czwartek, 20 lipca 2017

ROZDZIAŁ XII

   Czy łatwiej byłoby mi żyć, gdybym nie posiadała niektórych uczuć? Gdyby w moim umyśle nie było miejsca na sumienie i wstyd, zabiłabym wariatkę i już, koniec zmartwień. Gdyby nie istniał strach, zrobiłabym to wbrew Kombinatorowi. On też zapewne by skończył między trupami, za stawianie przeszkód. Ale czy nie stałabym się wówczas idiotką stanowiącą łatwy łup dla policji?
   Czasami odnoszę wrażenie, że nie posiadam niektórych emocji – nigdy nie odczuwam tego, co inni ludzie, kiedy widzę, jak cierpią. Owszem, domyślam się, co mogą czuć, ale sama tego nie czuję. Do tej pory sądziłam, że to normalne, ale wiele osób reaguje emocjonalnie, natomiast mnie nawet nie obchodzi los znajomych. Gdyby kogoś przejechał samochód, nic by się nie zmieniło. Nawet bym nie zapłakała. Prawdopodobnie zaszyłabym się w domowym zaciszu, żeby obejrzeć telewizję czy przeczytać nowy numer „Uranii”.
   Zagłębiła się w myślach. Ujrzała siebie – trzymającą w ręku niemal połowę przodu twarzy. To była jej twarz. Usta, policzki i nos zniknęły – nadgryzione niczym jabłko – pozostawiając po sobie czarną farbę. Czoło wychylało się niebezpiecznie do przodu. Uważało właściciela za wartościowego – zasługującego na najlepsze życie i wyróżnienia – a broda chwaliła jego nieustraszoność. Czarna farba symbolizowała brak emocji – tych występujących u większości populacji. Reszta głowy podkreślała uczucia, które ocalały.
   Naprzeciw Noelii siedziała szatynka o pociągłej twarzy. Głęboko osadzone piwne oczy dodawały dziewczynie inteligencji. Na powiekach spoczywały pasujące jasnobrązowe cienie. Uwypuklały równe brwi. Rzęsy – doprawione  prawie niezauważalnym czarnym tuszem – oraz pełne usta – pokryte jasnoróżową szminką – dodawały subtelności. Szatynka włożyła pomarańczową bluzkę z krótkim rękawem – tę, która wyglądała jak obsypana miniaturkami gołębi. Wytarte dżinsy ledwo sięgały za kolana. Klapki – z grubym na trzy centymetry pomarańczowym prześwitującym paskiem – stykały się nerwowo. Łokieć prawej ręki nastolatki dotykał bladoniebieskiej ceraty z miskami przepełnionymi owocami. Część rozpuszczonych włosów utonęła między palcami prawej dłoni.
   Noelię drażniło to, że wszystkie nastolatki nosiły makijaż. Jakby każda chciała udowodnić, że jest ładniejsza od swojej koleżanki. Po co? Przecież każdy widział, że poprawiają swój wygląd.
   Katarzyna oblizała wargi. Nie mogąc znieść ciszy wypełnionej jedynie tykaniem zegara, odezwała się.
   – Wpatrujesz się we mnie od jakichś dziesięciu minut i nic nie mówisz?
   – Sądziłam, że to ty zaczniesz coś mówić. W końcu chciałaś się spotkać.
   Dziewczyna sprawiała wrażenie zaskoczonej chłodnym tonem Noelii, jednak szybko ukryła to pod postacią wygiętych w złości ust.
   – Tak – przyznała – ale to ty się popłakałaś i dostałaś ataku histerii, no i to ty martwisz się, gdzie pójdziesz do drugiej klasy. Myślałam, że potrzebujesz się komuś wyżalić czy coś. Z twojej wiadomości wywnioskowałam, że czeka mnie słowotok.
   Gdyby wiedziała, że nie czekają na nią żadne konsekwencje, Noelia roześmiałaby się. Profesor uwierzyła we wszystko. Blondynka nie uroniła ani jednej łzy. Nie dostała też ataku histerii.
   – Bardziej zależy mi na znalezieniu odpowiedzi na pytanie „dlaczego ja?” i pozbyciu się plotek, aniżeli na wyżalaniu się komuś. Wyżalanie się w tym przypadku nie pomoże, może tylko zaszkodzić.
   – Zaszkodzić raczej nie, ale to dobrze, że chcesz działać.
   Noelia wywróciła oczami. Profesor mogła powiedzieć coś więcej, niż jedynie prawić banały.
   – Masz jakiś pomysł na zneutralizowanie plotki? – zapytała blondynka. – W końcu nazywają cię Profesor.
   – Puścić plotkę, według której jesteśmy niewinne, tak, żeby jak najprędzej dotarła do Agi. Ona na pewno rozniesie ją dalej.
   – Nie sądzę. Znaczy... może, ale nie przekaże innym tylko tego, że jesteśmy niewinne. Musiałybyśmy kogoś innego obarczyć winą.
   Szatynka pokręciła głową w zamyśleniu.
   – No nie wiem – odezwała się ostrożnie, jakby obawiała się, że lada chwila tuż obok zmaterializuje się tyranozaur gotowy pożywić się jej ciałem. – To poważna zbrodnia. Ktoś może skończyć na przesłuchaniu policyjnym, jeśli dotrą do niej te brednie.
   – A ty chcesz być przesłuchiwana?
   – Jasne, że nie.
   – No właśnie – rzekła Noelia. – Poza tym, nie chcę uciekać z tej szkoły, a naprawdę nie mam dokąd pójść. Rodzice się stąd nie przeprowadzą, choćby powiedziano im, że w nasz dom uderzy tornado.
   Jasnowłosa nie wątpiła w to, że Jolanta i Krzysztof przeprowadziliby się do innej miejscowości, gdyby zaszła taka potrzeba, lecz wolała tego nie sprawdzać. Co więcej, żeby można było w ogóle mówić o przeprowadzce, Noelia musiałaby poudawać, że jest gorzej niż w rzeczywistości. Prawdopodobnie niezbędna okazałaby się nauka płakania oraz wiarygodnego histeryzowania. A co, jeśli trzeba by było spędzić trochę czasu w szpitalu psychiatrycznym?
   Profesor odchrząknęła.
