kamila. Udowodnię ci, że się mylisz. Ja naprawdę potrafię zabić. Może jeszcze nie przyszła kolej na ciebie, ale bądź pewna, że to ja będę twoim końcem – twoim cholernym zbawieniem, jeżeli wierzysz w takie rzeczy. Nie, nie wierzysz. Według ciebie wiara to rzecz zbędna i idiotyczna.
   – Powiedz mi jedno, Profesor, dlaczego tak dziwnie się dzisiaj zachowywałaś? – wydobyła z siebie z trudem. – Jeśli mi to powiesz, coś wymyślimy i pozwolę ci żyć.
   Oddychanie nigdy nie sprawiało Noelii takich problemów, zupełnie jakby na jej klatce piersiowej położono beczkę z piwem. Musiała zrzucić z siebie tę beczkę.
   – Daj mi tylko powód, bym pozwoliła ci żyć – wykrztusiła, przybliżając nóż do ciała Katarzyny.
   – Noelia – odezwał się Kombinator; po raz pierwszy w jego głosie czaił się niepokój. – Nie rób tego. – Odsunął lekko Profesor. Nastolatce zbladła twarz ze strachu. W dodatku dziewczyna sprawiała wrażenie nieco nieprzytomnej. – Kamila, przestań ją prowokować – upomniał, patrząc związanej prosto w oczy. – Choć raz mogłabyś pomyśleć, że twoje zachowanie negatywnie wpływa na Noelię. Diabli na grzędzie, najlepiej się nie ruszaj.
   Choć raz? A jednak się znacie.
   Nóż powędrował w dół – w poszukiwaniu miękkiej skóry, przez którą mógłby się przebić.
   Popełniła błąd. Tego rodzaju błędy, wystawione na światło dzienne, plamią reputację. Promienie Słońca parzą, jakby gwiazda zaczęła już pożerać Błękitny Glob. Właściciel pragnie otulić się mrokiem i na wieki pozostać pod jego ochroną. Lecz ucieczka nie istnieje. Dla Ziemi wybiła ostatnia godzina.
   Nie, jeszcze nie – uzmysłowiła sobie Noelia. Czuła, jak powietrze opuszcza jej organizm, jak jego nowa porcja dociera do płuc. Oddychała. Żyła. Kamila nie zdołała jej pokonać, nie zdoła nikt. Wyczołgała się z dziury raz, zrobi to po raz drugi. Zlikwiduje Kombinatora lub przekona go, by zawiózł Profesor do szpitala. Pierwsza opcja była bardzo ryzykowna. Profesor mogła się wymknąć, gdy jasnowłosa usiłowałaby zadźgać Kombinatora na śmierć – to jest, jeśli on sam nie zdołałby przedtem zwiać. Co gorsza, Profesor prawdopodobnie usiłowałaby odebrać Noelii nóż. Druga opcja była mniej ryzykowna. Jeśli Kombinatorowi udałoby się zepchnąć winę na jednego ze swoich kolegów, natomiast Profesor nie wygadałaby prawdy, Noelia byłaby bezpieczna.
   Wciąż słysząc w głowie rozdzierający krzyk, spojrzała prosto w nieosłonione materiałem oczy Adriana.
   – Jedziemy do szpitala? – zaryzykowała.