   – A może powinnyśmy puścić w obieg plotkę nie o nas i nie o tym, kto porwał czy zabił tamtą dziewczynę, a o Adze?
   – O niej i tak krąży mnóstwo plotek. Jeszcze jedna jej nie zaszkodzi... chyba że...
   Mogłybyśmy sprawić, żeby cała szkoła myślała, że Kombinator jest w to zamieszany. Uwierzyliby jak nic. Osoba, która nawet nie chodzi do tej samej szkoły, jest podejrzana? Na bank winna! Poza tym, i tak miałam nagadać coś kumplom Kombinatora. Dlaczego by nie rozszerzyć tego planu?
   Katarzyna zmrużyła oczy. Wyplątała palce ze swoich włosów i pozwoliła im swobodnie opaść na ceratę.
   – Chyba że co? – zaciekawiła się.
   – Znam osobę idealną. Mogłybyśmy wskazać ją jako winowajcę.
   – To nic innego jak wrabianie w morderstwo.
   Wydusiwszy z siebie to ostatecznie brzmiące słowo, szatynka spuściła wzrok. Kciuk nastolatki wodził po kształcie dojrzałego jabłka, rozłożonego na szczycie pozostałych owoców.
   – To nie jest wrabianie w morderstwo – zaperzyła się Noelia. Profesor ponownie spojrzała w górę. – Wrabianie wymagałoby dostarczenia fałszywych dowodów, na co bym się nie skusiła. W najgorszym wypadku ta osoba skończy na przesłuchaniu. – Blondynka obdarzyła siedzącą naprzeciwko dziewczynę spojrzeniem po brzegi wypełnionym pogardą. – Poza tym jakie jest prawdopodobieństwo, że coś takiego się wydarzy? Jeśli ludzie nie posiadają dowodów, uznają to wszystko za plotkę. A kto jest największą plotkarą? – Noelia klasnęła. – Aga. Dziewczyna wtedy na pewno się przestraszy i powie, że wszystko wymyśliła.
   Kciuk szatynki na chwilę odkleił się od ogonka jabłka. Zawisł w powietrzu tuż nad nim.
   – Nie powie tego, skoro nie jest pomysłodawcą plotki. Powie, że to my ją wymyśliłyśmy.
   Na ustach Noelii zakwitł przedrzeźniający uśmiech.
   – Coś ty, plotkarom nikt nie wierzy – stwierdziła. – Wszyscy pomyślą, że zmyśla, byle się wyrwać z tarapatów... – Jasnowłosa nawinęła kosmyk włosów na palec wskazujący. – Oczywiście policja może wziąć pod uwagę dwie ewentualności i nie wierzyć Adze, a jednocześnie próbować wyciągnąć coś od osoby, która Adze przekazała plotkę.
   – Ale tą osobą będzie jedna z nas... Czekaj, ty chcesz przekonać kogoś do przekazania plotki Adze? I jak chcesz to zrobić?
   Noelia ostentacyjnie podniosła ręce do góry, po czym – jakby wmawiając organizmowi, że ważą tony – opuściła je na ceratę.
   – Siłą perswazji – obwieściła triumfalnie.
   Katarzyna sprawiała wrażenie odrobinę zaniepokojonej.
   – Zamierzasz nagadać coś drugoklasistom? – podsunęła. – Tam mają dwie takie plotkary.
   – Nie zamierzałam, ale to dobry pomysł.
   – Właściwie nie wiem, po co to robimy. – Kciuk szatynki sięgnął ogonka jabłka. – Może zwyczajnie powinnyśmy nic nie kombinować. Przecież jeśli zacznie tu węszyć policja, wygadają, że to wszystko plotki. Jakoś dotrą też do tego, kto jest ich twórcą.
   Profesor nie pojmowała powagi sytuacji. Nie rozumiała, że ludzie zrobiliby wszystko, aby uratować własną skórę. Jeżeli ktoś pomyślałby, że czekają go o wiele gorsze reperkusje, jeśli przyzna się do puszczenia w obieg nieprawdy, zrobiłby wszystko, by ta nieprawda okazała się prawdą – sfałszowałby dowody i jeśli byłby w tym wystarczająco dobry, nikt by tego nie odkrył.
   – A co, jeżeli ktoś pomyśli, że czekają go gorsze konsekwencje, jeśli przyzna się do puszczenia w obieg plotki? Co, jeżeli zaczną fałszować dowody?
   – Jakie fałszywe dowody?! – podniosła głos Profesor. – A ty potrafisz fałszować dowody tak, by władze się nie zorientowały?
   Nie potrafię, jednak istnieją ludzie, którzy znają się na tym lepiej lub gorzej. Założenie, że każdy na początku radzi sobie gorzej, do niczego nie prowadzi. Gdyby tak było, wszystkich by wyłapano. Nie pozostałby nikt, kto zna się lepiej na fałszowaniu. Umiejętności tego rodzaju wynikają zatem z talentu. Owszem, każdy na początku jest gorszy, ale każdy startuje od innego punktu bycia gorszym.
   – Tak myślałam – bąknęła szatynka.
   Nie, wcale nie myślałaś. Doszłabyś do wniosku, że odpowiedź na to pytanie wymaga zastanowienia się.
   – Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia. Nigdy czegoś takiego nie próbowałam.
   – Oni także nie, a nie można być w czymś dobrym bez ćwiczeń...
   Ale można być w czymś z natury lepszym od początku. Oczywiście, kujonki to ignorują. Wolą myśleć, że dobre oceny są wyłącznie ich wyborem, a reszta społeczeństwa to lenie rozwalające się na tapczanie.
   – No i po co ktokolwiek ze szkoły miałby coś takiego robić? – ciągnęła Profesor. – Nie łatwiej powiedzieć, że słyszało się coś od kogoś innego?
   – Owszem, ale wtedy nie byłoby to wiarygodne.
   Szatynka prychnęła, oburzona.
   – Bardziej, niż wyskakujące znikąd fałszywe dowody.
   Noelia uśmiechnęła się niewinnie. Skierowała wzrok na jedną ze szmaragdowych szafek.
   – Na tapczanie siedzi leń – wyrecytowała. – Nic nie robi cały dzień.
   Zdawała sobie sprawę, że jej zachowanie bardzo przypomina to Kamili, lecz miała to w głębokim poważaniu. Życie polegało na robieniu tego, co się żywnie podoba – nie martwieniu się, że podąża się czyimiś śladami. Nie zamierzała wybrać innych gałek od poprzedniego klienta wyłącznie dlatego, że czułaby się głupio kupując identyczne lody.
   Szatynka wstała, z głośnym trzaskiem odsuwając krzesło.
   – A więc twierdzisz, że jestem leniem? – uniosła się. – Ty, ze wszystkich ludzi?! Co ty w życiu osiągnęłaś?
   Noelię bawiło to, jak prędko zdołała wyprowadzić rozmówczynię z równowagi. Więc to tak czuło się w ciele wariatki. Radość zwycięstwa wzbijała się ponad góry i lasy, na niektórych z nich dla zabawy odbijając swój ślad. Za każdym razem, gdy buty coś przygniotły, organizm funkcjonował na skuteczniejszych dopalaczach.
   – Widzę, że z tobą nie pogadam – oznajmiła po chwili jasnowłosa. – Szkoda, bo to ty zaproponowałaś rozproszenie plotki.
   Profesor spojrzała na nastolatkę tak, jakby właśnie na jej oczach piorun trafił człowieka.
   – Że jesteśmy niewinne – uzupełniła.
   – Spowodowałabyś odwrotny rezultat – powiedziała blondynka. Stale wpatrywała się w uprzednio wybraną szafkę. – Wszyscy sądziliby, że to my puściłyśmy plotkę i tylko  bardziej by nas podejrzewali.
   – To samo byłoby, gdybyśmy puściły plotkę o kimś innym.
   Wygłosiwszy te słowa pewnym siebie głosem, Katarzyna z powrotem opadła na krzesło. Najwyraźniej pojęła, że stanie i złoszczenie się w niczym nie pomoże.
   – Niekoniecznie – uznała Noelia. Przeniosła wzrok na walczącą z gniewem twarz rówieśniczki. – Nowa plotka zasiałaby ziarenko zwątpienia, z którego mógłby urosnąć piękny kwiat.
   – Za to kwiaty innych zostałyby bezpowrotnie zniszczone.
   Jasnowłosa uśmiechnęła się delikatnie. Znała dobrze tego typu wymiany zdań.
   – Uważasz, że to zła rzecz? Załóżmy, że masz dwójkę osób o przeciętnym wynagrodzeniu, ale nie stać ich na pewien lek dla śmiertelnie chorego dziecka. – Noelia dostrzegła zdegustowanie Katarzyny, jednak nie przerwała monologu. – Widzą inne dziecko, biedniejsze, które otrzymało lek, ale jest ono bliższe śmierci i tylko ten lek może przedłużyć mu życie... – Blondynka rzuciła szatynce znaczące spojrzenie. – Co robią? Ukradną lek dla swojego dziecka, zaś obcemu pozwolą umrzeć. Podobnie zrobią, jeśli ich życie jest zagrożone. Zepchną człowieka z mostu, jeżeli pomoże im to uratować własne życie. Ludzie są egoistami.
   A dlaczego mieliby nimi nie być? Może gdyby ludzie posiadali gwarancję, że za niebycie egoistami czeka ich wieczne życie... może wtedy przestaliby być egoistami, choć i tak pewnie znalazłby się wariat, który nie pragnie nieśmiertelności.
   – To dość ekstremalny przypadek i tak naprawdę nie jestem pewna, co myśleć – ogłosiła Katarzyna po chwili namysłu.
   – Nie jesteś pewna, dlatego że jesteś taka sama jak ci ludzie, czy boisz się przyznać do bycia bohaterką?
   Na twarzy szatynki pojawiła się niepewność.
   – Żadna z tych rzeczy – odpowiedziała, starając się ukryć brak przekonania. – Dlaczego pytasz?
   – Z ciekawości – pospieszyła z odpowiedzią Noelia. – Tak, wiem, ciekawość zabija. Może powinniśmy ją całkowicie wytępić ze swojego życia.
   Wtedy nikt nie robiłby tego, czego mu nie wolno. Wtedy miałabym spokojne życie, zupełnie inne od tego teraz. Może żyłabym krótko, ale byłabym nieświadoma swojej przemijalności, jak każdy człowiek na Ziemi. Niestety, nie istniałoby wtedy szczęście.
   – Teraz to już zaczęłaś gadać bzdury – usłyszała Noelia.
   – I co z tego? Dla każdego coś innego jest bzdurą. Dla mnie bzdurą jest na przykład podrywanie chłopaków, wykonywanie akrobacji w powietrzu i filmowanie wyzwań na You Tube. Dla ciebie bzdurą może być coś, co mówię, ale dla pozostałych już nie.
   Katarzyna była pod wrażeniem tej wypowiedzi. Noelia podejrzewała, że rówieśnicy dyskutowali z dziewczyną o zupełnie innych tematach, albo nastolatka uważała ją za kogoś mniej inteligentnego. Blondynka nie zdziwiłaby się, gdyby była dla Profesor nikim więcej niż przeciętnym uczniem. W końcu kiedy miała pokazać, jakiego typu konwersacje sprawiają, że czuje się żywa?
   – Ci pozostali lubią się wdawać w takiego typu dyskusje?
   – Pewnie – odrzekła  żwawo Noelia. – Są jedynymi, którzy mnie rozumieją.
   Przed jej oczami stanęła lepiąca się od brudu dziewczyna. Siedziała prosto, z plecami opartymi o niewidzialną przeszkodę. Kolana podkurczyła, jakby rozprostowanie ich zabierało cenną energię. Oczy tkwiły w błogim śnie. Nadgarstki ocierały się o siebie, jakby myślały, że w ten sposób pozbędą się sznura. Tym razem ciało okrywało inne ubranie – biała bluzka z krótkim rękawem oraz ciemnoniebieskie dresy sięgające za kolana. Adidasy przyozdobione fioletowym zygzakiem ciągnącym się przez środek przypominały, że to w istocie Kamila, nie podróbka.
   Noelia ujrzała fale wyrzucające na brzeg kawałek drzewa. Podeszła bliżej. Zauważywszy zwilżoną kartkę papieru wystającą z masywnej gałęzi, schyliła się.
   – I sądzisz, że ja bym nie była w stanie cię zrozumieć? – spytała Profesor, przywołując Noelię do rzeczywistości.
   Pismo było rozmazane, a jednak czytelne.