Witam na pokładzie moich wypocin! Kurde, w pocie to Wam pływać nie radzę. Paskudna atmosfera. Jakby się dusił dwutlenkiem węgla, hhahae.
Kurde, z Danią mecz był straszny. I tak obejrzałam go w całości, ponieważ lubię oglądać mecze, to po pierwsze. A po drugie, jestem ciekawa, jak dalej potoczy się akcja, co jest w sumie związane z pierwszym powodem. Nie mam tak jak moja mama, na szczęście – powiedziała, że ona nie cierpi, kiedy nasi przegrywają i nie będzie oglądać. Tata i tak nie oglądał, bo to tata. Mecze go nie interesują. A w meczu z Kazachstanem powinno być 4:0, no ale co zrobisz, kiedy masz ślepego arbitera... Niech teraz Czarnogóra i Dania będą miały 0:0, módlcie się. Nie no, modlić się nie rozkazuję, ale serio, miejcie nadzieję! No i musimy wygrać z Armenią. Kurde, nie wiem, co to będzie, gdy zagramy z Czarnogórą. Oby nie było powtórki z Danią. Niby udało nam się wcześniej z Czarnogórą wygrać, ale... właśnie, ale.
Fragment piosenki użyty w tym rozdziale to Leśne Licho – Pani jeziora. Możecie posłuchać na You Tube. Całkiem ciekawy utwór. A skoro o utworach mowa, jakieś dwa dni temu odkryłam pewne dwa – mianowicie Catvrix (ja i tak wolę napisać Caturix) i Artio Eluveitie. Szczerze mówiąc, nie przepadam za większością piosenek Eluveitie (ale może będzie lepiej z nową członkinią). Na palcach mogę policzyć utwory, które przypadły mi do gustu. Są to: Slania's Song, Omnos, Voveso In Mori, Britcom, Dessumiis Luge oraz The Call of the Mountains. W tym najlepsze z wymienionych, najlepsze z najlepszych, są Artio oraz Slania's Song. Abalon to najpiękniejszy wyraz oznaczający jabłko, jaki widziałam. (: A w piosence Caturix rozpoznałam nawet kilka słów. Wiecie, czytając tłumaczenia pod tekstem oryginalnym nieco człowiek zapamięta, chociaż nemesi skojarzyło mi się z niebem akurat dzięki temu: https://www.youtube.com/watch?v=yC9Ti20yuPU Chociaż zapamiętałabym więcej, gdyby obok podano tekst Ojcze nasz. Nie nadążam z powtarzaniem modlitwy po polsku w głowie, kiedy ten facet czyta. Ma świetny głos – przy okazji. I tak, wiem, niektórzy mogą pomylić galijski (w sumie to podziwiam ludzi zajmujących się rekonstrukcją) z łaciną (a nawet z hiszpańskim przez to -mos ^ta końcówka oznacza w sumie to samo, co -my, jak na przykład w czasowniku biec: biegniemy^, podziękujcie językowi praindoeuropejskiemu). Dość podobnie brzmią dla niewytrenowanego ucha i oczu.
Zorzy nie widziałam, ale mi się śniło, że widziałam, wiedzieliście? No nie wiedzieliście, ale teraz wiecie, ha! ;P Co do moich snów, czasem miewam porąbane – i to nieźle! Ostatnio śniło mi się, że przewozili ludzi w ogromnych workach helikopterami, a ja sobie jak gdyby nigdy nic spacerowałam ulicą.
Do przeczytania! (:

6 komentarzy:

  1. hejka.
    Weszłam zobaczyć, czy dodalas coś nowego - i w końcu mogę sie dowiedzieć co będzie sie dzialo dalej.
    Spodziewałam się, że to właśnie Kombinator wszedł do pomieszczenia, a on po prostu pozwolił wejść Profesor tam gdzie przetrzymywana jest Kamila. Zdziwiłam sie i spodziewalam, ze ona zacznie sie wydzierać czy cos na widok uwięzionej. Ona sie troche dziwacznie zachowywala, bo normalnie to by mogla jej pomoc sie uwolnic albo wezwalaby pomoc jakąś. A te zaczęły ze sobą rozmawiać jak koleżanki.
    Chociaż pózniej Katarzyna zaczęła uciekać ale co z tego jak Kombinator uniemożliwił jej tą ucieczkę.
    Czytam dalej ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Później przeczytam resztę :))