   Nie mogłam dłużej żyć w takich warunkach. Kto wie, może los zdecyduje się obdarować nas kolejną falą i tym razem znajdziesz coś więcej niż tylko krótki liścik.

   – Noel?
   – Absolutnie nie. Nie ma nawet co próbować.
   Jasnowłosa uformowała kulkę z kartki. Bez namysłu wrzuciła ją do morza. Wyjęła z torebki starą książkę oraz długopis.
   Katarzyna wyglądała na zbitą z tropu.
   – Więc dlaczego chciałaś, żebym przyszła?
   – To ty chciałaś do mnie przyjść. Ja tylko chciałam, by rodziców nie było o tej porze w domu.
   Noelia z wizji wyrwała połowę ostatniej pożółkłej strony. Zaczęła pisać.
   – Z jakiegoś powodu mam wrażenie, że nie chodzi tylko o plotki – powiedziała Profesor. – Za bardzo się nimi przejęłaś.

   Jeśli los miałby obdarować nas kolejną falą, niech ta nigdy nie nadejdzie. Ty wszystko udawałaś – udawałaś, że jesteśmy podobne. Bawiłaś się mną, a teraz uciekłaś. Stchórzyłaś. Nie udawaj, że teraz nie stchórzysz.

   – Każdy przejmuje się na swój sposób. Próbujesz mi udowodnić, że moje emocje są fałszywe?
   – Ależ nie! – Szatynka odchyliła się nieco w tył, zdziwiona. – Nic takiego. Po prostu przesadzasz. Zanadto przejmujesz się czymś, czym nie powinnaś się przejmować.
   Teraz to Noelia wstała od stołu.
   – Tak samo jak ty. Inaczej w ogóle byś do mnie nie wysłała tamtego esemesa.
   Nie czekając na odpowiedź, ruszyła ku wyjściu z kuchni. Katarzyna złapała Noelię za rękę w momencie, gdy prawa stopa blondynki przekraczała próg.
   – A może zwyczajnie chciałam z tobą porozmawiać? – odezwała się łagodnie szatynka. – Chciałam wiedzieć, jak sobie z tym wszystkim radzisz. Zresztą, wydaje mi się, że wcześniej byłaś trochę nie w sosie.
   Nie w sosie? I co ci do tego? To mój nastrój i nie musisz udawać, że ci na nim zależy.
   Obróciła się tak, że jej nos niemal zderzył się z nosem Profesor. Dwie pary oczu napotkały siebie nawzajem, po czym odskoczyły, oparzone.
   – I co? – burknęła Noelia. – Sądzisz, że miałam coś wspólnego z porwaniem tamtej dziewczyny?
   Profesor pokręciła głową. Jej cera ubrała przepraszającą minę.
   – Nie, oczywiście, że nie, tylko... pomyślałam, że może wpadłaś w depresję. Tak się dziwnie zachowujesz ostatnio i może potrzebujesz...
   Potrafiła ocenić jej zdrowie psychiczne po zaledwie kilku dniach? Za kogo ona się uważała? A może sama przechodziła wcześniej depresję i sądziła, że jeśli widzi osobę w podłym nastroju nie trwającym wyłącznie jeden dzień, na pewno ta osoba odczuwa to, co ona. Bardzo niemądre podejście jak na kogoś z wysokimi ocenami.
   – Pomocy? – wtrąciła z wyrzutem Noelia. – Chcesz mnie wysłać do psychologa?
   – Może to by coś pomogło...
   Wzrok Noelii powędrował ku łokciowi lewej ręki. Palce rówieśnicy wbijały się w skórę niczym kleszcze.
   – Nie masz prawa wmawiać mi chorób, których nie posiadam – powiedziała jasnowłosa nieznoszącym sprzeciwu głosem, usiłując wyszarpnąć rękę. – Nie znasz mnie wystarczająco, abyś wiedziała, przez co przechodzę.
   Katarzyna puściła łokieć Noelii. Ukryła ręce za plecami.
   – Zatem pozwól sobie pomóc.
   Noelia parsknęła śmiechem.
   – Dlaczego tak cię obchodzi moje zdrowie? – zapytała, szczerze zaciekawiona. – Przecież wiem, że jesteś niewinna i nie będę rozpowiadać, że jest inaczej. Może jesteśmy obie podejrzewane, ale to nie znaczy, że będę rozsmarowywać na tobie winę. Nie przyniosłoby mi to żadnych korzyści. Poza tym, policja nie udowodni naszej winy, prawda?
   Mrugnęła porozumiewawczo do Profesor, by potem udać się długim korytarzem ku wyjściu z budynku – jak gdyby to nie był jej dom. Po drodze chwyciła torebkę, którą uprzednio zostawiła na schodach. Dywan w grube zgniłozielone oraz waniliowe pasy zdawał się połyskiwać złowieszczo.
   – Noel...
   Przerzuciła torebkę przez ramię i wyszła na dwór.
   Sądzi, że powinnam do niej wrócić? Niby w jakim celu? Po to, żeby straszyła mnie psychologami?! Po to, żeby próbowała znaleźć powód mojego odmiennego nastroju?! Ona ma jakieś urojenia. Ze mną jest wszystko w porządku. Nawet jeśli w moim zachowaniu da się dostrzec jakąkolwiek zmianę, jest ona na tyle subtelna, że nie wykryje jej przeciętny uczeń, tylko tej się wydaje, że potrafi postawić diagnozę. Ciekawe, czy gdybym zapytała ją, czy cierpi bądź cierpiała na depresję, odpowiedziałaby twierdząco, ale to później. Teraz wolę poczuć wiatr we włosach, a ona niech siedzi w moim domu. Zapewne nie będzie siedziała w nim cały dzień, aż do mojego powrotu. Z dłuższego pobytu wynikłyby jednak interesujące wydarzenia. Jak wytłumaczyłaby swoją obecność Krzysztofowi i Jolancie? Chyba nie miałaby odwagi przekazać im, co omawiałyśmy. Czym się nasza wymiana zdań skończyła, pewnie już tak.


*


   Przed oczami zamigotały tysiące czarnych warstw. Zbite w ciasną, falującą ścianę, powoli przeobrażały się w szarość, a następnie w niemal całkowicie transparentną biel.
   Wyciągnęła przed siebie rękę. Czarną rączką noża planowała przeciąć wszystko, co tańczyło i wirowało. Niestety, nie było to takie proste. Materiał owijał się łapczywie wokół noża – jakby od tysiącleci nie spożył ani jednego posiłku. Nie na długo. Wkrótce – dzięki regularnym ćwiczeniom – Noelia zdobędzie siłę niezbędną do przedarcia się na drugą stronę. Resztki wstydu, strachu i winy na zawsze zanurzą się pod wodami Pacyfiku.
   Paraliżujące oczy spojrzały na nią.
   – Odłóż ten nóż – powiedziała ze spokojem ich właścicielka. – To nie jest to, co chcesz zrobić.
   Wariatka lękała się śmierci. Dźwięk strachu brzmiał donośnie w wyobraźni Noelii. Wystukiwał żwawy rytm, przenikliwy i tajemniczy.
   – A co według ciebie chcę zrobić, jeśli nie to wszystko zakończyć? Czego pragnę, jeśli nie szczęśliwie dalej żyć?
   Niedoszła zabójczyni opuściła głowę.
   – Nigdy nie będziesz miała szczęśliwego życia, jeżeli poddasz się presji chwili – oświadczyła głosem wypranym z wszelkich emocji.
   – Co masz na myśli? – zapytała tak samo beznamiętnie Noelia, opuściwszy nóż. – Sądzisz, że będę żałowała?
   A czy Kamila żałowała wrzucenia Noelii w bezmiar ruchomych piasków? Zapewne uznała to posunięcie za porażkę dopiero wtedy, gdy do niej dotarło, że niebawem jej własny żywot dobiegnie końca, lecz nie współczuła dziewczynie. Noelia chciała to wszystko wykrzyczeć, jednak wiedziała, że jedynie wystawiłaby na światło swoją słabość.
   – Tak, bo odkryją, że to ty mnie zabiłaś – stwierdziła uwięziona. – Każdy zebrany tu dowód będzie świadczył przeciwko tobie.
   – A co, jeśli nic ci nie zrobię? Istnieją równe szanse na odnalezienie ciebie. Kiedy cię znajdą, powiesz im dokładnie, kto cię przetrzymuje. Po śmierci nie będziesz do tego zdolna... Nie jestem głupia. Wiem, jak sfałszować dowody.
   Melodia zwolniła i nabrała ostrości. Dołączyły do niej dzwony kościelne.
   – Pozwolisz swojemu przyjacielowi wykonać robotę za ciebie? – Związana uniosła brwi. – Albo jeszcze lepiej, on każe wykonać ją komu innemu... tak, by nikt go z tą osobą nie powiązał...
   Ostatnie słowo Kamila wymówiła powoli i wyraźnie. Jego brzmienie idealnie współgrało z melodią wytworzoną w umyśle Noelii.
   – Co cię to interesuje?
   – Doradziłabym ci w kilku sprawach, jeśli chciałabyś zamordować kogoś, kto nie jest mną – rzekła Kamila. Uniosła głowę, by spojrzeć w oczy wroga. – Co więcej, nie skończyłam mówić. Jeśli zrezygnujesz z zabicia mnie, nie powiem nikomu, że to ty mnie przetrzymujesz. Mogę skłamać, że zrobił to ktoś inny...
   Noelia prawie otworzyła usta ze zdziwienia.
   Melodia zwolniła jeszcze bardziej. Jakby twórca właśnie zdał sobie sprawę, że pozwolono mu kreować swe dzieło przez miliardy lat, jednakże kiedy skończy mu się pomysł i choć na chwilę wstrzyma pracę, sczeźnie.
   – A więc tak naprawdę chcesz się zemścić na kimś innym, a ja miałam służyć jako pomoc do osiągnięcia tego celu? Powiedz mi... skąd widziałaś, że to zadziała?
   – Nie mogę tego wykluczyć. Widzisz, jest mnóstwo osób, na których chciałabym się zemścić. Jeśli któraś z nich złapie się na plaster, to go wykorzystam...
   Uwięziona pozwoliła ostatniemu wyrazowi zawisnąć w powietrzu – jakby również coś słyszała.
   – Ale skąd wiedziałaś, że ja nabiorę się na twoją pułapkę? – głos Noelii poszybował nieco w górę.
   Kamila przez chwilę nie odpowiadała, pochłonięta światem wewnętrznym.
   Świetnie. Nie powie mi. Mogłaby chociaż skłamać, ale nie, musi grać w gierki aż do ostatniej minuty swojego życia.
   Szarooka spojrzała w dół, na nóż – który wzięła ze sobą zaraz po tym, jak Katarzyna opuściła jej dom – trzymany niebezpiecznie blisko prawego kolana. Dlaczego miałaby go teraz nie podnieść i nie dźgnąć wariatki prosto w serce?
   – Co ma kot, czego nie ma żadne inne zwierzę? – odezwała się w końcu niedoszła morderczyni.
   Poważnie? Potrzebowała tej chwili po to, żeby wymyślić kolejny bzdurny temat? Co koty miały wspólnego z czymkolwiek?
   – Zadałam ci pytanie – nalegała Noelia.
   – Jeśli odpowiesz na moje pytanie prawidłowo, poznasz odpowiedź na swoje pytanie.
   Albo lepiej, zanim dźgnę ją w serce, zadam jej sporo innych ran. Niech cierpi.
   – Nie wiem, chęć na myszy?
   Kamila pokręciła głową z widocznym zawiedzeniem.
   – Kocięta – powiedziała. – Odpowiedź na twoje pytanie jest równie oczywista.
   Wolna dłoń Noelii wylądowała na czole.
   – To, że coś jest oczywiste dla ciebie, nie znaczy, że jest oczywiste dla mnie i vice versa.
   Kamila pokiwała niechętnie głową. Sprawiała wrażenie smutnej z powodu straty czegoś lub kogoś ważnego.
   – To prawda, dlatego radziłabym ci się przejrzeć w lustrze – rzekła. – Jeżeli to nie podziała, zapytaj się innej osoby, co na tobie i w tobie widzi, być może tego twojego kolegi... Byłabyś gotowa go wrobić?