      Usuń
    2. Jestem. Mam już czas na to, aby dokończyć czytanie oraz komentowanie. Po prostu jak ktoś do mnie przyjdzie, to nie mogę skupić się na czytaniu.
      Wracając do rozdziału - jak zaczęłam czytać to, że Kombinator uniemożliwił ucieczke Profesor wchodząc jej w drogę pomyślałam, że on nie byłby w stanie jej zabić. W szczególności, gdy ta nie znała go - tak przypuszczam. A Noelia? Moze ma psychopatyczne myśli (bo kto na co dzień myśli o zabiciu drugiej osoby?) ale sądzę, że nie zabije jej. Ale czytam dalej ...
      Haha z tymi kobrami dobre :)
      Trochę się zagmatwało ... Kamila raczej ma wiele twarzy,skoro raz jest wariatką, raz inteligentną, a innym razem głupią ... ona po prostu gra, aby Noelia nie ujrzala jej prawdziwego charakteru co za tym się kryje prawdziwe oblicze Kamili.
      Druga sprawa, ja bym raczej nie wypuściła i nie zastraszała Katarzyny. To jest pewne że poszłaby naskarżyć. W strachu moze odwaliłaby wiele głupstw, ale nie dałaby rady zyć ze świadomością, że Noelia kogoś więzi i opowiedziałaby komukolwiek. Przynajmniej mnie sie tak wydaje. Jej lepiej wcale nie ufac. Kolejna sprawa - Kombinator nie chce nikogo zabijac, co świadczy o nim, że nie ma w sobie nic z mordercy. On bardziej spokojniejszy od Noelii sie wydaje. No cóż ... on tylko jej pomaga ale nie musi zabijać bo nie ma powodów. A Profesor go nie zna. Tu gorzej ma Noelia. Bo tez nie bardzo zostawiać Profesor z Kamilą. A jak obie coś odwalą?
      Czytam dalej ...
      To było do przewidzenia, ze Katarzyna bedzie chciala uciekać i cóż ... poprzez wchodzenie w rozmowę z Kamilą, ta skorzystała z okazji , aby uciec. Czy tego własnie chciała Kamila? Sądzę ze tak.
      Czytam dalej.
      Do szpitala? To chyba nienajlepszy pomysł. Tak sądziłam, że Noelię coś powstrzyma od zamordowania Profesor, choć miałam nadzieję z jednej strony ze to zrobi a z drugiej że nie...
      No to się komplikuje jeszcze bardziej ...

      Usuń
    3. Ja też czasami nie mogę się skupić na czytaniu, jeśli wokół panuje hałas i gra sobie ze mną w warcaby, aczkolwiek często dobrze sobie radzę ignorując telewizję, na przykład - pomimo mojej podzielności uwagi. Gdyby ktoś powiedział, że ktoś umarł, na bank bym to usłyszała, chociaż przez większość czasu niespecjalnie mnie obchodzi, kto umarł. Najciekawsze we wiadomościach są relacje o sile żywiołów. Jeszcze lubię oglądać nagrania ze zidiociałymi włamywaczami i dziwnymi wyczynami, no ale od tego już są specjalne programy. ;P
      Kiedy sobie człowiek uzmysłowi, że psychopata ma psychopatyczne myśli, ale nie u każdego występuję (tia, jak na wyspie jakiejś) takie, jakie Ty miałaś na myśli... mordka się śmieje. ;D
      Czyli już wiem, komu kibicujesz. :) A może jednak nie wiem? Oświeć mnie. ;P
      To, że Kombinator nie jest mordercą, nie oznacza, że nie ma niczego za uszami. Poza tym, on może udawać, że nie ma nic wspólnego z zabijaniem.
      Nom, każdy jest podejrzany. ;D
      W porównaniu z Twoim komentarzem moja odpowiedź jest niewiarygodnie krótka, niemniej jednak nie wiem, co mogłabym jeszcze dodać, żeby wszystkiego nie zepsuć.

      Usuń
  2. Byłam niemal pewna, że tu się rozstrZygnie zywot Kamili, a tu jak zwykle: Hanni zwodzi xD w końcu ktoś to powiedział. To Noelia jest waruatką... Wciąż czuję, ze cos tu mocno nie gra...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj z powrotem! (:
      Ano widzisz, hahha. Hanni jest nieprzewidywalny. 😂😁
      Jak już pewnie zauważyłaś, blog jest ponownie dostępny dla wyszukiwarek. Piszę także angielską wersję, której początek jest inny. Stwierdziłam, że tak będzie lepiej. Zatem jeśli znasz ten język, także zapraszam do komentowania. Dopiero jak napiszę “Więźnia niewinności” od początku, opublikuję tę wersję na innej stronie.

      Usuń

Template by Elmo