   – To zależy od sytuacji.
   – Tak sądziłam. Czy skorzystałabyś z okazji, jeśli obiecałabym ci, że to on zostanie uznany za winnego porwania, gdy mnie znajdą?
   Czy wariatka uważała ją za kretynkę? To oczywiste, że nie „skorzystałaby z okazji”. Może zrobiłby to ktoś, kto nie ma nic do stracenia i kogo nie niepokoi wizja spędzenia każdego kolejnego dnia swojej egzystencji w więzieniu albo jako kloszard.
   – Nie – burknęła Noelia. – Wiem, że coś knujesz.
   Kamila obdarowała wroga delikatnym, przywodzącym na myśl płatki róż, uśmiechem.
   – Oczywiście – wyznała. – Po to są zdolności makiawelistyczne, do manipulowania ludźmi... jednak nie powinnaś od razu odrzucać okazji. To świadczy o braku inteligencji. Powinnaś rozważyć, co zyskasz z układu i czy cokolwiek stracisz.
   Nie reaguj gwałtownie – zaleciła sobie szarooka. – Ona tylko chce wyprowadzić cię z równowagi – jak zawsze.
   Jeszcze raz spojrzała na nóż. Prawie dotykał jej nogi.
   – Musiałabym się zastanowić, co Kombinator byłby w stanie mi zrobić.
   – Nic. Słowo jednego przeciwko dwóm – w tym osobie, która była więziona – nie posiada żadnej wartości.
   Nadnaturalna melodia ustała. Drażniąca cisza wypełzła z ziemi. Twórca pożegnał się ze światem istot żywych.
   – Ale on ma przecież mnóstwo kumpli, którzy mogą stanąć za nim murem.
   Niedoszła zabójczyni zerknęła na trzymany przez przeciwnika nóż. W jej oczach kryło się coś przypominającego przeprosiny.
   Tylko czy Kamila kiedykolwiek przeprosiłaby Noelię za to, jak bardzo zniszczyła jej życie? Nie. Gdyby potrafiła się śmiać, śmiałaby się z własnych „świetnych” umiejętności manipulacyjnych i z niedoli dziewczyny. Teraz udawała, że przeprasza, aby Noelia pozwoliła jej żyć. Żałosne.
   – Naprawdę w to wierzysz? – okazała zaintrygowanie uwięziona. – Odwróciliby się w momencie, w którym do ich uszu doleciałyby nieprzyjemne plotki na temat morderstwa.
   – Myślałam o tym, by go wrobić, ale skąd mam wiedzieć, że nie kłamiesz? Skąd mam wiedzieć, czy nie powiesz mu, że próbuję go wrobić?
   Kiedy ta idiotyczna rozmowa dobiegnie końca, zabiję ją i nie będzie mnie już dłużej męczyła. Zasługuję na długie życie pełne szczęścia.
   Uwięziona wzruszyła ramionami.
   – A co to ma za znaczenie? – zapytała jakby samą siebie. – Nie przekonam jego znajomków do odwiedzenia mnie tu, a on sam raczej ich tu nie przyprowadzi. To tylko utwierdziłoby ich w przekonaniu, że ich kolega zrobił coś nielegalnego.
   – Jeśli powiesz policji, że to ja cię więżę, to nic nie zmienia. Ja nadal zostanę uznana za winną.
   Jak długo mam tu stać i z nią dyskutować? Muszę wracać do domu. Inaczej Krzysztof i Jolanta się wściekną. Zresztą, pewnie już się wściekli, kiedy tylko odkryli, że mnie w nim nie ma. Ale ja po prostu musiałam tu przyjechać, choćby chmury miały zacząć walić mi się na głowę.
   Noelia przeniosła ciężar z lewej nogi na prawą. Nie mogła uwierzyć, że potrafiła tyle wytrzymać na stojąco prawie nimi nie poruszając.
   – Niekoniecznie – spierała się Kamila. – Jeśli znajomi Kombinatora mnie znajdą, zeznają przeciwko niemu. Policja pomyśli, że ja i Kombinator byliśmy parą, ale coś się stało i chłopak mnie więzi, ale ja wciąż nie dopuszczam do siebie faktu, że on mnie nie kocha, tak że zganiam winę na ciebie.
   Wyobrażenie uwięzionej kochającej kogokolwiek poza samą sobą było tak nierealne, jak unicestwienie wszystkich chorób świata w ułamku sekundy – ewenement, który przenigdy nie zaistnieje.
   – Ale masz wyobraźnię! – skomentowała Noelia. – Już słyszę, jak przez kable w twojej głowie przelatują pomysły. Ale skąd my się niby znałyśmy, co?
   Niedoszła zabójczyni zawahała się.
   – To jest trudniejsze, ale jeśli tylko masz znajomego bądź znajomą gotową skłamać, że się znamy, i jeśli ta znajoma będzie znała moje imię i nazwisko, powinnaś wyjść z wszystkiego bez szwanku.
   Jak niby Noelia miała skłonić kogokolwiek z rówieśników do skłamania w takiej sprawie – do tego kogokolwiek, kto nie był Profesor? Noelia wiedziała, że szatynka nie zgodzi się na uczestnictwo w czymś takim.
   Ten plan nie miał szans na powodzenie. A zatem... to finał. Zabije wariatkę i tyle. Już nie będzie odwlekać tego momentu w czasie.
   – Nasze życia są efemeryczne wobec długowieczności kosmosu – ogłosiła Noelia. Uniosła nóż. Z satysfakcją podziwiała pojedynczą łzę błąkającą się po policzku wroga. Kamila wiedziała, że nie ujrzy jutra, że wszystkie gwiazdy, którym przypatrywała się w ciągu przypadkowej egzystencji, zgasną. – Życie całej planety we wszechświecie jest efemeryczne... Pamiętam, jak sprawdzałam w słowniku znaczenie tego słowa... efemeryczny. Wywodzi się ono ze starogreckiego i oznacza tyle, co „istniejący przez jeden dzień”. Byłam zaskoczona, kiedy się dowiedziałam, ale teraz wszystko pasuje.



Nie mam pojęcia, kiedy wcisnę ten żart. Nie bić mnie. ;P
Na studia się dostałam, bez obaw. :)
Słyszeliście o Amy's Baking Company? I czemu odnoszę wrażenie, że większość z Was słyszała?...
U sąsiada po przeciwnej stronie w nocy było włamanie. 0.0 Nie było u nas, bo akurat nie spałam i oglądałam telewizję (było straasznie późnooo), hahahahhae. Jak wiadomo, światło odstrasza potencjalnych złodziei. (; Zabawne jest (dobra, to nie jest zabawne) to, że nie wiedziałam, że ktoś się u sąsiada kręci, bo pies czasem szczeka po nocach nie wiadomo, po co i na co. Tia, tyle że on nie biega po całym podwórku, więc włamywacze i tak by się mogli włamać. Rodzice żartowali, że jestem stróżem. Wymyślali, co ja bym zrobiła, gdybym wiedziała, że po przeciwnej stronie ulicy coś się dzieje. ;P Taaa, tylko raczej bym nie wyszła na dwór i nie wrzeszczała do złodziei: Wynocha, przeszkadzacie mi w oglądaniu telewizji!
Zabawne. W Jeden z dziesięciu padło pytanie dotyczące słowa kilwater, a pytany nie odpowiedział. ;D Co to jest, już wiecie.
Jak szczur, tańczmy i śpiewajmy! ;D
A teraz posłuchajcie sobie (wiem, znowu Hannibal – i jakby co, tu nie ma smutnej miny, to nawias!): https://youtu.be/OyBgx8TwB3Q

4 komentarze:

  1. Hejka :* I jestem :)
    No to super, że długo nie musialam czekać na ten rozdział, bo byłam ciekawa rozmowy miedzy Noelią, a Profesor.
    W sumie, to dobrze, że dziewczyny mogły na spokojnie porozmawiać, gdy w domu nie było rodziców Noelii.
    Na początku cisza, rozumiem, że obie były jakby przejęte plotkami,ale Noelia faktycznie bardziej wychylała się, aby te plotki w jakiś sposób zmienić. To trochę zaczęło być podejrzane dla Profesor, no ale przecież Katarzyna nie oskarża Noelię o porwanie, bo sama się przyznała, że nie o to jej chodziło, a o pomoc, bo Noelia niby ma depresję. A może faktycznie ma a o tym nie wie? Jest rodzaj depresji, która jest "niewidzialna" przez dłuższy okres czasu. Robi swoje, a ofiara nie ma pojęcia, że tak jest aż do momentu, kiedy moze byc już za późno. Może i Katarzyna nieco zdenerwowała Noelię tym psychologiem ale z drugiej strony, może to by pomogło coś ... wiem, że nie na pewno w sprawie Kamilii. Bo przetrzymywanie osoby nie jest normalne.
    Dziewczyny dobrze kombinują, aby kogoś oskarżyć o porwanie i oczywiście puścić plotkę przez inne plotkary tak aby same nie wpaść. Chociaż tu Profesor ma trochę racji z tym, że może wyjść na jaw kto ta plotkę wpuścił w obieg.
    Kombinator jest dobrym "kandydatem" na porywacza (choć nim jest) w plotkach i to pewnie by poratowało Noelie, no ale czy sam Kombinator nie zacząłby sie czegoś domyślać?
    Trochę ryzykowna akcja, ale bardzo ciekawi mnie jak to dalej wyjdzie.

    A to mnie zaskoczyłaś z Kamilą. Noelia miała chęć ją postraszyć nożem, a również go wbić w jej jeszcze bijące serce. Jednak to zaskoczyła mnie postawa Kamilii, a raczej jej słowa odnośnie zabijania i tego, że prwdopodobnie chciała wykorzystać Noelię, aby zemścić się na innych. Czy to w ogóle prawda? A może faktycznie Kamila nie miała chęci zabijać Noelii tylko wykorzystać jej potencjał. Świadczy to też o zdaniach na temat Kombinatora, by go wrobić i to, że Kamila jej nie wyda policji.
    No ciekawie ciekawie się robi. Czytam dalej.
    Mam wrażenie - częściowo - że Kamila nie kłamie i podsunęła całkiem korzystny plan dla Noelii. Jeżeli faktycznie Kamila mówiła prawdę, to całe porwanie nie miało sensu, a Noelia wpadła w jakąś pułapkę psychiczną (jeśli tak to moge nazwać).
    Jeżeli jednak kłamie, to oznaczać może tylko źle dla głównej bohaterki.
    I na koniec coś co mnie jeszcze mocniej zaciekawiło: czy Noelia zatopi ostrze noża w ciało Kamili? Teraz to już podjudziłaś moją ciekawość :)
    Mam nadzieję, że Noelia się opanuje w ostatniej chwili, a może Kombinator przyjdzie na czas?

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I gratuluję dostania się na studia :)

      No to nieciekawie jak sąsiad miał włamanie :(

      A co do Profesor ... sądzę, że nie jest dobra na wspólniczkę. Za bardzo panikuje, a po drugie mogłaby zaszkodzić Noelii - nawet niechcący.

      Usuń
    2. W końcu nadejdzie taki czas, kiedy będziesz musiała na rozdział poczekać. Niedługo wyjeżdżam na wakacje. ;) Jednak zanim wyjadę, pewnie zdążę napisać ten jeden jedyny.
      Mówiłaś, że przetrzymywanie kogoś nie jest normalne, ale co Noelia ma niby zrobić, co? - albo zabić Kamilę, albo ją więzić. Ciekawe, jak ma ją zabić, skoro Kombinator twierdzi, że jeśli to zrobi, nagada na nią. Teraz przestała myśleć trochę racjonalnie, ale może jeśli zabije Kamilę, znajdzie rozwiązanie. Nid powiem Ci oczywiście, jak to się wszystko potoczy, tylko tyle, że Noelia jest w niezłej dziupli, ale to wiesz. (:
      Jak się więzi człowieka i się nigdy tego nie robiło, wiadomo, że będzie się żyło w ciągłym niepokoju. Samo to, że Noelia dowiedziała się, że ktoś może ją zabić i by przeżyć, sama musi tego kogoś zabić, musi być traumatyczne - więc nie: wykluczone, by Noelia miała wcześniej depresję. Profesor po prostu zauważyła, że coś z nią ostatnio nie tak. Może jej ktoś to nawet powiedział - i to przed rozpuszczeniem plotki. Pewnie zareagowała za szybko i nie powinna mówić dziewczynie o psychologu, ale ludzie tacy są - czasem nie myślą.
      Kombinator by się zaczął raczej domyślać, co jest grane. Pytanie, czy byłby zdolny w jakiś sposób przeciwdziałać temu, że ktoś go wrabia?
      Jaki krótki komentarz w porównaniu z Twoim - ale niektórych rzeczy po prostu nie mogę skomentować bez wypaplania moich planów. :)
      Dzięki. (:
      Profesor zachowuje się jak normalny człowiek. HAha, nie każdy nadaje się do planowania morderstwa i wrabiania wszystkich naokoło.
      Dla sąsiada owszem, nieciekawie, ale przynajmniej jest ta jasna strona - nie włamali się do nas.

      Usuń
  2. Pierwsza część tekstu uświadomiła mnie, że trochę jestem Noelią. To przerażające i pociągające zarazem: mam jak ona. Nie jest mi przykro, gdy słyszę, że zginęło kilkaset osob, ktoś jest chory czy coś. Ludzie zyskują dla mnie znaczenie (mniejsze lub większe) gdy zaistnieją w moim życiu. Czy to robi ze mnie złego czlowieka? Czy jestem czymś, co mogłoby zatopić Titanica? A może każdy tak ma, tylko niektórzy grają, inni dążą tylko za sensacją lub spływa to po nich?
    Noelia jest lodowata. Chce obarczyć winą Kombinatora, a on tylko jej pomagał i ISTNIEJE w jej zużyciu. Stać ją na więcej, jest mądra. Szalona, ale inteligentna - czyż nie takimi są geniusze?
    Profesir to da mnie persona nader pospolita. Znam takich wiele - są zadbane, regulują brwi i nie mówią nic, co kłóciłoby się z szeroko rozumianą etyką. Za ich paznokciami nigdy nie ma "żałoby", nie zatrzymują się, by docenić kunszt wykonania pajęczyny i estetyczne doznania kropel rosy w świetle świtającego Słońca. Nie widzą też, jak pracowite są mrówki i nie doceniają cichego szemrania zegarka na nadgarstku... Ludzie, jakich wiele. Ludzie, do których nie pasuję, którzy mnie nie rozumieją, gdy jaram się jak dzika bioluminescencją i próbuję ogarnąć, dlaczego ludzie próbują przewidzieć przyszłość, nie znają przeszłości. Przez nich (dzięki nim?) człowiek uczy się przyjmować maski - znudzonej studentki, uśmiechniętej kumpeli, osoby zajmującej się frazesami i początkującej, kiedy ktoś się pyta, czy ładne buty kupił. A masek tworzą się setki, w zależności od geograficznego położenia, aktorów, kostiumów, oprawy muzycznej...
    Oj, rozgadałam się. Wróćmy do tematu!
    Metoda Noelii pozostawia wiele do życzenia. Na jej miejscu zainteresowałabym się kwasami - nie ma ciała, nie ma morderstwa, nikt nie będzie robić biomarkerów całego świata. Zwłaszcza, że silne kwasy są tanie, tyljo trzeba umiejętnie je nabyć (nie jestem psycholką, spokojnie xD choć pewnie tak powiedziałaby psycholka. Mamy firmę rodzinną i robimy preparaty mikroskopowe, skalne, stąd moja znajomość technik pozbywania się materii organiczej).

    Lecę do kolejnego, jeszcze 5 stacji i bus :D

    Pozdrawiam, kocham i troszkę nienawidzę za Meksyk w głowie.
    S.

    OdpowiedzUsuń

Template by Elmo